REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. TV

"Kto poślubi mojego syna?", czyli posucha w reality-show

Sam jestem sobie winien, że powodowany ciekawością odpaliłem pierwszy odcinek nowego reality-show TVNu "Kto poślubi mojego syna?". Mogłem w tym czasie grać na grzebieniu albo odcinać główki od zapałek i niewątpliwie bawiłbym się lepiej. 

04.09.2014
18:15
„Kto poślubi mojego syna?”, czyli posucha w reality-show
REKLAMA

Lubię od czasu do czasu obejrzeć jakiś głupkowaty program telewizyjny w stylu "Kuchennych rewolucji" albo "Top Model". Jest to rzecz jasna rozrywka niskiego sortu, ale i taka od czasu do czasu bywa zabawna. Liczyłem, że "Kto poślubi mojego syna?", będący jednym z najbardziej kuriozalnych pomysłów na show, z jakim się spotkałem, też okaże się źródłem nieskrępowanej radości i kolejnym formatem z gatunku "tak głupie, że aż śmieszne". Niestety - nie.

REKLAMA
Bitwa o dom

Z grubsza jest to miks Big Brothera i Randki w Ciemno, w którym czterech facetów szuka swojej drugiej połówki. Plot twist: na randki chodzą ze swoimi mamami, które służyć mają im radą i pomocą przy wyborze tej idealnej kandydatki. Każdy odcinek przynosi jakieś zadanie, postawione przed niewiastami - im lepiej się spiszą, tym większa szansa, że pozostaną w programie. Pilot nie był pod tym względem zbyt spektakularny, bo ograniczył się raptem do rozmowy, podczas której padały tak trudne i wymagające pytania, jak na przykład "czy całujesz się na pierwszej randce" lub "czy potrafisz gotować". Prawdziwa akcja - imprezki, kłótnie, szamotaniny i łzy - pojawi się dopiero w kolejnych odcinkach. Drżę z niecierpliwości.

Uczestnicy to, rzecz oczywista, nieskończenie fascynujące postaci. Jeden z chłopaków chce być mistrzem fitnessu i jest leniwy, drugi lubi strzelać z broni i jak mama podaje mu herbatę. Ich potencjalne partnerki to "silne kobiety", które między innymi "chcą mieć trójkę dzieci", "lubią śpiewać" i "przepadają za tańcem". Mamy głównie narzekają na kandydatki i marzą o tym, aby oddać swoich synków w "dobre, uczciwe, miłe i uśmiechnięte ręce". No nie wiem, mnie tam uśmiechnięte ręce raczej przerażają, ale w sumie ich sprawa. Charyzma i osobowość - te dwa słowa nasuwają się same, gdy zastanawiam się, jak krótko i rzeczowo scharakteryzować bohaterów tego programu.

Bitwa o dom
REKLAMA

Okej, "Kto poślubi mojego syna?" nie jest najbardziej żenującym programem, jaki widziałem. Ustępuje pod tym względem na przykład "Warsaw Shore". Spokojnie może za to uchodzić za definicję nudy, bo ani się tego nie da oglądać na serio, w końcu kogo to obchodzi, ani dla tak zwanej beki, bo - choć się starałem - nic śmiesznego, nawet niezamierzenie, tam nie ma. Siedzą, gadają, a w przerwach mamy wstawki pokazujące, jak to synuś i mamusią są ze sobą zżyci.

Dalej - jak wynika ze zwiastunów - będzie co prawda trochę więcej żerowania na tanich emocjach i wyreżyserowanych skandalików, ale hej, to wszystko już było i przez te trzynaście lat od premiery polskiego Big Brothera zostało przemielone setki razy. Nie ma sensu się szczególnie nad "Kto poślubi mojego syna?" wyzłośliwiać, bo kto ma choć krztynę zdrowego rozsądku, ten nawet nie brał pod uwagę oglądania tego programu. Przestrzegam więc tylko tych, którzy mają masochistyczne zapędy podobne do mnie - to nie jest show, którego szukacie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA