REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Emocje zamknięte w detalu - "Życie Adeli. Rozdział 1 i 2"

Jest taka scena w filmie, kiedy Emma wprowadza Adelę w swój artystyczny i bogaty świat. Mówi jej, że wyłapuje z otaczającej ją teraźniejszości szczegóły, zapamiętuje je i wykorzystuje na nowo w odbieraniu kolejnych bodźców, w tworzeniu. Widać Abdellatif Kechiche obdarzył niebieskowłosą dziewczynę swoją wrażliwością, bo takie patrzenie na rzeczywistość prezentuje w swoim najnowszym obrazie, "Życie Adeli. Rozdział 1 i 2".

30.10.2013
20:43
Emocje zamknięte w detalu – „Życie Adeli. Rozdział 1 i 2”
REKLAMA

Historia rozpoczyna się zupełnie niewinnie i z początku wydaje się być prostą opowieścią o nastoletniej, zagubionej dziewczynie. Pewnego poranka Adela (Adèle Exarchopoulos) wychodzi z domu, spieszy się na autobus, a potem zmierza na lekcje do szkoły. Tam spotyka koleżanki, które - jak to piętnastolatki - bardziej zainteresowane są chłopcami niż lekcją języka francuskiego. Adela wydaje się być nieco inna niż jej towarzyszki - zachowawcza, nie chce mówić o swoich uczuciach i wzbrania się przed swataniem jej z Thomasem, jednym z najprzystojniejszych chłopaków w szkole.

REKLAMA

W końcu, po inicjatywie nastolatka, łączy ich... no właśnie co? Na pewno seks, który okazuje się być rozczarowujący dla dziewczyny. O prawdziwym uczuciu, takim, jakie rodzi się pomiędzy zakochanymi mężczyzną i kobietą, nie ma tu mowy. A wszystko za sprawą jednego spojrzenia i fantazji. Adela, idąc na randkę z Thomasem, spotyka naturalną, z pozoru nieco zadziorną dziewczynę o niebieskich włosach, która przechadza się ostentacyjnie po ulicy ze swoją partnerką. To przypadkowe zderzenie z prawdziwie wyzwoloną i wolną duchem Emmą (Léa Seydoux) odmieni jej życie, samoświadomość i seksualność raz na zawsze.

„Życie Adeli. Rozdział 1 i 2”

"Życie Adeli" zdobyło w tym roku Złotą Palmę w Cannes. Okrzyknięto je tym samym najlepszym filmem roku 2013, ale też filmem bardzo odważnym i takim, jakiego jeszcze widz nie oglądał. Francuska produkcja prezentuje nam sceny seksu, których nie powstydziłby się dobry film erotyczny, czy nawet więcej - pornograficzny.

Julie Maroh, autorka komiksu, który stał się inspiracją do powstania "Życia Adeli", skrytykowała reżysera za sposób prezentacji lesbijskiej miłości. Jej zdaniem Kechiche skupia się tylko na cielesności partnerek kosztem zwrócenia uwagi na problemy środowisk LGBT, ich samoakceptację czy życie w społeczeństwie. Zresztą same środowiska lesbijskie i gejowskie w większości film odrzucają z podobnych powodów co Maroh, zarzucając mu niewiarygodne przedstawienie relacji damsko-damskich. Ale kontrowersje dotyczące filmu sięgnęły jeszcze dalej niźli tylko scen o charakterze pornograficznym. Dwie główne aktorki, Adèle Exarchopoulos i Léa Seydoux oskarżyły reżysera o złe metody pracy na planie, zaznaczając, iż niechętnie będą współpracowały z nim w przyszłości.

Jeśli macie zamiar wybrać się do kina i obejrzeć film na dużym ekranie tylko dlatego, że zachęciły was pikantne sceny z czterema piersiami, nie idźcie. Nie idźcie też wtedy, kiedy brak waszej tolerancji i wrażliwości, przekłada się na olbrzymią chęć zobaczenia dwóch gołych babek, robiących ze sobą to i owo. Nie idźcie, bo nie warto.

Zmarnujecie 16 złotych i czas, podczas którego moglibyście odpalić mniej angażujący "erotyk". Siedząc na sali kinowej, miałam nieodparte wrażenie, że niektórzy podeszli do tego filmu jak do lesbijskiej Bridget Jones, która odsłania tym razem nie tylko wielkie, zabudowane majtki, ale to, co kryje się pod nimi. Nie chcę przez to powiedzieć, że "Życie Adeli" to najlepszy i najbardziej poruszający film, jaki widziałam. Nie. Ale jest to jeden z tych obrazów, które po wyjściu z kina zapadają w pamięć (ostatni raz w moim przypadku było to "Jesteś Bogiem" w reżyserii Leszka Dawida), i o których chce się rozmawiać.

A potem obejrzeć jeszcze raz i jeszcze, aby wyłapać nowe wątki, znaleźć odpowiedź na kolejne problemy.

„Życie Adeli. Rozdział 1 i 2”

Wbrew reakcji Maroh i środowisk LGBT ja te problemy, drugie dno i szerszy kontekst, poza pokazaniem gołych, damskich tyłków, dostrzegam. Podczas wcale nie dłużących się (choć pewnie dla niektórych "przegadanych", ale ja takie filmy lubię i cenię) trzech godzin francuskiego kina możemy obserować ogromną przemianę głównej bohaterki. Adela z broniącej się przed swoją orientacją nastolatki, staje się świadomą swoich potrzeb kobietą.

Dalej mocno emocjonalną, ale dojrzałą i nie tracącą przy tym swojego naturalnego wdzięku. Kechiche choć lubuje się w seksualnej relacji dwóch kobiet, przemyca też inne kwestie. Pokazuje problemy różnic społecznych i światopoglądowych (świetne sceny kolacji u rodziny Emmy, a później Adeli), macierzyństwa i chęci posiadania dziecka, odpowiedzialności w związku i bardzo sprawnie pokazuje, że lesbijska relacja jest taka, jak każda inna i właśnie tak ma prawo być postrzegana. Oddziela tym samym rozwiązłość i "skakanie z kwiatka na kwiatek" od homoseksualizmu, które to zachowania zwykle przypisywane są ludziom tej orientacji seksualnej. Miłość pomiędzy Adelą i Emmą jest trudna, ale piękna.

Napięcie, które aktorki zbudowały na planie, kipi z ekranu i powoduje ciarki na całym ciele. Tak, właśnie to napięcie, ich spojrzenia i delikatne gesty zrobiły na mnie większe wrażenie, niż seks zaprezentowany faktycznie bardzo otwarcie i pokazujący wszystkie zakamarki ludzkiego ciała.

Nie mogę zgodzić się z opinią, że sceny miłości pomiędzy Adelą i i Emmą zostały sfilmowane w sposób hollywoodzki. Ten film jest genialnie naturalny, a detale, zbliżenia, które wychwytuje reżyser są magiczne. Kechiche fenomenalnie konstruuje nawet sceny, kiedy główna bohaterka je spaghetti. One przyciągają wzrok, bo są prawdziwe, a Adela nie konsumuje posiłku jak dystyngowana dama. Dwie kobiety porażają wręcz swoją naturalnością, są zwykłe (nawet pomimo niebieskich włosów Emmy) i tym ujmują widza. Mają pory na skórze, zmarszczki, potargane włosy, odrosty i normalnej barwy zęby.

A że ich seks jest wspaniały?

To dlatego, że one kochają się, są młode i mają jędrne (ale bardzo naturalne) ciała. Scena stosunku Adeli i Thomasa nie wygląda już tak cudownie. Tam od razu widać, że coś zgrzyta, coś jest nie tak, jak być powinno. Czy można mieć pretensje do reżysera o to, że pokazał tak wiele i w taki sposób? Sądzę, że nie, bo bez tych scen film straciłby na wartości. I nie dlatego, że byłby pozbawiony smaczków, ale dlatego, że dzięki nim jest prawdziwy. Oprócz pozytywnych opini, muszę jednak zwrócić uwagę na mały zgrzyt. Reżyser z niewiadomych powodów poucinał pewne wątki (mało ważne? za długi film? działanie na wyobraźnie widza?) oraz dokonał dziwnego zabiegu z czasem. W pewnym momencie po prostu uświadamiamy sobie, że minęło parę ładnych lat, a nie kilka miesięcy. To nieco popsuło mi odbiór filmu, ale ostatecznie moje emocje i zaangażanie wzięły górę. Z kina wyszłam poruszona.

REKLAMA

Polecam "Życie Adeli" wszystkim tym, którzy potrafią spojrzeć na tę produkcję, jak na historię o trudach miłości, dorastania i dojrzewania w świecie popieprzonych nastolatków. Nie spodoba się każdemu, a część z was wyjdzie z sali pewnie znudzona, bo akcja przez sporą część filmu toczy się w zerknięciach, kontekstach i pojedynczych rozmowach. Nie ma tu miejsca na dynamiczne obrazy i dosłowność. Jest za to nostalgia, wrażliwość i detal.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA