REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki /
  3. Audiobooki

"Karolcia", "Dzieci z Bullerbyn" i inne książki z dzieciństwa...

Pamiętacie tę irytację, gdy jakiś czarny charakter naśmiewał się z pokraczności bolidu Pana Samochodzika i czystą radość, kiedy okazywało się, że nikt nie podskoczy amfibii na bazie potężnego Ferrari 410 Superamerica? Swoją drogą do dziś się dziwię, że Pan Samochodzik, znany przecież z akceptacji PRL-owskiego systemu, członkowstwa w ORMO i przyjaźni z Milicją Obywatelską, nie jeździł jakąś podrasowaną, czarną Wołgą. Udało mu się oszukać system, ale przecież nie o to chodzi. Nawet gdyby był pierwszym sekretarzem KCPZPR i tak byśmy go kochali, bo to bohater naszego dzieciństwa. Superman, Spider-Man, Batman? Bez żartów! Przy Panu Tomaszu wymiękali w przedbiegach!

12.04.2013
19:45
„Karolcia”, „Dzieci z Bullerbyn” i inne książki z dzieciństwa…
REKLAMA
REKLAMA

Oto krótka lista szczęścia w postaci najlepszych przebojów książkowych sprzed lat, przeznaczonych dla dzieci i młodzieży. Zaraz, zaraz, sprzed lat? Może i tak, ale czy ktoś z całą stanowczością może powiedzieć, że są niemodne, staroświeckie i nieaktualne? Nikt się nie wyrywa do odpowiedzi? Jakoś wcale mnie to nie dziwi...

Ta lista jest oczywiście za krótka. Byłaby taka nawet wówczas, gdybyśmy uwzględnili nie pięć a pięćdziesiąt najlepszych książek. W końcu powstawały one na przestrzeni kilku dziesięcioleci, a niektóre pozycje czytali nasi rodzice oraz dziadkowe i wciąż są aktualne. To jedna rzecz, ale gorzej, że gros niezapomnianych tytułów wciąż nie doczekało się premiery w wersji elektronicznej lub audio. Jedyna drogą ich zdobycia to przeszukiwanie internetowych portali sprzedażowych w rodzaju Allegro lub bardziej czasochłonne wertowanie starszych publikacji w antykwariatach. Tak jest między innymi ze wspaniałą książką Romana Pisarskiego „O psie, który jeździł koleją”, która doczekała się wznowień jedynie w wersji papierowej, naprawdę szkoda. Podobnie rzecz ma się ze „Sposobem na Alcybiadesa” Edmunda Niziurskiego. Powieść młodzieżowa z połowy lat 60. ubiegłego wieku została nawet zekranizowana, trafiła na duży i mały ekran, ale elektronicznej lub dźwiękowej wersji książki wciąż nie ma na rynku. Jak wielu innych. Wydawcy e-booków i audiobooków mają szerokie pole do popisu.

A oto nasza wielka piątka. Pamiętacie?

„Karolcia” Maria Krüger

Kiedy masz siedem lat „Karolcia” wydaje się bardzo grubą książką, ale to nie ma znaczenia. To jedna z tych książek, które w dzieciństwie są bardzo ważne i pozostawiają na zawsze coś magicznego w sercu. Przywołuje pamięć beztroskich czasów, których historyjka o dziewczynce z niebieskim koralikiem jest nieodłączną częścią, jak wspomnienie smaku włoskich lodów w rożku, które wydawały się takie wielkie w dziecięcych dłoniach, albo niekończących się zabaw na podwórku i smaku zielonych jabłek z obleganych przez dzieci drzew.

Które dziecko nie chciałoby, aby każde jego życzenie zostało spełnione? Do dziś z uśmiechem przypominam sobie długą listę życzeń, jaką pracowicie zapisywałem w tajemnicy przed rodzicami, na okoliczność gdybym czasem ja też znalazł niebieski koralik. Nie pamiętam co było na pierwszym miejscu, ale na drugim naskrobałem prośbę o to, żeby mój pies wyzdrowiał. Nie znalazłem wówczas niebieskiego koralika, chociaż dzięki książce zrozumiałem, że nie o to chodzi. Powieść Marii Krüger pozwala zrozumieć dziecku, że siła czarów tkwi w nim, a nie w koraliku. Czy to nie piękne przesłanie?

„Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren

Dlaczego książeczka o sześciorgu dzieciaków z małej, szwedzkiej wioski, jest taka wyjątkowa? Może dlatego, że wszystko co robią, a są to zwykłe rzeczy, jakie każdego dziecko wówczas robiło, jest wspaniałą przygodą i pretekstem, aby lubić się nawzajem jeszcze bardziej. Łowienie raków w rzece, chodzenie do szkoły, wysyłanie wiadomości za pomocą sznurka, Gwiazdka - to niekończący się karnawał w sercach i umysłach małych mieszkańców Bullerbyn.

Dorosły człowiek jest stateczny, musi oddać wiele z tej spontaniczności, ciekawości i pierwotnej, tak silnej radości, którą kipią dzieci, ale przecież pamiętamy, że było niegdyś inaczej. To są miłe wspomnienia. Tym samym szczęściem tchnie książka Astrid Lindgren, pozytywnym wibracjami. Jednocześnie uczy czegoś niezwykle ważnego. Że szkoła jest fajna, warto się uczyć i mieć prawdziwych przyjaciół. Czy nie chcielibyśmy tego samego, będąc już dorosłymi?

„W Dolinie Muminków” Jansson Tove

Jedna z pierwszych „poważnych”, dziecięcych książek, i trochę straszna. Kto nie pamięta Buki i niepokojących Hatifnatów? Przypomnijmy zresztą co mówiła o nich Mama Muminka: „To taki rodzaj trollowatych zwierzątek. Przeważnie są niewidoczni. Czasem siedzą pod podłogami u ludzi i kiedy wieczorem robi się cicho, słychać, jak tam drepczą i szurają. Ale najczęściej wędrują dookoła świata, nigdzie się nie zatrzymują i nic ich nie obchodzi. Nigdy się nie wie, czy Hatifnat jest wesoły czy zły, zmartwiony czy zdziwiony. Jestem przekonana, że nie mają w ogóle żadnych uczuć”. Czy wy również przykładaliście ucho do podłogi próbując wyłowić te szmery i szuranie? To jedno z najbardziej niepokojących wspomnień z mojego dzieciństwa ale chyba nie ma łagodniejszego sposobu, aby ledwo odstający od ziemi szkrab dowiedział się, że świat to nie tylko same dobre i miłe rzeczy.

Muminki takie właśnie były. Pod warstwą wesołej historyjki kryło się dużo dorosłych prawd, może dla dziecka jeszcze nie do końca zrozumiałych, jednak dających malcowi do myślenia, np. : „Nie jesteś już zbieraczem. Jesteś tylko posiadaczem, a to wcale nie jest równie przyjemne.” Właściwie to niejeden dorosły nie rozumie lub przestaje z czasem rozumieć to ważne zdanie, a takich myśl jest w Muminkach bez liku. Mówiąc krótko, historia Tove Jansson nieodmienne zachwyca i oczarowuje. To dobra książka i nawet jeśli momentami straszy to przecież w domu Mamusi i Tatusia Muminka jest zawsze bezpiecznie i można liczyć na pomoc oraz przyjaźń.

„Czarne Stopy” Seweryna Szmaglewska

Ruch harcerskich chyba nigdy nie miał lepszej reklamy, i to w czasach, gdy reklama oznaczała co najwyżej czarno-białe ogłoszenie w gazecie codziennej lub szarobury szyld nad drzwiami do harcówki. Nie było wówczas public relations, mediów społecznościowych i całej cyfrowej rzeczywistości, która teoretycznie zbliża nas do wszystkiego ale w gruncie rzeczy oddala od siebie nawzajem. Były za to wspólne kolonie, wyjazdy harcerskie i prawdziwe zabawy. Kto jeszcze dziś bawi się w podchody? „Czarne Stopy” to książka napisana z ogromnym poczuciem humoru, o grupie chłopaków z zastępu, którego nazwa jest tytułem powieści. W tej historii ciągle coś się dzieje, przygoda goni przygodę, aż do momentu pojawienia się „Leśnego Oka”, kiedy robi się bardziej tajemniczo i odrobinę mrocznie.

Każdy z bohaterów jest trochę inny, miewają różne problemy ale z powieści Seweryny Szmaglewskiej można dowiedzieć się, że nawet jeśli ktoś jest zagubiony i błądzi, z pomocą innych, dzięki życzliwości i wsparciu, może odnaleźć siebie i ujawnić swe najlepsze strony. Czy to banał? Szczera przyjaźń nie jest banalna ani nudna. Dzięki „Czarnym Stopom” dzieci mogą się tego dowiedzieć a starsi… być może przypomnieć, że tak naprawdę jest.

"Pan Samochodzik i Templariusze” Zbigniew Nienacki

Przygód Pana Samochodzika jest bez liku i mam silne przekonanie, że miłość do motoryzacji wielu dorosłych mężczyzn została zaszczepiona jeszcze w dzieciństwie przez autora serii, Zbigniewa Nienackiego. Czy to było odwzajemnione uczucie nie wiem, bo późno zrobiłem prawo jazdy, ale na pewno chciałem mieć takich samochód jak Pan Samochodzik i oczywiście przeżyć choć jedną z jego przygód. Zresztą, który chłopak i dziewczyna nie chcieli?

Nawet dziś Pan Samochodzik nic nie stracił ze świeżości, chociaż tamten świat odszedł. To dawne dzieje, czasy kiedy łatwiej było spotkać turystę niż zmotoryzowanego kierowcę. O korkach, fast foodach i kartach kredytowych nikt nie słyszał, a wyjazd na wakacje kojarzył się z zielonym lasem i rzeką, ewentualnie domem dziadków gdzieś na wsi i widokiem szpaków na drzewach czereśni. Nikt wówczas nie przesiadywał całych dni przed komputerem, grając do bólu w jakieś MMO. Nie było też możliwości wyjechać na nerwowe wakacje w Egipcie. Co najwyżej można było załapać się na wypoczynek pod przysłowiową gruszą, albo, szczyt szczęścia, pojechać z rodzicami rozklekotanym, dużym fiatem, w demoludy.

REKLAMA

Pan Tadeusz był mistrzem, gigantem na miarę Sherlocka Holmesa, ale takim swojskim, krajowym i rodzimym. Odkrywał zagadki, łapał złoczyńców i zarażał młodych czytelników zamiłowaniem do historii niejako przypadkiem, z humorem, poprzez arcyciekawe przygody. Oczywiście był też Pan Tomasz nieco moralizatorski, zawsze układny, szczery, dobry i uczciwy, czyli, na dzisiejsze standardy nieprawdziwy, ale gdy masz dziesięć lat, bardzo mocno wierzysz, że takie osoby istnieją. I tę wiarę warto przekazać dzieciom. Wystarczy pokazać im jedną z przygód Pana Samochodzika. To wciąż działa i będzie działać dopóki nie zabraknie dzieci na świecie...

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA