REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Morderca dzieci czy bohater? Historia pewnego snajpera

Dziś, kiedy świat z niepokojem obserwuje pewnego niedojrzałego szaleńca prężącego muskuły, szukamy pewnego punktu zaczepienia, ostoi. W takiej sytuacji chętnie sięgamy po historie zwykłych żołnierzy, obrońców pewnych wartości, gotowych oddać oddać życie za wolność i bezpieczeństwo.

09.04.2013
10:00
Morderca dzieci czy bohater? Historia pewnego snajpera
REKLAMA

Nic tak nie uspokaja, jak świadomość, że nasze bezpieczeństwo tkwi w dobrych rękach. W takich hagiografiach lubują się Amerykanie, ale po ociekające patosem opowieści sięgają także czytelnicy urodzeni poza krajem gwiaździstego sztandaru.

REKLAMA

Jako statystyczny Polak raczej z dystansem podchodzę do tego typu literatury. Na dobrą sprawę ostatnim konfliktem zbrojnym w którym nasi wojacy walczyli o swoją sprawę była II wojna światowa, nie do końca zakończona po naszej myśli. W latach 70. i 80. zaczęto publikować masę wspomnień żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego i AK (oczywiście tylko tych, którzy po rozbiciu swojego oddziału znaleźli się w Armii Ludowej) - wystarczy zobaczyć dział historyczny w najbliższym antykwariacie, by się o tym przekonać. Siłą rzeczy patriotyczne eposy nie zagościły na dobre w kanonie narodowej literatury. Trochę szkoda.

Zupełnie inne pole do popisu mają Amerykanie. Od upadku Berlina nie było w historii USA dekady, w której ten kraj nie angażowałby się w działania zbrojne. Gdziekolwiek na świecie zaczyna się robić nieciekawie, tam pojawia się armia Stanów Zjednoczonych. W jej strukturach znajdują się elitarne jednostki, a jedną z nich jest Navy SEALs. To właśnie do "fok" należał Chris Kyle - najskuteczniejszy snajper w historii U.S. Army, który spisał swoje wspomnienia w  "Celu snajpera".

160 śmiertelnych trafień na koncie. Oficjalnie, bo faktyczną liczbę uśmierconych wrogów szacuje się na 255. Ta nieprawdopodobna ilość zabitych ludzi zwykłego człowieka szokuje, ale z lektury autobiografii jasno wynika, że dylematów przed pociągnięciem spustu Kyle nie miał.

Wyobraź sobie stereotypowego chłopaka z Teksasu, wychowanego w religijnej rodzinie, od małego przyzwyczajonego do trudów pracy na ranczo i do polowań, który Boga, ojczyznę i rodzinę uważa za najważniejsze wartości w życiu. O takim archetypie pisał Marek Wałkuski w "Wałkowaniu Ameryki" (przeczytaj opinię Ewy Sołtysiak). Chris Kyle na taką właśnie postać się kreuje - wizerunek tak sztampowy, że wydaje się nierealny.

REKLAMA

"Cel snajpera" zaskoczył mnie wartką narracją i dobrym tempem akcji. Na pewno duża w tym zasługa redaktorów, ale nie wątpię, że bohater w SEALsach nauczył się również ciekawie opowiadać historie. Wraz z Kylem wędrujemy po drabinie jego wojskowej kariery: od szkolenia zwanego hell week, po rzucenie w wir wojny w Iraku. Klisze z pola walki przeplatane wspomnieniami żony czyta się znakomicie, a wstawki uzasadniające działanie pobudkami patriotycznymi są niezwykłe z kilku powodów. Po pierwsze zaskakiwać może prostolinijność argumentacji, może nawet - ostre słowo - bezrefleksyjność. Z drugiej strony Chris Kyle jakby chciał się usprawiedliwić pro forma przed opinią publiczną. On po prostu nie rozumie, dlaczego ludzie wychodzą na ulice, palą amerykańskie flagi, a żołnierzy kontyngentu nazywają "zabójcami dzieci". Wojna to walka dobra ze złem, a on do eliminacji tego zła został wyszkolony.

Chris Kyle był fascynatem broni i wbrew własnej woli stał się istotnym argumentem w dyskusji na temat ograniczenia jej dostępności. Kyle w lutym tego roku został zastrzelony na strzelnicy przez znajomego żołnierza, cierpiącego na stres pourazowy. Nie przesadzę, jeśli powiem, że taki żołnierz jak on zasługiwał na lepszą śmierć.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA