REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Gra o Tron - Oda do Tyriona Lannistera

Sympatyzowanie z jakąkolwiek postacią ze stronnic prozy Georga R.R. Martina jest wyjątkowo trudne. Jeśli po kwalifikacjach w formie kilku epizodów wyłoni się ta ulubiona, to kolejny nieoczekiwanie wysyła ją do zaświatów. Survival w postaci kaprysów pisarza wyjątkowo dzielnie znosi jeden z przedstawicieli rodu Lannisterów.

04.04.2013
17:00
Gra o Tron – Oda do Tyriona Lannistera
REKLAMA
REKLAMA

Lord Varys: Zawsze nienawidziłem dźwięk bijących dzwonów. Zwiastują horror, śmierć króla i miasto w stanie oblężenia.

Tyrion: I ślub.

Lord Varys: Dokładnie.

Serialowa adaptacja Gry o Tron wywiązuje się ze swojej roli znakomicie, z jednej strony umiejętnie przenosząc ducha wykreowanego uniwersum, z drugiej przynosząc wymierne profity wynikające z rosnących słupków oglądalności. Mimo bazowania na solidnym, książkowym fundamencie i pokaźnej ilości postaci, to jedna z nich wydaje się łączyć w sobie wiodące charaktery z pozostałych, serialowych złodziei czasu.

Newsy z Westeros śledzę na bieżąco, tj. w trybie rocznym jaki serwuje telewizja HBO. Spore luki czasowe bezlitośnie zajmują inne produkcje, które oglądam z racji „bo chcę w końcu wiedzieć, kto jest tą nieszczęsną matką”, bądź po prostu „bo trzymają poziom”. Zestawiając pewne chlubne grono, można dojść do wniosku, że niezależnie od realiów i ciśnienia na produkcję kolejnych sezonów – obowiązuje pewien schemat bohatera tragikomicznego.

Mając nadzieję, że uniknę rychłej dekapitacji szykowanej przez wyznawców powieści Martina to ośmielę się na pewne porównanie. Brzmi ono: Tyrion Lannister to osobowościowe skrzyżowanie doktora House’a i Charliego Runkle z Californication. House przez wzgląd na ten sam rodzaj wyznawanej ideologii, zaś drugi w kolejce – manager Hanka Moody’ego, który winien dorobić się serialu, sygnowanego własnym nazwiskiem. Charlie z sezonu na sezon to ofiara scenarzystów, którzy notorycznie konfrontują perwersyjnego komedianta z coraz bardziej absurdalnymi, wciąż jednak  zabawnymi sytuacjami.

Nadworny błazen, kobieciarz, mistrz ciętej riposty. Skrótowa charakterystyka w przedstawieniu profilu Tyriona Lannistera. Bohater, dla którego los nie okazał się zbyt łaskawy, zachowujący jednak zdrowe, momentami nazbyt cyniczne podejście do rzeczywistości. Realia sprezentowane przez Martina nie pozwalają mimo wszystko na inny rodzaj konfrontacji z realnym światem, jak poprzez ironiczne i dosadne komentarze. Dokładnie takie jakie padają z ust półczłowieka.

Lannister nieoczekiwanie doczekał się też "dedykowanej" piosnki od Mumfordów:

REKLAMA

Tyrion mimo właściwej, politycznej roli na stronach powieści, swoją obecnością nieodłącznie wiąże się z rozładowaniem napięcia i wprowadzeniem niemal komediowej atmosfery. Pośród kolejnych knowań, intryg i sięgania po „najostrzejsze” środki perswazji, to przedstawiciel rodu Lannisterów zgrabnie i w bezkompromisowy sposób podsumowuje napotkany stan rzeczy. Przy tym wszystkim stanowi typ hedonisty, który uzupełnia się z wspomnianym modelem bohatera tragikomicznego.

Koniec drugiego sezonu przyniósł niepokojące rozstrzygnięcia, które znów mogłyby potwierdzić regułę, charakterystyczną dla twórczości Martina. Po prostu „nie przyzwyczajaj się do bohaterów”. Tyrion szczęśliwie kontynuuje pochód pośród żywych, znów racząc docinkami w kolejnym już sezonie. Faworyt w subiektywnym rankingu postaci, za co dziękuję w równym stopniu stworzycielowi z piórem, jak i Peterowi Dinklage, za udźwignięcie „ciężaru” postaci.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA