REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Cyfrowe nowości muzyczne: powrót Hurts, wysoka forma Foals

Tym razem przyglądamy się powrotowi muzycznego odkrycia sprzed 3 lat, nowemu wydawnictwu ulubieńców brytyjskich magazynów muzycznych, a także dwoma energetycznymi singlami.

15.03.2013
16:57
Cyfrowe nowości muzyczne: powrót Hurts, wysoka forma Foals
REKLAMA
REKLAMA

Poza tym, odrobinę zmieniam formułę tego zostawienia - od teraz, mimo że będę monitorował głównie Spotify i Deezera, tak jak dotychczas, to jeśli coś ciekawego pojawi się także w innym serwisie (np. Soundcloud, YouTube, Bandcamp, etc.), nie zamierzam wówczas odmawiać sobie omówienia tego materiału.

Zaczynamy od duetu Hurts, który zabłysnął w 2010 płytą “Happiness”, z której pochodzi niesamowicie popularny singiel “Wonderful Life”, pojawiający się na każdym mozliwym facebookowym fanpejdżu jeszcze przed erą powodzi “Somebody I Used To Know”.

Muzyka Brytyjczyków to dosyć odtwórcze połączenie chłodnych klimatów znanych z muzyki new romantic i o wiele cieplejszych, całkiem współczesnych popowych brzmień. I nowa płyta, “Exile”, robi krok raczej w tym drugim kierunku, bo choć członkowie zespołu kamiennymi twarzami i mrokiem okładki nie ustępują np. wczesnemu Depeche Mode, to muzyka na płycie brzmi trochę jakby Adam Young z Owl City nasłuchał się trochę Muse, a potem próbował to co usłyszał usilnie nasladować. Jest zatem dosyć przebojowo i lekko na początku, środek płyty to odrobinę cięższe klimaty, przywodzące na myśl dokonania wspomnianego Muse z okresu po wydaniu fatalnej płyty “The Resistance”, natomiast zamykają “Exile” dosyć rzewne i usypiające ballady. I ogólnie nie jest to zły krążek, a panowie tu i tam wciąż zdradzają drzemiący w tym duecie potencjał - jednak, podobnie zresztą jak to jest z przywoływaną tu przeze mnie kolejny raz grupą Matta Bellamy’ego, cała ta wszechobecna powaga i teatralna wręcz dramatyczność mające pewnie zaangażować emocjonalnie słuchacza, wydają się zupełnie nieszczere i przeradzają się błyskawicznie w nieznośny patos. I choć znajdą się tu momenty, kiedy wcale nie musiałem zgrzytać na to zębami, a wręcz przeciwnie - to wydawnictwo to niestety spisuję na straty i czekam na płytę, która nie będzie ekwiwalentem ponurego emo-nastolatka, obrażonego na cały zły i okrutny świat.

Odsłuchaj na: Spotify | Deezer | WiMP

No to jeśli wspomniałem o zespole, który całkiem lubię wydającym słabą płytę, to może teraz, dla odmiany, odwrotna kombinacja. Nigdy nie przepadałem za muzyką Foals. Ich debiut, “Antidotes” nie trafił do mnie kompletnie, wydał mi się pozbawiony duszy, zupełnie jakby grupa robotów nagrała matematycznie wyliczone kompozycje wg jakiegoś niezrozumiałego algorytmu. Najwyraźniej byłem ze swoją niechęcią przypadkiem całkiem odosobnionym, bo album przyjął się nieźle, a zespół zdobył spory rozgłos. Kulminacja popularności Foals przyszła jednak z drugim krążkiem, “Total Life Forever”, który również mnie specjalnie nie porwał, ale musiałem niechętnie pokiwać głową z uznaniem nad jakością paru kompozycji, m.in. nastrojowego “Spanish Sahara” czy hipnotyzującego “This Orient”.

Foals faktycznie rozwinęli się od czasu debiutu, a ich muzyka stała się naprawdę intrygująca. Najnowszy krążek grupy to krok dalej w tym (dobrym) kierunku - “Holy Fire” jest zdecydowanie najlepszym albumem w dorobku zespołu i nawet taki hejter jak ja musi potulnie pochylić czoło nad tym dziełkiem, ujmującym swoją różnorodnością i zmysłem do łączenia dancepunkowej energii spod znaku The Rapture z kompozycyjnym kunsztem, dbałością o aranżacyjne smaczki i wędrowaniem po rożnych muzycznych stylistykach. Okazuje się, że byłem w błędzie i warto było dać chłopakom kredyt zaufania - ale nic straconego, jestem pewien, że to nie ostatnie słowo ze strony Foals.

Odsłuchaj na: Spotify | Deezer | WiMP

Pierwszy singiel, jaki mam przyjemność zaprezentować w tym tygodniu, już zdążył się przetoczyć jak burza przez rozmaite YouTuby, Facebooki i inne systemy polecania sobie wschodzących gwiazdek na dorobku. Utwór “Pompeii” grupy Bastille to na dobrą sprawę nic nowego - podobnych wykonawców grających podobne piosenki ostatnimi czasy pojawiło się sporo, w tych samych klimatach poruszają się np. Two Doors Cinema Club, Imagine Dragons, Alex Clare czy Young the Giant.

Zaletą “Pompeii" i powodem, dla którego utwór ten szybko zdobył sporą popularność, jest jego dosyć oryginalne brzmienie, podkreślone absurdalnie brzmiącym chórkiem, który zresztą otwiera cały kawałek. Ale jakimś cudem, wszystko to ze sobą gra, a piosenka jest cholernie chwytliwa i nie pozwala uciec z głowy. Ot i cała tajemnica. I radzę się z “Pompeii” czym prędzej zapoznać, bo kwestią czasu jest, gdy będzie lecieć dosłownie wszędzie.

Odsłuchaj na: Spotify | Deezer | WiMP

Zaczęliśmy od popowej rewelacji z 2010, zamknijmy zatem to zestawienie alternatywnym objawieniem 2010. Wavves ze swoim “King of the Beach”, wypełnionym hałaśliwymi, ale przebojowymi piosenkami idealnie wpasowało się w pokolenie słuchaczy, którzy wychowali się na pop-punkowym hałasie wczesnego The Offspring czy Green Day (jeszcze zanim oba zespoły zamieniły sie w swoje własne karykatury) i jednoczesnie jakimś cudem, zamknęli w swoim albumie klimat słonecznej Kalifornii rodem z lat  90-tych.

Kurs został zatem obrany i nie zmienił się do dziś, bo “Demon to Lean On” - nowy utwór, zwiastujący premierowy materiał “Afraid of Heights” to również bezkompromisowa, przebojowa i trochę nawet staroświecka jazda po punkowych klimatach, idealny podkład do jakiejś buddy comedy z akcją dziejącą się na amerykańskim koledżu, stojacym niedaleko pełnego surferów nadbrzeża oceanu. Szukuje się idealna płyta na słoneczne lato i sam nie wiem, czy bardziej oczekuję właśnie poprawy pogody, czy tego krążka.

Odsłuchaj na: SoundCloud

REKLAMA

Tyle na dziś - mam nadzieję, że znaleźliście coś dla siebie, a na kolejne zestawienie zapraszam już za tydzień.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA