REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Jak zniszczyć premierę własnego tytułu, czyli debiut SimCity na Origin

Wszystko zapowiadało się jak bajka – pozytywne recenzje w mediach, kosztowna kampania reklamowa, pokaźna ilość zamówień przedpremierowych. Było idealnie, całość zapięta na ostatni guzik. EA zapomniało jedynie sprawdzić własne podwórko, które całkowicie zepsuło wrażenie z premiery. Serwery nie wytrzymały, Origin dał ciała. Zamiast jednej z premier miesiąca mamy niesmak, który odbił się echem wśród graczy na całym świecie.

07.03.2013
19:37
Jak zniszczyć premierę własnego tytułu, czyli debiut SimCity na Origin
REKLAMA

BĘDĘ GRAŁ W GRĘ! CHYBA JEDNAK NIE

REKLAMA
sim2

Amerykańska premiera nowego SimCity miała miejsce właśnie dzisiaj. Sam swój egzemplarz zakupiłem już wczoraj, niestety, będę mógł położyć na nim łapska dopiero w czwartek, kiedy ma miejsce europejska premiera gry. Wychodzi na to, że właśnie w tym samym czasie swoją zabawę z SimCity rozpocznie wielu amerykańskich graczy, ze względu na to, że zakupiony produkt jest po prostu niemożliwy do pobrania. Istnieją również problemy z logowaniem bądź serwer wyrzuca nas z gry po pewnym czasie, działając w kratkę. No ale po kolei:

Origin czy Steam, w wypadku każdej dużej premiery gracze, którzy zakupili tytuł wcześniej, mają możliwość pobrania go na dysk twardy w parę dni przed możliwością uruchomienia. Wszystko po to, aby nie musieć czekać, aż ściągną się wszystkie pliki, gdy chcemy przetestować swój najnowszy zakup. Jest to bardzo wygodne dla klientów, odciąża również serwery, które przy premierach tytułów z najwyższej półki dostają niemały wycisk. Takie rozwiązanie panuje już od wielu lat, nie jest niczym nowym. Możliwość pre-instalacji miało Dead Space 3, miał też najnowszy Crysis. W wypadku SimCity, tej opcji zabrakło. Dlaczego? Jedna z szych Origin, Marcel Hatam, w błyskawicznym wywiadzie przyznał, że jest świadom co do braku możliwości pre-instalacji SimCity i przeprasza za to. Powodów podjęcia takiej decyzji nie stwierdzono.

INTERNET STRIKES BACK

sim3

Niemożliwość uruchomienia SimCity czy komfortowej gry bez problemów z serwerami doprowadził wielu amerykańskich graczy do szewskiej pasji. Forum i dział obsługi technicznej EA oraz Origin zostały zalane falą zasłużonego hate-u i krytyki. Do masowego potępienia przystąpiły również inne osoby związane z branżą gier.

Dla przykładu, twórca FEZ-a w bardzo nieparlamentarnych wyrażeniach dał upust swojemu gniewowi, pisząc, że to absurd, aby nie mógł zagrać w grę, która z założenia jest przygotowana dla samotnego gracza, w praktyce wymaga jednak STAŁEGO połączenia z Internetem. Autor Super Meat Boy-a poszedł o krok dalej i zaproponował 100 dolarów dla pierwszej osoby, która pokaże mu, jak spiracić jego kopię SimCity, aby nie musiał dłużej męczyć się z zabezpieczeniami DRM oraz logowaniem na serwery EA. Swoje dołożył również Notch odpowiedzialny za Minecrafta, solidaryzując się w bólu z graczami, którzy tyle czasu czekali na ten tytuł, aby później nie móc w niego zagrać. Błyskawiczna była również reakcja serwisu Polygon, który z początkowej oceny 9.5 odciął hitowi od Maxis 1,5 punktu, właśnie za problemy związane z premierą.

A NEW HOPE

sim4
REKLAMA

W momencie pisania tego tekstu sytuacja zaczyna się stabilizować. Niestety, za ledwo zipiące, ale jednak działające serwery przypłacili gracze, którzy jeszcze nie ściągnęli swojej kopii SimCity. Sztucznie obniżona prędkość pobierania to jeden z czynników, który pozwolił stać na niepewnych nogach serwerom. Warto zauważyć, że nawet, jeżeli amerykańscy gracze ściągnęli wszystkie niezbędne pliki, pomyślnie się zalogowali oraz rozpoczęli rozgrywkę, nie jest pewne, czy będą mogli wrócić do swoich wirtualnych miast następnego dnia. Wszystko przez wymóg stałego połączenia z Internetem, gdzie zapisują się nasze stany gry. Jeżeli serwer pada i nie wyrzuca nas z gry, możemy bawić się w burmistrza dowoli, ale wszystkie postępy najzwyczajniej w świecie nie zostaną zachowane. Na ten moment EA twierdzi, że gracze, którzy wciąż mają problemy, stanowią zdecydowaną mniejszość. Czyli kwestia wciąż jest nierozwiązana. Elektronicy dali ciała po całości. Na całe szczęście wydawcy zarzekają się, że wyciągną wnioski z amerykańskiej premiery i nie dopuszczą do powtórki, kiedy europejscy gracze będą mogli uruchomić swoje egzemplarze. Cóż, trzymam ich za słowo. Z sadystyczną dokładnością będę testował ich serwery, sprawdzając, na ile to tylko czcze gadanie. Tak czy siak – kpina.

Premiera SimCity to kolejna z kompromitacji Elektroników. Świetny marketing i naprawdę dobra gra nie wystarczą, jeżeli w tytuł wbudowane zostają zabezpieczenia DRM wymagające stałego połączenia z Internetem, przykryte pod płaszczykiem zbędnych elementów społecznościowych. Chcecie na bieżąco monitorować graczy i walczyć z piractwem? W takim razie miejcie ku temu nie tylko narzędzia, ale również możliwości. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA