REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Amerykański underground w tle nowego Myspace

jamie1
12.02.2013
16:34
REKLAMA

Na stronie głównej Myspace pojawia się gigantyczny odnośnik zachęcający nas do posłuchania najnowszego albumu Jamiego Lidella. Jak na taki rozmach promocji przychodzi na myśl jedno pytanie – kim do jasnej ciasnej jest Jamie Lidell?

REKLAMA

Największy szok można przeżyć, gdy przeczytamy, że Jamie na scenie muzycznej jest już od 1997 roku. Ten Brytyjczyk mieszkający obecnie w Nashville w Ameryce rozpoczął karierę od nakładania kilku warstw swojego głosu na piosenkę, wcielając się we wszystkie możliwe instrumenty – zatem zainspirowane soulem utwory były w tle wzbogacane profesjonalnym beatboxem.

W późniejszych utworach nie zaprzestawał tych inspiracji. Piosenka Multiply, rozpropagowana dzięki serialowi „Chirurdzy” brzmi jakby była podróżą w czasie do początków soulu i bluesu, zaś A Little Bit More, którą korporacja Target wykorzystała do swoich reklam na amerykańskim rynku, to już beatboxowy miód dla uszu wmieszany trochę we współczesne R’n’B. To kawał dobrej muzyki!

jamie_lidell

Lidell ma wzięcie wśród alternatywnych artystów. Współpracował między innymi z Feist, Gonzalesem czy Mocky. Prawda, że znane nazwiska? Jak ktoś jednak nie pamięta, pierwsza wymieniona artystka nagrała piosenkę tytułową do filmu „Zakochany Paryż”. Ale Jamie pozostawia również ślady na bardziej komercyjnym polu. Utwór Compass, z płyty o tej samej nazwie, pojawił się na oficjalnej ścieżce dźwiękowej do westernowego przeboju na konsole „Red Dead Redemption”.

REKLAMA

Historia ciekawa. Artysta w Polsce nieznany, a jednak jest czar w jego przeszłości. Jego najnowszy album dostępny od odsłuchu na Myspace (zatytułowany po prostu „Jamie Lidell”) to rzeczywiście coś wyjątkowego. Muzyk włącza wehikuł czasu i przenosi słuchaczy do lat starego funku i soulu. Surowa elektronika w tle, chwytliwe rytmy i swingujący głos Jamiego idealnie wpasowują się w klimat. Gdyby porównać ten album do jakiegokolwiek artysty to na myśl przychodzi niesamowity Jamiroquai. Ale Lidell potrafi się bawić dźwiękiem i emocjami. Ucieka od standardu i ucieka w melodykę podkładów Vanilla Ice i Jamesa Browna w „You Naked”, wyśmiewa się z dubstepu w „So Cold” i puszcza „starego winyla” z głębokim beatem, trąbkami oraz klarnetem w „why_ya_why”. „Jamie Lidell” to krążek niezwykle oryginalny.

Lidell powiedział kiedyś, że to nie tylko od muzyki zależy popularność artysty, lecz od jego osobowości. Jednak głos Jamiego w pełni oddaje ekspresję jego charakteru. Dobrze, że Myspace zdecydował się na promocję tego muzyka. Po trzykroć, warto!

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA