REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

TrójKONt, czyli konwent w Trójmieście

27 stycznia. YMCA Gdynia (która, jak twierdził Loon, nie okazała się siedzibą stowarzyszenia homoseksualistów). Godzina dziewiąta trzydzieści rozpoczęła trzecią edycję konwentu fantastyki o nazwie TrójKONt. Genezę nazwy odsuńmy na bok, gdyż przed nami kolejne bite, prawie, że jedenaście godzin prelekcji, LARPów i innych atrakcji.

11.03.2010
14:07
Rozrywka Blog
REKLAMA

Specjalny agent wywiadu Playback.pl (czytaj ja) do Gdyni przyjechał na czas. Właściwie nie wiedziałem czego się spodziewać, bo często, czy raczej w ogóle, nie uczęszczam na takie spotkania. Liczyłem, że pogram w Magica (o czym potem), może trafi się jakaś sesja. No i wcześniej wybrałem już sobie prelekcje, na których musiałem być. Bądź co bądź, na akredytacji spokojnie mogłem zweryfikować wszystko na spokojnie, ponieważ chwilę zajęło dostanie się do pana z listą i wpisanie się nań. I tak chwała Bogu, że wysłano mnie do specjalnego stolika, bo kolejka dla "ludzi z ulicy" ciągnęła się od samego wejścia. Pomijam fakt, że zgrzałem się jak cholera, bo jeszcze parę kroków do szatni i mogłem wejść oficjalnie na konwent. Co do szatni - z reguły ufam ludziom, ale zostawianie jej otwartej bywa nader często niebezpieczne. W każdym razie - pierwszym miejscem, w które się udałem był balkon nad salą sportową (przerobioną na halę do Warhammera, pokazów i MtG). Przyznać muszę, że widok był niezły. Zwłaszcza potem, gdy pojawiła się grupa rycerzy. Zajrzałem do planu i szybko wydedukowałem, że czas zejść na dół…

REKLAMA

… by zapisać się do turnieju Magic the Gathering. Niewiadomo czemu, pan od zapisów, mimo że miał przed nosem laptopa, używał cały czas kartki, ale nie będę wnikał. Zapisałem się, wszystko ładnie i "piknie". Szczegóły pominę, powiem tylko, że odpadłem w dalekiej drugiej rundzie… No, nagrałem się na cały kolejny rok. Czas się zbierać na prelekcje. Na pewno tych dwóch godzin nie uznam za stracone, a organizacja, mimo "pana z kartką" przebiegała sprawnie. W rozgrywki Warhammera nawet się nie mieszałem, bo jedyne, co mogłem tam robić, to podziwiać rozmiary plansz i kolorowe figurki oraz zdjęcia.

Było trochę po dwunastej, więc postanowiłem wmieszać się w tłum konwentowiczów, co okazało się bardzo trudne, ze względu na raczej niską średnią wieku o tej porze. Może już nie dzieciaki, ale rządne fantastyki piętnastolatki latały po korytarzu zbyt często jak na mój gust. Powiem szczerze, że przychodzenie tu samemu było nieporozumieniem, co dotarło do mnie właśnie teraz. To nie parodniowy konwent i nowych ludzi nie poznam - taka prawda. Po nieudanym wmieszaniu się, poszedłem na wykład o jakże ładnej nazwie: "Budowanie atmosfery strachu przez klimat absurdu na podstawie Zew Cthulhu". Nie wgniotło mnie w fotel, ani nie powaliło na ziemię. Spodziewałem się jakiś praktycznych rad, czy czegoś w tym stylu, co spokojnie mógłbym zastosować, a w sumie autor przekazał same suche sceny i parę innych rzeczy, które tak właściwie można wykorzystać tylko raz.

Dopiero teraz nadeszła jedna z dwóch najciekawszych godzin konwentu. Otóż odbyła się prelekcja o Wikingach, prowadzona przez Kasię Sałak. Moim skromnym zdaniem, najciekawsza ze wszystkich, które odbyły się tego dnia. Autorka wiedziała, o czym mówi, widać było gołym okiem jej przygotowanie. Mimo iż z fantastyką niewiele miało to wspólnego, dowiedziałem się wielu rzeczy (na pewno nie wiedzieliście, że dotknięcie kobiety w udo było srogo karane, a w, jak sama Kasia to ujęła, najbardziej intymne miejsce, wcale). Na tyle byłem zainteresowany prelekcją, że pierwszą rzeczą po jej zakończeniu było przejrzenie planu dnia i wzięcie sobie za punkt honoru zjawienie się o piętnastej na drugim wykładzie prowadzonym właśnie przez Kasię o nazwie "Historia kar i tortur".

W międzyczasie, bo do piętnastej została już tylko godzina, wstąpiłem na prelekcję pani organizator: "Czego nie wiecie o islamie?". Temat również mało fantastyczny, a akurat nic lepszego się nie odbywało. Prowadzenie muszę uznać za niezwykle ciekawe, ale o islamie właściwie dowiedziałem się niewiele. Generalnie, wystarczyło wejść na Wikipedię, albo zajrzeć do Koranu, chociaż wiedzy autorki nie kwestionuję.

W każdym razie, przyszedł czas na "Historię kar i tortur". Wedle oczekiwań - było bardzo ciekawie i o tym, co chciałem usłyszeć. Od Rzymu, po czasy nowożytnie. Od Chin, po Hiszpanię. Wtedy także pojawiły się nagrody (mniej więcej od piętnastej). Autor zadawał pytania związane ze swoją prelekcją, a za poprawne odpowiedzi, otrzymać można było książki i specjalne wydania Fantastyki.

Mniej więcej o tej porze wszystkich już zmorzył głód. Pojawiły się pierwsze kartony po pizzy (puste i obsadzone wkoło). Niektórzy sięgnęli po kanapki, czy cokolwiek innego, co przygotowane mieli na czarną godzinę. Przez najbliższe pół godziny przechadzałem się po salach robiąc między innymi zdjęcia. Opustoszała sala Warhammerowa. Tylko paru zapaleńców średniowiecznych bitew prało się równo po łbach. Gdy wybiła siedemnasta, a za oknami zaczynało się ściemniać, udałem się na…

300 to tytuł komiksu Franka Millera, na podstawie którego powstaje film o tej samej nazwie. Prelekcja była na temat faktów i mitów, w które obrosła obrona Termopil. Bardzo ciekawa sprawa, na pewno nie wiedzieliście, że Greków razem było ponad siedem tysięcy. Pochwalić się także muszę, że wygrałem Fantastykę. :)

Po godzinie, następną prelekcją, jaką miałem w planie nawiedzić, był "Genesis - kilka słów o systemie autorskim". Okazało się, że dwóch facetów, po męsku, przy wódce i ogórkach, wymyślili sobie nasz świat za paręnaście latek z kosmitami chodzącymi po nim. W sumie ciekawy pomysł, prowadzenie humorystoczno-odbiegające od tematu. Jedyną wadą w zasadzie całego spotkania był fakt, że panowie chyba średnio wiedzieli, czego tak właściwie chcą. Widownia, zdawało się, lepiej to wie, niż oni. Ale było zabawnie, pośmialiśmy się (i wygrałem drugą Fantastykę, yeah).

Kiedy dochodziła dziewiętnasta, a na placu boju pozostało już niewielu wytrwałych, zaczęła się ostatnia prelekcja tego dnia. Czym jest TIR? Wcale nie samochodem dostawczym, tylko Trójmiejską Inicjatywą RPG-ową. Przez godzinę oglądaliśmy zdjęcia z imprez i filmy z LARPów przezeń organizowane. Właściwie wiało nudą, moim skromnym zdaniem. No i pomijam fakt, że nie było tam nikogo, kto nie wiedział kto to TIR, a do takich osób było to wszystko skierowane.

REKLAMA

Na tym zakończył się TrójKONt 2007. Uczucia mam mieszane. Było ciekawie, ale samo siedzenie na rzyci i słuchanie prelekcji do końca mnie nie usatysfakcjonowało. LARPów nie trawię, a bitewniaki i turnieje skierowane były do wąskiego grona ludzi, którzy cały dzień i tak spędzili w tym samym miejscu - na wielkiej sali do tego przeznaczonej. Dodatkowo także, jako, iż całość była jednodniowa, raczej nie dało poznać się wielu ludzi. Sam dopiero pod koniec zacząłem prowadzić jakieś tam rozmowy z innymi, które do tego czasu ograniczały się do pojedynczych zdań-pytań. Z drugiej strony jednak, to, na czym konwent się opierał - prelekcje - były świetne. Jedne mniej, inne bardziej, ale wszystkie były dobre. Tu należy się pokłon w stronę ich autorów. Także należy dostrzec ogrom pracy włożony w całość przez organizatorkę - Olgę Rostkowską. Dzięki tym ludziom, jak ktoś kiedyś napisał, fantazja jest w narodzie!

PS. Byłem tylko jeden, nie mogłem się roztroić, więc opisałem tylko to, w czym uczestniczyłem. Przepraszam także za niskiej jakości zdjęcia - mój aparat jest jaki jest.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA