REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Splinter Cell (retro)

Do gier nudnych się nie wraca, bo po co od nowa męczyć się z niedoróbkami, z wymyśloną na kolanie fabułą, z irytującymi wrogami. Co innego, gdy zapragniemy odkurzyć perełki naszych zbiorów. Nieważny wiek, nieważny wygląd, skoro grywalność powala na ziemię!

11.03.2010
14:50
Rozrywka Blog
REKLAMA

Takim skarbem jest dla mnie pierwsza część Splinter Cell. To jeden z niewielu tytułów, który mnie tak bardzo wciągnął. Pamiętam, jak po raz n-ty raz próbowałem przejść ostatni etap. Emocje sięgały zenitu, gdy jakimś cudem strażnicy mnie zobaczyli a psy zaczęły gonić. Co dziwne, im bardziej byłem wkurzony, tym bardziej chciałem się skupić i grać dotąd, aż się uda. To gra, którą trzeba ukończyć, nie po to, by ostatecznie zwyciężyć zło (jak zwykle), tylko dla samej satysfakcji i sprawdzenia charakteru. Bez cierpliwości za wiele tu nie zdziałasz.

REKLAMA

Bad Guys

Fabuła jest standardowa. Jesteś bohaterem, musisz uratować świat bla bla i tak dalej. Jako dzielny Sam Fisher jesteś zatrudniony jako agent specjalny w agencji bezpieczeństwa NSA. Istnieją poważne podejrzenia w stosunku do prezydenta Gruzji Kombajna Nikoladze (oczywiście zamieszany jest w związek ze światkiem przestępczym i posiadanie broni masowej zagłady). Stracono kontakt z dwoma innymi agentami mającymi kontrolować jego niechlubne poczynania. Masz za zadanie ich odnaleźć i zobaczyć "co je grane".

Interfejsowy zawrót głowy

Przedzierając się przez ekrany powitalne docieramy do menu głównego. Pierwsze wrażenie? Delikatnie mówiąc, mogli bardziej się postarać. Funkcjonalne może i jest, ale urodą nie grzeszy. Przechodzimy do nowej gry, do wyboru dwa poziomy trudności. Oglądamy filmik nakreślający obraz sytuacji (owe filmiki pojawiają się od czasu do czasu jako przerywniki pomiędzy misjami, duży plusik za to) i gramy. Prawie. Najpierw zabieramy się za dwustopniowy tutorial. W pierwszej części uczymy się mechaniki poruszania po świecie gry. W drugim etapie zabieramy się za praktyczne wykorzystanie umiejętności - unikanie kamer, ciche przemieszczanie i tym podobne. Bez tego ani rusz.

Gadżety - super!

Niczym James Bond przed ważną akcją i ty zostajesz obładowany dodatkowym ekwipunkiem wszelakiej maści. Flary, granaty dymne, kamery przylepne, paralizator - jest w czym przebierać. To co, że mikrofonu laserowego użyjesz zaledwie dwa razy. Liczy się dobra zabawa - przyznam się, że przy otwieraniu zamków wytrychem serce podchodziło mi pod gardło. Środkami ostatecznymi są karabin, pistolet i granat odłamkowy. Ostatecznymi, bo tu nikogo nie obchodzi ile osób posłałeś na tamten świat. Lepiej, jest kompletnie na odwrót! Czasem zabicie kogoś jest równoznaczne z niepowodzeniem misji!

Plansze niczego sobie

Lokacje są bardzo różnorodne. I chwała im za to! Pałętamy się po siedzibie CIA, ambasadzie Chin i skaczemy po wieżowcach. Najbardziej do gustu przypadła mi jednak rzeźnia (ale to brzmi). Chory klimat. Widoczność w granicach metra i ci wyskakujący zewsząd przeciwnicy. Zauważy czy nie zauważy? Dostaję palpitacji na samą myśl. Masakra.

Grafika? Hmm...

Grafika dzielnie znosi upływ czasu. Nie olśniewa jak za dawnych lat, ale nadal jest miła dla oka. Na najwyższej rozdzielczości i maksymalnych detalach tekstury wyglądają co najmniej dobrze. Wypada także wspomnieć o niezwykle ważnym elemencie dla tej gry - światłocieniu. Widać tu znakomite zastosowanie pixel shaderów. Całe oświetlenie jest w miarę realistyczne, ale to było konieczne do zrealizowania pomysłu z poziomem widoczności Sama. Możliwość zbijania lamp również jest godna uwagi. Natomiast odwzorowanie twarzy bohaterów już niekoniecznie - w ogólnym rozrachunku należy to wybaczyć.

Czujesz te kocie ruchy?

Od pierwszych chwil spędzonych z grą naszą uwagę przykuwa także animacja ruchów Fishera. W przeciwieństwie do grafiki nie możemy narzekać, zrealizowano ją genialnie. Poruszanie się bohatera jest bardzo płynne, Sam przemieszcza się jak na fachowego szpiega przystało. Pomijając już samo chodzenie, bieganie i kucanie, dokładnie animowane jest wiszenie, wspinanie, skakanie. W chwili premiery zachwycało, teraz również.

Sprawy pozostałe

Na dźwiękowcach się nie zawiodłem. Aby w pełni docenić ich pracę, musisz posiadać głośniki 5.1 i podkręcić je "troszkę". Wtedy poczujesz każdą kulę, która dosięgła twojego bohatera. Z tematu kul przechodzimy do strzelanin. Przeciwnicy nie dadzą sobie w kaszę dmuchać. Sorry, to nie "Gwiezdne Wojny", gdzie proporcja strzałów celnych do oddanych wynosiła jeden do miliona. Wystarczy headshot i po sprawie. Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest unikanie jakichkolwiek potyczek. Gdy masz nad kimś przewagę, nie łudź się. Ten ktoś, jeśli tylko może, wycofa się i wróci z garstką kompanów. Każdego nieczujnego wroga publicznego możesz użyć jako żywej tarczy, ewentualnie chwytając zręcznie za szyję i grożąc nożem wydobywamy hasła czy doprowadzamy do skanera tęczówki. Save dostępny jest o każdej porze. Używaj go często, niektóre elementy będziesz powtarzał bardzo często, szukając optymalnego rozwiązania.

REKLAMA

Podsumowanie

Minęło ładnych parę lar od premiery pierwszej części Sprinter Cella. Grafika jakby się postarzała, to co zaskakiwało dawniej, teraz wydaje się normalne. Nie zaprzeczę, że twórcy jak na ówczesne możliwości wycisnęli z pomysłu maksimum. Technicznie gra się zestarzała, ale dzięki grywalności, oryginalności i zapoczątkowaniu nowej jakości na rynku skradanek nadal che się w to grać.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA