REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Słowik Moskiewski

"Miś", "Nie lubię poniedziałków" czy "Poszukiwany, poszukiwana" to filmy, które obrazują absurd PRL-u w sposób mocno podlany satyrą. Książek traktujących o minionym ustroju z przymrużeniem oka, również nie brakuje. Jedną z nich jest "Słowik Moskiewski". Powieść autorstwa Grzegorza Gortata nie została jednak napisana w tamtych latach, lecz teraz, mamy więc do czynienia z pastiszem.

11.03.2010
23:35
Rozrywka Blog
REKLAMA

Al Niczyj, Amerykanin polskiego pochodzenia postanowił odwiedzić kraj nad Wisłą. Al jest dziennikarzem, lecz dorabia sobie jako prywatny detektyw. Jego wizyta w Polsce doprowadza do dość nietypowej sytuacji: Towa, I sekretarz PZPR stawia mu ultimatum. By się z niego wywiązać, Amerykanin musi odnaleźć zaginioną Anastazję Muraszewę Koropotkinę, artystkę z ZSRR. Chcąc, nie chcąc, Al rozpoczyna poszukiwania tytułowego Słowika Moskiewskiego - taki pseudonim nadano Koropotkinie. Oprócz tego, Niczyj musi rozwiązać zagadkę trzech dekapitacji oraz tajemniczych stronic, które morderca dołączył do swoich trofeów. Ta misja różni się jednak od zleceń, jakimi Aleksander zajmował się w fachu detektywa. Raz, że jest to poważniejsza sprawa, dwa - stawką za wykonanie tego zadania nie są pieniądze, lecz możliwość zachowania głowy na karku. W znaczeniu jak najbardziej dosłownym. Brzmi jak napisana z rozmachem powieść kryminalna? Na tym jednak podobieństwa się kończą.

REKLAMA

Fabuła "Słowika Moskiewskiego" rozgrywa się w Warszawie, za czasów PRL-u. Pisarz co i rusz podkreśla to, zawiera w powieści wiele smaczków, z tego okresu. Czasem puszcza oko do czytelnika. Klimat budują zarówno nazwiska z tamtego okresu - Leopold Tyrmand, Jerzy Putrament, premier Cyrankiewicz oraz... Bruce Lee, który pomaga premierowi rządu zgłębiać tajniki karate.

Główny wątek - mimo że ciekawy - został poniekąd zmarnowany. W trakcie powieści niejednokrotnie zostaje on odłożony gdzieś na bok, by zilustrować perypetie Niczyja. Nie są one co prawda jakoś wyjątkowo ciekawe, jednak świetnie budują . Bohater podrywa jakąś kobietę, pojedynkuje się na wiersze z redaktorem naczelnym pewnego pisma, innym razem spotyka rodaka, za którym nie przepada. Na plus jednak powinniśmy zaliczyć to, że autor nie pozostawia niedokończonych wątków.

REKLAMA

Razić może jedynie to, że ulice Warszawy zdają się być opustoszałe, mamy wrażenie, że oprócz bohaterów przedstawionych z imienia, stolica Polski wieje pustkami. Główny bohater jest skonstruowany dość nietypowo - naprawdę trudno go polubić. Poziom innych postaci nie został zbalansowany - jedni są wyjątkowo charakterystyczni, inni zdają się nie mieć osobowości.

Książka kończy się w sposób bardzo zaskakujący. Należy pamiętać, że - pomimo zwiastunu umieszczonego na odwrocie książki - nie jest to powieść kryminalna. Jeżeli podejdziemy do niej jak do kryminału, możemy srogo się zawieść. Zaś jeśli spojrzymy na to pod kątem powieści, która ukazuje w sposób ironiczny miniony okres w dziejach naszego kraju, książka powinna się spodobać.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA