REKLAMA

Zapewne są tacy wśród Was, którzy w czasach swojej młodości interesowali się sztuczkami magicznymi. Kiedyś bardzo popularne były wszelakie proste triki prestidigitatorskie, których nauczyć się można było w dosłownie parę minut, a satysfakcją z oczarowania młodszego rodzeństwa warta była zachodu. Gdyby jednak ktoś chciał zostać prawdziwym profesjonalistą, musiałby umieć podjąć całkowitą ofiarę na rzecz Sztuki.

11.03.2010
14:07
Rozrywka Blog
REKLAMA

Tajemnicę owego poświęcenia możemy oglądać na przykładzie dwóch jakże kontrastujących ze sobą postaci żyjących gdzieś na przełomie XIX i XX wieku - obydwaj są początkującymi iluzjonistami, których współpraca kończy się śmiercią żony jednego z nich, podczas wykonywania niebezpiecznego numeru, a o spowodowanie tragedii mąż ofiary podejrzewa niedawnego przyjaciela z estrady. Te dwie osoby znakomicie ze sobą kontrastują - Alfred Borden zakłada rodzinę i potrafi dokonywać wielu wyrzeczeń, żeby tylko polepszyć jakość swoich sztuczek, natomiast Robert Angier wraz ze swoim inżynierem, Cutterem, po stracie bliskiej mu osoby staje na nogi i w przeciwieństwie do konkurenta posiada zdolność owocnego reklamowania się i tworzenia ze swoich występów wielkiego show. Obaj mają zwyczaj przychodzić w przebraniach na popisy rywali, aby poznać ich tajemnice i popsuć im jak najwięcej numerów. Za motywem wzajemnego uprzykrzania sobie życia kryje się głębsza intryga, która wykracza poza świat magii, a wchodzi w sferę nauki - tu nie obyłoby się bez pomocy genialnego naukowca tamtych czasów - Nikoli Tesli. Tytułowy prestiż jest jedną z trzech części sztuczki magicznej - pierwsza polega na pokazaniu normalnego przedmiotu, druga na sprawieniu, żeby zniknął. Ale nie jest to jeszcze coś, po czym publiczność mogła by bić brawa, bo zaginioną rzecz trzeba jeszcze przywrócić - i ta właśnie część - wspomniany prestiż - jest najtrudniejsza, stanowi niewyjawianą tajemnicę jej wykonawcy.

REKLAMA

Sama konstrukcja filmu jest dość pogmatwana. Zdarzenia nie są poukładane chronologicznie, co sprawia, że najpierw jesteśmy świadkami tajemniczych zdarzeń, a potem odkrywając ich przyczyny zauważamy, że nie wszystko jest tym, czym wydaje się być na pierwszy rzut oka. Dzięki temu z zapartym tchem śledzimy film zwłaszcza w ostatnich scenach, gdzie wszystko się wyjaśnia i wtedy nasze mózgi pracują na najwyższych obrotach składając wszystkie fakty w jedną, spójną część i odnajdujemy w tej zawiłej historii genialne rozwiązanie wszystkich zagadek i niejasności. Oczywiście zakładając, że uważny i inteligentny widz nie domyśli się wszystkiego w połowie filmu, bo znam takich, którym ta sztuka się udała i chyba psuje to radość czerpaną z obejrzenia intrygi do końca.

Ze względu na czas akcji, konieczne było zastosowanie odpowiednich kostiumów i choć nie znam się za bardzo na panującej ówcześnie modzie, to muszę przyznać, że wszystko wygląda dość realistycznie i zadbano o każdy szczegół, żeby przeciętny widz nie miał problemu z umiejscowieniem akcji w odpowiednim przedziale wiekowym. Moją uwagę zwróciły też przedmioty, które wzmacniają realizm, jak np. staroświecki rewolwer, czy przedziwna maszyna, którą Robert Angier używa przy jeden ze swoich magicznych sztuczek.

REKLAMA

W kilku momentach filmu iluzjoniści sprawiają, że z oczu publiczności znikają kanarki. Te niestety, pomimo pozornego ich przywrócenia giną zmiażdżone w specjalnie przygotowanej, zsuwającej się klatce. Tu jedno pytanie - dlaczego w napisach końcowych nie dostrzegłem nigdzie adnotacji, że w tym filmie nie ucierpiał żaden kanarek? Nie jest to oczywiście jakiś błąd produkcji, ale miło byłoby, gdybym miał pewność, że te żółte kulki wyszły cało z planu ;).

Ogólnie film ogląda się bardzo przyjemnie. Sam temat jest dość ciekawy, bo muszę przyznać, że nie spotkałem się jeszcze na dużym ekranie z kulisami magicznego show. Scenarzysta miał też dobry pomysł na połączenie całej tej iluzjonistycznej otoczki ze światem nauki oraz wplecenie w to całkiem dobrej intrygi, która w połączeniu z morderstwem daje niemalże kryminalną zagadkę. Jeśli więc macie chęć obejrzeć coś dobrego, to na Prestiż z pewnością warto poświęcić trochę czasu i pieniędzy na bilet do kina, a jeśli zdecydujemy się na wydanie DVD, to warto zrobić sobie nawet i dwa seanse, bo przy kolejnym oglądaniu, gdy znamy już główną tajemnicę, wszystko wydaje się jasne i oczywiste.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA