REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

MoH: Allied Assault

Lada moment na rynku pojawi się kolejna odsłona wspaniałej serii wojennej Medal of Honor o podtytule Airbone. Przy okazji takiego a nie innego tematu numeru postanowiłem umilić Wam oczekiwanie na premierę, przypominając, jak to wszystko się zaczęło. A zaczęło się ponad 5 lat temu, kiedy światło dzienne ujrzała produkcja mało znanego wtedy studia 2015 i z miejsca podbiła serca graczy. Od tamtej pory zostało wydanych kilka, jeśli nie kilkanaście tytułów należących do rodziny MoH. Żeby nie było mało... Seria odwiedziła praktycznie większość znanych i popularnych platform, poczynając od poczciwego pieca, przez czarnulkę i gameboya, kończąc na sprzęcie od Microsoftu i innych konsolach Nintendo. Tradycja wciąż jest podtrzymywana i Airbone ujrzymy także na next-genach.

11.03.2010
15:38
Rozrywka Blog
REKLAMA

Tyle słowem wstępu. Przejdźmy do tematyki, jaką podejmuję gra, a chodzi tu konkretnie o wydarzenia związane z II Wojną Światową. Muszę przyznać, że to właśnie dzięki "Medalowi" pokochałem ten okres w historii świata. Dopiero po przejściu gry nabrałem chęci do obejrzenia doskonałego "Szeregowca Ryana" czy jeszcze lepszej "Kompanii Braci". A potem poszło z górki i z biegiem czasu na mojej półce gromadziło się coraz więcej gier oraz filmów związanych z tymi nieszczęśliwymi dla Polaków (jak i całej reszty ludzkości) czasami. Można się domyślić, że bez Medal of Honor nie gralibyśmy dziś w takie hity jak Call of Duty, Brothers in Arms, Company of Heroes czy wiele, wiele innych.

REKLAMA

MoH: Allied Assault jest typową grą FPP, w której wcielamy się w dzielnego wojaka i przemy do przodu, wykonując coraz to trudniejsze misje, mające na celu podkopanie pozycji wrogich wojsk. Jak się domyślasz, większość naszych działań ogranicza się do dywersji, choć nie brakuje naprawdę epickich bitw. No, może rozpędziłem się z przymiotnikiem "epickie", ale w każdym razie nieraz zabawimy się, uczestnicząc w jednej z większych potyczek tamtego okresu (np. słynne lądowanie w Normandii). Skupmy się teraz na fabule.

Jak już wspomniałem, gra przenosi nas na pola II Wojny Światowej, a konkretnie - jej drugiej połowy, kiedy to Alianci w końcu zaczęli solidnie dokopywać Niemcom na wszystkich frontach. Jednak do upadku Hitlera jeszcze trochę... W czasie rozgrywki wcielamy się obiecującego, amerykańskiego żołnierza, noszącego imię Mike Powell. Przez cały czas zabawy będziemy otrzymywać przeróżne zadania do wykonania i trzeba przyznać, że czasu na nudę przy tym tytule nie znajdziesz. Nie dość, że wszystkie misje znacząco się różnią, to jeszcze każda z nich jest nie mniej efektowna od poprzedniej. Tutaj adrenalina we krwi utrzymywana jest na stałym, wysokim poziomie. Jeśli się wciągniesz, to raczej masz nikłe szanse, żeby odejść od komputera przed zakończeniem gry. Ale nie odchodźmy za daleko od tematu. Czeka na nas sześć większych misji. Owszem, mała liczba, ale weź pod uwagę, iż każda z nich będzie podzielona na kilka krótszych. I tak naprawdę słowo "krótkie" tu nie pasuje, bowiem nawet najkrótsze misje trwają wystarczająco długo, aby wciągnąć gracza po uszy. Z drugiej strony jednak, nie są na tyle długie, by nudziły. Ot, idealne wyważenie czasu gry. Jednym słowem - ponad 20 pomniejszych zadań, czekających na wykonanie. A co będziemy robić? Między innymi wyswabadzać ważnych dla nas jeńców wojennych, zdobywać tajne dokumenty zza linii frontu, "uciszać" dowódców wrogich oddziałów, sabotować przygotowania do inwazji i wiele innych. Warto w tym miejscu wspomnieć doprowadzające do palpitacji serca etapy na Omaha Beach czy ostrzeliwanie z dachu jeepa niemieckiego lotniska. Na pewno każdy etap zapadnie Ci głęboko w pamięci!

Niektóre misje, choć nie wszystkie, wykonujemy wraz z towarzyszącym nam oddziałem żołnierzy. Niestety, nie możemy wydawać im poleceń, lecz w czasie zabawy nie zauważyłem, żeby bardzo to przeszkadzało. Przede wszystkim jest to zasługa sztucznej inteligencji, jaką zostali obdarzeni nasi kompani. Swoją drogą, przeciwnicy też nie są w ciemię bici. Na początek jednak zacznijmy od ich wyglądu. A jest o czym pisać. Bez problemu możemy rozróżnić żołnierzy każdego stopnia. Zarówno przeciwników, jak i naszych. Od zwykłych szeregowców, na kapitanach czy porucznikach kończąc. Co ciekawe, zdarzyło mi się kilka razy, że ci najwyżsi rangą czekali spokojnie na efekt poczynań swoich podopiecznych i w miarę ich postępów, sami ruszali do przodu. Ubrania wszystkich mundurowych zmieniają się także razem ze scenerią. Na śnieżnych lokacjach przeciwnicy doskonale się maskują - ubrani są w białe płaszcze, a w lesie w brunatno-zielonych mundurach znikają w krzakach.

Co do AI chłopaków, to trzeba przyznać, że nieźle kombinują i nieraz nas wspomagają, walcząc nie mniej zacięcie od nas. Nieraz także okazują się pomocni, kiedy to ostrzegąją przed nadlatującym granatem czy wrogim snajperem, czekającym tam gdzieś w oddali. Dodatkowo żywe okrzyki dobiegające naszych uszu co jakiś czas nadają grze większego realizmu. Bo w końcu co to byłaby za wojna, gdzie oprócz świszczących w powietrzu kul nie słyszelibyśmy żadnych krzyków padających wojaków czy krzyczących wzajemnie jeden na drugiego żołnierzy. Co do realizmu... Nie dość, że nasze działania będą się toczyć w różnych porach dnia oraz warunkach atmosferycznych, to jeszcze sami przeciwnicy dadzą nam ostro w kość. I w tym momencie z powrotem wracamy do sztucznej inteligencji. Nie licz w Medal of Honor: Allied Assault na przysłowiowe kaczki wystawiające się tuż pod lufę twojego karabinu. Tu tak łatwo nie ma. Wrogowie potrafią szukać kryjówek, rozpraszać się po najmniejszych kątach, ale także - kiedy trzeba - zaatakować w większej grupie. Nieraz zginiesz od kuli, która nadleciała z niewiadomego miejsca, ponieważ przeciwnicy potrafią się także nieźle kamuflować. Dlatego też gra potrafi dać nieźle w kość, ale o tym za chwilę.

Będąc przy przeciwnikach warto wspomnieć, że natkniemy się również na jednostki nieco innego typu. Nie licz tutaj na żadne potwory czy zombiaki. Na szczęście twórcy nie przesadzili, tylko wpadli na genialny pomysł. Nie zdziw się, kiedy w pewnym momencie coś zacznie ogryzać Ci kostki. Jakież było moje zdziwienie za pierwszym razem, gdy skradałem się w bazie przeciwników i nagle ni stąd, ni zowąd kompas zaczynał się czerwienić. Chwilę się rozglądałem, zanim spostrzegłem, że to pies dobrał się do moich nóg. Phi, pies? Co to za przeciwnik, powiecie. Nawet nie próbujcie go lekceważyć, ponieważ w większej grupie potrafi zagrozić twojemu życiu, zwłaszcza, że ujadaniem ściąga swoich właścicieli, którzy oprócz zębów mają także bardziej wyrafinowaną broń. Przez to wszystko poziom trudności w niektórych momentach naprawdę skacze.

Ale powolutku... Mamy do wyboru trzy poziomy trudności, lecz dla mniej wprawionych graczy momentami nawet ten najłatwiejszy przysporzy nie lada problemów. Doskonałym przykładem jest tutaj słynna "aleja snajperów", gdzie praktycznie co parę kroków czeka nas pewna śmierć i zanim odkryjemy pozycje wszystkich wrogich snajperów trochę czasu minie. Na szczęście twórcy nie zapomnieli o możliwości szybkiego zapisu, dzięki któremu możemy utrzymać nerwy na wodzy. W przeciwnym wypadku biedny byłby los klawiatury i jej towarzysza - gryzonia. Co prawda takie momenty nie są zbyt częste w grze, jednak na tyle odcisnęły piętno w mojej świadomości, iż musiałem o nich wspomnieć w poniższym tekście.

Było trochę o przeciwnikach, więc pora powiedzieć coś o sposobach ich eksterminacji. A tych trochę jest. Warto wspomnieć, że obie strony konfliktu posiadają własne, autentyczne bronie, różniące się pewnymi właściwościami. Oczywiście wszystkie odwzorowane z największą dbałością o najmniejsze szczegóły. Znajdziemy tu, między innymi, alianckie lub hitlerowskie granaty, Thompsony, MP40, karabiny typu Garand czy Mauser, snajperki, np. Springfield, karabiny maszynowe Bar i StG44, a także pistolety Colt45 oraz Walther. Do tego czekają na nas jeszcze shotguny czy niosące zniszczenie bazooki oraz CKMy. Jak widzisz, na dobór broni nikt nie może narzekać. W dodatku z każdej zupełnie inaczej się strzela. Każda ma inną siłę odrzutu, czas przeładowywania czy czas pomiędzy jednym a drugim strzałem. Ważna jest także celność oraz dystans, z którego można oddać strzał. Ogólnie każdy dobierze sobie broń odpowiednią do własnego stylu gry. Dobór broni ma również duże znaczenie podczas gry przez sieć z żywymi przeciwnikami.

Muszę też powiedzieć, że tryb multiplayer wydłużył żywotność tytułu w nieskończoność. Do dziś z chęcią wracam do MoH:AA, instalując grę na komputerze i zarywając nocki na walkach z dziesiątkami graczy z całego świata. To właśnie ten tryb stanowi niezaprzeczalny dowód niezwykłej grywalności tegoż produktu EA. Skoro nawet pięć lat po premierze, kiedy to na rynku są dziesiątki innych, bardziej zaawansowanych technicznie strzelanek, w Medalu wciąż możemy znaleźć pełne serwery. A to musi o czymś świadczyć. Nie daj się więc dłużej przekonywać i jeśli jeszcze nie miałeś okazji zagrać w tę wspaniałą grę, to koniecznie nadrób zaległości.

REKLAMA

Tylko nie daj się odrzucić grafice. Przyzwyczajonych do nowoczesnych rozwiązań graficznych, oprawa w Medal of Honor może trochę razić. Może, ale nie musi! W końcu należy pamiętać, iż ten silnik graficzny ma już trochę lat na karku, a w chwili premiery zachwycał szczegółowością. Dziury w ścianach po kulach, dym z lufy czołgu czy ślady po wybuchu granatu są tutaj na porządku dziennym. Nawet dziś nie wygląda to tak źle. Jest to z pewnością jedna z kilku innych gier recenzowanych w tym numerze, które próbę czasu przeszły doskonale. Co prawda grafika zawsze się zestarzeje, jednak muzyka już nie. A ta urzeka i tworzy niezapomniany klimat. Klasyczne dźwięki, przygrywające cicho podczas rozgrywki, kule świszczące nad głowami, ogłuszające wybuchy czy serie z CKMu, przelatujące samoloty czy powoli toczące się czołgi - to wszystko tworzy niezapomniany klimat bitwy. To właśnie w tej grze po raz pierwszy poczułem się jak na prawdziwej wojnie.

Co tu można powiedzieć na koniec? Na każdym kroku widać pieczołowitość twórców i godziny pracy, jakie poświęcili na przygotowanie niemalże idealnej produkcji. Wszystko jest na swoim miejscu i współgra z każdym innym elementem całości. Co prawda zdarza się czasami, że gra wysypywała się do systemu, jednak należy to do rzadkości. Grę nawet dziś można polecić wszystkim fanom strzelanek. Niech poznają korzenie drugowojennych FPS-ów! Warto wspomnieć, iż omawiana tu podstawka doczekała się dwóch rozszerzeń: Spearhead oraz Breaktrough, dostępnych dziś w zestawie z Allied Assault za niecałe 50 zł.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA