REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Max Payne

Pana Maksymiliana każdy zna, bowiem swego czasu nieźle narozrabiał na rynku growym. Nie dość, że zaskoczył nas nagle niespodziewanymi pokładami grywalności, to jeszcze dorzucił wciągającą fabułę i wiele smaczków, dla których nie raz się wraca do tego gry. Ponadto wniósł wiele świeżych pomysłów do komputerowej rozrywki. Kojarzysz Bullet Time, znajdujący się obecnie w praktycznie wszystkich grach akcji? To właśnie Max Payne po raz pierwszy pokazał nam, jak wiele zabawy może z niego płynąć.

11.03.2010
15:37
Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Przejdźmy więc do kolejnego testu gry, tym razem po latach. Czy zdoła się obronić i wygrać z czasem? Nie ma co przedłużać i czekać na koniec niniejszej recenzji, ponieważ bez zawahania można to stwierdzić już teraz. Tak, gra zasługuje na miano kultowej i z całą pewnością nawet w dzisiejszych czasach, czasach ogromnego postępu technicznego może walczyć z najnowszymi tytułami. Owszem, pod względem grafiki przegra na każdym froncie, jednak jeśli pod uwagę weźmiemy miodność i zabawę płynącą z gry, to zdecydowanie Max uplasuje się w ścisłej czołówce.

REKLAMA

Zacznijmy od początku. Podczas rozgrywki wcielamy się w postać Maxa Payne'a, agenta DEA (walka z narkotykami). W swoim własnym domu zostajesz napadnięty przez nieznanych ludzi. Udaje się tobie wyjść z opresji, jednak jak się okazuje twoja rodzina nie miała tyle szczęścia. Trzy lata później prowadzisz dochodzenie w sprawie narkotyku Valkyr, po zażyciu którego ludzie pałają żądzą mordu wszystkiego, co się rusza. Max, więc wkracza w szeregi mafii. Niedługo później zostaje zamordowany jego szef (jedyna osoba wiedząca o wtyczce w postaci Maxa), a sam główny bohater zostaje wrobiony w morderstwo. Od tej chwili staje się renegatem, stąpającym po cienkiej linii na granicy dobra ze złem. Musi stanąć sam naprzeciwko hord zabójców na usługach mafii oraz ścigających go policjantów. Jedyne, co mu pozostało to zemsta. Zemsta za śmierć jego bliskich, a także ukaranie (czyt. wysłanie na tamten świat) wszystkich odpowiedzialnych za Valkyra.

Fabuła jest prowadzona w dosyć ciekawy sposób, który przed laty wniósł powiem świeżości do nudnych strzelanek. Tak jak dawno temu, tak i dziś z wielką przyjemnością śledziłem zmagania głównego bohatera na ścieżce sprawiedliwości (taki Strażnik z Teksasu; szkoda tylko, że Max nie potrafi kopać z półobrotu). Historia opowiadana pomiędzy poszczególnymi misjami pokazana jest w formie komiksu. Nie dość, że widzimy na ekranie tekst z dymków, to jeszcze pod obrazki podkładają głos prawdziwi aktorzy, wcielający się w główne postaci. Klimat aż wylewa się z ekranu monitora. Poza komiksowymi wstawkami w grze czeka nas także wiele krótkich filmików na silniczku graficznym programu, połączonych niezwykle płynnie z właściwą grą. Nie ma ni chwili czasu, aby odprężyć się w fotelu, bowiem nie przewidzisz momentu, kiedy nagle to Ty przejmiesz stery.

To wszystko już wygląda wyśmienicie, twórcy jednak zapragnęli pójść dalej, jeszcze bardziej dopieszczając swoje dziecko. Dla urozmaicenia rozgrywki wprowadzono także wiele smaczków, niekiedy ciekawych, a niekiedy naprawdę śmiesznych. I chociaż sytuacja życiowa Maxa nie powinna nas bawić, to niektóre elementy powodują pojawienie się banana na twarzy. Warto może tu wymienić moment, kiedy nasz bohater zastanawia się, czy przypadkiem nie znajduje się w grze i jest przez kogoś sterowany. Nie, to nie to! Więc może jego historia jest przedstawiona w jakimś komiksie. Muszę przyznać, iż ta scena ogromnie mnie zaskoczyła, ale także powiększyła przyjemność płynącą z zabawy. Co jeszcze? Na przykład jest taki moment w pewnej misji, kiedy podchodzisz do drzwi, łapiesz za klamkę, a tu nagle zawala się cała ściana, z wyjątkiem drzwi, które trzymasz. Dzięki temu wszystkiemu naprawdę chce się wracać raz po raz do gry i przechodzić ją po raz dziesiąty na nowo.

A jak zachowuje się sam Max Payne? Ano facet hasa bez żadnych przeszkód po całym ekranie w dosyć efektowny, ale także i efektywny sposób. Sterowanie nim (z widoku TPP) nie nastręcza większych problemów, a szeroki wachlarz dostępnych ruchów sprawia, że ze zwykłej egzekucji kilkunastu złoczyńców możemy zrobić prawdziwą sztukę. Znajdą się tu różne uniki, przewroty, wyskoki i inne cyrkowe akrobacje. Co cieszy najbardziej, wykonując wszystkie manewry możemy bez przerw siać kule na lewo i prawo. No, ale jeszcze trzeba mieć z czego wypuszczać ołów. O tym elemencie twórcy nie zapomnieli i mamy do naszej dyspozycji cały arsenał realistycznie odwzorowanej broni. Między innymi są to Beretty, Colty, Uzi, Shotguny, standardowe dwururki, karabiny maszynowe oraz snajperka. Do tego w szeregi wroga możemy posłać granaty oraz popularne koktajle Mołotowa. A jeśli zabraknie amunicji pozostaje broń biała, czyli wszelkiego rodzaju noże, łomy i kije baseballowe, zwłaszcza przydatne do rozwalania skrzynek i szafek. Z całą pewnością każda z nich znajdzie swoje zastosowanie podczas eksterminacji szkodników. Ogólnie jest z czego strzelać i każdy wybredny znajdzie coś dla siebie z całą pewnością. Szkoda tylko, o czym wspominałem wyżej, że Maksio nie potrafi sprzedać porządnego kopa lub wypłacić sierpowego. Na szczęście z pomocą przychodzą tutaj przeróżne mody, jakich od premiery ukazało się całe mrowie. Dzięki nim możemy nauczyć naszego bohatera np. Kung-Fu. A wtedy do odwzorowania walk z Matrixa już blisko.

Wspomnienie filmu braci Wachowskich jest jak najbardziej na miejscu. Zwłaszcza, że znaleźli się zapaleńcy, dzięki którym możemy rozegrać prawdziwe poziomy z samego hitu kinowego, np. moment, kiedy Neo demoluje piękny hol biurowca. No, ale nie o tym chciałem mówić. Na największą uwagę zasługuję tutaj tryb Bullet Time, który w połączeniu z całym arsenałem zabójczych zabawek tworzy ze spokojnego policjanta prawdziwą maszynę do zabijania. Dzięki temu patentowi możemy zwolnić w dowolnym momencie czas i wykonując karkołomne ewolucje posłać wszystkich wrogów do piachu. Teraz nic nie stoi na przeszkodzie, aby wpaść do pokoju wypełnionego bandziorami i wyprawić ich do Hadesu. Wszystkie walki wyglądają niezwykle efektownie, co jeszcze bardziej przyciąga nas do monitora i nie daje się oderwać jeszcze przez długi czas. Bardzo często kamera podąża za pociskiem, zupełnie jak we wspomnianym wcześniej filmie. Żeby jednak nie było zbyt łatwo, pasek pokazujący "energię" dostępną dla Bullet Time'a szybko maleje w miarę używania. Na szczęście, za każdego zabitego przeciwnika dostajemy kolejne punkty odnowy i wszystko wraca do normy. Gra więc tak jakby wymusza efekciarski styl walki i ciągłe parcie do przodu. Ale to mi w żadnym wypadku nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Widać ile godzin i dni spędzili programiści na dopracowywaniu każdego szczegółu, tylko po to, abyśmy my mogli się doskonale bawić. Po prostu cudeńko!

Po wielu latach widać, że nie tylko grywalność wciąż stoi na wysokim poziomie. Grafika, chociaż dzisiaj trochę archaiczna, wciąż potrafi zauroczyć nawet największego maniaka nowinek sprzętowych. Wspaniała, płynna animacja postaci, realistycznie wyglądające dziury po kulach, różne elementy otoczenia dające się rozwalić czy nawet różnorodność lokacji. To wszystko zasługa silnika specjalnie stworzonego na potrzeby gry o nazwie MAX-FX, którego historia, o dziwo, zaczyna się 11 lat temu. Czyli w zupełnie innym wieku. Pomimo tego, wciąż z czystym sumieniem mogę rzec, iż grafika (na swój sposób) jest wręcz genialna. I nie dam się przekonać, że nowsze jest lepsze (że czarne jest czarne, a białe jest białe! -Volt.;). Max Payne był niepokonanym mistrzem w swojej generacji i to zapamiętam po wszechczasy.

Wspominałem wcześniej o głosach podłożonych pod dialogi. Jak już wiecie, stoją one na najwyższym poziomie. Tak samo jest z resztą oprawy dźwiękowej. Jako że w domu mam tylko wersję z oryginalnym, angielskim podkładem, nie mogę napisać słowa o polskiej lokalizacji, a taka istnieje. W każdym razie wydaje się, że pierwotna wersja jest nie do pokonania pod względem klimatu. A że dźwięki się nie starzeją, tak jak obraz, to ścieżka dźwiękowa bez najmniejszych problemów wdeptuje większość najnowszych produkcji w ziemię. Muzyka towarzysząca nam podczas zabawy jest na tyle subtelna, że w żadnym wypadku nie przeszkadza, a wręcz urzeka. Kolejny kawał dobrej roboty ze strony studia Remedy. Nie ma co się oszukiwać. Ten tytuł praktycznie pozostaje totalnym królem gier akcji. Do dzisiaj inne produkcje czerpią garściami z Max Payne'a.

Niezaprzeczalnym faktem jest wszechogarniająca brutalność. Jednak gdybyśmy weszli w skórę bohatera wszystko doskonale można zrozumieć. Nie znajdziemy tutaj niczym nie popartej nienawiści postaci kierowanej przez gracza, która, tak jak w wielu innych grach, bez powodu lata po kolejnych mapach rozwalając wszystko, co się rusza. Nic nie jest naciągane. W końcu mamy jakiś sensowny powód do zabijania kolejnych tuzinów nieprzyjaciół, którzy zniszczyli życie Maxa. Dzięki temu osiągnięto niepowtarzalny klimat, który zapada w pamięci na lata.

REKLAMA

Znajdzie się jakaś łyżeczka dziegciu w całej beczce miodu? To tak jak by szukać igły w stogu siana. Bardziej natrętni mogliby przyczepić się do długości gry, bowiem pokonanie wszystkich postawionych przed nami zadań zajmie bardziej wprawnemu graczowi 3-4 dłuższe wieczory. Co prawda zostają jeszcze wyższe poziomy trudności oraz przechodzenie gry na czas. I wierzcie mi, naprawdę chce się to robić, nawet po kilka razy z rzędu. Być może, dzięki długości (a raczej krótkości ;)) zdołano stworzyć trzymającą się kupy historię, bez żadnych absurdów. Przecież każdy z nas wie, co się staje z naprawdę ciekawymi produkcjami, kiedy są na siłę wydłużane. Cieszmy się z tego, co mamy, bowiem naprawdę nic więcej w tym wypadku nie potrzeba.

Podejrzewam, że dla większości czytelników ta recenzja nie tyle będzie zachęceniem do zakupu, ale przypomnieniem do ponownego zainstalowania jej na swoim domowym komputerze. Albowiem zakładam, że każdy szanujący się gracz posiada ten tytuł w swojej kolekcji. Jest on po prostu obowiązkowy. O ile sequel można sobie odpuścić [co ty wygadujesz… Sequel rozwala jeszcze bardziej - Volt.], tak "jedyneczka" musi się znaleźć na półce. A jeśli jeszcze jej nie masz, to nie zastanawiaj się długo. Wyciągnij kasę ze świnki skarbonki i leć jak na skrzydłach do sklepu. Bo pomimo tego, że gra ma już wiele lat na karku, to wciąż zachowuje grywalność sprzed lat. Stąd też takie wysokie oceny.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA