REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki

Wielkie hollywoodzkie gwiazdy, znane z filmów jeszcze z lat 70. i 80. ubiegłego wieku, powoli się starzeją. Potencjał stworzony wykreowanymi przez nie postaciami nie może się jednak zmarnować. Twórcy nie starają się zbytnio zamaskować biegu czasu i wraz ze "zdziadzieniem" aktorów, odpowiednio zmieniają ich bohaterów. Rok temu mogliśmy się o tym przekonać obserwując zgarbionego Rocky'ego, wracającego na ring. Teraz z trzaskiem bata ku nowym przygodom rusza stary, dobry Harrison Ford.

11.03.2010
21:54
Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Jeśli ktokolwiek wątpi w geniusz tego człowieka, to radzę powtórzyć sobie seanse starej trylogii Gwiezdnych Wojen oraz Indiany Jonesa. To właśnie z tymi dwiema rolami, Hana Solo i profesora-archeologa, Ford jest najbardziej kojarzony. Słusznie zresztą - charaktery, które udało mu się wykreować są specyficzne i nie do podrobienia.

REKLAMA

Żeby tradycji stało się zadość, już w pierwszych paru minutach Jonesey dostaje w pysk od żołnierzy... tym razem radzieckich. Jak zwykle chodzi o jakiś artefakt naznaczony wielką mocą. Wszystko kręci się wokół tytułowej kryształowej czaszki, która po odniesieniu do tajemniczej świątyni ma obdarować zdolnością wpływania na ludzkie umysły. Nic więc dziwnego, że militarna potęga planuje odkryć tę prastarą tajemnicę, ktoś jednak będzie musiał ich powstrzymać.

Po stronie "tych złych" stoi niejaka Irina Spalko (w tej roli znana i ceniona Cate Blanchett), która swą szablą odsunie każdego, kto stanie między nią, a władzą. Po drugiej, właściwej stronie barykady stoi Indy. Co prawda jest już troszeczkę podstarzały, ale nie brak mu werwy. Skacze, tłucze się i przeżywa największe katastrofy zamknięty w hiper-pancernej lodówce (chyba największy bezsens filmu) udowadniając, że mimo wieku na coś go jeszcze stać.

Odrobinę świeżości dodaje postać młodego Mutta Williamsa, który to jest typowym "zapaleńcem" rwącym się do przygód. Wcielił się w niego Shia LaBeouf, którego widzowie mogą kojarzyć z takich produkcji jak Niepokój czy Transformers.

Nie chcę specjalnie narzekać, bo spisał się on całkiem nieźle, ale mimo wszystko mam wrażenie, że znalazłby się aktor potrafiący lepiej odegrać początkującego łowcę przygód. Poza tym, z ciekawszych postaci, natkniemy się na pewnego "podwójnie podwójnego" agenta i starą znajomą z "Poszukiwaczy zaginionej Arki". Rzec można, że poza LaBeoufem, który spisuje się przeciętnie, kadra jest dobrana wyśmienicie.

REKLAMA

Bałem się, czy z Królestwa Kryształowej Czaszki nie wyjdzie hollywoodzki kicz grzebiący legendę Henry'ego Jonesa Juniora. Moje oczekiwania zostały, przynajmniej częściowo, pozytywnie spełnione. Ogólny klimat jest zachowany - dalej mamy do czynienia ze sporą dawką dobrej akcji. Co rusz bohater wpada w jakieś opresje i jest zmuszony do szybkiego działania. Według mnie, delikatnie przesadzono tu z wątkiem humorystycznym. Minimalnie za dużo jest "tępej" rozrywki, jak na przykład drzewka, które w pewnej scenie co kilka sekund godzą Mutta w krocze. Raz by starczyło, później jest już troszkę na siłę. Nie chcę zdradzać zakończenia, ale powiem tylko, że delikatnie mnie ono zawiodło. Wolałem konwencjonalne rozwiązania, zamykające się w kręgu starożytnych kultur, a co dostaliśmy - zobaczycie sami.

Nie mogę jednak zbyt mocno protestować. To wciąż ten sam, dziarski Indiana, który zachowuje swój image (obowiązkowo z kapeluszem!) i dalej przeżywa ciekawe przygody. Przykuwa do ekranu tak, jak w obrazach sprzed niespełna dwudziestu lat. Troszkę na nerwy działa mi rozwój wszelkich technologii. Kiedyś naprawdę ładnie to wyglądało, kiedy starano się bez zbytniej pomocy komputerów uzyskać efekty specjalne. Teraz wystarczy parę kliknięć, odpowiedni montaż - i elektronika robi resztę za filmowców. W efekcie mamy wirtualne wybuchy i... pieski preriowe (choć może to były świstaki). I ta pancerna lodówka... Mimo wszystko, film zdecydowanie warto obejrzeć.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA