REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Death Note

"Within spreading darkness, we exchanged vows of revolution"

11.03.2010
14:16
Rozrywka Blog
REKLAMA

"Death Note" to anime niezwykłe i zdecydowanie wyjątkowe - z pozoru banalna historia o japońskim licealiście, który znajduje notes należący do Shinigami (boga śmierci), pozwalający właścicielowi na zabicie każdej osoby, po prostu poprzez napisanie jej imienia. Jednak, pomimo oparcia fabuły na tak prostych założeniach, autorowi udało się stworzyć serię doskonałą - mamy tutaj do czynienia bowiem zarówno z pasjonującą, kryminalną łamigłówką, wartką, trzymającą w ciągłym napięciu akcją, jak i całkiem głębokim studium psychologicznym głównego bohatera. W efekcie, "Death Note" już stało się jednym z popularniejszych anime, pomimo tego, że nie jest jeszcze nawet ukończone.

REKLAMA

Dramatis personae:

(Przedstawienie pobieżne, nie zdradzające zbytnio szczegółów fabuły)

Light Yagami (Kira) - Główny bohater. Przykładny, 17-letni uczeń japońskiego liceum. Light uczy się świetnie i odnosi same sukcesy, do czasu, gdy postanawia oczyścić świat z przestępców za pomocą "Notesu Śmierci" i zostać bogiem. Od tego momentu znany jest jako "Kira" (Japończycy tak wymawiają słowo "killer") i swój wolny czas dzieli pomiędzy likwidowanie kryminalistów, a intelektualne potyczki z L. Abstrahując od destrukcyjnego wpływu nadmiernej ilości "zakuwania" na psychikę - zdolności umysłowe tego chłopaka noszą wszelkie znamiona zjawiska nadprzyrodzonego i potrafią wpędzić w kompleksy.

"L" - Najlepszy śledczy współpracujący z Interpolem, potrafi rozwikłać każdą kryminalną łamigłówkę. Szybko staje się najpoważniejszym przeciwnikiem "Kiry". Jego imię, nazwisko, a przez dłuższy czas również wygląd, są jego najpilniej strzeżoną tajemnicą. A w przypadku tego ostatniego - rzeczywiście nie ma czym się chwalić.

Ryuk - Shinigami, bóg śmierci. Uzależniony od jabłek.

Ray Penbar - Agent FBI, Amerykanin. Niezbyt bystry, pewnie dlatego ginie szybko.

Naomi Misora - Narzeczona Ray'a. Chciała namieszać, nie zdążyła.

Misa Amane - Blondie. Denerwuje, przede wszystkim Light'a - chce być taka, jak on.

Rodzina Yagami - W której Light, niestety, nie znajduje oparcia. Wręcz przeciwnie.

Ekipa dochodzeniowa -Ostatni sprawiedliwi ludzie w Japonii, w liczbie sześciu. Ich rola sprowadza się do podziwiania "L" -choć bardziej siły jego umysłu, nie aparycji.

…oraz niezliczone ofiary "Notesów Śmierci" - Giną na przeróżne sposoby, a świat staje się od tego lepszy.

Manga autorstwa Tsugumiego Ohby (scenariusz) i Takeshiego Obaty (rysunki) ukazywała się w "Weekly Shonen Jump" od grudnia roku 2003 do maja 2006, całość liczy 108 rozdziałów, wydanych następnie w 12 tomach (a jeśli chcecie doczekać publikacji "Japanica Polonica Fantastica", lepiej zacznijcie już łykać Geriavit Pharmaton). Nakręcono też dwa filmy live-action, których niewydarzeni twórcy naprawdę zasłużyli na boską karę. Korose [pstryk!].

Warto tu dodać, że niektóre szkoły w chińskiej prowincji Shenyang zakazały czytania mangi po tym jak niektórzy uczniowie terroryzowali nauczycieli i kolegów wpisując ich nazwiska w zeszyty ucharakteryzowane na notesy śmierci. Pogratulować kreatywności, u nas niestety w użyciu są mniej wysublimowane metody.

Abstrahując od suchych faktów (czy red. Papkin to widzi? [widzi, widzi i oczom nie wierzy - P.]), na sam koniec jeszcze garść luźnych myśli i opinii.

Pod pewnym względem naprawdę ciężko jest obiektywnie pisać o "Death Note"; jak dotąd bowiem nie spotkałem nikogo, kto po obejrzeniu kilku pierwszych odcinków byłby zdolny do negatywnej oceny. Dosłownie wszyscy wsiąkali natychmiastowo, nawet ci początkowo sceptyczni ("hahaha, a co by było, gdyby napisał 'Kowalski'?"). Oczywiście, sobie samemu też nie wierzę, więc muszę przyznać, że w artykule tym brakuje spojrzenia "z drugiej strony", za co przepraszam.

REKLAMA

Jeśli wychowaliście się na serialach takich jak "Dragon Ball", "Sailor Moon" czy "Pokemon", których poziom litościwie pominę milczeniem, [precz mi z łapami od Saflor Moon - Volt.] możecie być zaskoczeni - w "Death Note" nie ma czegoś takiego jak "walki", a i samej staroszkolnej przemocy za wiele tu nie uświadczycie. Tak, niestety, nie ma żadnych puchnących fryzur, zwierzaczków strzelających woltami z policzków i tym podobnych "motywów i motywików" powszechnie kojarzonych z japońską animacją... Niewielka to strata, naprawdę, a zapewniam, że mecz tenisa ziemnego potrafi niekiedy być znacznie bardziej emocjonujący, niż awans na szesnasty poziom Super-Sayana. I nie, nie ze względu na krótkie spódniczki zawodniczek. Jeśli jeszcze tego nie wyłapaliście, fabuła też daleka jest od sztampy - na szczęście hollywoodzka mania spłycania wszystkiego na potrzeby otyłych obywateli US-raju jest jeszcze daleko od wybrzeży Kraju Kwitnącej Wiśni, stąd w "Notesie Śmierci" nie ma sytuacji oczywistych i moralnie niedwuznacznych. Brak tu czerni i bieli, tylko niezliczone odcienie szarości, idąc w stronę ogranych metafor. Mimo to, żeby czerpać z serialu przyjemność, niekoniecznie trzeba być oddanym wyznawcą Nietzschego, czytującym "Poza dobrem i złem" do poduszki - wyraziści bohaterowie, świetny montaż i niesamowite zwroty akcji zdecydowanie zapewnią mocny zastrzyk adrenaliny każdemu. Muzyka... Cóż, ja sam mogę powiedzieć tylko, że jest klimatyczna, a ekspert/guru/autorytet/mistrz gitary stwierdził, że to "mieszanka gatunków, oscylująca pomiędzy ambientem, jazzem i emo a muzyką klasyczną". Cholera, ciężko się z tym nie zgodzić, a nomenklatura fachowa.

Panie, panowie, (wysoka izbo - P.) szanowny Papkinie - jest i minus. Tak, aż jeden. Od około 10 odcinka animacja się pogarsza, nie jest to jednak żaden dramat, a i nikomu różnicy to nie robi... Bo to jest tak, jakbyś biorąc prochy od dłuższego czasu w pewnym momencie zaczął ćpać coś gorszej jakości. Wiesz o tym. I dalej chcesz kolejnej dawki.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA