REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

„Ojciec” zabierze was prosto do umysłu chorego na demencję. To przerażający i rozrywający serce film

„Ojciec” porusza trudny temat w tak fenomenalnym stylu, że należą mu się brawa na stojąco. To dzieło, które zapamiętacie na dłużej.

19.04.2021
16:19
Ojciec Anthony Hopkins
REKLAMA

„Ojciec” jest adaptacją sztuki teatralnej pod tym samym tytułem autorstwa Floriana Zellera. Zeller zarówno napisał i wyreżyserował oryginał wystawiany na deskach teatru, jak i przeniósł swe dzieło na ekran filmowy.

REKLAMA

W „Ojcu” obserwujemy kilka dni z życia starszego mężczyzny o imieniu Anthony (w tej roli Anthony Hopkins), który choruje na demencję. Mieszają mu się ze sobą ludzkie twarze, wydarzenia, czasy, osoby. W jednej chwili rozmawia ze swoją córką (Olivia Colman) o jej wyjeździe do Paryża, a w drugiej widzi ją z zupełnie inną twarzą i w innym momencie jej życia. Chwilę po przebudzeniu i niedługiej rozmowie orientuje się, że jest już wieczór.

To tylko kilka z przykładów przebiegu choroby Anthony’ego, które Florian Zeller przedstawił w swoim filmie sugestywnie obrazując, jak wygląda życie i percepcja świata osoby zmagającej się z tym schorzeniem mózgu.

Dzięki prostym, aczkolwiek robiącym potężne wrażenie, rozwiązaniom fabularnym oraz genialnej i poruszającej kreacji Anthony’ego Hopkinsa „Ojciec” jest dziełem rozkładającym widza na łopatki.

Autor niezwykle udany sposób przedstawił liczne sceny, które sprawiają, że w mig rozumiemy naturę choroby, wczuwamy się w skórę Anthony’ego i nie tylko przeżywamy jego los, ale i sami mierzymy się z trudnościami oglądanych zdarzeń.

Cieszę się, że powstają filmy mierzące się z trudnymi chorobami bądź uszczerbkami na zdrowiu, jak „Ojciec” czy „Sound of Metal” (opowiadający o mężczyźnie, który traci słuch) i że są one wykonane oraz opowiedziane z tak niezwykłą empatią. Twórcy tych dwóch dzieł próbują wsadzić widza w buty osób cierpiących, tak byśmy i my mogli w jakimś stopniu zrozumieć i współodczuwać ich tragedie.

Anthony Hopkins w filmie Ojciec z 2020 roku. class="wp-image-1697710"

To oczywiście nie są przyjemne tematy, ale sztuka nie musi być zawsze lekka i przyjemna. Powinna nas czasem też wyciągnąć na moment, uwaga – modne wyrażenie, ze strefy komfortu. Sztuka, także ta masowa, powinna czynić widza lepszym człowiekiem, uczulać na cierpienia innych i uczyć empatii, przypominając, że są ludzie, których dotyka realna krzywda.

Mnie „Ojciec” przeraził portretem demencji, uwidaczniając mi jakie to straszne schorzenie. Anthony jest zamknięty w potwornym więzieniu, z którego nie ma wyjścia. Strzępki pamięci i minionego życia mieszają się ze sobą i nawiedzają go w przypadkowej kolejności. To prowadzi do dezorientacji, irytacji, gniewu, bezsilności, bezbronności.

Anthony Hopkins odtworzył te wszystkie stany w sposób mistrzowski i miażdżący emocjonalnie.

Dawno nie widziałem tak przeszywającej, rozbrajającej, pełnej empatii i rozumienia, tragicznej i smutnej roli. Jest to ten poziom aktorstwa, wchodzący w rejony transcendentalne, który na sam koniec prowadzi widza do przedziwnego katharsis. Nie spodziewałem się, że Hopkins, w swej ostatniej fazie kariery (oczywiście życzę mu, by ta faza trwała jak najdłużej) jest w stanie wydobyć z siebie TAKIE kreacje. Jeśli pytacie mnie o zdanie, to bezwzględnie należy mu się Oscar za ten film.

„Ojciec” oparty jest na sztuce teatralnej ale, choć to widać, gdyż akcja rozgrywa się na dobrą sprawę w jednym pomieszczeniu, sceniczny rodowód w tym przypadku dobrze sprawdza się w wersji filmowej. Duża w tym zasługa samej konstrukcji fabularnej, która pomimo pozornej jedności miejsca, co jakiś czas przeskakuje, ze względu na stan mentalny głównego bohatera, w czasie i przestrzeni.

W samym centrum znajduje się oczywiście Anthony Hopkins i jego wybitna kreacja, która sama w sobie przebija atrakcyjnością niejedne efekty CGI z wielkich widowisk, natomiast dodatkowej dynamiki całości dodają postaci drugoplanowe, które przewijają się przez tę historię.

Anthony Hopkins i Olivia Colman w filmie Ojciec class="wp-image-1697707"

Największą rolę z nich odgrywa Olivia Colman, jak zawsze świetna, wcielająca się w Anne, córkę Anthony’ego. Ale w filmie zobaczymy także Olivię Williams, Imogen Poots czy Rufusa Sewella.

„Ojciec” nie jest łatwym do strawienia filmem, ale to dzieło niezwykle ważne, wykonane z nie lada czułością, elegancją i wyczuciem powagi problemu.

REKLAMA

Demencja, która dla wielu z was jest zapewne abstrakcyjnym schorzeniem, zostaje zobrazowana na tyle, że sami będziecie się czuć niczym zamknięci w mentalnej klatce. Im bliżej finału, tym „Ojciec” coraz mniej przypomina dramat psychologiczny, a coraz bardziej staje się pewnego rodzaju… horrorem. Ale też taka jest właśnie demencja.

Dlatego chwała twórcom, że postanowili powołać ten film do życia i pokazać go szerokiej publiczności, zwiększając tym samym społeczną świadomość tego straszliwego schorzenia. W dodatku film ten może dla wielu stanowić takie wstrząsającą metaforę izolacji w czasach pandemii, choć to już oczywiście zostawiam waszym osobistym odczuciom. Piękne, smutne i zarazem przerażające kino.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA