Toniemy w przeciętności. Fundują nam kicz i tandetę

W erze cyfrowego chaosu, gdy sztuczna inteligencja wypluwa miliony możliwości na zawołanie, dobry gust to nie luksus — to broń. Bez niego toniemy w przeciętności karmieni tym, co algorytm uznał za "wystarczająco dobre". Świadomy wybór to dziś akt odwagi i oporu wobec masowej produkcji.

Toniemy w przeciętności. Fundują nam kicz i tandetę

"Po pro­stu są lu­dzie, któ­rym nie­wła­ści­wy ko­lor wtycz­ki po­tra­fi ze­psuć pół dnia. Któ­rzy wolą sie­dzieć w domu, niż wy­po­czy­wać w nad­mor­skim pen­sjo­na­cie, gdzie dy­wa­ny mają ohyd­ny ko­lor. Nie­szczę­śni­cy udrę­cze­ni bil­l­bo­ar­da­mi gła­dzi szpa­chlo­wej. Tak, tak, wiem. Gust jest ka­te­go­rią kla­so­wą. Usta­na­wia hie­rar­chie i po­dzia­ły. Od­zwier­cie­dla na­sze aspi­racje" - pisał Marcin Wicha w kultowej już książce "Jak przestałem kochać design".

Nie wiem, czy estetyka jest kwestią klasową. Wiem natomiast, że “estetyka może być pomocna w życiu” i “nie należy zaniedbywać nauki o pięknie” (to już Herbert, a nie Wicha).

Kwestia dobrego smaku, nawet jeśli trąci snobizmem, nabiera dziś szczególnego znaczenia. W epoce nadmiaru treści i rzeczy – gdy domy są zalewane badziewiem z Temu, a sieć generowanymi przez AI pomyjami – gust staje się nie tylko dystynkcją, lecz także wskazówką.  

Nitin Nohria, były dziekan Harvard Business School, na łamach The Atlantic stawia mocną tezę: dobry smak jest dziś ważniejszy niż kiedykolwiek indziej, bowiem w epoce niezliczonej ilości treści AI kwestia dobrego wyboru jest najważniejsza. 

"W świecie, w którym maszyny mogą generować nieskończone wariacje, zdolność do rozróżnienia, która z tych wariacji jest najbardziej znacząca, najpiękniejsza lub najbardziej rezonuje, może okazać się najrzadszą — i najcenniejszą — umiejętnością ze wszystkich"  – pisze w felietonie. 

Zdaniem autora kwestia smaku to nie tylko wymysł zblazowanego i uprzywilejowanego przedsiębiorcy, bogatego dupka, którego bardziej zajmuje krój garnituru niż los szeregowych pracowników. Estetyka pomaga podejmować decyzje o znaczeniu strategicznym. 

"Smak powinien być częścią edukacji liderów — nie tylko w sztuce, lecz także w biznesie" — zaznacza Nitin Nohria.

Rzecz gustu

“Nie jestem geniuszem, ale ufam swojemu gustowi” — usłyszałem kiedyś od jednego z polskich liderów, przedsiębiorcy z branży HoReCa. Ów przedsiębiorca, wymieniany na liście 100 najbogatszych Polaków, wyjaśniał mi, że dobry smak pozwala mu instynktownie wybrać to, co właściwe. Kwestia smaku przejawia się w każdej jego decyzji: od rekrutacji po branding i styl komunikacji.

Mój rozmówca nie pochodzi z tak zwanego dobrego domu. Jak przyznał, bardziej niż moëta w domu piło się stołową, słuchało się raczej muzyki chodnikowej niż Bacha, a kontakt z malarstwem był, owszem, ale z pokojowym. 

"Estetyki uczyłem się, robiąc biznes. Już wcześniej rozumiałem, że człowiek, niezależnie od pochodzenia czy kapitału, dobrze się czuje w pięknym otoczeniu, a klasyczna elegancja podoba się każdemu" — mówił. Dziś jego hotele i restauracje są dostępne prawie dla każdego. Ich estetyka jest prosta, nienachalna, ale trudno się do niej przyczepić.

"Najbardziej w życiu nie znoszę kiczu i tandety" — wyznał mi, gdy rozmawialiśmy o trendach w architekturze.

“Dzięki tej niechęci nie jestem dziś bankrutem” — dodał. 


Ale dlaczego o kwestii Piękna (“Wielkiego”, jak by to chciał Jep Gambardella, i “małego”, o którym pisała z kolei filozofka Jolanta Brach-Czaina) tutaj piszę? Bo estetyka w kontekście treści generowanych przez sztuczną inteligencję ma szczególne znaczenie. 

Wiemy, że AI potrafi tworzyć teksty, muzykę czy obrazy, ale nie ma doświadczenia, kulturowego wyczucia ani emocji. I mętne tłumaczenia m.in. francuskiego neurobiologa Stanislasa Dehaene, że przecież myślenie i czucie to w gruncie rzeczy suma obliczeń dokonywanych przez mózg, tego nie zmieniają. Sztuczna inteligencja długo jeszcze nie będzie “jak człowiek”. AI nie tylko nie ma uczuć i doświadczeń, ale nie ma też swojej kultury. 

Smak nie jest ani algorytmiczny, ani przypadkowy. Jest kultywowany. AI może teraz pisać znośne eseje, projektować logotypy, komponować muzykę, a nawet oferować strategiczne porady biznesowe. Robi to, naśladując style, które widziała, podawane jej w ogromnych — i często nieznanych lub ukrytych — zbiorach danych. Ma moc remiksowania elementów i tworzenia wiarygodnych, a nawet kreatywnych nowych kombinacji. Ale pomimo wszystkich swoich możliwości AI nie ma smaku. Nie wymyśli stylu z intencją. Nie zrozumie, dlaczego jeden wybór wywołuje emocje, a inny zawodzi. Nie będzie wiedziała, w jaki sposób jedna wersja przemówienia poruszy publiczność do łez — lub śmiechu — a druga nie. Brakuje jej doświadczenia życiowego, intuicji kulturowej i niewyrażalnego poczucia tego, co jest po prostu właściwe.

Tylko człowiek potrafi świadomie wybrać to, co naprawdę rezonuje — estetycznie, emocjonalnie i etycznie. Smak można rozwijać. Pierwszym krokiem jest ekspozycja — kontakt z pięknem, różnorodnością i jakością. Drugim — kuracja: wybieranie tego, co cenimy, i rozumienie dlaczego. Trzecim — refleksja: smak dojrzewa, gdy świadomie śledzimy zmiany naszych upodobań.

Nieznośna lekkość przeciętności 

Największą zaletą i zarazem największym problemem tworów AI jest to, że są one “wystarczająco dobre”. Mówi się, że jeśli AI zabierze komuś pracę (a konkretnie nie AI, ale menadżerowie upojeni wizją oszczędności optymalizacji), to na początek przeciętniakom. Zajęcia proste i powtarzalne są już powszechnie automatyzowane. Zalewają więc nas wystarczająco dobre treści, od tekstów przez obrazy po utwory muzyczne. Są “OK”: generowane obrazki wystarczą, by zilustrować kryminał; hasła reklamowe by AI już “sprzedają”, a teksty w portalach zbierają kliki. 

Wciąż jednak to człowiek jest krok przed AI (mówię tutaj także o człowieku, który korzysta z nowych technologii, by robić risercz lub inspirować się), jeśli chodzi o estetykę. Dlaczego? Sztuczna inteligencja zawsze uśrednia rezultat. Nawet jeśli nasz agent jest najlepiej "wyszkolony", wciąż działa pod zaprogramowanego “idealnego, czyli nieistniejącego” odbiorcę, wciąż opiera się na masowych danych.

I znów jest to kwestia klasowa: ludzkie, choć droższe, wydaje się nam lepsze. Zresztą to żadna nowość: produkty rzemieślnicze są droższe niż te produkowane masowo. 

Tylko człowiek potrafi świadomie wybrać to, co naprawdę rezonuje — estetycznie, emocjonalnie i etycznie. Fot: Shutterstock / annacovic

Wiara w to, że sztuczna inteligencja zastąpi nas w pracy twórczej i przy biurku, jest wciąż naiwna. Serio wyznają ją, co nie powinno dziwić, tylko giganci technologiczni. 

Najnowsze badania pokazują, że autonomiczni agenci AI to wciąż technologia niedojrzała, a wizja ich masowego wdrożenia jest przedwczesna.

Spójrzmy na świeże badania z Carnegie Mellon University. Naukowcy przeprowadzili testy w symulowanym środowisku małej firmy programistycznej. Zestaw codziennych zadań biurowych okazał się dla obecnych agentów AI przeszkodą nie do przejścia – najlepszy z nich był w stanie samodzielnie wykonać zaledwie 30 proc. zadań. Problemy? Prozaiczne, ale kluczowe. Agenci nie radzili sobie z zamykaniem okienek pop-up, nie rozumieli kontekstu rozmów i potrafili zakończyć zadanie, choć nie zostało ono ukończone. W jednej z prób zamiast poprosić o pomoc agent... stworzył nowego użytkownika o tej samej nazwie, by "rozwiązać" problem braku kontaktu na czacie.

Również badanie CRMArena-Pro, opracowane przez Salesforce, nie pozostawia złudzeń. W zadaniach sprzedażowych i obsługowych AI wypada przeciętnie: 58 proc. skuteczności w prostych, jednoetapowych czynnościach, ale zaledwie 35 proc. przy bardziej złożonych, wieloetapowych procesach. Co gorsza – systemy te niemal całkowicie ignorują standardy ochrony danych, co rodzi poważne pytania o bezpieczeństwo firmowych informacji.

Sztuczna inteligencja to wciąż technologia pomocnicza, jak pisałem, wystarczająco dobra, ale nie lepsza. Do prawdziwej rewolucji wciąż nam daleko.

Design z Pepco

Dzisiejsza sztuczna inteligencja to nie futurystyczna wizja rodem z filmów science fiction, lecz narzędzie osadzone w codzienności – pozornie zwyczajne, a jednak przełomowe. Bo AI nie tylko zmienia technologię – ona przestawia zwrotnice naszej cywilizacji. Towarzyszy jej głęboka przemiana społeczno-kulturowa, której skutki rozchodzą się nierówno – a to oznacza, że dla wielu prawdziwa skala tej rewolucji dopiero nadejdzie.

Pisałem już za Herbertem, że "nie należy zaniedbywać nauki o pięknie". Dzięki tym naukom będziemy mogli wygrzebać się z nadmiaru kiepskich albo tylko wystarczających treści. O tym, że AI nas rozleniwia, pisano już dużo, polecam badania MIT na ten temat. Ale sztuczna inteligencja i jej wytwory psują gust. To nie tylko oczywiste bzdury jak chałkonie czy prostackie narracje Groka, to też produkty i treści nieznośnie banalne. Design z Pepco, kopiuj-wklej z masowych trendów. 

Boję się właśnie tego, że w szlamie bylejakości trudno będzie odnaleźć wartościowe treści. Będą błędem w systemie, usterką, przerostem formy. Obawiam się, że Milan Kundera miał rację, pisząc w “Nieznośnej lekkości bytu”: zanim piękno zniknie z tego świata, będzie jeszcze przez chwilę istnieć jako pomyłka.