Nie boję się, że AI zabierze mi pracę. Wiem, jak pokonać boty

Przyszłości nie boją się ci, którzy chociaż próbują sami ją kreować. Chcę należeć do tych odważnych i aktywnych. Nie obawiam się, że sztuczna inteligencja (a dokładniej ktoś stojący za nią) zabierze mi pracę. Ćwiczę się w tym, w czym AI raczej jest "gorsza" od człowieka.

Nie boję się, że AI zabierze mi pracę. Wiem, jak pokonać boty

"Miałem wiele pomysłów na dzisiejszy [felieton], ale jeden po drugim je odrzuciłem. Oto dlaczego. Żyjemy w burzliwych czasach [...] w czasach jak te, gdy świat wydaje się być w rozsypce, kiedy stare zdaje się umierać, ale nowe nie może się [jeszcze] narodzić, potrzebujemy powrotu do podstaw". 

Zaczynam ten felieton, parafrazując tylko trochę przemówienie Radosława Sikorskiego, ministra spraw zagranicznych, na forum ONZ w rocznicę rosyjskiej napaści na Ukrainę. Nie będę mówił jednak o geopolityce, ale o człowieku. Człowieku, który wydaje się dziś, w dobie narodzin nowego, zwyczajnie zagubiony. Gdy czytam o tłumaczce z 25-letnim stażem, która desperacko szuka pracy; gdy słucham uczniów i studentów (a rozmawiam z nimi, prowadząc zajęcia z edukacji medialnej) mówiących, że nie wiedzą, czego się uczyć, bo świat zbyt szybko się zmienia; gdy w końcu słyszę opinie doradców zawodowych, że tylko ciągły rozwój i pęd do przodu jest rozwiązaniem, mówię za Sikorskim: potrzebujemy powrotu do podstaw. Te mogą zapewnić nam lepszą przyszłość. 

Kto najwięcej zarobił na gorączce złota? Według popularnego mitu, który dziś jest memem, obłowili się przede wszystkim sprzedawcy łopat i kilofów.

A jaki wynalazek z epoki gorączki złota dziś wciąż jest niesamowicie popularny? Żaden rydel czy szpadel, ale dżinsy. Wytrzymałe, mocne, łatwe w czyszczeniu spodnie tworzone były dla kopiących, a dziś są elementem garderoby, który pasuje do niemal każdej stylizacji (chyba że chcemy grać o mistrzostwo świata w szachy).

W "gorączce AI" są i ci, którzy chcą zarobić na sprzedaży "łopat". To wszelkiej maści szamani AI, którzy oferują swoje szkolenia, i wielkie firmy technologiczne, które przekonują, że bez umiejętności Jutra spadniemy z rowerka. Trzeba więc pedałować bez zastanawiania się, dokąd jedziemy.

Nie proponuję, by obrażać się na rozwój, bo poznawanie nowych narzędzi i technologii jest koniecznością, ale myśląc o przyszłości, trzeba pamiętać o dziś i przeszłości. Proponuję więc DWIE Umiejętności Wczoraj, które mogą być błogosławieństwem w świecie zdominowanym przez sztuczną inteligencję.

Krytyczne myślenie

Nic bardziej banalnego. Krytyczne myślenie zawsze było w cenie, ale nigdy wcześniej nie było tak łatwo je zatracić. I to z przekonaniem, że zdobywa się intelektualną przewagę, nabywa zdolności, które właśnie "myśleć" pozwalają. Nadmierne używanie sztucznej inteligencji tępi naszą zdolność krytycznego myślenia. I są na to dowody naukowe i to od samego sprawcy zamieszania, czyli firmy, która jest jednym z liderów generatywnej sztucznej inteligencji. 

Microsoft przeprowadził wewnętrzne badanie wśród 319 pracowników firmy. Respondentów pytano o sposób korzystania z narzędzi AI, ich zaufanie do możliwości tych narzędzi, umiejętność oceny wyników pracy sztuczną inteligencją oraz pewność co do własnej zdolności wykonania danego zadania bez wsparcia tą technologią.

Wyniki? Użytkownicy przestają myśleć krytycznie, bo ich rola ogranicza się do sztuki układania promptów i zarządzania odpowiedziami generowanymi przez AI. Coraz mniej liczy się refleksja, coraz więcej – skuteczność w rozgryzaniu algorytmu. To kolejny krok na drodze, którą idziemy od lat. 

"Choć AI może zwiększać efektywność, może także osłabiać krytyczne zaangażowanie, zwłaszcza w rutynowych lub mniej istotnych zadaniach, w których użytkownicy po prostu polegają na AI. To budzi obawy dotyczące długoterminowej zależności oraz ograniczenia samodzielnego rozwiązywania problemów" – piszą naukowcy w raporcie, wskazując, że uzależnienie od technologii pozbawia ludzi możliwości ciągłego doskonalenia umiejętności oceny sytuacji, co prowadzi do ich zaniku i braku przygotowania na pojawiające się wyjątki.

Coraz większa ufność wobec technologii (a ufamy jej bardziej niż ludziom, na co wskazują m.in. wspólne badania Uniwersytetu Lancaster i Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley) sprawia, że rozleniwiamy się umysłowo. To już nie chodzi o to, że nawet prostych wyliczeń nie robimy w głowie, a podróżując, bardziej niż intuicji ufamy Google Maps. To całkowite wyzucie się z odpowiedzialności. Decyzję za mnie, rodzinę, a może za firmę, państwo, świat niech podejmuje AI. Swoją drogą tego chce właśnie Elon Musk. Kontrowersyjny miliarder i nowa “pierwsza dama” USA chce wykorzystać AI do decydowania o losie pracowników federalnych

W czyim to jest interesie? Spiskowa teoria powiedziałaby, że rządu światowego, który chce z nas uczynić bezwolne maszyny. Ale nie trzeba wszczepiać nam chipów do mózgów, byśmy oddali decyzyjność w ręce innych. Tymi innymi są właśnie wielkie korporacje technologiczne. Przejęły naszą komunikację, przejmą i myślenie? A będzie to o tyle łatwe, że wygoda, jaką dają narzędzia AI, jest po prostu uzależniająca. 

Tak jak jedynym realnym modelem mediów społecznościowych jest model uzależniający, tak najprawdopodobniej narzędzia AI mają działać podobnie – czyli prowadzić do intelektualnej degradacji użytkowników.  

Dlatego tak ważne jest ćwiczenie się w krytycznym myśleniu. Nie chodzi o to, by w każdym wypadku wchodzić na wyżyny intelektu. Zastanawiać się nad każdą sprawą, czy to wyborem masła, czy kwiatów do wazonu. Bardziej chodzi o świadomość, jak działają silniki rekomendacji; jak zgubna może być mądrość internetowego tłumu (zwłaszcza gdy ten tłum składa się z generowanych przez AI botów). 

Krytyczne myślenie pozwala na odróżnienie treści tworzonych przez człowieka od tych generowanych przez AI (a do 2030 roku 90 proc. treści w sieci będzie tworzonych przy użyciu sztucznej inteligencji), a przede wszystkim pomaga zarządzać nadmiarem treści. 

Gdy prawie 20 lat temu zaczynałem studia dziennikarskie, spytałem pewnego starszego wykładowcę, emerytowanego dziennikarza, o to, co jest najważniejsze w tym zawodzie. Odpowiedział mi, że wcale nie pisanie, ale czytanie i oglądanie. "Miej czas na dobre kino, książkę, wystawę, wychodź ze swoich tematów i szukaj inspiracji w nowym" – mówił.

Dziś, gdy sam okazjonalnie prowadzę zajęcia ze studentami, mówię im, że w tym zawodzie najważniejsza jest umiejętność, którą mogliby wynieść z pracy w sortowni śmieci. Sztuka zarządzania nadmiarem treści, komunikatów, bodźców. Wybieranie spośród tysięcy tematów, wydarzeń, opowieści tych, które są nie tylko ważne i społecznie potrzebne, ale przede wszystkim nie są próbą przekazania dalej interesu danej grupy, czy to politycznej, czy biznesowej. 

Niegdyś dziennikarz, ale też każdy, kto zajmuje się narracją (marketingowiec, PR-owiec, wykładowca), mógł jak Michał Anioł wydobywać na świat to, co jest niewidoczne. Znany artysta mawiał o swoich rzeźbach, że one są już gotowe, a on tylko "odłupuje niepotrzebne części kamienia". Dziś tych części kamienia jest coraz więcej, narastają w zastraszającym tempie. Cała sztuka, by nie tylko pozbywać się niepotrzebnych resztek, lecz także chronić "wydobytą rzeźbę" przed kolejnymi naciekami z dezinformacji, astroturfingu, propagandy, frywolnej interpretacji. 

Łatwiej o warsztat, gdy ucieka się od deszczu meteorytów, w tym tych generowanych przez AI. Pomaga zwyczajna higiena cyfrowa; nawyk czytania analogowych treści, otwartość na rzeczywisty świat, pozwolenie sobie na zbłądzenie. W końcu: na nudę.

Ja też felieton zacząłem pisać ręcznie, długopisem w notatniku. Zawsze tak robię, gdy zaczynam cokolwiek pisać. Pierwsze myśli, szkielet tekstu zapisuję ręcznie. Potem idę na co najmniej godzinny spacer, bez telefonu i słuchawek, układam sobie myśli. Gdy wracam do komputera, zaczynam pisać. Czy posiłkuję się AI? Oczywiście. Czasami Chat podpowie mi ciekawy synonim, pomoże zredagować zdanie, zaproponuje tytuł. Ale myśl przewodnia tekstu, jego cel, powstaje na długo przed otwarciem komputera. Nie zaczynam od promptu: "wymyśl mi tytuł i temat felietonu do magazynu Spider’s Web+". Zacząłem, jak polecała ceniona reportażystka Joan Didion, od zapisania emocji. Potem, polecenie innej pisarki, Rebecki Solnit, poszedłem na spacer z tekstem. W końcu zgodnie z zasadą z dobrych redakcji: siadłem do pisania, weryfikowania, redagowania. 

Pomaga higiena cyfrowa; zwyczaj czytania analogowych treści, otwartość na rzeczywisty świat, pozwolenie sobie na zbłądzenie. W końcu: na nudę. (Shutterstock)

Empatia

Zdolność odczuwania stanów psychicznych innych osób i przyjęcia ich sposobu myślenia, spojrzenia z ich perspektywy jest umiejętnością, która – w epoce AI – będzie na wagę złota. Coraz większe zainteresowanie pomocą psychologiczną, nawet w formie coachingowej (nie zawsze bezpiecznej) pokazuje, że jak kania dżdżu łakniemy drugiego człowieka, który wysłucha i zrozumie. 

Empatię tępi nie tylko kultura narcyzmu (wspierana przez media społecznościowe), kult indywidualizmu (upadek życia w tradycyjnych wspólnotach) oraz konsumpcjonizm, ale też coraz szczelniejsze zamknięcie się przed ekranami smartfonów. Emocji nie doświadczamy wprost, ale są przefiltrowane przez media społecznościowe i ułożone pod algorytmy. Coraz częściej ograniczamy komunikację do cyfrowych nośników, dostajemy erzac relacji, kontaktu, dając się manipulować big techom (pamiętajmy, że wybór medium zawsze wpływa na komunikat). 

O tym, że empatia i związana z nią zdolność aktywnego słuchania będą kompetencjami przyszłości, mówi zresztą opublikowany niedawno raport Światowego Forum Ekonomicznego "Future of Jobs". 

Nie chodzi tu tylko o bycie miłym kolegą z pracy. Empatia to zdolność budowania sojuszy i lepsza współpraca, efektywniejsze dzielenie się zadaniami. Empatyczny lider, który potrafi usłyszeć niewypowiedziane słowa, tworzy środowisko, w którym kreatywność i innowacyjność mogą rozkwitać. 

W dobie sztucznej inteligencji, gdzie maszyny rozwiązują skomplikowane problemy, nasza przewaga będzie tkwiła w zdolności do tworzenia autentycznych relacji. To właśnie dzięki empatii będziemy budować zaufanie, wzmacniać przywództwo i wyznaczać nowe standardy w pracy zespołowej. A więc zanim całkowicie oddamy stery algorytmom, warto zastanowić się, jak pielęgnować tę unikalną umiejętność – bo przyszłość należy do tych, którzy potrafią słuchać.

Słuchać, ale nie pozornie, kiedy czekamy na swoją kolej, żeby coś powiedzieć. Chodzi o słuchanie, które pozwala nam nie tylko usłyszeć słowa, ale i zrozumieć emocje, jakie się za nimi kryją. Gdy rozmawiasz z kimś, spróbuj na chwilę zapomnieć o sobie i skupić się w pełni na tej drugiej osobie. To trudniejsze, niż się wydaje, ale daje niezwykłe efekty – nagle okazuje się, że ludzie chcą mówić więcej, jeśli tylko czują, że ktoś naprawdę ich słucha. 

Znałem menadżera, który w każdym miesiącu spędzał co najmniej jeden dzień jako wolontariusz w domu seniora. Pomagał starszym osobom przy posiłkach, ćwiczeniach, spędzaniu wolnego czasu, ale przede wszystkim słuchał.

"Ten wolontariat dał mi więcej niż dyplom MBA. Pół roku tej praktyki sprawiło, że dużo lepiej komunikuję się z zespołem" – powiedział mi w trakcie wywiadu. 

Empatia to także zdolność wyjścia poza własne doświadczenia. Ile razy zdarza nam się oceniać kogoś na podstawie kilku powierzchownych informacji? Bo ktoś nie odezwał się w odpowiednim momencie, bo wyglądał na zirytowanego, bo nie zareagował tak, jak się spodziewaliśmy. A może miał po prostu trudny dzień? Może zmaga się z czymś, o czym nie mamy pojęcia? Próba zrozumienia perspektywy drugiej osoby, nawet jeśli jej nie podzielamy, to klucz do prawdziwej empatii. A empatia pozwoli nam pozyskać dobrego kolegę czy współpracownika. I żadna AI, z tego co wiem, nie ma cechy, która jest arcyludzka: dotyku.

Dobrym ćwiczeniem jest po prostu wyjście do nowego środowiska, nowej bańki. Jako dziennikarz wielokrotnie miałem sposobność wcielać się w różne osoby, kogoś "udawać” w ramach reportażu wcieleniowego. Teksty na tym zyskiwały, bo nie pisałem ich zza biurka na podstawie tego, co mi się wydaje. Przekazywałem w nich emocje realnych ludzi, które lepiej rozumiałem, “będąc w ich skórze”. Nie trzeba być dziennikarzem, aby na pójść na kółko szachowe, kurs tańca, spotkanie dyskusyjnego klubu filmowego.


Poza wyjściem do innych trzeba też czasem zejść do siebie. Rozwijanie empatii zaczyna się od świadomości tego, co sami czujemy, jak reagujemy, jakie mamy nawyki w relacjach z innymi. W świecie, w którym dominują szybkie osądy, warto po prostu się zatrzymać. Prostą, ale jakże skuteczną metodą jest prowadzenie dziennika. Najlepiej papierowego. Wystarczy codziennie 10-15 minut, by zapisać najważniejsze emocje, które towarzyszyły nam cały dzień, niech w dzienniku znajdzie się miejsce na wdzięczność. Na pewno to lepiej spożytkowany kwadrans niż silenie się na kąśliwy tweet. Banał? Oczywiście, ale jeśli stanie się rytuałem jak wieczorne mycie zębów, może mieć ogromny wpływ na nas. 

O co pyta moja babcia

Trzymając się metafory gorączki złota, w gorączce AI wyposażyłem się w łopatę i kilof (użyłem ich nawet przy pisaniu tego tekstu), ale założyłem chroniące przed kamieniami dżinsy (zszyte z empatii i krytycznego myślenia). Uniform użyteczny, mam nadzieję, także za 10 czy 20 lat. Niech te portki okażą się dobrym wyborem w pracy i poza nią.

Uczę się umiejętności, które chcieli mi przekazać moi dziadkowie. Moja 90-letnia babcia bez Google’a i Perplexity odróżnia śpiewy ptaków, nasiona, kwiaty i liście, przewiduje zmianę pogody i rodzinne kryzysy. Bez Facebooka pamięta imiona wszystkich wnuków, prawnuków i praprawnuka (a łącznie jest to blisko 50 osób). Ja czasem opowiadam jej o nowych technologiach i Umiejętnościach Jutra. Słucha z zaciekawieniem, ale zawsze potem pyta: a gdzie tam człowiek jest?

Od niej wiem, że świat nie może być śmietniskiem zapomnianych słów i niezrozumiałych gestów. Przestrzenią stworzoną pod prompty i emotikony, a nie pod rozmowę i emocje. Dla prawnuków i praprawnuków mojej babci chcę więc świata uszytego na ludzką miarę, tak, by twórca (człowiek) zawsze był krok przed stworzonym.