Łatwiej o warsztat, gdy ucieka się od deszczu meteorytów, w tym tych generowanych przez AI. Pomaga zwyczajna higiena cyfrowa; nawyk czytania analogowych treści, otwartość na rzeczywisty świat, pozwolenie sobie na zbłądzenie. W końcu: na nudę.
Ja też felieton zacząłem pisać ręcznie, długopisem w notatniku. Zawsze tak robię, gdy zaczynam cokolwiek pisać. Pierwsze myśli, szkielet tekstu zapisuję ręcznie. Potem idę na co najmniej godzinny spacer, bez telefonu i słuchawek, układam sobie myśli. Gdy wracam do komputera, zaczynam pisać. Czy posiłkuję się AI? Oczywiście. Czasami Chat podpowie mi ciekawy synonim, pomoże zredagować zdanie, zaproponuje tytuł. Ale myśl przewodnia tekstu, jego cel, powstaje na długo przed otwarciem komputera. Nie zaczynam od promptu: "wymyśl mi tytuł i temat felietonu do magazynu Spider’s Web+". Zacząłem, jak polecała ceniona reportażystka Joan Didion, od zapisania emocji. Potem, polecenie innej pisarki, Rebecki Solnit, poszedłem na spacer z tekstem. W końcu zgodnie z zasadą z dobrych redakcji: siadłem do pisania, weryfikowania, redagowania.