Cyfrowi nomadzi ruszyli na łowy tradycyjnych kobiet w Polsce. I wracają rozczarowani

Masz dość feministek, wyszczekanych i wyzwolonych kobiet, które się nie szanują? Bierz paszport i w drogę! – zachęcają Passport Bros, czyli dobrze zarabiający mężczyźni, najczęściej z branży IT, szukający miłości. Za cel obierają Amerykę Łacińską, Tajlandię i Filipiny, ale trafiają i do Polski. "Tu są zachodnie kobiety, wybredne i wykształcone" – dziwią się jednak nad Wisłą.

Cyfrowi nomadzi ruszyli na łowy tradycyjnych kobiet w Polsce. I wracają rozczarowani

Zanim zadamy pytanie, czym cyfrowy nomadyzm Passport Bros różni się od seksturystyki, zanim przyjrzymy się podstawowej ludzkiej potrzebie, skierujmy się w stronę popkultury, która jest lustrem współczesności, i zajrzyjmy do amerykańskiej telewizji kablowej. 

A tam rekordy popularności bije reality show "90-day Fiancé". Produkowany przez telewizję TLC format ma już 10 sezonów i jest jednym z najpopularniejszych programów kablówki w Stanach. Ma też liczne grono fanów w innych krajach, także i u nas. Wszystko opiera się na prostym schemacie: Amerykanin, rzadziej Amerykanka, znajdują sobie partnera/rkę spoza USA. Ci przyjeżdżają do Stanów z 90-dniową wizą K-1, po tym czasie muszą zdecydować, czy wracają do swojego kraju, czy biorą ślub, dzięki czemu będą mogli w Ameryce zostać na zawsze. Obywatel bądź obywatelka USA może "wygrać" miłość, druga połówka paszport. 

Wiza na miłość

Zjawisko wcale nie nowe, jednak w telewizji budzi sporo emocji. Jedni kibicują kolejnym parom, wierząc w piękną miłość przekraczającą granice państw, inni z politowaniem podśmiewają się z 50- i 60-latków wierzących w prawdziwość uczucia ich kilkadziesiąt lat młodszych partnerek, które nawet nie kryją, że chciałyby zrealizować swój American dream.

Tymczasem, gdy w Stanach kręcone są kolejne sezony (i spin-offy!) "Wizy na miłość", rzeczywistość wyprzedza telewizję i coraz większą popularność zdobywa zjawisko odwrotne – to Amerykanie decydują się ze swojego kraju wyjechać właśnie, aby szukać miłości. Rozczarowani randkowaniem w Stanach, miłości postanawiają szukać za granicą, a że dzięki pandemii coraz więcej osób może sobie pozwolić na pracę zdalną, skala zjawiska rośnie. Internet puchnie od kolejnych stron, forów i instruktaży dla tzw. Passport Bros, zachęt i porad, dokąd jechać i po jakie kobiety, nie brakuje. I choć wersji dotyczących narodzin określenia jest kilka, pewne jest jedno: chodzi o mężczyzn połączonych jako Bros, a więc braci, wokół idei, że dzięki paszportowi i podróżom mają szansę na lepsze, pełniejsze życie, oczywiście u boku wymarzonej dziewczyny.

Wszystkiemu towarzyszy przekonanie, że kobiety za granicą wyznają bardziej tradycyjne wartości niż Amerykanki. 

"Zmęczony feminizmem, kulturą woke i kobietami z twojego otoczenia? Dołącz do nas!". Tak krzyczy jedna ze stron pełna porad dla mężczyzn, którzy chcieliby zostać Passport Bro. Inna zachęca: "Dość już z niemożliwie wysokimi standardami amerykańskich kobiet, one nie szanują ani mężczyzn, ani siebie samych!".

Każda strona najpierw diagnozuje sytuację, tłumacząc, jak trudno w dzisiejszych czasach zdobyć wartościową kobietę, wyjaśnia, dlaczego podróż za granicę może te problemy rozwiązać, a następnie radzi, dokąd jechać, ile tam kosztuje życie, jakie miejsca w danym kraju warto odwiedzić, a wreszcie opisuje mieszkające tam kobiety. Na forach roi się od dyskusji i porad o tym, gdzie o dziewczynę najłatwiej, gdzie najtrudniej, jakie mają oczekiwania, gdzie trzeba poświęcić na osiągnięcie sukcesu więcej czasu, a gdzie wystarczy pojechać na kilka dni. A kolejni Passport Bros tłumaczą powody, dla których wybierają się w podróż, by odszukać kobietę swych marzeń. 

– Tak naprawdę feminizm to ruch separatystyczny kobiet, którym zdaje się, że wszystkie są ponad mężczyznami… Współczesny feminizm jest do cna seksistowski i mizoandryczny… Lwia część to zgorzkniałe kobiety, w zasadzie rasizm z lat 50. ubiegłego wieku przepakowany w seksistowską, woke skorupę – narzeka na amerykańską kulturę randkową jeden z aspirujących Passport Bros.

– Ugh, rozmawianie z kobietami tutaj to koszmar. Mam dość tego bullshitu związanego z randkowaniem w USA, jadę do Azji – deklaruje inny, a internetowi koledzy przyklaskują jego decyzji.

Niektórzy twierdzą, że chcieliby znaleźć idealną partnerkę, docelowo żonę, z którą mogliby spędzić resztę życia, inni nie kryją, że szukają miejsca na dobrą zabawę, czyli po prostu takiego, gdzie mogliby bez większego wysiłku i starań zaliczyć jak najwięcej lasek.

Jest jednak część "cyfrowych nomadów", programistów, analityków, która skrzętnie unika tematu kobiet i ich zdobywania. 

Dla nich bycie Passport Bro (tak przynajmniej oficjalnie tłumaczą) to sposób na życie. Przygody i przede wszystkim podróże, które pozwalają im wieść ciekawsze życie, na wyższym poziomie, niż mogliby sobie na to pozwolić w Stanach. Oczywiście kobiety są tego częścią, ale z pewnością nie priorytetem, chodzić ma bowiem o coś znacznie więcej. A ich nomadyzm jest cyfrowy, bo łączony z pracą zdalną, często w branży IT, zdominowanej przez mężczyzn, często mających kłopot ze znalezieniem dziewczyny.

Niektórzy twierdzą, że chcieliby znaleźć idealną partnerkę, docelowo żonę, z którą mogliby spędzić resztę życia. Inni nie kryją, że szukają dobrej zabawy.

Wyobcowani z kultury woke

Dyskusja o tym, kim są prawdziwi Passport Bros, jest zażarta. Jeden z internautów tworzy post na Reddicie, w którym stwierdza, że do tej grupy zaliczyłby tak 21-letniego studenta, który jedzie do Brazylii uprawiać seks z jak największą liczbą kobiet (bo słyszał, że tam są łatwe i rozwiązłe); 55-letniego wdowca jadącego na Filipiny w poszukiwaniu tradycyjnej, dbającej o dom żony, z którą wróci do USA; pracującego zdalnie 35-latka decydującego się na przeprowadzkę do Tajlandii z powodu łatwiejszego randkowania niż w Stanach; jak i 28-letniego byłego incela, który wybiera się na trzy tygodnie na Filipiny, bo usłyszał, że tam najłatwiej na świecie poznać dziewczynę. Niezależnie od pobudek zdaniem twórcy posta każdy z nich to po prostu Passport Bro i nie ma co do tego dorabiać ideologii.

– Taaaak, chyba potrzebujemy rebrandingu – kwituje tę wyliczankę jeden z Passport Bros, podkreślając, że przecież poszukiwanie miłości w odległych zakątkach świata jest odważne i romantyczne.

– To odświeżające i głęboko duchowe doświadczenie, przynajmniej dla mnie – przekonuje.

Niezależnie od dywagacji nad istotą bycia Passport Bro praktycznie wszyscy zrzeszeni w tej społeczności mężczyźni deklarują, że za granicą chcieliby znaleźć kobiety "o tradycyjnych wartościach", zorientowane na rodzinę, pełne kobiecości i oczywiście atrakcyjne. Tradycyjne wartości najczęściej oznaczają, że kobiety nie są rozwiązłe, dalekie od feministycznych przekonań, byłyby gotowe zajmować się domem, dziećmi i oczywiście swoim partnerem. A ci mają być dla kobiet atrakcyjnymi kąskami, w końcu to Amerykanie, mają nie tylko dobry paszport, ale i pieniądze. Nawet jeśli w Stanach niezbyt wielkie, to przy niskich kosztach życia za granicą wystarczające do prowadzenia wygodnego życia. I utrzymania rodziny.

Wybierając kierunek podróży, Amerykanie biorą pod uwagę z jednej strony koszty życia, z drugiej bezpieczeństwo, przyrodę i komfort, a z trzeciej po prostu dostępność lotów. 

Najważniejsze jest jednak, jakie kobiety mogą spotkać i czego od nich oczekują. Na kolejnych stronach i forach znaleźć można mnóstwo informacji na temat tego, gdzie kobiety mówią po angielsku, gdzie zaimponować można bardziej pieniędzmi, a gdzie wyglądem, dokąd lepiej jechać po partnerkę na całe życie, a dokąd na jednonocną zabawę. Ważne też, czy kobiety ubierają się wyzywająco, czy nie przesadzają z makijażem, no i przede wszystkim czy są wierne.

W wywiadzie dla Fox News dr James Braham zajmujący się m.in. biologią i edukacją podkreślał, że przyczyny, dla których mężczyźni decydują się na życie jako Passport Bro, są zróżnicowane. – Wciąż jednak wielu z nich czuje się wyobcowanych z kultury randkowej w swoim kraju, którą postrzegają jako przesiąkniętą cechami dla nich nieatrakcyjnymi, a więc nadmiernym feminizmem, materializmem i postrzeganym brakiem lojalności w związkach. Szukają więc w południowo-wschodniej Azji, Europie Wschodniej i Ameryce Łacińskiej, kierując się stereotypami związanymi z tymi regionami – podkreślał.

Jakie wybierają kraje? Choć Passport Bros często używają określenia "kraje trzeciego świata", raczej ciężko uznać, by kraje takie jak Argentyna, Brazylia, Tajlandia, Wenezuela czy Filipiny rzeczywiście się do nich zaliczały. Co roku są nawet tworzone listy najlepszych lokalizacji. I tak w 2024 roku ukrytym diamentem miała być Albania. 

Było oczywiście kwestią czasu, by Passport Bros za cel obrali sobie także Europę. Rzecz jasna nie tę zachodnią, równie przecież wyzwoloną i zepsutą, co USA (a w opinii wielu Amerykanów nawet bardziej, wystarczy popatrzeć, jak przedstawiana jest w amerykańskiej kulturze np. Francja). Jaki kraj okazuje się jednym z najpopularniejszych kierunków? Polska.

"Oto dlaczego Passport Bros MUSZĄ przeprowadzić się do Warszawy, w Polsce" – krzyczy tytuł filmu zamieszczonego w mediach społecznościowych przez Nomadickingdom, stronę opisującą się jako najlepszy "hub informacyjny" dla Passport Bros.

A lektor wymienia: - Chcesz się przeprowadzić do Warszawy, gdzie koszty życia są o 43 procent niższe niż w USA, czynsz 55 procent tańszy, wskaźnik przestępczości jest 68 procent niższy i możesz żyć wygodnie za 2250 dolarów miesięcznie? 

Po czym wylicza koszty życia, od wynajmu mieszkania, codziennych zakupów; podkreśla, że randka w przyzwoitej restauracji będzie kosztowała tylko 19 dolarów, a luksusowy posiłek 44. 

– Łatwo się wyróżnić, kiedy przeciętny Joe (czyli nasz Kowalski – przyp. red.) zarabia tylko 1590 dolarów miesięcznie. Szukasz materiału na żonę? To bułka z masłem, kiedy 93 proc. wyznaje tradycyjne wartości, 61 proc. deklaruje, że jest szczęśliwa, a 63 proc. społeczeństwa stanowią kobiety – zachęca lektor.

– Spędziłem dwa tygodnie w Warszawie, są tu najpiękniejsze kobiety na świecie – deklaruje na jednym z internetowych forów Passport Bro opisujący się jako Amerykanin z koreańskimi korzeniami. Rozpisuje się o pięknych polskich dziewczynach (a ma porównanie, bo, jak twierdzi, był już w 25 krajach), dzieli się fragmentami rozmów z nimi w aplikacjach randkowych, opowiada o warszawskiej scenie klubowej, wskazuje, które miejsca są najlepsze na podryw. Ba, dzieli się także błyskotliwą refleksją, że w jednym z nich spotkał dziewczynę z największymi piersiami, jakie w życiu widział (i żałuje, że do niej nie zagadał). Dobrodusznie radzi też, by nie chodzić na imprezy K-popowe, bo może i sporo dziewczyn będzie zainteresowanych, ale w tym wypadku akurat większość jest dziwna i/lub brzydka.

I choć zachwyca się Warszawą, na końcu przestrzega: – Nie jedźcie tam, licząc na wielkie rezultaty, jeśli nie idzie wam dobrze w USA. Nic w życiu nie jest za darmo. Może i w Warszawie jest wiele niebiańskich piękności, ale pewnie nic z nimi nie zdziałasz, jeśli nie radzisz sobie w krajach takich jak USA. Poza tym polskie dziewczyny wcale nie są aż takie konserwatywne. Tak naprawdę to nie zauważyłem większych różnic w randkowaniu między Warszawą a Nowym Jorkiem.

I czar prysł.

I kobiety mogą oskubać lowelasów

Mimo licznych zachęt do odwiedzenia Polski kolejne wpisy na rozmaitych forach wskazują, że rzeczywistość nad Wisłą wcale nie jest dla Passport Bros różowa. Po przeczytaniu kolejnych komentarzy wniosek jest jeden: Polska to dla Passport Bros jedno wielkie rozczarowanie. 

– Polskie laski są dziwne. Możesz być przystojnym i fajnym Amerykaninem z dobrą pracą, a te dziewczyny nawet na ciebie nie spojrzą. Bardzo dziwne – pisze jeden z internautów na Reddicie.

W innej dyskusji kolejny pisze: - Polskie dziewczyny są bardzo zachodnie i bardzo wybredne. To już nie jest kraj dla Passport Bros. W dodatku wydaje się, że im więcej słychać o PB jako ruchu, tym więcej dziewczyn używa tego, by cię wykorzystać: oskubać z pieniędzy i zostawić w rozpaczy.

"Passport Bros ZNIENAWIDZĄ Warszawę" – zatytułował swój film youtuber Joshua Hall, określający się mianem "Adventure Capitalist". I tłumaczy, że w Polsce wcale nie jest tak tanio (można się mocno zdziwić), wiele kobiet ma wyższe wykształcenie, pracę, są "wyższej jakości" i by je zdobyć, potrzeba sporo czasu i znajomości. – Nie da się po prostu wysiąść z samolotu, wyrzucić trochę hajsu i wrócić do hotelu z dziewczyną. To nie jest burdel na świeżym powietrzu – mówi, dodając, że to jednocześnie powody, dla których akurat on Polskę kocha. 

Problemem dla wielu Passport Bros okazuje się też kolor skóry. 

– Wybieram się wiosną do Polski na tydzień. Jestem czarnym mężczyzną, więc wiem, że będę się tam wyróżniał, ale może macie jakieś rady? Chciałbym pójść na kilka randek – pyta. 

Jeden z Passport Bros odpowiada, że może być ciężko. Najlepiej, gdyby jechał do Warszawy, jest najbardziej otwarta i kosmopolityczna. – Generalnie Polska jest homogeniczna i niezbyt entuzjastycznie nastawiona do ludzi z innym kolorem skóry, ale z drugiej strony bigoci znajdą się wszędzie – pisze. 

Inny dodaje, że nie jest tak, że niebiałym grozi w Polsce niebezpieczeństwo, ale sporo jest tu uprzedzeń wobec imigrantów, zwłaszcza o śniadej cerze. – Nie przyjmują nawet uchodźców – podkreśla kolejny Passport Bro, a następny dodaje, że Polacy wszystkich "brązowych" mylą z Arabami. 

– Zauważysz subtelne, ale ciągle występujące zachowania, takie jak kobiety trzymające mocniej swoje torebki, delikatnie się od ciebie odsuwające, mocno nerwowe i unikające kontaktu wzrokowego. Będą się starały jak najszybciej uciąć rozmowę, niektóre nawet potrafią splunąć przed tobą na ulicę. Po prostu nie są przyzwyczajone do interakcji z ludźmi, którzy nie są biali, i u wielu z nich włącza się prymitywny tryb "walcz lub uciekaj" – opowiada doświadczony Passport Bro, dodając, że z kolei polscy mężczyźni nie są nastawieni wrogo, no chyba że są w grupie. 

Jeszcze inny pisze wprost: – Trochę tam mieszkałem. Nie polecam do randkowania, jeśli nie jesteś biały. Mówię szczerze, jaka jest sytuacja.

Gdy na innym forum 23-letni czarnoskóry Amerykanin pyta Passport Bros o wrażenia z Polski, bo zastanawia się nad samotnym wyjazdem do Krakowa, odpowiadający też raczej mu wycieczkę odradzają. 

"Mnie jako mieszanemu, średniego wzrostu kolesiowi się nie poszczęściło", "Nie za bardzo się tam zabawisz. Może i znajdą się jakieś superniszowe dziewczyny, które będą zainteresowane, zwłaszcza jeśli jesteś umięśniony i dobrze wyglądasz, ale i tak będziesz musiał przebić się przez ich wrodzoną nieśmiałość", "Ja swoją podróż do Polski skróciłem i wyjechałem wcześniej. Odrzuciło mnie, że tam nikt się nie uśmiecha, to przerażające" – czytamy w odpowiedziach. 

A kiedy ktoś się wyłamie i napisze: "Dziewczyny w Polsce uwielbiają afroamerykańskich mężczyzn!" - odpowiedzi są krótkie i szybko dyskutanta prostują: "Nie", "To nieprawda", "Nie, po prostu nie".

Passport Bros w dyskusjach zwracają też uwagę na inny problem, dotkliwy zwłaszcza dla PB o korzeniach azjatyckich – Polki są po prostu za wysokie. A im młodsze, tym wyższe. 

Na kolejnych forach Polskę Passport Bros odradzają ze względu na… wojnę w Ukrainie. – Bez szans, nie jadę tam. Nie będę ryzykował, jeśli Rosja najedzie ten kraj – pisze jeden. Inny odpowiada: - Rosja nie jest sobie w stanie poradzić z Ukrainą, a najedzie Polskę? Poza tym Polska to część  NATO, jeśli coś się stanie, będziemy oficjalnie mieli początek trzeciej wojny światowej. 

Nie wszyscy są przekonani. Dyskusja przeradza się w geopolityczną. 

Miłość na całe życie warta jest podróżowania po całym świecie?

"Oschłe, trudne, lepiej unikać"

Kolejne internetowe forum. Rozwiedziony rok temu 41-latek (za takiego się przynajmniej podaje) szczegółowo opisuje ostatnie 12 miesięcy swojego życia, które spędził na seksualnych podbojach za granicą. Na długiej liście kobiet z różnych stron świata znajduje się Polka. Według mężczyzny "w łóżku wypadła bardzo słabo, ale za to wyglądała pięknie". Wyjaśnia, że miała "długie nogi, wielkie niebieskie oczy, idealną skórę" i " nawet kiedy leżała, nic nie robiąc, było na co popatrzeć". No, ale z komunikacją też nie najlepiej. Dla porównania Kolumbijka wykazała się niesamowitymi umiejętnościami w seksie oralnym i była "najgorętszą dziewczyną, jaką w życiu widział" (co prawda totalnie powalona, ale 10 na 10), z Rosjanką po zrobieniu koki w toalecie seks był dziki (ale na dłuższą metę nie było co tego ciągnąć, byłaby słabym wzorem dla jego dzieci), z kolei Albanka była materiałem na dłuższy związek, ale miała serce z kamienia i opróżniła jego konto.

Mężczyzna podzielił się przy tym szczegółami z życia w Polsce. Opowiada, jakie bary w którym mieście odwiedzić, twierdzi przy tym, że w Warszawie kobiety są bardziej skoncentrowane na pieniądzach i kwestiach materialnych. – Jest sporo skromnych kobiet, ale ósemki i dziewiątki są zdecydowanie oschłe – pisze. 

I dodaje, że jednym z największych problemów w Polsce był kłopot z poszerzeniem swojego kręgu towarzyskiego i znalezieniem skrzydłowego. "Każdy mężczyzna w Polsce postrzega cię jako zagrożenie, które chce ukraść jego kobiety. Choć w sumie ma rację" – kończy roześmianą emotką z podbitym okiem. 

Jeden z Passport Bros zdaje z kolei szczegółowy raport ze swojej podróży po Polsce i Czechach. Gdańsk okazał się kompletną stratą czasu (od każdej zapoznawanej w aplikacjach randkowych dziewczyny słyszał, że jest zbyt zimno lub musi się przygotowywać do egzaminów), Polki i Czeszki są bardzo atrakcyjne, ale mężczyźni też są nie najgorsi, więc konkurencja jest spora (zwłaszcza w Czechach, trzeba więc realistycznie podchodzić do oczekiwań względem atrakcyjności partnerki), do tego mnóstwo dziewczyn ma aplikacje randkowe, ale wcale nie chcą się spotkać w realu ("strata czasu, chcą pogadać, bo są znudzone"). Okrasza swój post sporą liczbą zdjęć ze spotkanymi w Polsce i w Czechach kobietami, zasłaniając im oczy narysowaną na fotkach linią. 

Podsumowując refleksje Passport Bro, Europa Wschodnia to dobre miejsce dla tych, którzy już są całkiem atrakcyjni, trzeba więc mieć realistyczne oczekiwania. Jak nie jesteś atrakcyjny, masz małą szansę na zdobycie atrakcyjnej dziewczyny. 

Kolejna dyskusja, kolejny Passport Bro przedstawia się jako 35-latek, który ostatnie 8-9 lat spędził, podróżując po świecie, w Ameryce Łacińskiej, potem w Ukrainie, od 3 lat zaś jest w Polsce. I oferuje swoją pomoc i spostrzeżenia odnośnie do wschodnioeuropejskich kobiet. – Pytajcie, śmiało! – zachęca.

I w tej dyskusji okazuje się, że Polki mało kto poleca.

– Wydaje mi się, że niektórzy kolesie nie są na nie gotowi. To nie są dziewczyny jak w Azji czy Ameryce Łacińskiej. To wciąż zachodnie kobiety i nie dadzą sobie nic wmówić. Moja eks by mnie zamordowała, gdybym od czasu do czasu nie przynosił jej kwiatów. Rodzinne wydarzenia są ważne. No i lepiej żebyś umiał się sporo napić. Nie polecam umawiania się z nimi – konkluduje jeden z mężczyzn. 

Inny dopowiada, że Słowianki oczekują, że mężczyzna będzie płacił za wszystko, kolejny dopytuje, czy to wszystko oznacza, że są trudne? – Tak, bardzo trudne – brzmi odpowiedź. – Chcą, by wszystko było po ich myśli. Jeśli nie jesteś fanem humorów i kłótni, to nie są dziewczyny dla ciebie. 

Mężczyźni polecają sobie też kolejne miasta – piękny Kraków, Poznań, Wrocław, mniejsze miasta uniwersyteckie pełne młodych, gorących kobiet. Warszawy zdecydowanie lepiej unikać. Duża konkurencja, miasto zdecydowanie zbyt nowoczesne i zachodnie, dziewczyny mają spore oczekiwania i w ogóle nie mają tradycyjnych wartości, w dodatku są mało kobiece, mają własne pieniądze, ciężko im zaimponować. Choć w ostatnich latach Warszawa ma też swoje plusy – od wybuchu wojny przybywa tam Ukrainek, a to już zupełnie inna historia. Też piękne, a znacznie bardziej kobiece i można im zaimponować tym, że jesteś z Ameryki i możesz wydać na nie pieniądze.

Kobiety z Zachodu, pewne siebie i wykształcone, są problemem dla Passport Bro.

Na Reddicie aspirujący Passport Bro tłumaczy, że podoba mu się koncepcja tradycyjnej, kobiecej kobiety, z którą można stworzyć rodzinę. Ale gdzie szukać, jak do tego podejść? Po prostu polecieć do Polski i próbować poznać kobietę? Czy jednak trzeba swoje kroki jakoś kalkulować?

W odpowiedziach internauci radzą, że jeśli chodzi o poważny związek, to trzeba zacząć gadać online, jeszcze przed przyjazdem, nigdy nie przesyłać żadnych pieniędzy, unikać matek z dziećmi, nigdy nie przyznawać, że rozmawia się też z innymi kobietami, w żadnym wypadku nie dać się sfriendzonować. 

Później "przyjeżdżaj i ciesz się sypianiem ze smukłymi, młodymi, pięknymi kobietami w kraju, w którym twoim zdaniem kobiety są najatrakcyjniejsze".

– Wszystko wymaga prób i błędów, trzeba też poświęcić sporo czasu, a później pieniędzy na podróże. Ale warto – zachwalają bardziej doświadczeni Passport Bros. 

Na innym forum, gdzie również trwa dyskusja o Polsce, mężczyźni przestrzegają przed całą Europą Amerykanina, który chciał się wybrać do Włoch. "Europejki są cholernie neurotyczne. Bardzo atrakcyjne, ale niewarte bólu głowy"; "Włochy są trudne. Kraj się mocno starzeje, młode kobiety są w cenie. Walka o pojedyncze, atrakcyjne młode Włoszki to słaba strategia. Będziesz walczył nie tylko z ich rówieśnikami z Włoch, ale i bandą dużo starszych od nich Włochów. A sugar dating w stylu Berlusconiego jest tam powszechne. Włochy są lepsze dla Amerykanek poszukujących chłopaków".

Spotyka się to z ciekawą w tym kontekście odpowiedzią. "Ale po co Amerykanki miałyby podróżować do Włoch szukając chłopaka? To dla mnie nie ma absolutnie żadnego sensu".

Życzenia wszystkiego najgorszego

Rozczarowanie Polską to oczywiście najmniejszy z problemów związanych ze społecznością Passport Bros (a dla polskich kobiet prawdopodobnie największy plus). Gdy podróżujących w poszukiwaniu tradycyjnych partnerek przybywa, równie szybko przybywa krytycznych głosów. Począwszy od zarzutów o przedmiotowe traktowanie kobiet, które mają przede wszystkim wpisywać się w wizję i kanony wyznaczone przez podróżujących mężczyzn. Bo nieważne, jak często będą się opisywać jako "cyfrowi nomadzi" i jak wielkich słów będą używać, kiedy czyta się opisy ich zagranicznych podbojów, trudno nie pytać – czym to się niby różni od seksturystyki?

Opisy to zresztą nie wszystko. Nie trzeba nawet zbyt wytrwale szukać, by natrafić na historie Passport Bros zachwalających dane miejsca i na dowód dołączających zdjęcia kobiet, z którymi się spotykali. Zdjęcia i screeny konwersacji z Tindera to jedno, co bardziej gorliwi chcący udowodnić swoją popularność zamieszczają zdjęcia kobiet, które sami zrobili. Cieniutka kreska na oczach zrobiona w Paincie nie zapewni niestety anonimowości, dziewczyny można z łatwością rozpoznać, a co gorsza, w niektórych przypadkach zdjęciom towarzyszą opisy tego, jak zachowywały się w łóżku i czy ciężko było je poderwać. Na ile są prawdziwe, tego oczywiście nie zweryfikuje nikt.

W internecie, zwłaszcza na Reddicie i TikToku, coraz częściej znaleźć też można historie o Passport Bros opisane z perspektywy kobiet, które miały z nimi styczność. Część przekonuje, że zostały po prostu wykorzystane. Mimo obietnic czy długich rozmów jeszcze przed pierwszym spotkaniem (np. na Tinderze lub Badoo) po seksie kontakt się zwyczajnie urywał, a ze wspólnie planowanej przyszłości zostały tylko wspomnienia. Jedna z historii na Reddicie opowiada jednak o znajomości znacznie dłuższej. Jej autorka opisuje się jako mieszkanka dużego miasta w Europie Centralnej (zdaniem wielu komentatorów chodzi właśnie o Polskę), która swojego przyszłego narzeczonego poznała w kawiarni, w której pracowała. Zaczęli się spotykać, ona studiowała, chciała robić karierę, ich związek robił się coraz poważniejszy, aż w końcu mężczyzna się oświadczył. I nagle wszystko zaczęło się zmieniać. Mimo wcześniejszych rozmów i deklaracji zaczęły się wymagania. Narzeczony chciał, by przestała pracować, zrezygnowała z kariery, zmieniła swój styl na skromniejszy, partner chciał ją też odciąć od znajomych. Nie wiedziała, co się dzieje, w końcu postanowiła pogrzebać w jego telefonie. I tak trafiła na forum Passport Bros, którego był członkiem. A tam – pełno porad, jak poderwać, rozkochać w sobie, a następnie zmienić dziewczynę według swoich oczekiwań. Krok po kroku wszystko, co przeżyła na własnej skórze. Dziewczyna ostatecznie zaręczyny zerwała i poświęciła sporo czasu, by przestrzegać inne kobiety przed swoim byłym partnerem i jemu podobnymi.

- Życzę im wszystkiego najgorszego – ekspresowo odpowiada na pytanie o Passport Bros zagadana przez tiktokera na ulicy młoda Amerykanka. - Nie moja wina, że nie potrafią sobie z nami poradzić – kwituje.

– Kobiety nie mają problemu z Passport Bros. Kobiety mają problem z wykorzystywaniem kobiet, które nie są w stabilnej sytuacji finansowej. Mamy problem z tym, że jeździsz za granicę, szukając kogoś, kto będzie cię traktował jak króla w całej twojej przeciętności – podnosi jedna z amerykańskich tiktokerek. 

A inna dodaje: - Powinieneś się czuć obrzydliwie jako osoba, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że wyjeżdżasz do innego kraju w poszukiwaniu kobiet, które postrzegasz jako łatwiejsze do zmanipulowania, do kontrolowania i wykorzystania.

Problemów jest zresztą więcej, a część amerykańskich komentatorów wskazuje na wspomniany już obrzydliwy aspekt sytuacji – wykorzystywania kobiet ubogich. 

Nie bez przyczyny przecież Passport Bros piszą o "krajach trzeciego świata" i takie często wybierają. Dla kobiet z takich krajów bogatszy Amerykanin może być jedyną możliwością ucieczki od codziennych trudności, nawet więc jeśli ten szuka prawdziwej miłości i długotrwałego związku, o równowagę sił w takim związku trudno. Nie wspominając o tym, że w wielu krajach tzw. wiek zgody jest znacznie niższy niż w Stanach czy w Polsce. 

- Chce mi się rzygać, jak o tym pomyślę – komentuje jedna z internautek, wspominając o 80-latkach, którzy w niektórych krajach świata mogą sypiać z 15-latkami.

Anne Tann, youtuberka i tiktokerka, która wyszła za mąż za Filipińczyka, podkreśla, że większość kobiet z Filipin randkujących z Amerykanami to wykształcone, mądre dziewczyny, doskonale znające angielski. Ale widzi problem w sytuacji, kiedy tak nie jest, a Passport Bro może się okazać agresywny, kontrolujący czy w jakikolwiek inny sposób przemocowy. – Boję się, że część osób może nie mieć środków, by zdobyć w takiej sytuacji pomoc i z takiego związku się wyplątać – mówi. 

Co ciekawe, opublikowane w 2022 r. w "SAGE Journals" badanie może potwierdzać te obawy, zgodnie bowiem z jego wynikami w małżeństwach między obywatelami różnych państw częściej ma dochodzić do przemocy domowej (m.in. z powodów doświadczeń migracyjnych i związanego z tym stresu, barier językowych czy zależności finansowych). Jest to jednak jedna z nielicznych publikacji poświęconych tej tematyce, praktycznie nie ma też na ten temat dobrze przeprowadzonych, reprezentatywnych badań.

– Podróżowanie po to, żeby zaliczyć [kobiety], to chyba najgłupszy powód, dla którego można podróżować – przekonuje internauta na jednej z dyskusji poświęconych PB. A Passport Bro odpowiada: - Są plusy i minusy, ale pomyśl, jak wielkim plusem jest możliwość spotkania kobiet, które nie mają mózgów spranych przez białe media, przekonanych, że jesteś ich wrogiem.

Nie on jeden próbuje się rozprawić z płynącą z różnych stron krytyką. W jednym z obszernych postów na Reddicie jeden z przedstawicieli Passport Bros pisze: – Ten ruch nie służy oglądaniu i podglądaniu kobiet na świecie, nie służy też poszukiwaniu żony. Służy poszukiwaniu siebie lub zdobyciu nowego życia – przekonuje, dodając, że przecież nie można zakładać, że każda zagraniczna kobieta z amerykańskim partnerem była przed jego spotkaniem w trudnej sytuacji finansowej ("to wręcz rasistowskie"), że nawet jeśli starsi Amerykanie szukają młodszych partnerek, to przecież nie brakuje podróżujących po świecie kobiet, które również szukają sobie kogoś młodszego ("seksturystyka to przecież nie tylko domena mężczyzn, wystarczy zobaczyć, co dzieje w Kenii, Gambii czy na Jamajce"), poza tym za granicą jest mnóstwo kobiet lepiej wykształconych, o lepszym statusie społecznym niż Amerykanie i one wcale nie wybiorą dla siebie partnera tylko dlatego, że jest z Ameryki. 

- Passport Bros są skoncentrowani na holistycznym stylu życia, nie są zafiksowani wyłącznie na kobietach, poszukują wielowymiarowego, spełnienia życia, które przekracza granice państw. Nie pozwólcie kilku hejterom odwrócić się od przeżywania swojego najlepszego życia, Królowie – konkluduje Redditor. 

Kobiety Zachodu w centrum globalnej sceny randkowej

Jeden z najbardziej znanych przedstawicieli ruchu Passport Bros, popularny zwłaszcza na TikToku Austin Abeyta określający się mianem "cyfrowego nomady", opowiedział "Business Insiderowi" o tym, dlaczego wybrał taki, a nie inny styl życia. Wychowany w Colorado Springs w 2019 r. przeniósł się do Seattle, by pracować w szkole informatycznej. Jak mówi, po pracy był nieszczęśliwy i wykończony, nie robił nic poza graniem w gry i jedzeniem burrito z Chipotle, mieszkał w małym mieszkanku ze współlokatorami, co kosztowało go 850 dolarów miesięcznie. Wtedy też zaczął rozważać wyjazd za granicę. 

- Kiedy wybuchła pandemia, czułem, że moje życie utknęło. Właśnie zakończyłem poważny związek, rozwalił mi się samochód. Tak jakby wszechświat dawał mi znaki, że czas wyjechać – opowiada na łamach "Insidera" Abeyta. Kiedy w 2020 r. zmienił pracę, dostał stanowisko analityka danych, mógł pracować zdalnie. Wtedy też postanowił zostać "cyfrowym nomadą".

– Byłem wcześniej w związkach z kobietami ze Stanów. I choć wierzę, że jest tam wiele niesamowitych kobiet, dla mnie randkowanie poza krajem okazało się fajniejsze i bardziej ekscytujące – mówi.

Abeyta odwiedził kilkanaście krajów i przyznaje, że nie jest już wyłącznie "cyfrowym nomadą", ale opisuje się teraz jako Passport Bro, a więc jego słowami ktoś, kto podróżując po świecie, randkuje z zagranicznymi kobietami, licząc na znalezienie życiowej partnerki. To właśnie porady dla tych, którzy również chcieliby się stać Passport Bro, stanowią lwią część jego konta na TikToku. Jako plusy takiego trybu życia wylicza przede wszystkim niższe koszty życia za granicą (z jego amerykańskimi zarobkami jego przyszła partnerka będzie mogła wybrać, czy chce pracować, czy nie), otaczanie się kobietami w swoim typie, na co pozwalają liczne podróże, a także większą otwartość, jaką zauważył wśród kobiet w innych krajach. 

Przyznaje przy tym, że sporo jest błędnych wyobrażeń dotyczących Passport Bros, choćby związanych z tym, że wyjeżdżają tylko dlatego, że nie powodzi im się z Amerykankami, których standardów nie mogą spełnić. – Ta perspektywa jest elitarystyczna – przekonuje Abeyta. – Co niby sprawia, że kobiety Zachodu są głównym punktem globalnej sceny randkowej? Czy jedynym powodem, dla którego ktoś wyjeżdża za granicę, jest fakt, że nie jest w stanie znaleźć partnerki w Stanach? Uważam, że w przypadku wielu Passport Bros jest na odwrót, to kobiety w Stanach nie są w stanie dorosnąć do ich standardów. 

Abeyta przekonuje też, że za granicą jest wiele kobiet, które doceniają Passport Bros ("w tym prawniczki i kobiety ze stopniami Uniwersytetu w Cambridge"), poza tym wielu przedstawicieli ruchu chce się ustatkować. On sam zresztą też ma taki plan, oczywiście po znalezieniu odpowiedniej kobiety. Jeszcze kilka lat podróży, a później rodzina i ulokowanie się w jednym z krajów, które podobały mu się najbardziej. – Jako cyfrowy nomada mogę prowadzić życie, które byłoby dla mnie niedostępne w USA. Docelowo mam nadzieję ożenić się z kimś pięknym, lojalnym i zorientowanym na rodzinę. Chcę jej dać wybór pozostania w domu i wychowywania naszych dzieci, jeśli będzie tego chciała – planuje.

Choć w opowieści rozwijanej dla "Business Insidera" wszystko może brzmieć pięknie, na TikToku Abeydy znaleźć można pozycje wskazujące na nieco mniej szlachetne pobudki, niż publicznie opowiada. Sposoby na to, jak poderwać dziewczynę w Kolumbii, mając 10 dolarów, czy opowieści o tym, że chce pomóc młodym Amerykanom, którzy od dawna nie uprawiali seksu, raczej nie świadczą o chęci wsparcia mężczyzn poszukujących miłości i długotrwałego związku.

Może zamiast latania po świecie, aby kogoś przelecieć, lepiej zrozumieć siebie? I otworzyć coś więcej niż portfel? 

Czy istnieje miłość ponad granicami?

Wielu komentatorów zjawiska "podróży za seksem/miłością" zauważa, że wybierając cel podróży, mało który Passport Bro myśli o poznaniu kultury danego kraju, oceniając ich atrakcyjność tylko pod kątem żyjących tam kobiet, które traktuje zresztą jak zbiór, w którym wszystkie są właściwie takie same. Zresztą ignorancja kulturowa to nie tylko przypadłość szukających miłości. Przecież to immanentna cecha i normatywnych turystów, i backpackersów. 

Brak orientacji w kulturze danego kraju to też problem dla samych "nomadów", którzy na wiele rzeczy mogą być zupełnie nieprzygotowani. A konsekwencje mogą być różne, od niezadowolenia, przez mało przyjemne interakcje z lokalsami, po wejście w sytuacje wręcz niebezpieczne, które mogą się skończyć choćby utratą dużych pieniędzy. 

Lub czymś jeszcze gorszym. W styczniu tego roku amerykańska ambasada w Kolumbii wydała specjalne ostrzeżenie dla podróżnych, po tym jak w ciągu zaledwie dwóch miesięcy w Bogocie zginęło ośmiu mężczyzn z USA. Jak donoszą amerykańskie media, wszystko wskazuje na to, że byli to właśnie Passport Bros. Pisze się też o tym, że kobiety w niektórych krajach zaczynają korzystać z męskich słabości, namierzając swoje ofiary w aplikacjach randkowych, a następnie je narkotyzując i okradając. W tym roku premierę miał dokument o Passport Bros, w którym znany przede wszystkim jako komik Jamali Maddix nie tylko rozmawia z podróżującymi po świecie mężczyznami, ale i z dwiema kobietami z Kolumbii, które twierdzą, że w taki właśnie sposób zarabiają na życie. Ukryte za okularami przeciwsłonecznymi i bandanami na twarzach opowiadają, że do narkotyzowania używają skopolaminy, a później okradają mężczyzn z gotówki, złota, telefonów. 

– Wiem, że to złe, ale to moja praca. Wszyscy musimy jakoś przetrwać, ja mam dzieci, a to chyba lepsze niż prostytucja – mówi jedna z Kolumbijek.

Bardziej wyważone głosy i po jednej, i po drugiej stronie zwracają więc uwagę na bezpieczeństwo, zdaje się też, że panuje zgoda co do jednego: nie jest tak, że wszyscy poszukujący partnerki za granicą są z gruntu źli. Miłość ponad granicami państw istnieje, a takie związki mogą być udane i na całe życie. Kluczowe jest tu jednak jedno: uczciwość. I z jednej, i z drugiej strony, bo nie brakuje historii kobiet, które przez Passport Bros czują się oszukane, tak jak i opowieści Passport Bros twierdzących, że zostali wykorzystani finansowo. 

Zgodzić się chyba więc należy z… amerykańską swatką, Paulą Pardel, która w Fox News komentowała zjawisko, podkreślając, że układ preferowany przez Passport Bros może być korzystny dla obu stron. – O ile obie wiedzą, w co wchodzą – zastrzega.

– Otwarta i szczera komunikacja jest podstawą każdego związku, niezależnie czy tworzonego przez Passport Bro, czy nie.

Na cwaniactwie i myśleniu krótkoterminowym tracą wszyscy. Mężczyźni, którzy tak bardzo pragną kochającej drugiej połówki, że są w stanie latać za nią po świecie, ale ostatecznie łapią się na bzdury cyfrowych nomadów. Kobiety, które padają ofiarą przelotnych kochasiów. Może zamiast latania po świecie, aby kogoś przelecieć, lepiej zrozumieć siebie? I otworzyć coś więcej niż portfel?