1. Spider's Web
  2. plus
  3. SW+

Cała prawda o GoWork. Biznes pod płaszczykiem misji

GoWork.pl przekonuje, że jest przestrzenią, w której pracownicy mogą publicznie powiedzieć, jak wygląda praca w ich firmach, w tym ujawnić mechanizmy łamania prawa. Deklaruje pomoc ofiarom mobbingu i walkę z patologiami rynku pracy. Jednak pod płaszczykiem ważnej społecznie misji, skrywa się dobrze przemyślany biznes. Nasze śledztwo i dziennikarskie prowokacje pokazują, jak wygląda jego wiarygodność. - Im nie chodzi o pomoc ofiarom, ale głównie o robienie sobie dobrego PR-u. To żerowanie na ludzkim nieszczęściu - uważa Joanna Koczaj-Dyrda, którą GoWork wbrew jej woli zrobił twarzą antymobbingowej kampanii.

21.06.2023
8:39
GoWork.pl. Jak działa, czy można kasować komentarze

"Właściciele z pracowników chcą mieć niewolników". 

"Ciągły stres, nerwy i wykorzystywanie".

"Pani prezes sprawia, że wszyscy stają na baczność. Ludzie boją się do siebie odzywać".

"Faworyzuje kilku pracowników, resztę miesza z błotem za najmniejszy błąd".

"Błędy w zarządzaniu są ogromne. Rotacja w firmie jest masakryczna".

"Na samą myśl, że mogłabym się jeszcze raz zatrudnić w takim miejscu, robi mi się niedobrze".

To tylko kilka spośród ponad stu komentarzy, które zamieścili użytkownicy, oceniając na portalu GoWork.pl firmę Eko Cykl i jej szefową Katarzynę Michniewską. Niezwykle krytyczne, pełne epitetów, niepodparte dowodami i podpisane zwykle co najwyżej nickiem anonimowe komentarze można przytaczać jeszcze długo.

– Są to opinie całkowicie nieprawdziwe. Naruszają dobra osobiste zarówno Katarzyny Michniewskiej, jak i firmy Eko Cykl – podkreśla w rozmowie SW+ mecenas Katarzyna Leder Salgueiro z kancelarii Leder. Reprezentuje Michniewską i jej firmę, które pozwały GoWork i w sądzie walczą o swoje dobre imię. W czwartek, 22 czerwca 2023 odbędzie się jedna z finalnych rozpraw w tej sprawie.

Jednak sądowe boje dla firmy GoWork to żadna nowość. Jak sama chwali się na swojej stronie internetowej, na przestrzeni lat na jej koncie znalazło się blisko 200 spraw, które musiał rozstrzygać sąd. A ten w sporach między pracodawcami a użytkownikami orzekał w zdecydowanej większości na korzyść GoWork. Do tego, dlaczego tak się działo, za chwilę wrócimy.

GoWork nt. swoich procesów sądowych, fot. skrin z gowork.pl

Z Siedlec do Warszawy

Najpierw warto zrozumieć, dlaczego GoWork tak bardzo zaszedł za skórę pracodawcom i dlaczego przedsiębiorcy tak często pozywają tę firmę. Dziś zatrudnia ona około tysiąc osób, ma siedzibę w centrum Warszawy, ale korzenie rodzinnego biznesu sięgają lat 90. i oddalonych o ponad 100 kilometrów od stolicy Siedlec.

Jak opisywał "Forbes", to tam Andrzej i Ewa Kosieradzcy w 1990 roku założyli firmę Ewix zajmującą się sprzedażą odzieży. Na fundamentach ich działalności synowie Adam i Paweł zaczęli budować GoWork, które początkowo było studenckim biurem podróży, a kilka lat później zaczęło oferować usługi związane z rynkiem pracy. Założyli portal z ofertami pracy, zaczęli oferować szkolenia i stali się pośrednikiem pracy tymczasowej za granicą (głównie w Niemczech), co po wejściu Polski do Unii Europejskiej i otwarciu granic było intratnym biznesem. Z czasem otworzyli szkoły policealne i filie w największych miastach. Kilka lat temu zaczęli też ekspansję zagraniczną, m.in. na rynek hiszpański.

Jednak z biegiem lat o spółce robiło się coraz głośniej nie tylko z powodów biznesowych, ale tego, co dzieje się na jej internetowym forum, czyli zakładce "Opinie o pracodawcach" na stronie GoWork.pl, która zawiera dziś ok. 6,5 mln opinii.

Sama firma uważa, że wszystko, co robi, służy "wsparciu pracodawców w budowaniu pozytywnego wizerunku". Przekonuje, że ich uwiarygadnia, dając przestrzeń do wyrażania o nich opinii. Te co miesiąc śledzi ponad 4 mln unikalnych użytkowników, bo przynajmniej w teorii dają wgląd w to, "jak wygląda praca w konkretnej firmie". W teorii zyskują też pracownicy. Z jednej strony mają miejsce, gdzie mogą publicznie zgłosić nieprawidłowości, np. że firma nie płaci w terminie albo łamane są przepisy BHP, a z drugiej ci poszukujący pracy mogą ominąć nieuczciwych przedsiębiorców i znaleźć "idealne miejsce pracy".

To teoria. Wystarczy jednak przedsiębiorców zapytać o GoWork, aby podnieść im ciśnienie. A ujście tych emocji ma często finał właśnie na sali sądowej. Liczne pozwy wynikają bowiem z mechanizmu i modelu biznesowego firmy Kosieradzkich.

Jak powstają komentarze na GoWork

Po pierwsze, profile firm w serwisie GoWork zakładane są automatycznie. Informacje na ich temat legalnie ściągane są z publicznych rejestrów takich jak CEIDG. Wystarczy założyć nawet jednoosobową działalność gospodarczą, aby niedługo potem użytkownicy mogli opisać to, jak się w niej pracuje. Zdarza się, że przedsiębiorcy nawet nie wiedzą, iż gdzieś w internetowej przestrzeni ich biznesy mają profil, który każdy może ocenić, a ich samych oblać niepotwierdzonymi oskarżeniami. Lub niepotwierdzonymi pochwałami.

Po drugie, wyrażać opinię o firmie i oceniać ją (w skali od 1 do 5) może każdy. Także ktoś, kto z ocenianym przedsiębiorstwem nie ma nic wspólnego. Użytkownicy nie muszą podpisywać się z imienia i nazwiska ani podawać żadnych swoich danych, mają więc wrażenie, że komentarze zostawiają anonimowo.

A sam proces ich umieszczenia jest banalnie prosty. Wystarczy wejść na stronę GoWork.pl, wybrać profil firmy, która nas interesuje, by móc – jak podaje sam GoWork – napisać "w zasadzie wszystko". Portal zachęca, aby opinie były merytoryczne i nikogo nie obrażały, ale, mówiąc delikatnie, z tym bywa różnie. GoWork przyznaje, że w ostatnich 3 latach usunął łącznie blisko 1,5 mln niemerytorycznych opinii. Tylko w 2022 roku: aż 587 tysięcy, które stanowiły 37,21 proc. wszystkich komentarzy.

Nierzadko bywa więc tak, jak w przypadku Katarzyny Michniewskiej i firmy Eko Cykl. Jak wyjaśnia mec. Katarzyna Leder Salgueiro, w komentarzach na profilu firmy w serwisie GoWork anonimowi użytkownicy, nie podając żadnych szczegółów ani dowodów, zarzucali, że w firmie panuje mobbing, a przez fatalną, nerwową i stresującą atmosferę rotacja pracowników jest ogromna. Z kolei prezes Michniewska została przedstawiona jako okrutny tyran, który traktuje ludzi jak marionetki i stosuje rygor.

– Bez żadnych podstaw zarzucano jej kreowanie toksycznego środowiska pracy, w którym pracownicy są szpiegowani, mobbingowani i nadmiernie eksploatowani, zaś praca w spółce grozi utratą zdrowia. Mało tego: w komentarzach wielokrotnie podważano też kompetencje mojej klientki do zarządzania firmą i w ogóle ludźmi. Te opinie nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości – podkreśla mec. Katarzyna Leder Salgueiro.

fot. Master1305 / Shutterstock.com

Jest tak, bo, po trzecie, GoWork w żaden sposób nie weryfikuje, czy to, co użytkownicy napisali na jego forum o pracodawcach, to prawda. Nie sprawdza, czy autorem opinii jest faktyczny obecny lub były pracownik, czy też może nieuczciwa konkurencja. Serwis sam czarno na białym przyznaje, że "nie ma narzędzi, aby zbadać prawdziwość opinii". Jak ma się to do założenia, że forum ma dawać wgląd w to "jak wygląda praca w konkretnej firmie"? Nie wiadomo.

Wiadomo zaś, że wystarczy wyjść poza świat opinii o firmie Eko Cykl i Katarzynie Michniewskiej na GoWorku, aby przekonać się, że rzeczywistość najprawdopodobniej jest inna.

Według informacji z KRS-u tej firmy średnie miesięczne wynagrodzenie przekracza w niej średnie wynagrodzenie krajowe. Z kolei z pozwu wynika, że nieprawdziwy jest też zarzut o "olbrzymiej rotacji". Z danych firmowych wynika bowiem, że średni czas zatrudnienia, to 7,5 roku. Wynik co najmniej przyzwoity, jakiego wiele firm mogłoby pozazdrościć. Tak samo zresztą jak branżowych wyróżnień, m.in. nagrody dla najlepszych pracodawców w kraju: Best Quality Employer. Mało tego, podążając za światowymi trendami, firma zaczęła niedawno testować... 4-dniowy tydzień pracy.

Nagród nie brakuje też Katarzynie Michniewskiej. Menedżerka z sukcesami zarządza łącznie trzema spółkami, o czym świadczą choćby prestiżowe wyróżnienia. Nagrodzono ją m.in. Diamentem Forbesa, a "Puls Biznesu" przyznał jej tytuł Businesswoman Roku. Jest też wykładowczynią uniwersytecką m.in. na Akademii Leona Koźmińskiego i w Szkole Głównej Handlowej.

Na goworkowym profilu firmy Eko Cykl są też głosy pozytywne, ale giną w zalewie krytyki. Pobieżna lektura wystarcza, by wyrobić sobie co najmniej kiepskie zdanie zarówno o firmie, jak i jej szefowej. W efekcie niejedna osoba rozważająca ofertę pracy firmy Eko Cykl lub biznesową z nią współpracę po ich lekturze może uznać, że nie warto ryzykować i lepiej omijać ją szerokim łukiem. W końcu w każdej plotce jest ziarno prawdy, prawda?

Nie ma wątpliwości, że internetowe opinie o nowym pracodawcy mogą zachęcić lub odstraszyć kandydatów do pracy. A opinie o firmach na stronach GoWork często wyskakują w wyszukiwarce Google wyżej niż zakładka "kariera" na stronie danego przedsiębiorstwa. Serwis chwali się zresztą, że jest jedną z największych tego typu witryn w Polsce. Dlatego to, co przeczytamy na forum GoWorku, ma duże znaczenie. Jest to zwykle pierwszy punkt styku kandydata z pracodawcą i miejsce, gdzie kandydaci wyrabiają sobie zdanie o firmie.

– Komentarze zamieszczane na profilu firmy Eko Cykl nie tylko naruszają dobra osobiste pani Katarzyny Michniewskiej i uderzają w renomę firmy, ale też wytworzony przez nie negatywny wizerunek utrudnia działania rekrutacyjne i biznesowe, co może przekładać się na realne straty finansowe – wyjaśnia mec. Katarzyna Leder Salgueiro. I przekonuje, że pozwy skierowane przeciwko firmie GoWork – jeden dotyczy Katarzyny Michniewskiej, drugi firmy Eko Cykl – mają dowieść, że za naruszenie dóbr osobistych odpowiada, obok piszących komentarzy użytkowników, także GoWork.pl.

fot. Master1305 / Shutterstock.com

Serwis stawia się jednak w roli jedynie pośrednika między pracownikiem a pracodawcą, a odpowiedzialność zrzuca na autorów komentarzy i opinii.

Dlatego – po czwarte – poczucie anonimowości dawane przez GoWork jest co najmniej złudne.

Owszem, serwis przekonuje, że dzięki anonimowości pracownicy mogą swobodnie i bez obaw podzielić się cennymi informacjami czy zgłosić nadużycia. Podkreśla, że utrata anonimowości to "pozbawienie poczucia bezpieczeństwa". Jednak kiedy dojdzie do podejrzenia, że autor, wyrażając anonimową opinię, naruszył prawo, to jego anonimowość się skończy. GoWork przekaże jego dane (np. numer IP) organom ścigania, a on będzie musiał przed sądem ponieść konsekwencje tego, że np. kogoś oskarżył, a nie ma na to dowodów.

I choć serwis podkreśla, że "bardzo poważnie traktuje ochronę pracowników wypowiadających się na temat swoich pracodawców", to w sytuacji pozwu GoWork.pl uważa, że nie jest nawet stroną sporu, a jedynie przestrzenią, w której znalazły się np. zarzuty bez pokrycia. Dlatego – o czym wspominaliśmy na początku – w zdecydowanej większości sądy orzekają na jego korzyść. A firmy chcące chronić swe dobre imię, muszą pociągać do odpowiedzialności szarych użytkowników, nie GoWork.

Forum napędza ruch

I to właśnie chce zmienić mec. Katarzyna Leder Salgueiro. Przed sądem chce dowieść, że GoWork powinien odpowiadać za komentarze i opinie umieszczane przez użytkowników na jego forum o pracodawcach. Dlaczego? Mówiąc krótko: bo na nich zarabia.

GoWork w swojej działalności wielokrotnie podkreśla, że użytkownicy jego serwisu pisząc anonimowe komentarze, korzystają z zagwarantowanej konstytucyjnie wolności słowa. A przez to portal realizuje ważną misję społeczną. Staje się swego rodzaju miejscem, gdzie pracownicy mogą na publicznym forum ujawnić patologie i mechanizmy naruszania praw pracowniczych.

– Nic bardziej mylnego! Portal GoWork.pl jest serwisem nakierowanym na prowadzenie działalności zarobkowej. Jego celem nie jest misja społeczna, lecz zarabianie pieniędzy. A z faktu utrzymywania nieprawdziwych, nienawistnych i naruszających dobra osobiste komentarzy odnosi zyski – podkreśla mec. Katarzyna Leder Salgueiro.

Jak to działa? Mecenas wyjaśnia, że forum z opiniami o pracodawcach napędza ruch i zwiększa liczbę odsłon oraz użytkowników strony internetowej. Według jej oceny GoWork.pl z jednej strony zarabia na wyświetlanych reklamach, z drugiej na płatnych ogłoszeniach o pracę i szkoleniach, a z trzeciej na oferowaniu płatnych usług m.in. Złotego Profilu umożliwiającego administrowanie profilem firmowym, ale także moderację, a nawet ukrywanie niektórych komentarzy.

– W interesie GoWork jest jak największy ruch na forum. Nie weryfikuje też prawdziwości opinii, bo te budzą emocje, a to z kolei napędza zyski tej firmy czy to z odsłon, czy też sprzedaży firmom Złotych Profili. A zatem powinien ponosić on odpowiedzialność za upublicznione w tym serwisie treści, w tym przypadku naruszające dobra osobiste Katarzyny Michniewskiej i firmy Eko Cykl – przekonuje mec. Katarzyna Leder Salgueiro.

Poprosiliśmy GoWork o komentarz odnośnie do toczącego się procesu, ale przedstawiciele firmy nie chcieli komentować sprawy przed wyrokiem sądu. Odpowiedzieli jedynie, że wskutek wcześniejszej decyzji sądu komentarze dotyczące firmy Eko Cykl zostały tymczasowo wyłączone.

Dzwoni pan Mateusz z GoWork

Po piąte jest wreszcie wspomniany Złoty Profil. To flagowa usługa oferowana przez GoWork, wokół której narosło wiele mitów. Przedsiębiorcy zarzucają serwisowi często, że ten najpierw sam pisze krytyczne komentarze, a potem jego sprzedawcy oferują "obsmarowanym" firmom Złoty Profil, który pozwala ukrywać niekorzystne komentarze.

fot. shutterstock / Master1305
fot. Master 1305 / Shutterstock.com

Pytani o to przedstawiciele GoWork kategorycznie zaprzeczają. Michał Szymański z biura prasowego firmy podkreśla, że pracownicy GoWork oferują płatne usługi wszystkim, bez względu na to, czy na ich wątku jest akurat wzmożony ruch. Wyjaśnia też, że pracownicy GoWork nie piszą opinii o firmach, bo nie są z nimi związani, choć jak wcześniej pokazaliśmy, nie jest to wcale warunek pozostawienia komentarza.

Szymański przyznaje jednak, że moderatorzy na bieżąco analizują aktywność przedsiębiorstw np. w mediach społecznościowych. Zebrane przez nich informacje są wykorzystywane do tworzenia np. pytań w wątkach poszczególnych firm. Takie komentarze odróżniają się od innych tym, że są podpisane nickami "Administrator" lub "Pytanie".

– Wszystkie takie komentarze są tworzone przez ludzi, a ich celem jest aktywizowanie użytkowników – wyjaśnia Michał Szymański.

Złoty Profil ma pozwalać "kształtować wizerunek przedsiębiorstwa" w internecie. Co to oznacza? Firma, która go wykupi (ceny wahają się od kilkuset do kilku tysięcy złotych miesięcznie), może wyposażyć profil firmy we własną szatę graficzną, umieścić np. zdjęcia czy filmy z biura lub dodatkowe informacje choćby o przebiegu rekrutacji.

Przede wszystkim jednak pozwala na moderowanie komentarzy. Jak to wygląda w praktyce? Kiedy ktoś napisze opinię na profilu pracodawcy mającego płatny profil, ten otrzyma powiadomienie i 6 godzin "ochrony wizerunku", na które może wstrzymać widoczność wpisu. Ten czas może wykorzystać na przygotowanie reakcji, czyli np. merytorycznej odpowiedzi. Może też samodzielnie zarchiwizować i ukryć (lecz nie usunąć) komentarz lub jego część, ale – uwaga – ostateczną decyzję w tej sprawie podejmuje moderator GoWork. Ma on czuwać, aby klient nie usunął merytorycznego wpisu, który nie narusza regulaminu. Jeśli tak się stanie, opinia jest przywracana do widoku publicznego. A pracodawca nie może nic już zrobić.

Tyle teoria. A praktyka?

Aby to sprawdzić, postanowiliśmy przeprowadzić prowokację. Podajemy się za szefa firmy, która jest zainteresowana wykupieniem Złotego Profilu, bo planuje zadbać o swój wizerunek przed ogłoszeniem dużej rekrutacji i prosimy o kontakt konsultanta GoWork.pl.

Po chwili dzwoni do nas pan Mateusz z działu handlowego. Już na samym początku upewni, że to świetna decyzja, bo "większość pracowników, zanim wyśle CV, najpierw sprawdza opinie w internecie". Pytamy wprost, jak wygląda usuwanie niepochlebnych opinii, na co odpowiada, że jeśli wpis jest niemerytoryczny i obraża, zdradza tajemnice handlowe czy zawiera dane osobowe, to będziemy mogli go "skasować".

– Tych powodów [do usunięcia – red.] jest tam sporo i tak naprawdę w większości przypadków można pod któryś powód podpiąć – przyznaje pan Mateusz, ale podkreśla, że wiarygodny profil zawiera też opinie niezadowolonych osób. Poza tym "nie jest tak, że możemy wykasować wszystko", bo merytoryczne wpisy przywróci moderator.

– Czyli to moderator decyduje, co można usunąć, czy to ja decyduję? – dopytujemy.

– To pan! Fizycznie to pan. My na dużo pozwalamy, bo wiadomo, że jest pan klientem. Natomiast granice są. Mamy takie zabezpieczenie, bo zdarzał się klient, co miał 100 opinii. Mówił, że rozumie, a następnego dnia było zero opinii. To wtedy nasz administrator przegląda taki profil, co tam było usunięte. Ale jak pan raz na jakiś czas [usunie – red.], to nikt nie będzie nikomu robił pod górę. Pan chce, żeby pana firma była rzetelnie przedstawiona i jeśli taki ma pan cel, to będzie pan usatysfakcjonowany – wyjaśnia.

fot. shutterstock / Master1305
fot. Master1305 / Shutterstock.com

Merytoryczna warstwa i rzetelność są kluczowa, bo coraz większe akcenty kładzie na nie sam GoWork.pl. Widząc, jak wiele opinii jest niemerytorycznych, serwis wprowadził niedawno nową opcję: wywiad z użytkownikiem, w tym m.in. pracownikiem. Bezpłatnie ma go przeprowadzać "redakcja" GoWork.pl. W założeniu ma on dawać "szerszą perspektywę niż krótka wypowiedź pisana pod wpływem emocji".

– To opinie zamieszczone przez zweryfikowane osoby, które miały styczność z firmą jako były pracownik, pracownik bądź potencjalny kandydat – wyjaśnia Michał Szymański z biura prasowego. – Redaktorzy osobiście potwierdzają tożsamość danej osoby – dodaje prezes Adam Kosieradzki.

Jacek udziela "wywiadu"

Postanowiliśmy sprawdzić, jak ta weryfikacja wygląda oraz jak nowa forma może dostarczyć sprawdzonych i rzetelnych informacji. Tym razem podaliśmy się za Jacka, pracownika jednej z firm. Wypełniliśmy kwestionariusz, odpowiadając na szereg pytań i jednocześnie wychwalaliśmy naszą firmę pod niebiosa. Napisaliśmy m.in., że firma oferuje ponadprzeciętne wynagrodzenia, pracuje się w niej tylko cztery dni w tygodniu, a pracownicy mają nieograniczony urlop.

Nikt nie weryfikował, czy jesteśmy pracownikiem firmy. Nikt nie sprawdził naszej tożsamości. Nikt też nie skontaktował się z samą firmą, czy zatrudnia rzekomego Jacka. Aby sprawdzić, że taka osoba nie istnieje, wystarczyłby jeden telefon lub e-mail. Jednak nikt go nie wykonał.

Jedyną reakcją "redakcji" było przesłanie jednego pytania precyzującego warunki oferowanego nieograniczonego urlopu. Kiedy je podaliśmy, materiał po kilku dniach ukazał się na profilu firmy. Nic więcej nie wzbudziło podejrzeń "redakcji". Problem w tym, że firma, o której wypowiadał się Jacek, to jednoosobowa działalność gospodarcza. I do tego nigdy nikogo nie zatrudniała.

Pan Mateusz dzwoni ponownie

Idąc tym tropem, postanowiliśmy sprawdzić, jak GoWork walczy z kupowaniem opinii w internecie. W styczniu tego roku opisywaliśmy, jak łatwo za nieduże pieniądze możemy kupić pozytywne oceny o naszej firmie czy produkcie. Wówczas pytaliśmy biuro prasowe GoWork, jak przeciwdziała handlowi nieprawdziwymi opiniami i weryfikuje ich autentyczność, ale nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.

Sprawdzamy, jak sytuacja wygląda po upływie pół roku. Na profilu jednej z firm zamawiamy dziesięć opinii. Wszystkie mają być pozytywne i składać się z co najmniej kilku zdań. Koszt? Nieco ponad 100 złotych.

Zamówienie bez kłopotu zostaje zrealizowane w kilka dni, a kupione opinie widnieją do dziś na profilu naszej firmy. Co na to GoWork? Przyznaje, że ofert handlu opiniami jest coraz więcej, dlatego serwis weryfikuje, czy komentarze spływają z tego samego lub podobnego numeru IP. Regularnie usuwa też boty, które próbują dodawać takie opinie. Śledzi też "nagłe skoki liczby opinii w wątkach". Jednak – jak widać w naszym przypadku – sito kontroli nie jest zbyt szczelne.

Śledzenie tych "nagłych skoków" przydaje się jednak do czegoś jeszcze. Przypomnijmy, że kilka akapitów wcześniej Michał Szymański z biura prasowego GoWork.pl zaprzeczył temu, że sprzedawcy z jego firmy oferują płatne usługi tym przedsiębiorcom, na których portalach pojawia się więcej komentarzy. 

Kilka dni po tym, kiedy kupione przez nas fałszywe opinie ukazały się na profilu naszej firmy... dzwoni do nas konsultant oferujący Złoty Pakiet. To poznany już wcześniej pan Mateusz.

Zdziwieni pytamy, skąd wie o nowych komentarzach i czy nie dziwne, że dzwoni akurat teraz. – Mam pana firmę w bazie. Mam filtry pewne. Widzę, że u pana był ruch. W zaskakująco krótkim czasie pojawiło się kilka tych wpisów. To dobry moment, żeby wrócić do rozmów o współpracy – proponuje konsultant.

Fragment rozmowy można odsłuchać tutaj.

Będzie weryfikacja?

Kupowanie komentarzy w ocenie GoWork.pl jest "wątpliwe moralnie". – Aby pozostawić prawdziwą opinię nacechowaną pozytywnie czy negatywnie, powinno być się związanym z danym podmiotem – mówi Michał Szymański.

Jednak by sprawdzić, czy ktoś jest związany z daną firmą, o której wystawia opinie, w serwisie musiałby działać skuteczny mechanizm weryfikacji. Domagają się tego niektórzy przedsiębiorcy, przekonując, że np. rejestracja użytkownika, który dodawałby opinię, zwiększyłaby jej wiarygodność. GoWork ma jednak inne zdanie.

– Wprowadzenie konieczności rejestracji użytkowników i ujawnienia ich danych ograniczyłoby swobodę wypowiedzi i powodowałoby gromadzenie wewnętrznej frustracji. Rejestracja poprzez e-mail nie daje żadnej gwarancji poprawności danych – odpowiada Michał Szymański, kiedy pytamy, czy GoWork planuje śladem innych serwisów wprowadzić np. obowiązek rejestracji użytkowników i podania danych osobowych, bez czego nie byłoby możliwe dodawanie opinii.

Na świecie istnieje wiele serwisów, gdzie pracownicy mogą zostawiać opinie o pracodawcach. Jednym z największych jest amerykański Glassdoor.

W przeciwieństwie do GoWork na Glassdoor opinie, recenzje i oceny pracodawców może dodawać tylko zalogowany użytkownik. Rocznie można dodać tylko po jednym komentarzu/recenzji z każdej grupy tematycznej: ocena pracodawcy, proces rekrutacyjny, CEO czy benefity oferowane przez firmę.

– Ten mechanizm oraz szczegółowa moderacja treści dodawanych przez użytkowników przekłada się bezpośrednio na "jakość" opinii dostępnych w serwisie. Serwis niejako wymaga pogłębionych, przemyślanych komentarzy, w których zawsze znajdują się plusy i minusy danej organizacji. Napisanie takiej opinii wymaga zwyczajnie więcej nakładu pracy. A to sprawia, że z Glassdoora nie korzystają przypadkowe osoby, które chcą dać upust emocjom – mówi Maja Gojtowska, specjalistka ds. HR, rekrutacji i employer brandingu, autorka książki "Candidate experience. Jeszcze kandydat czy już klient?".

Ksiądz daje impuls

W ostatnich latach GoWork.pl mocno koncentruje się na działaniach, które mają zmienić jego postrzeganie. Prezes Adam Kosieradzki w korespondencji z SW+ kilkukrotnie podkreśla, że w przeszłości jego firma zbyt mocno skupiała się na zdobyciu ruchu, użytkowników, oglądalności i większej liczbie opinii. Przyznaje, że to był błąd. "Zaniedbaliśmy komunikację z drugą stroną, czyli działami HR, zarządami firm, przez co narosło dużo mitów na nasz temat" – pisze Adam Kosieradzki.

Fot. Shutterstock / Roman Samborsky
Fot. Roman Samborsky / Shutterstock.com

Jednocześnie w komunikacji właśnie GoWork.pl zaczął mocniej akcentować to, że jego forum z opiniami o pracodawcach ma misyjny charakter. Owszem, jest na nim sporo niemerytorycznych komentarzy, których prawdziwości nie sposób dowieść. Sam GoWork przyznaje, że usuwa ich rocznie setki tysięcy, ale są też głosy prawdziwe, które pozwalają walczyć z patologiami rynku pracy. Trudno atakować miejsce, które wykorzystywane jest m.in. w przeciwdziałaniu mobbingowi i służy pomocy jego ofiarom.

Kluczowym krokiem w budowaniu nowego, szlachetnego wizerunku GoWork.pl była publikacja autorstwa Janusza Schwertnera z Onetu we wrześniu 2018 roku. Reportaż "Tutaj nie jestem księdzem. Jak się pracuje w Szlachetnej Paczce" opowiadał o mobbingu w Stowarzyszeniu "Wiosna", na którego czele stal ksiądz Jacek Stryszek. Gdyby nie opinie na GoWork, ta sprawa prawdopodobnie nie wyszłaby wówczas na światło dzienne, bo jego autor opierał się początkowo na relacjach znalezionych na tym portalu.

GoWork.pl poszedł więc za ciosem. Miesiąc później w październiku 2018 roku w WP.pl ukazał się artykuł, w którym Adam Kosieradzki stwierdził, że po głośnej publikacji o księdzu Stryczku poczuł się wywołany do tablicy i postanowił działać. Zapowiedział "krucjatę przeciwko szefom dopuszczającym się molestowania i mobbingu w pracy". Zaapelował też, aby ujawniać nazwiska kolejnych "złych szefów". Akcję nazwał "Zero tolerancji dla mobbingu, krzyku, płaczu w firmie". W efekcie GoWork otrzymał trzy tysiące historii podpisanych z imienia i nazwiska.

Kosieradzki deklarował wówczas, że po potwierdzeniu zamierza te historie upubliczniać, a osobom zgłaszającym zaoferował bezpieczeństwo i pomoc prawną. Chciał w ten sposób skłonić polskich menedżerów "do namysłu i zmiany postępowania".

Zapytaliśmy GoWork, ile z tych trzech tysięcy historii potwierdziło się i zostało upublicznionych oraz ile osób otrzymało pomoc. Michał Szymański z biura prasowego nie odpowiedział nam na to pytanie. Wyjaśnił jedynie, że GoWork oferował sygnalistom wsparcie radcy prawnego, czego efektem były "godziny często bardzo emocjonalnych rozmów, przeglądania dokumentów, dowodów".

– Zdecydowana większość osób, która się do nas zgłaszała, nawet nie chciała wsparcia, tylko szukała miejsca, w którym mogłaby opisać czy opowiedzieć swoją historię. GoWork oferował również wsparcie w zakresie nagłośnienia przedstawionej historii. Osoby te jednak w obawie o swoje zdrowie psychiczne, jak i chęć pozostania anonimowymi, w zdecydowanej większości wolały nie nagłaśniać sprawy w mediach – wyjaśnia Michał Szymański i dodaje, że efektem akcji, czyli wspomnianej "krucjaty", było stworzenie szerokiego poradnika nt. mobbingu. Można go przeczytać tutaj.

Wsparcie na raz

Wróćmy jednak do radcy prawnego, na którego wsparcie mogli liczyć sygnaliści, bo jego, a właściwie jej postać jest dla dalszej historii kluczowa.

To Joanna Koczaj-Dyrda. Osoba, która mobbingu doświadczyła na własnej skórze. Prawomocnie po latach walki wygrała proces z Ministerstwem Zdrowia dotyczący nękania i poniżania przez przełożonych. Wskutek decyzji sądu resort musiał ją przeprosić i wypłacić w sumie ponad 100 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia.

fot. Shutterstock / SvetaZi
fot. SvetaZi / Shutterstock.com

GoWork.pl wiosną 2019 roku nawiązał z nią współpracę. Pasowała idealnie, bo jest prawniczką, ale i ofiarą mobbingu. Serwis ogłosił że będzie "twarzą antymobbingowej kampanii". To z nią miały kontaktować się ofiary złych praktyk w polskich firmach.

– Jej zadaniem było wysłuchanie pokrzywdzonej osoby, która zgłosiła się za pośrednictwem naszej strony i ustalenie możliwości, jakie są dla niej dostępne. Służyła radą, ale i swoim doświadczeniem. Zależało nam na tym, aby ofiary mobbingu czy innych patologii mogły porozmawiać z osobą, która sama przeszła przez podobną sytuację i ma wiedzę prawniczą w tym zakresie – mówi dziś Michał Szymański.

I faktycznie zgłoszenia od pracowników, którzy mieli doświadczyć przemocy, zalały GoWork.pl. W sponsorowanym materiale, który ukazał się na stronach "Business Insider" padło, że Joanna Koczaj-Dyrda każdego dnia dostaje kilkanaście telefonów od osób, które dzwonią do GoWork.pl, by podzielić się opowieściami o mobbingu w miejscu pracy. "Telefony dzwonią non-stop, nawet w weekendy. To ludzie na skraju desperacji. Przerażeni, załamani, pozostawieni sami sobie, nierzadko z myślami samobójczymi" – mówiła wówczas Koczaj-Dyrda.

Po kilku miesiącach napływu historii ofiar przemocy w pracy zorientowała się jednak, że zgłoszeń jest zbyt wiele, a oferowana przez GoWork pomoc, czyli pokrycie kosztów tylko pierwszego spotkania danej ofiary przemocy z nią, to zdecydowanie za mało. Za kolejne spotkania z radcą prawnym (Joanną Koczaj-Dyrdą), prowadzenie sprawy czy koszty sądowe ofiary musiałyby płacić z własnej kieszeni.

– Zorientowałam się, że tutaj wcale nie chodzi o pomoc ofiarom, ale głównie o robienie sobie dobrego PR-u. GoWork miał wtedy grubo ponad 100 procesów sądowych. Chodziło więc także o to, żeby się uwiarygodnić na użytek tych toczących się już spraw. To było tylko tworzenie pozoru pomagania, a nie niesienie rzeczywistej, realnej pomocy, jakiej oczekują ofiary mobbingu. Co takim osobom po jednym spotkaniu ze mną? Niestety, kiedy okazało się, że trzeba przejść od słów do czynów, to ich już nie było. Wiele z tych osób, które się do nich zgłosiło, czuło się porzuconych. Dano im nadzieję, że ktoś wreszcie im wierzy, wesprze ich w walce, a potem pozostawiono samym sobie. Nawet bez pomocy psychologa. To żerowanie na ludzkim nieszczęściu – mówi dziś ostro Joanna Koczaj-Dyrda.

Wtedy poczuła się winna. W końcu była kluczowym uczestnikiem całej akcji pomagania przez GoWork ofiarom mobbingu. Kiedy więc telefony dzwoniły, to je odbierała. Ciągle rozmawiała z kolejnymi potencjalnymi ofiarami u siebie w niewielkiej kancelarii w centrum Warszawy, ale też w różnych zakątkach Polski.

Jesienią 2019 roku pojechała do Połańca, gdzie w miejscowej elektrowni dochodziło do mobbingu. W jego skutek jeden z prześladowanych pracowników, 34-letni Przemek, popełnił samobójstwo. Spotkała się z jego rodziną. Godzinami rozmawiała, pocieszała, analizowała sprawę pod kątem prawnym.

– Ale nie czułam się w porządku. Chciałam, aby poszła za tym większa pomoc, aby np. wesprzeć ich psychologicznie, ale także w tym procesie o ukaranie sprawców, walce o odszkodowanie. A nie mogłam im tego zapewnić – opowiada dziś Joanna Koczaj-Dyrda i dodaje, że próbowała to wytłumaczyć prezesowi GoWork.pl Adamowi Kosieradzkiemu. Liczyła na zrozumienie, bo deklarował on wcześniej założenie specjalnej fundacji oferującej pomoc ofiarom mobbingu.

– Skoro miała powstać fundacja, to przekonywałam go, że ta pomoc ofiarom mobbingu powinna być szeroka i długotrwała. Mówiłam, że to nie może być jedno bezpłatne spotkanie. W końcu ci ludzie nam zaufali, a to wiąże się z odpowiedzialnością. Tłumaczyłam, że ofiary mobbingu są często poturbowane psychicznie, więc nie można dawać im nadziei, a potem zostawiać samych. Dlatego powinni być zaopiekowani także pod tym względem, bo inaczej to się może skończyć jak w Połańcu: samobójstwem – wspomina Joanna Koczaj-Dyrda.

I dodaje: – Pan Adam był zaskoczony. Chyba przestraszył się tego, co powiedziałam. Tej odpowiedzialności. Tego, że ktoś, kto nie otrzyma dalszej pomocy, będzie czuć się rozczarowany, porzucony przez wszystkich i faktycznie może dojść do tragedii. Może przestraszył się kosztów? Albo zrozumiał, że to, co zrobili, ich po prostu przerasta. Wtedy wiedziałam, że to oznacza koniec naszej współpracy. Zrozumiałam, że posłużyłam im tylko jako narzędzie do uwiarygodnienia ich biznesu, pokazania, że oni są dobrzy i mają dobre intencje.

Fot. Shutterstock / Anton Vierietin
Fot. Anton Vierietin / Shutterstock.com

Pytamy biuro prasowe GoWork.pl o to, w jaki sposób otaczali opieką i wsparciem osoby, które zgłaszały mobbing, już po udzieleniu im pomocy prawnej przez Joannę Koczaj-Dyrdę. Michał Szymański odpowiada, że ideą kampanii było dostarczenie osobom pokrzywdzonym "bezpłatnej konsultacji z radcą prawnym". GoWork miał pomagać też w nagłaśnianiu poszczególnych historii w mediach. – Nie jesteśmy kancelarią prawną i pomimo najszczerszych chęci nie mogliśmy podjąć działań na szerszą skalę – mówi Szymański.

Pytamy również o sprawę z Połańca. Chcemy dowiedzieć się, jak wyglądało wsparcie dla rodziny pracownika, który popełnił samobójstwo. Szymański potwierdza, że Joanna Koczaj-Dyrda była bezpośrednio na miejscu, rozmawiała z rodziną i pracownikami firmy. Ale o tym, co było dalej, ma inne zdanie.

– Po spotkaniu Pani Joanna była bardzo roztrzęsiona, obawiała się o własne życie i zdrowie. Komunikowała, że "ktoś próbował wepchnąć ją pod pociąg" – relacjonuje Szymański. I dodaje: – Uważaliśmy, że wspólnie rozumiemy, jaka jest nasza rola przy projekcie pomocy osobom dotkniętym mobbingiem, niestety nasze oczekiwania się rozminęły. Był to dla nas element zwrotny. Zrozumieliśmy, że tak poważny temat powinien być analizowany bezpośrednio przez organy ścigania już bez naszej ingerencji. Nie czuliśmy się na siłach, aby być stroną w tak delikatnej sprawie. Uznaliśmy, że powinniśmy się skupić na komunikacji, a nie ingerowaniu w rodzinne tragedie.

– To nieprawda – protestuje Joanna Koczaj-Dyrda. – Nie byłam roztrzęsiona, tylko zła z powodu tej sytuacji i gotowa do walki. Nie jechałam żadnym pociągiem, tylko samochodem, którym wiózł mnie mąż. Nie obawiałam się o własne życie i zdrowie, bo cały czas przebywałam z rodziną zmarłego w ich mieszkaniu, a na miejscu w Połańcu towarzyszył mi mąż. Czułam się bezpiecznie. Nikt też nie próbował wepchnąć mnie pod pociąg. Kto miałby to zrobić? Rodzina zmarłego? To bzdury – dodaje.

To nie jedyny moment, kiedy obie strony przedstawiają zupełnie inne wersje. Tak jest również w przypadku zrobienia z Joanny Koczaj-Dyrdy "twarzy kampanii antymobbingowej". Takie określenie pada w "materiałach partnerskich", które ukazały się m.in. na stronie "Business Insider". – Zrobili mnie "twarzą kampanii antymobbingowej" bez mojej zgody. Posłużyli się mną, aby zwiększyć swoją wiarygodność – mówi Joanna Koczaj-Dyrda.

Pytamy Michała Szymańskiego, czy i kiedy GoWork.pl podpisał z Joanną Koczaj-Dyrdą umowę, która stawiałaby ją w roli "twarzy kampanii". – Podpisaliśmy umowę, która warunkowała elementy naszej współpracy. Wszystkie realizowane przez nas działania były przeprowadzane we współpracy z panią Joanną i akceptowała ona wszystkie elementy, które dotyczyły jej wizerunku – tłumaczy Szymański.

Jednak Koczaj-Dyrda odpowiada: – Umowa, którą podpisałam, dotyczyła prawnej pomocy poszkodowanym, a nie bycia "twarzą kampanii antymobbingowej".

Współpraca, której nie będzie

Tej samej jesieni 2019 roku GoWork rozkręca kolejną wizerunkową kampanię. Tym razem ogłasza akcję społeczną "Hejt to nie opinia". Angażuje do niej aktora Bogusława Lindę, który czyta wulgarne komentarze zamieszczane na forum GoWork.pl. Akcja ma zwrócić uwagę na to, że firmy tworzą ludzie, których zdrowie, psychika i rodziny są ważniejsze niż wyniki przedsiębiorstw. Z czasem GoWork coraz chętniej sięga w swoich kampaniach antymobbingowym po znane twarze. Publikuje m.in. materiał, w którym prezenterka telewizyjna Monika Richardson rozmawia z psycholożką Katarzyną Miller czy rozmowę dziennikarki Anny Wendzikowskiej z terapeutką Marią Rotkiel.

Planuje też kolejne antymobbingowe projekty. Do jednego z nich chce zaangażować dziennikarkę tygodnika "Newsweek" Renatę Kim. Z informacji, które przekazał nam prezes GoWork.pl Adam Kosieradzki, wynika, że firma zaproponowała jej roczną współpracę, w ramach której Kim miałaby tworzyć profesjonalne artykuły opisujące "sytuacje mobbingowe" w firmach. Wszystko na podstawie relacji osób, które dotknięte mobbingiem zgłosiłyby się do serwisu. – Rozmawiamy od dwóch miesięcy. Temat jest jeszcze niedopięty, ale mam nadzieję, że w przeciągu miesiąca uda nam się dopiąć wszystkie formalności i podpiszemy umowę – zdradza Kosieradzki.

Fot. Shutterstock / Anton Vierietin
Fot. Anton Vierietin / Shutterstock.com

Kiedy jednak pytamy o te rozmowy Renatę Kim, wydaje się zaskoczona. Przyznaje, że mailowała z przedstawicielką GoWork.pl wiosną tego roku, ale ostatnią wiadomość w tej sprawie dostała 19 maja, czyli ponad miesiąc temu.

– Kontakt ze strony GoWork.pl się urwał i uznałam sprawę za zamkniętą. Przede wszystkim jednak współpraca nie miała dotyczyć żadnej kampanii antymobbingowej – podkreśla w rozmowie z SW+ Renata Kim. Na dowód przesyła korespondencję. Jest w niej mowa o dwóch propozycjach. Pierwsza to zlecenie na merytoryczny artykuł, który miałby rzetelnie omawiać "kłopot danej firmy i sugerowane do tego rozwiązanie". Mobbing pojawia się, ale tylko w kontekście drugiej, mniej palącej, części oferty, czyli "szkoleń dla pracowników".

– Szkolenia miały dotyczyć walki z hejtem i mobbingiem, ale GoWorkowi zależało przede wszystkim na artykułach – mówi Renata Kim. Zwraca też uwagę, że gdyby współpraca miała dotyczyć kampanii czy projektu "antymobbingowego", to nigdy by się na niego nie zdecydowała. – Po pierwsze, po tym, co przeszłam w ostatnich miesiącach, nie miałabym na to siły. A po drugie: nie wydaje się do tego najlepszą osobą, bo... sama przez byłego współpracownika zostałam o mobbing oskarżona – kwituje Renata Kim.

Jak pomaga fundacja

Wróćmy jednak do jesieni 2019 roku. W październiku GoWork.pl powołuje Fundację GoWork – Pomoc Ofiarom Mobbingu. Jej pierwszorzędnym celem jest właśnie "niesienie pomocy osobom dotkniętym mobbingiem". Ma ona też m.in. podejmować edukacyjne inicjatywy w tym zakresie oraz propagować prawa pracownicze i ich ochronę. Ogłoszono nawet, że w fundacji działać ma też Joanna Koczaj-Dyrda, ale nigdy do tego nie doszło.

fot. shutterstock / Master1305
fot. Master1305 / Shutterstock.com

Pytamy Michała Szymańskiego z biura prasowego, co fundacji udało jej się osiągnąć przez blisko cztery lata działalności. Ilu ofiarom mobbingu pomogła i jak otacza je opieką oraz ich rodziny? W odpowiedzi Szymański wyjaśnia, że Fundacja została zarejestrowana, a GoWork nadal ma w stosunku do niej plany.

– Ze względu na pandemię, a następnie wojnę nie byliśmy w stanie zrealizować planów, jakie w stosunku do niej założyliśmy – przyznaje Szymański. I dodaje, że fundacja zajmuje się głównie edukacją i uświadamianiem, czym jest mobbing, jak można z nim walczyć i gdzie szukać pomocy. Przesyła też namacalne efekty działalności fundacji, czyli linki do opublikowanych w internecie materiałów.

Jednym z nich jest obszerny poradnik edukujący o tym, czym jest mobbing i jak sobie z nim radzić. Na końcu obszernego materiału znajduje się specjalnie utworzona skrzynka e-mailowa dla ofiar mobbingu. "Jeśli potrzebujesz pomocy, napisz" – zachęca GoWork.pl.

Piszemy, chcąc sprawdzić, jak ta pomoc wygląda. W odpowiedzi otrzymujemy krótki e-mail z danymi kontaktowymi do instytucji, do których... można się zgłosić po faktyczną pomoc.

W tej samej wiadomości przedstawicielka GoWork zachęca nas natomiast do udzielenia anonimowego wywiadu, w którym można podzielić się swoimi doświadczeniami. I przesyła link do formularza.

Ilustracja tytułowa: SvetaZi / Shutterstock.com

Data publikacji: 21.06.2023