W tekście dla Meduzy Gołunow tłumaczył, że przed jego aresztowaniem były znaki ostrzegawcze, iż policja się zbliża, ale je przegapił. Na przykład jego sąsiadów odwiedzali detektywi z lokalnej komendy. Otrzymał również powiadomienia z aplikacji mobilnej GetContact ostrzegające go, że kilka osób szuka jego numeru telefonu. – Myślę, że każdy dziennikarz, zajmujący się opisywaniem polityki Kremla i rosyjskiej rzeczywistości, ma świadomość, że nie jest w Rosji mile widziany. To trochę tak jakbyś miała PTSD – idąc ulicą, mimowolnie zapamiętujesz, kto obok ciebie przechodzi, kto jest w przejeżdżającym samochodzie, kto siedzi obok ciebie w kawiarni. Nie używasz do komunikacji sieci GSM, nie rozmawiasz o ważnych sprawach w miejscach, gdzie ktoś może cię usłyszeć – mówi Wiktoria Bieliaszyn z "GW", która wielokrotnie wyjeżdżała do Rosji jako dziennikarka.