Brzydko grali, ale wygrali. Jak Meczyki wyrosły z piratów do potentatów

Studio w Katarze, kilkunastogodzinne programy i rekordowe wyniki oglądalności. Mundial umocnił Meczyki.pl jako jedno z czołowych mediów sportowych. Dzisiejsze sukcesy zbudowane są jednak na wątpliwych moralnie fundamentach.

Brzydko grali, ale wygrali. Jak Meczyki wyrosły z piratów do potentatów

– Powiem ci, że nie są to łatwe sprawy, żeby on podzielił się swoim czasem – zdradza Tomasz Włodarczyk, dziennikarz sportowy znany z Onetu, Sport.pl, Super Expressu i Faktu. Teraz jest naczelnym serwisu Meczyki.pl i w programie "Okno transferowe" na YouTube właśnie ogłasza najgłośniejszy transfer odcinka. Nie jest on jednak piłkarski, lecz… dziennikarski. Włodarczyk zapowiada: Fabrizio Romano, jeden z najpopularniejszych i najlepiej poinformowanych dziennikarzy sportowych na świecie, dołącza do ekipy serwisu. W styczniu i lutym będzie ekspertem "Okna transferowego". To koronacja pasma sukcesów, jakie Meczyki.pl odniosły w ostatnich latach, stając się jednym z najważniejszych polskich mediów sportowych.

Mimo to wiadomość zaskakuje dziennikarzy i kibiców. Bo to wciąż mniej więcej tak, jakby Legia Warszawa ogłosiła, że przez najbliższe dwa miesiące na występy przy Łazienkowskiej będzie przyjeżdżał Leo Messi.

Debiut nowego nabytku na początku stycznia oglądało na żywo na YouTube kilkanaście tysięcy osób. Nie było jednak połączenia na żywo z samym Romano. Zamiast tego widzowie obejrzeli 5-minutowy filmik, w którym włoski dziennikarz zdradza nowe plotki transferowe. Zaraz po filmiku Tomasz Włodarczyk odpowiadał na pytania internautów z czatu: – Wbicie się w czas Fabrizio Romano, żeby był na żywo, jest praktycznie niemożliwe. Ustaliliśmy, że może czasami będzie na żywo, ale lepiej nagrać po prostu taki pakiet informacji o transferach.

Transfer się opłaca. Zaraz po emisji programu na ekskluzywne informacje podane przez Romano na antenie Meczyków powołują się polskie i zagraniczne serwisy. To dla Meczyków wielki moment chwały. Grają już w tej samej lidze, co pozostałe polskie media sportowe. "Dotychczas mieliśmy najlepszy skład transferowy w Polsce, teraz w całej galaktyce" – pisze w sieci właściciel serwisu. W ostatnich miesiącach ma się z czego cieszyć. Tylko w trakcie mundialu Meczyki odwiedziło w sumie 8,7 mln osób.

Długa droga do tego miejsca była łatwiejsza dla tych niemających w biznesie etycznych zahamowań. Bo też historia Meczyków.pl i ich właściciela dobrze pokazuje, jak urosło wiele internetowych biznesów, nie tylko w Polsce.

Pięć łatek i ta szósta

W połowie 2020 roku Meczyki zdały sobie sprawę z jednego: duża część ludzi związanych ze sportem albo nie ma pojęcia o tym, że w ogóle istnieją, albo o tym, że to popularne i poważne medium. Zapadła decyzja o zorganizowaniu na Twitterze akcji "Zrywamy łatki". Proste grafiki z piłką, z której po kolei odpadają łatki z kolejnymi często powtarzanymi w kontekście Meczyków opiniami.

Do redakcji Meczyków dołączył wtedy pierwszy znany szerzej dziennikarz: Tomasz Włodarczyk. Trzeba było zacząć budować nową twarz serwisu, choć akurat sam nabytek nie był bez skazy. Wiosną 2019 roku Włodarczyk rozstał się ze swym poprzednim pracodawcą, Gazetą.pl, po tym, jak dziennikarka Iza Koprowiak opowiedziała na łamach "Pressa" o jego niedopuszczalnych zachowaniach na jednym ze wspólnych wyjazdów służbowych. Włodarczyk miał ją łapać za udo i wulgarnie obrażać. Dziennikarz przyznał, że była taka sytuacja, tłumaczył się "przysypianiem i wielokrotnym osuwaniem się na Izę" w samochodzie po długiej nocnej imprezie i przeprosił.

Z czasem temat ucichł, ale transfer Włodarczyka w środowisku odebrany był raczej jako degradacja. O Meczykach mało kto słyszał wtedy coś dobrego. Dlatego też potrzebna była akcja "Zrywamy łatki". Serwis pochwalił się w jej trakcie dużą liczbą użytkowników, odsłon, komentarzy internautów, własnych treści i pokazał wiek użytkowników. Serwis chwalił się wtedy, że ma 3,3 mln użytkowników miesięcznie, ale według powszechnie przyjętego w polskiej sieci badania Gemius/PBI Meczyki latem 2020 roku odwiedzało nieco ponad 800 tys. osób miesięcznie. Niezależnie od metodyki badania, źródło tych statystyk zdradzał napis na szóstej zerwanej w trakcie akcji łatce, którą poniżej celowo zamalowaliśmy, a o której za chwilę...

Akcja Meczyków "Zrywamy łatki". Fot. screen z Twittera

Akcja opłaciła się, była chwalona na Twitterze, a Meczyki powoli odzyskiwały twarz. 2020 rok zamknęły kwotą 2,86 mln zł wpływów reklamowych i rekordowymi liczbami użytkowników (według przedstawicieli serwisu w październiku 2020 roku było to 4 mln osób, choć nie podali źródła ani metodyki statystyk). A gdy w jednym z Hejt Parków, flagowych programów Kanału Sportowego, dziennikarz Mateusz Borek pochwalił Meczyki za świetną obsługę ostatniego dnia okna transferowego, wycinek z tym fragmentem wrzucał na swe konto na LinkedIn właściciel serwisu. Jeszcze dwa lata temu krótka pochwała na powszechnie cenionym Kanale Sportowym była szczytem ambicji sportowego serwisu.

Jedyny wywiad właściciela

Człowiek, który stoi za sukcesem Meczyków, w listopadzie świętował zaledwie 33. urodziny. W środowisku dziennikarzy sportowych nie jest szczególnie znany i trudno znaleźć kogoś, kto by miał o nim wyrobioną opinię. Prędzej o Meczykach jako serwisie. – Merytoryczne dziennikarstwo jest trudne w dzisiejszych czasach, ale przykład Meczyków pokazuje, że ma to sens. Codziennie odwiedzam ich stronę: mają ciekawe newsy, wielu zdolnych dziennikarzy, którzy uwielbiają swoją pracę. A Tomek Włodarczyk, redaktor naczelny Meczyków, to jeden z czołowych dziennikarzy sportowych zajmujących się newsami w Polsce – chwali Roman Kołtoń, znany komentator i dziennikarz sportowy, stały bywalec programów Meczyków na YouTube.

Faktycznie, Meczyki to dziś prężnie działająca redakcja. Składa się na nią czternastu stałych dziennikarzy na czele z Włodarczykiem i Januszem Basałajem, legendą polskiego dziennikarstwa sportowego, oraz kilkunastu stałych współpracowników, a wśród nich byli sportowcy Arkadiusz Malarz i Przemysław Saleta, dziennikarze Bożydar Iwanow (na stałe w Polsat Sport), Mateusz Święcicki (Eleven Sports) czy Filip Kapica i Łukasz Wiśniowski (Canal+ Sport).

– Z przyjemnością tam się pojawiam, bo mają na siebie fajny pomysł i jest to poparte kapitałem. Meczyki to nie tylko kanał na YouTube, ale też popularna domena, która od lat generuje duży ruch – zwraca uwagę Roman Kołtoń. I właśnie tu należy wrócić do właściciela serwisu, bo choć o Meczykach zaczęło być głośniej w ostatnich dwóch latach, to prowadzi on tę stronę już od lat dwunastu.

Grzegorz Krychowiak w programie Janusza Basałaja w Meczyki.pl. Fot. screen z YouTube

Z Sebastianem Felknerem udaje nam się skontaktować przez LinkedIna. To w zasadzie jedyne miejsce w sieci, w którym się udziela. Od czasu do czasu publikuje posty o kolejnych sukcesach zawodowych. W social mediach go nie ma lub ma ściśle ukryte profile. Na palcach jednej ręki można policzyć jego publicznie dostępne zdjęcia.

Felkner od razu proponuje przejście na ty. Dziękuje za zainteresowanie i przyznaje, że jest to pewnego rodzaju komplement. Tłumaczy jednak, że stara się unikać wypowiedzi do artykułów, dlatego zastanowi się i zerknie wieczorem na przesłane mu na maila pytania. Faktycznie – jedyny wywiad, jakiego kiedykolwiek udzielił mediom, o czym za chwilę, szybko został na jego prośbę usunięty.

Działalność w sieci zaczął przed Meczykami. W 2007 roku jeszcze jako siedemnastoletni uczeń liceum założył forum bukmacherskie bukosfera.pl. Dość szybko zaczął zarabiać dzięki współpracom z firmami bukmacherskimi. Jakiś czas później założył zagranicą dwie firmy o nazwie Grey Mouse, z czego jedna miała siedzibę na Cyprze. Przyczyny były proste: ucieczka przed podatkami do rajów. Dodatkowo w Polsce od 2010 roku obowiązywała ustawa hazardowa, a Cypr miał wtedy dużo luźniejsze przepisy dotyczące promocji firm bukmacherskich.

Ale forum bukmacherskie nie było wtedy jedyną stroną, jaką w swoim portfolio posiadał ledwie 20-letni Felkner. Kolejne jego serwisy to iGaming.pl o grach wideo oraz BettingStar.pl skupiony wokół bukmacherki. W 2011 roku jego firma Grey Mouse (już z siedzibą w Polsce) kupiła z kolei domeny spolszczenia.pl i git.pl z oprogramowaniem oraz kojarzącą się jednoznacznie fak.pl, która w końcu nie została zagospodarowana. W tym samym roku Felkner kupił już mający całkiem spory ruch w sieci serwis Meczyki.pl.

To zresztą przy okazji rosnącej popularności Meczyków Felkner udzielił wspomnianego jedynego wywiadu. Choć sam wywiad nie jest już dostępny w sieci, to – jako że udzielił go redakcji Spider’s Web – nie jest wielkim problemem dotarcie do jego treści.

Niedługo po jego publikacji w sieci wywiązała się dyskusja pomiędzy Felknerem a Grzegorzem Marczakiem, szefem serwisu Antyweb. W jej wyniku Felkner poprosił Spider’s Web o usunięcie wywiadu. Nie chciał, by dalej publicznie widniała informacja o dochodach, jakie przynosiły jego firmy oraz opinia o startupach, którą podzielił się w rozmowie, a o którą między innymi zaczepił go Marczak.

Dlatego z tamtego wywiadu podajemy w tym tekście tylko kilka faktów, które nie wpłynęły wtedy na decyzję o usunięciu rozmowy.

Zrywanie szóstej łatki

Po kilkunastu godzinach na zastanowienie właściciel Meczyków odpisuje z odmową odpowiedzi na kilkanaście z wysłanych mu pytań. Tłumaczy, że może za parę lat zdecyduje się na taką publiczną otwartość, ale "obecnie nie jest w nastroju do podniecania się sobą czy budowania osobistej marki". Nie chce być osobą publiczną.

W wysłanej mi wiadomości Sebastian Felkner wskazuje też na pewien męczący go kontekst, którym – jak się spodziewa – mogę obudować artykuł. Chodzi o skojarzenia, z którymi dwa lata temu Meczyki próbowały zerwać na szóstej łatce w trakcie akcji "Zrywamy łatki".

Pierwsza dekada lat 2000 to czasy, gdy piłkarscy kibice zagranicznych drużyn regularnie cierpieli. Ich idole grali co tydzień, a czasem i co trzy dni, tymczasem oni nie mieli jak regularnie śledzić potyczek. Nie można było się co kilka dni w kilkunastu chłopa umawiać u jedynego kumpla, który miał wykupiony Canal+. Chodzenie do knajp, które pokazywały mecze, też było kosztowne. W salonach bukmacherskich STS co najwyżej ktoś włączył transmisję w radiu. W polskiej telewizji nie było żadnego kanału, który gwarantowałby otwartą transmisję rozgrywek lig hiszpańskiej, angielskiej, włoskiej, niemieckiej czy choćby polskiej. Wszystko było tylko na płatnych kanałach. Tyle że te płatne kanały były dostępne tylko w telewizjach kablowych i za pomocą specjalnych dekoderów lub platform satelitarnych. Dziś wszystko dostępne jest płatnie w internecie.

Dlatego kilkanaście lat temu ci najmniej obeznani z technologiami śledzili wyniki rozgrywek piłkarskich na żywo w telegazecie. Ci nieco bardziej biegli zaś na takich stronach jak LiveScore.com. A ci naprawdę zaradni odpalali nielegalne streamy w sieci. Czyli internetowy przekaz sygnału telewizyjnego z kanału, na którym akurat transmitowany był dany mecz. Dla stacji telewizyjnych takich jak Canal+ oznaczało to ogromne straty finansowe: mecze mogły oglądać setki tysięcy osób, które – gdyby chciały zrobić to legalnie – powinny były zapłacić po kilkadziesiąt złotych.

– Administrator tak stworzył portal, aby użytkownicy internetu mogli proponować administratorowi formularzem lub e-mailem, by ten zamieścił linki do pirackich transmisji znajdujących się w innych serwisach. Zamieszczenia linków następowało dopiero po zaakceptowaniu ich przez administratora. Linki były katalogowane tematycznie, według aktualnych i nadchodzących wydarzeń sportowych – opowiada Adam Jankowski ze Stowarzyszenia Dystrybutorów Programów Telewizyjnych Sygnał, które skupia przedstawicieli największych stacji telewizyjnych.

Dlatego też stacje próbowały ścigać tych, którzy retransmitują mecze, i blokować serwery, za pomocą których jest to robione. Pirackie transmisje często znikały, by za chwilę pojawić się w nowych miejscach. Ich samodzielne wyszukiwanie po sieci byłoby bardzo trudne, więc coraz popularniejsze stawały się serwisy agregujące linki do takich streamów. Wystarczyło wejść na taki serwis, kliknąć odpowiedni kraj, rozgrywki i mecz, by rozwinęła się lista kilkunastu lub kilkudziesięciu linków do pirackich transmisji.

Serwis Meczyki.pl w sierpniu 2011 r. Fot. screen z Wayback Machine

I na takiej właśnie działalności wyrosła siła Meczyków. Od 2007 roku serwis masowo agregował linki do streamów meczów piłkarskich na żywo. Nie "kradł" sam transmisji z telewizji, ale był drogowskazem. I to przez lata. – Działanie serwisu powodowało duże straty finansowe firm członkowskich. Rozpowszechnianie linków przyczyniało się do tego, że osoby oglądające transmisje na pirackich stronach nie uiszczały opłaty za dostęp do nich w legalnych kanałach dystrybucji. Trudno było oszacować wyrządzoną szkodę, bo dane o popularności kliknięć w poszczególne linki posiadał tylko administrator – mówi Adam Jankowski.

Ślady tamtych czasów pozostały w mediach. "Kto wygrał tę walkę? Telewizyjni piraci" – pisze "Dziennik Gazeta Prawna" w lutym 2013 o bokserskiej walce Andrzeja Gołoty z Przemysławem Saletą. I wśród największych pirackich serwisów wymienia Meczyki.pl. – Rzeczywiście mamy z tym sportowym piractwem spory problem. Wiemy doskonale, że przy każdym większym wydarzeniu pojawia się coraz więcej szemranych serwisów, które zarabiają na kradzionym sygnale – mówił wtedy Marian Kmita, ówczesny szef sportu w Polsacie. Tamtą walkę Gołoty z Saletą w kanałach Polsatu wykupiło 120 tys. osób. Według szacunków stacji w sieci nielegalnie oglądało ją kolejne pół miliona ludzi.

Same Meczyki jako serwis z linkami do pirackich transmisji odwiedza wtedy miesięcznie ponad 700 tys. osób, które generują ponad 13 mln odsłon. Jeśli choć co druga z nich włącza nielegalny stream, to straty i tak są liczone w dziesiątkach milionów złotych. Z tego powodu Stowarzyszenie Sygnał pisze nawet list do ówczesnego ministra administracji i cyfryzacji Michała Boniego. Zwraca w nim uwagę na Meczyki. Ale i to nic nie daje, serwis przez kolejne lata będzie działał w najlepsze.

– Firmy stowarzyszone w Sygnale wielokrotnie wzywały serwis do zaprzestania tej praktyki. Administratorzy strony reagowali na wezwania firm z żądaniem usunięcia linków z opóźnieniem, często już po zakończeniu transmisji. Utrzymywali także, iż linki w serwisie zamieszczają użytkownicy, co nie przeszkadzało wcześniej katalogować wydarzeń, informować o godzinie rozpoczęcia transmisji i przyjmować zgłoszeń z pirackimi stronami – mówi nam dziś Adam Jankowski ze Stowarzyszenia Sygnał.

Sebastian Felkner kupił Meczyki w kwietniu 2011 roku, lecz pirackie linki zniknęły z serwisu dopiero w 2018 roku, gdy ten biznes przestał już być niezbędny dla utrzymania serwisu. Dlatego też po latach napis na szóstej łatce Meczyków z akcji z 2020 roku brzmiał: "Bez streamów nie istnieją".

A w 2023 roku Polsat będzie z Meczykami współpracował, zaś pięściarz Przemysław Saleta będzie stałym ekspertem tego serwisu.

Przemysław Saleta w studiu Meczyki.pl. Fot. screen z YouTube

Kłopotliwa warezownia

Czy ta piracka historia oznacza, że Meczyki powinny być dziś oceniane z dystansem? Jak długo stare grzechy muszą być skazą na nowym obliczu? W jaki sposób można odkupić winy? To pytania, które chcieliśmy zadać Sebastianowi Felknerowi. Odpowiedzi nie uzyskaliśmy, choć Felkner przyznał, że ten wątek "już go męczy".

Więcej o jego podejściu do pirackich streamów można się dowiedzieć, cofając się o 11 lat do wspomnianego wcześniej sporu Felknera z Marczakiem. Co prawda ten pierwszy poprosił o usunięcie wywiadu, ale za to w sieci pozostawił odpowiedź na zarzuty Marczaka. "W polityce rozwoju spółki nie mieszczą się żadne działalności, co do których istniałyby jakiekolwiek wątpliwości natury prawnej" – pisze w odniesieniu do linków do pirackich streamów na Meczykach i do drugiego serwisu, którego jest właścicielem, a do którego legalności też można się przyczepić. Tym serwisem jest ExSite.pl.

Tak jak w pierwszych kilkunastu latach XXI wieku nie było legalnych transmisji meczów piłkarskich w internecie, tak samo brakowało legalnych platform do odsłuchu muzyki, oglądania filmów, kupowania gier czy oprogramowania. A jeśli się zdarzały, to były zbyt drogie na ówczesną polską kieszeń. Dlatego wielką popularnością cieszyły się tzw. warezownie – serwisy internetowe, które agregowały linki do pirackich kopii muzyki, filmów, gier, oprogramowania etc. Spiracone pliki ściągane były na potęgę choćby z takich serwerów jak RapidShare czy MegaUpload. Szybko były zdejmowane i blokowane, więc w ich miejsce pojawiały się nowe pod nowymi linkami. Żeby je odnaleźć, najłatwiej było wejść na fora, na których ludzie nawzajem się nimi dzielili.

Takim forum było ExSite.pl, jedna z popularniejszych polskich warezowni. Felkner kupił ją w 2010 roku. To o ExSite i o Meczykach Felkner pisze w 2011 tak: "w mojej opinii oraz opinii naszych prawników działają w pełni legalnie". Wyjaśnia, że na tego typu serwisach to użytkownicy udostępniają pirackie linki lub pliki. A więc w domyśle: on nie ma nawet wiedzy o tym, czy ktoś umieścił u niego coś nielegalnego, gdy zaś taką wiedzę zdobędzie, to w ciągu 24 godzin kasuje link do pirackich treści.

Ale w dostępnym oświadczeniu dodaje, jakby się tłumacząc, że Meczyki i ExSite "zostały pozyskane tylko jako środek do osiągnięcia większego kapitału na rozwój innej działalności spółki". Co ma na myśli? "Mamy zamiar skupić się na serwisach z legalnym oprogramowaniem oraz grach przeglądarkowych i mobilnych, a także być może na technologii dla hazardu" – zapowiada.

Rok później, w 2012, rzeczywiście sprzeda ExSite.pl. Z serwisów z legalnym oprogramowaniem i grami nic nie wyjdzie, za to Meczyki zostaną w portfolio Felknera na stałe.

Jak Meczyki stały się potęgą

Licząc od momentu zarejestrowania domeny Meczyki.pl, minęło już ponad 15 lat, odkąd buduje ona swoją pozycję w wyszukiwarce Google. Przez pierwszą dekadę zbudowała ogromny "autorytet" dzięki milionom wyszukiwań i użytkowników. A to procentuje do dziś. Na frazę "mecze" w Google’u Meczyki są na pierwszej pozycji. Taka pozycja w SEO Google budowana była przez lata poprzez udostępnianie tysięcy linków, opisów i przekierowań do transmisji meczowych, których każdego dnia szukały i szukają miliony ludzi.

Felkner już 11 lat temu doskonale wiedział, że SEO powinno być fundamentem tego biznesu. W usuniętym wywiadzie opowiada, że już wtedy jego serwisy miały zaplecze pozycjonerskie (czyli strony internetowe, niejako satelickie, które mają przekierowywać i budować "autorytet" strony mającej być beneficjentem całego zabiegu) w postaci ok. tysiąca domen. Wśród nich mniej więcej połowa miała mieć już długą, od 3-7 lat, a więc wiarygodną pozycję w Google’u.

Mundial w 2018 r. był pierwszym wielkim turniejem piłkarskim, w trakcie którego na Meczykach nie można było znaleźć linków do streamów. Fot. A.RICARDO / Shutterstock.com

Dziś, nawet jeśli ktoś nie zna tego serwisu, to wpisując jedną z kilku najpopularniejszych fraz dotyczących piłki nożnej, zapewne w końcu na Meczyki natrafi. Ale świetna pozycja w wyszukiwarce Google to niejedyny sukces. Meczyki, oprócz dużej bazy użytkowników, czerpią ze swej historii coś jeszcze.

Niemal od samego początku Meczyki nie tylko podawały linki do pirackich streamów, ale też zachęcały do gry w zakładach bukmacherskich, na czym zarabiały. To tzw. linki afiliacyjne, czyli jeden z najprostszych biznesów internetowych i fundamentalny sposób zdobywania klientów przez bukmacherów w sieci. Właściciel strony umieszcza u siebie link do bukmachera (lub jakiegokolwiek innego usługodawcy lub sprzedawcy), ale jest to link indywidualny z dopisanym na końcu znacznikiem. Po kliknięciu takiego adresu i na przykład założeniu konta przez internautę bukmacher ma nowego klienta, a Meczyki określoną opłatę za jego przekierowanie. Oczywiście z każdym z największych bukmacherów mają podpisaną umowę na linki afiliacyjne.

Niemal każdy z bukmacherów robi w internecie rozmaite promocje. Zwykle kuszeni są przez nie potencjalni nowi gracze: a to zwrotem pierwszej przegranej kwoty, a to jej podwojeniem etc. Oprócz standardowych promocji można jeszcze użyć specjalnych kodów, które dają dodatkowych kilkadziesiąt lub kilkaset złotych na grę. Internauci, by je znaleźć, wpisują w wyszukiwarkę frazy typu "bukmacher kod". I znów: na takie frazy Meczyki są w wynikach wyszukiwania bardzo wysoko.

Nie wiadomo, jaki konkretnie procent przychodów (które w 2021 roku wyniosły 8,76 mln zł) przyniosły Meczykom właśnie takie linki do bukmacherów. Wiadomo też, że ta część dochodów była przez lata bardzo ważna dla Meczyków. Na tyle ważna, że w styczniu 2023 roku Sebastian Felkner zatrudnił nową osobę na stanowisku szefa marketingu afiliacyjnego. I przyznał na LinkedIn: "Nie sądziłem, że przekazanie komuś roboty afiliacyjnej po kilkunastu latach przyjdzie mi tak łatwo. Mam 100% przekonania, że to początek czegoś większego".

Starzy wrogowie zapomnieli

"Ścinki, zwiechy? Nie ma znaczenia! To był legendarny live" – pisze Felkner na początku mundialu zachwycony udanym połączeniem na żywo sprzed hotelu w Doha, gdzie stacjonuje polska reprezentacja. Podczas programu dziennikarzy Meczyków odwiedza m.in. prezes PZPN Cezary Kulesza. Meczyki mają w Katarze swoje studio, z którego nadają programy przez cały mundial. Turniejowa gorączka rozpoczyna się codziennie o godz. 9 rano na kanale na YouTube, a kończy grubo po północy, gdy do programu na żywo prowadzonego przez Janusza Basałaja mogą się dodzwonić z pytaniami internauci.

Meczyki zdają egzamin na mundialu. Miliony widzów, programy z tymczasowego studia w Katarze i dwóch stałych przestrzeni studyjnych w Warszawie (wydano na nie 2 mln zł), znane nazwiska na antenie. Studia pewnie jednak szybko się zwrócą. Za kampanię reklamową na stronie, w social mediach i filmach na YouTube w trakcie trwającego miesiąc mundialu Meczyki życzyły sobie ok. 900 tys. zł. Jednym z partnerów mundialowego programu "Pogadajmy o Piłce" została Żabka Jush.

Te sukcesy raczej jednak nie uderzą do głowy Sebastianowi Felknerowi. Po piętnastu latach zarabiania w sieci już nie raz mógł się czuć zwycięzcą. W usuniętym przed jedenastu laty wywiadzie przyznał, że był rentierem w zasadzie od samego początku robienia biznesów – jeszcze jako licealista. Zarabiał z ówczesnej działalności opartej o bukmacherkę i reklam tyle, by móc nie robić nic innego.

Mimo to nie spoczywa na laurach. W 2020 roku kupił za 2 mln zł portal dla graczy ppe.pl, jeden z najczęściej odwiedzanych w Polsce. Działa samodzielnie: formalnie właścicielem PPE i Meczyków jest spółka Online Venture. Felkner ma w niej 100 proc. udziałów. Ma też drugą spółkę – Weboost, która zajmuje się obsługą i pozycjonowaniem stron. To ta firma zapewnia świetne pozycje Meczyków i reszty w Google’u.

W 2021 roku Online Venture osiągnęła 8,76 mln zł przychodów i zysk netto na poziomie 5 mln zł. Wyniki za 2022 rok są jeszcze lepsze. OV zanotowało 17,5 mln zł (w tym Meczyki: 15,5 mln zł; PPE.pl: 2 mln zł) przychodów i 9,1 mln zł zysku.

Wyniki spółki Online Venture za 2022 rok. Źródło: LinkedIn / Sebastian Felkner

Właśnie mija pięć lat, odkąd Meczyki przestały być agregatorem linków do pirackich transmisji. "Modyfikacja modelu działalności przez serwis wideo CDA.pl i witrynę sportową Meczyki.pl to efekt z jednej strony działań prawnych producentów i dystrybutorów treści wideo, z drugiej rosnącego rozeznania internautów wynikającego także z rozwoju legalnych serwisów tego typu, a z trzeciej coraz większej świadomości reklamodawców w tym zakresie" – pisały Wirtualne Media, gdy Meczyki ogłosiły koniec z piractwem czy choćby przekierowywaniem do niego.

Przytoczenie serwisu cda.pl nie jest przypadkowe, bo to także witryna, która wyrosła dzięki pirackim treściom wrzucanym przez internautów. Podobnie jak Chomikuj.pl, z którego profity przez lata czerpała Interia, czy Wrzuta.pl należąca kiedyś do O2, a potem do Wirtualnej Polski. Dziś na Chomikuj wciąż można znaleźć sporo plików z filmami i serialami, zaś Wrzuta została zlikwidowana przez WP. CDA zaś działa jako wersja premium z materiałami uregulowanymi prawnie oraz jako otwarty serwis typu "user generated content", w którym wciąż pojawiają się treści mogące łamać prawa autorskie, ale są – jak zapewnia firma – publikowane przez użytkowników i szybko wyłapywane. Co więcej, CDA w 2019 roku weszła na giełdę, więc bardzo dba o swój wizerunek.

Meczyki nie są więc jedynym popularnym serwisem, który zaczynał od mocno szemranej działalności. Jednak metamorfoza, jaką przeszły, robi wrażenie. Sebastian Felkner w ciągu 12 lat przerobił internetowy Stadion Dziesięciolecia na elegancki Stadion Narodowy. Może to efekt skutecznej walki z piractwem, jak twierdzi Stowarzyszenie Sygnał. – Działania firm stowarzyszonych w Sygnale doprowadziły w 2018 r. do zmiany modelu działania serwisu. Aktualnie Meczyki.pl nie naruszają praw autorskich członków Sygnału. Cieszy nas ten fakt, że serwis przeszedł na jasną stronę internetu. To jeden z wielu przykładów, że współdziałanie w walce z kradzieżą treści telewizyjnych w sieci przynosi dobre efekty – mówi Adam Jankowski.

Może to jednak była naturalna ewolucja biznesowa na rynku, który w ostatnich latach bardzo się zmienił i dostęp do legalnych treści stał się znacznie bardziej przyjazny. Kluczowe jest to, że Meczykom udało się uciec od zarobku, który stawał się coraz bardziej problematyczny.

Co prawda Felkner martwi się tym, że Meczyki w mediach wciąż są wiązane z piractwem, ale w biznesie chyba nikt się tym nie przejmuje. Ci, których kiedyś Meczyki pośrednio okradały, czyli stacje telewizyjne transmitujące mecze, dziś są partnerami tego serwisu. Meczyki mają podpisane współprace z Eleven Sports, Polsatem i Canal+. – Promują nas, mamy podpisane umowy, nie ma mowy, żebym się wypowiedział – mówi szef jednej z tych stacji.

Stare grzechy i spory zostały zapomniane na poczet nowych możliwości biznesowych. Nieważne, jak brzydki był mecz. Ważne, kto go wygrał.

Zdjęcie główne: program mundialowy Meczyki.pl. Fot. screen z YouTube
DATA PUBLIKACJI: 02.02.2023