Trzęsienie w polskim Shopee po roku od startu. Tak działa efekt motyla

Indyjski motyl zatrzepotał skrzydłami, co zbiegło się z wojną i inflacją, więc w oddziałach Shopee na całym świecie pracę tracą setki osób. W poniedziałek na spotkaniu z pracownikami szef polskiego oddziału Shopee Ian Ho także ogłosił zwolnienia. Nazywa je - bo według firmy nie ma mowy o problemach - "optymalizacją wydajności operacyjnej na poziomie globalnym".

Shopee Polska: zwolnienia i ich powody

Ho wytłumaczył to ogólnie niepewną sytuacją w środowisku biznesowym. Nie powiedział, ile osób otrzyma wypowiedzenia, ale według naszych informacji wynika, że może chodzić o ok. jedną trzecią zespołu, co byłoby równe jakimś stu osobom. Biuro prasowe polskiego Shopee nie potwierdza, ani nie zaprzecza tej informacji. W rozmowie telefonicznej usłyszeliśmy, że firma nie może podać dokładnej liczby zwolnień, ale że w ujęciu procentowym jest to wartość jednocyfrowa. W przysłanym do nas później mailu okazało się, że faktycznie jest to jednocyfrowa wartość, ale... w skali globalnej.

Według azjatyckich mediów Shopee na koniec 2020 roku miało ok. 30 tys. pracowników na całym świecie. Na LinkedInie można znaleźć 56 tys. pracowników Shopee, ale cześć z nich może być byłymi pracownikami, nie wszystkie konta muszą też być prawdziwe, więc to mało wiarygodna liczba. Jednak na tym samym portalu Shopee samo z siebie deklaruje, że jest firmą zatrudniającą od 5 do 10 tys. osób. Jeśli więc zaniżymy wartości do minimum, czyli przyjmiemy, że Shopee zatrudnia równe 5 tys. osób i że w Polsce zwolnionych jest tylko 1 proc. z nich, to i tak wychodzi na to, że wypowiedzenia dostało co najmniej 50 osób.

Wszyscy zwalniani otrzymają trzymiesięczne pensje. – Najwyższy czas uczciwie sobie powiedzieć, że nie wszyscy ci ludzie są faktycznie potrzebni. Była kasa, to była zabawa, a teraz niestety będzie bolało. Kupka pieniędzy się przecież szybko kurczy – komentuje gorzko Jarek (imię zmienione), jeden z menadżerów w Shopee Poland.

"Budujmy na silnych fundamentach, które wspólnie stworzyliśmy w ciągu ostatniego roku i wyjdźmy z tego silniejsi" - zachęca Ian Ho tych, którzy pracy nie stracili, w mailu, jaki rozesłał po ogłoszeniu zwolnień.

Mail Iana Ho, szefa Shopee w Polsce, dotyczący zwolnień w firmie

Faktycznie najpierw był długi i przyjemny lot po kilku kontynentach. Motyl Shopee w jaskrawo świecącym pomarańczowym kolorze znad Azji poleciał w stronę Ameryki Południowej, gdzie rozgościł się w Chile, Kolumbii, Argentynie, Meksyku i Brazylii. Potem skierował się w stronę Europy. Przysiadł we Francji, Hiszpanii i Polsce.

Piękny i dorodny motyl spod singapurskiej bandery spółki Sea, właściciela Shopee, przyniósł nad Wisłę: wyjątkowo niskie ceny klientów, bardzo niskie marże dla sprzedawców, olbrzymie pensje dla pracowników i doprowadzającą do szału reklamę z charakterystyczną piosenką "Shopee pi pi pi". W polską przestrzeń publiczną motyl wleciał bez pytania, ostrzeżenia i w pełnym locie.

Jednak ten sam owad tak zatrzepotał skrzydłami w Indiach, że skutki czuć w wielu miejscach świata. W zasadzie to zatrzepotał tylko jednym skrzydłem, by doszło do zwolnień. Choć, jak przekonuje Shopee, wszelkie zwolnienia nie oznaczają problemów, lecz są tak zwanym elementem strategii. "Shopee działa w zgodzie z globalną strategią firmy, u której podstaw leży chęć zapewnienia użytkownikom platformy - zarówno po stronie kupujących, jak i sprzedających – rozwiązań pozwalających im czerpać realne korzyści z rozwoju gospodarki cyfrowej. Takie podejście, zwłaszcza w okresie niestabilności makroekonomicznej, uzasadnia wprowadzanie zmian służących optymalizacji operacyjnej firmy w skali globalnej" - wyjaśnia biuro prasowe firmy.

Sławomir chroni przed inflacją

Wejście Shopee do Polski było dynamiczne i szokujące dla ludzi z branży: singapurska firma podebrała wielu świetnych pracowników i to w sposób bezdyskusyjny. Wysokie stawki przemówiły do wielu osób. – Perspektywa zarobienia w szybkim czasie naprawdę dużych pieniędzy była mocno kusząca. Wiele osób myślało o tym, jak o złapaniu pana Boga za nogi – mówi jeden z pracowników. W sieci można znaleźć archiwalne ogłoszenia rekrutacyjne polskiego oddziału Shopee. Pensje dla pracowników średniego szczebla (product manager, application support lead, product domain lead) wahają się od 18 do 25 tys. zł za miesiąc, na umowę o pracę i w systemie hybrydowym, czyli praca odbywa się trochę z biura, trochę z domu.

Opłaciło się aż tak zainwestować. Jak szacowaliśmy w lipcu, w pierwszym kwartale tego roku przychody platformy sięgnęły 30 mln zł, co można było wydedukować po wysokościach płaconego przez firmę podatku VAT.

Równo rok od startu platformy w Polsce widać to także w statystykach ruchu internetowego. Jak wynika z badania Mediapanel firmy Gemius i Grupy PBI, Shopee jest dziś większą platformą handlową od AliExpress. W 12 miesięcy singapurska firma na naszym rynku przeskoczyła chińskiego giganta, który kilka lat temu także zawładnął sercami Polaków na zabój. Obecnie Shopee odwiedza 9 mln 724 tys. użytkowników miesięcznie. Chińska platforma ma ich o 56 tys. mniej.

Allegro, Shopee, AliExpress – wyniki Mediapanelu

Koronacją sukcesu na pierwsze urodziny nad Wisłą było podpisanie umowy z pierwszym polskim ambasadorem. Został nim Sławomir – aktor, performer, najbardziej znany jest jednak jako piosenkarz rock polo. W białej odblaskowej marynarce zachwalał Shopee, swoje produkty tam sprzedawane (ubrania, zdjęcia z autografami itp.) oraz zachęcał do udziału w Dniu Super Zakupów 9.9, który odbywał się 9 września.

I znów sukces. Jak podało Shopee, tego właśnie dnia wielu sprzedawców odnotowało rekordy. Najlepszy sprzedawca – sklep manada.pl z artykułami gospodarstwa domowego, takimi jak środki czystości – 9 września sprzedał towary za 50 tys. zł. Inni sprzedawcy odnotowali tego dnia dwu-, a nawet trzykrotny wzrost sprzedaży w porównaniu z poprzednim tygodniem.

Firmie i Sławomirowi niestraszna nawet polska inflacja. Na dwa tygodnie, od 26 września do 10 października, Shopee ogłosiło tzw. Tarczę Antyinflacyjną. W praktyce polegała na obietnicy najniższych cen i zniżek wynoszących do 50 proc. od wybranych sprzedawców. W klipie wideo popularny piosenkarz rock polo już w pomarańczowym stroju, czyli w barwach Shopee, pojawia się znikąd między sklepowymi półkami i likwiduje "wielkie ceny". Tym razem reklama nie zawiera piosenki, która mimowolnie wpadałaby w ucho i potrafiła irytować jak "Shopee pi pi pi" z połowy tego roku.

Reklama Shopee ze Sławomirem

Na pierwszy rzut oka wszystko idzie świetnie.

Dlaczego Shopee zwalnia?

Shopee to jedno ze skrzydeł spółki Sea Ltd., notowanej na nowojorskiej giełdzie. Drugim jest Garena – firma gamingowa, która wydała cieszącą się zainteresowaniem setek milionów ludzi grę Free Fire będącą strzelanką na smartfony. Gra powstała w 2015 roku i od siedmiu lat dzięki tym dwóm biznesom spółka Sea frunie w górę. Skrzydło e-commercowe, czyli głównie Shopee, przynosi 51,5 proc. całości jej przychodów. Skrzydło gamingowe daje 43,4 proc.

Shopee, które w ostatnich kilku latach rosło w zniewalającym tempie i otwierało kolejne zagraniczne oddziały, mogło to robić m.in. dzięki pieniądzom płynącym z popularności gry Free Fire. Szczególnym zainteresowaniem cieszy się ona w Indiach i Azji Południowo-Wschodniej. I to właśnie tam na początku tego roku zatrzepotał motyl.

A konkretniej w Indiach, jednym z największych rynków dla spółki Sea, jej biznesom zaczęli mocniej przyglądać się regulatorzy. Nie chodziło nawet o to, że założyciel firmy Forrest Li przyjął singapurskie obywatelstwo, ale urodził się i edukował w Chinach. Istotniejsze było to, że drugim co do wielkości udziałowcem Sea jest chińska firma Tencent, globalny gigant technologiczny i inwestycyjny. Należy do niej choćby niezwykle popularny w Chinach komunikator WeChat i udziały w setkach firm na całym świecie. W tym także właśnie w Sea, co doprowadziło do surowego spojrzenia indyjskich władz na spółkę.

Sprawy potoczyły się szybko. W lutym Indie zablokowały grę Free Fire w całym kraju. Pierwsze konsekwencje tego ruchu można było szybko dostrzec. Na początku marca Shopee zamknęło swój oddział we Francji. Zwolnień nie było, bo w tym oddziale nie było zatrudnionych, a obsługa pozostałych spraw została przekazana pracownikom z oddziału polskiego. "Po krótkim i pilotażowym etapie zdecydowaliśmy się nie kontynuować usługi Shopee we Francji. Nadal jesteśmy otwarci i zdyscyplinowani do odkrywania nowych rynków" – pisała wtedy spółka w oświadczeniu.

Nieco 20 dni później to oświadczenie okazało się jednak nieaktualne. Pod koniec marca Forrest Li, założyciel i szef całej firmy, zdecydował o zamknięciu oddziału Shopee na kolejnym rynku, tym razem w Indiach. Decyzja - jak przekonuje biuro prasowe - była biznesowa, nie polityczna. Tym samym pracę w ciągu kolejnych miesięcy straciło ok. 300 osób, a z działań na platformie musiało zrezygnować 20 tys. sprzedawców, u których klienci dokonywali 100 tys. zakupów dziennie. "W obliczu niepewności na globalnym rynku zdecydowaliśmy się zamknąć będące we wczesnej fazie rozwoju Shopee Indie" – tłumaczyła spółka Sea w oświadczeniu, zapewniając, że wszystkie transakcje między kontrahentami platformy zostaną w kolejnych tygodniach pomyślnie zakończone. Wszystko stało się w zaledwie pięć miesięcy od startu w Indiach, do których jeszcze wrócimy.

A dla biznesów takich jak e-commerce oznacza to dodatkowo uspokojenie po dwóch szalonych latach pandemii, kiedy cały świat pchał swe pieniądze w internet, a spółki takie jak Shopee rosły bez opamiętania, wydając przy okazji niewiele mniej, niż zarabiały. Sam Forrest Li pisał niedawno w mailu do pracowników, że "burzliwy czas dla branży" i tłumaczył, iż "po ponownym otwarciu się krajów straciliśmy ten wiatr, który wiał nam w plecy podczas pandemii". Jednocześnie Li tak uspokaja teraz swoich ludzi: "Jedynym sposobem na to, by nie polegać na kapitale zewnętrznym, jest bycie samowystarczalnym przez generowanie wystarczającej ilości gotówki na wszystkie nasze potrzeby i projekty. (...) Będąc mniej podatnym na zewnętrzne czynniki, które nas dziś ranią, osiągniemy spokój ducha".

Li musiał sobie zdawać z tego sprawę tak samo, jak musiał domyślać się, że duży chiński akcjonariusz w jego spółce może coraz bardziej wadzić władzom Indii. Oba kraje w ostatnich latach mają coraz gorsze kontakty. W 2020 roku na ich granicy doszło do zbrojnych starć z ofiarami śmiertelnymi. To pierwszy taki incydent od wojny chińsko-indyjskiej w 1962 roku. Choć oba kraje współpracują ze sobą handlowo na dużą skalę, to ich stosunków nie można nazwać dobrymi.

Co gorsza, negatywne konsekwencje dla Forresta Li miały dopiero nadejść.

W czerwcu portal Tech In Asia, powołując się na źródła w singapurskiej centrali firmy, pisał o zapowiedziach masowych zwolnień w różnych częściach świata. Miało to być ogłoszone 13 czerwca podczas "town hall", czyli zebrania pracowników z kierownictwem. I faktycznie już cztery dni później Shopee zaczęło wyłączać swoje strony i zamykać biuro w Hiszpanii. W tym samym czasie pracę stracił co drugi pracownik ShopeePay (usługa płatnicza) i ShopeeFood (zamawianie i dowóz jedzenia) w Tajlandii. Zwolnienia dotknęły także pracowników w Wietnamie.

Ciężkie czasy dla e-commerce

Według naszych informacji w polskim oddziale Shopee jeszcze do poniedziałku pracowało ok. 300 osób. Opinie o firmie jako miejscu pracy są różne. – Młoda, dynamiczna, oparta na danych – tak na prośbę o opis polskiego oddziału Shopee odpowiada Adam (imię zmienione), były pracownik średniego szczebla. Jak opowiada, praca odbywała się głównie w języku angielskim, a do Polski przyjechało wielu pracowników z Azji. – Mogłem się od nich sporo nauczyć. Tak samo zresztą, jak i od polskich koleżanek i kolegów, bo Shopee zatrudnia też naprawdę ciekawe osoby z polskiego rynku – mówi. Szczególnie cenne było dla niego wewnętrzne narzędzie Shopee do feedbacku i opiniowania pracy innych, co ułatwia i przyspiesza pracę.

Jednak nie wszyscy tak kolorowo wspominają tę pracę. W serwisie GoWork służącym do dzielenia się opiniami na temat pracodawców można znaleźć ponad 300 komentarzy autorstwa m.in. byłych i obecnych pracowników. Większość z nich jest nieprzychylna, ale wielu autorów komentarzy doczekuje się odpowiedzi od profilu należącego do Shopee.

W niektórych krajach Azji Shopee otworzyło usługę Shopee Food przypominającą Uber Eats, fot. ardito kurniawan / Shutterstock.com

Pracownicy zwracają uwagę na konieczność brania nadgodzin bez pewności późniejszej zapłaty za nie lub odbioru w innym dniu. "Na samym początku musisz zainstalować kilka programów na własnym telefonie do celów komunikacji w firmie. Nie ma mowy o telefonie służbowym. Telefon jest podłączony do internetu, to szykuj się na ciągłe powiadomienia nawet do 2 w nocy, gdyż marketing pracuje na dwie zmiany. Inaczej mówiąc: witamy w pracy 24/7" – pisze jeden z byłych pracowników, który był zatrudniony w dziale marketingu.

Shopee w odpowiedzi wyjaśnia, że zrewidowało proces przygotowania nowych pracowników do pracy. Jak mantrę powtarza też, że promuje "kulturę feedbacku". Jednak jednym z mocniejszych zarzutów dotyczy tego, iż niektórzy pracownicy mieli rzekomo nie wiedzieć, że będą musieli pracować także w weekendy. "Odpowiednio informujemy pracowników i nie wprowadzamy ich w błąd. W ramach wdrożenia prowadzimy specjalne sesje, podczas których dokładnie omawiamy zagadnienia związane z czasem pracy oraz systemem wynagrodzeń. Osoby pracujące na zmianie wieczornej otrzymują dodatek za pracę w porze nocnej (zgodnie z kodeksem pracy) oraz specjalny bonus (dodatkowa inicjatywa Shopee) za każdy dzień pracy na takiej zmianie" – tłumaczy reguły pracy i wynagrodzeń Shopee w odpowiedzi do jednego z pracowników.

Ale inny pracownik 22 września odpisuje: "Chyba sami nie wierzycie w to, co piszecie. Przykład Marketingu, gdzie ludzie głośno mówią o tym, że nic nie wiedzieli o pracy weekendowej. Na SeaTalku każdy pracownik marketingu jest bombardowany nawet o 2 w nocy. Ludzie o tym mówią i będą mówić".

Pracowniczka, z którą rozmawiamy na ten temat, zaprzecza jednak: - Nie ma obowiązku instalacji aplikacji na telefonie. Nie ma też problemu z nadgodzinami. Jeśli nam się zdarzą, potem spokojnie je odbieramy. Myślę, że ocena pracy w Shopee zależy od działu, w którym dana osoba pracuje, i przede wszystkim od szefa zespołu.

– Ja nie oceniam Shopee tak negatywnie. Odszedłem, bo dostałem po prostu propozycję, o której myślałem od dawna. Co mnie wkurzało w firmie? W pewnym momencie myśleliśmy o kolejnych rynkach, więc najbardziej wkurzająca okazała się późniejsza konieczność wyjścia z rynków francuskiego i hiszpańskiego oraz optymalizacja pod kątem kryzysu. Zresztą najbliższy czas nie jest dobry dla żadnego e-commerce – mówi Adam, były pracownik średniego szczebla.

Dla spółki Sea, właściciela Shopee, ten czas jest trudny. Jej gamingowe skrzydło, Garena, na koniec drugiego kwartału miała 619 mln aktywnych graczy. Robi wrażenie. Ale rok wcześniej było ich o 106 mln więcej. To spadek o 15 proc., a jeszcze gorzej sytuacja wygląda, jeśli chodzi o graczy, którzy płacili za różne udogodnienia w grach. Z końcem drugiego kwartału tego roku było ich 56 mln, podczas gdy rok wcześniej ponad 92 mln. To spadek aż o 39 proc.

Jest to w dużym stopniu skutek indyjskiego bana za chińskie powiązania spółki Sea. Długą drogę w dół widać też na nowojorskiej giełdzie, gdzie spółka jest notowana. W połowie października zeszłego roku cena krążyła wokół 350 dolarów za akcję. Dziś nowojorski parkiet wycenia papier Sea na zaledwie 54 dol.

Efekt motyla w Polsce

Kłopoty na giełdzie, inflacja, wojna, problemy z łańcuchami dostaw i trzepot motylego skrzydła w Indiach doprowadziły do ruchów w kolejnych oddziałach Shopee, ale i na samym szczycie spółki. We wrześniu Forrest Li, szef Sea, zarządził, że najwyżsi menedżerowie w firmie mają tymczasowo zrezygnować ze swoich pensji, by ratować sytuację. Zmiany nadeszły także w Ameryce Południowej. Działania operacyjne zostały zawieszone w oddziałach w Meksyku, Chile i Kolumbii. Nadzór nad pozostałymi operacjami w tych krajach przejęło biuro w Brazylii. "Jedno ze źródeł powiedziało nam, że firma zamroziła też zatrudnienia i wycofała kilka ofert dotyczących stanowisk regionalnych" – pisał wtedy serwis DealStreetAsia. Z kolei z argentyńskiego rynku firma wycofała się już zupełnie.

Zwolnienia dotknęły nawet oddział w Indonezji, który jest jednym z kolejnych wielkich rynków dla spółki Sea. Co prawda firma zaznaczała, że pracę straciło tam jedynie 3 proc. pracowników, ale przy tak ogromnym oddziale oznacza to zwolnienie aż 600 osób. "Te zmiany to część naszych nieustających wysiłków na rzecz optymalizacji działań w celu osiągnięcia samowystarczalności w całej naszej firmie" – wyjaśniła spółka w mailu do Bloomberga. W tych samych dniach pracę straciła także część pracowników Shopee w Chinach.

Do tej pory zmiany nie obejmowały jednak polskiego oddziału. W maju pracownicy przeprowadzili się nawet do nowego biura w prestiżowym wieżowcu Warsaw Unit przy Rondzie Daszyńskiego. W ciągu kilku miesięcy liczba pracowników szybko rosła, aż osiągnęła niemal trzy setki. Biuro prasowe polskiego Shopee chwali się, że dziś na platformie sprzedaje 53 tys. polskich sprzedawców, zaś "setki tysięcy kupujących odwiedza Shopee każdego dnia, a liczba ta stale rośnie".

Biurowiec Warsaw Unit, w której siedzibę ma polski oddział Shopee, fot. ArtMediaFactory / Shutterstock.com

A jednak te ciągłe wzrosty nie uchroniły nadwiślańskiego oddziału przed zwolnieniami, choć szeregowi pracownicy byli nimi mocno zaskoczeni. Przed weekendem wiedzieli o tym jedynie menedżerowie wysokiego szczebla. – Nie wiemy, czy będą też zwalniali kogoś z samego kierownictwa, ale z prawie każdego działu ktoś poleci. A z niektórych pewnie po wiele osób, bo zwolnienia mają ponoć dotknąć jakąś jedną trzecią pracowników. To będzie ze sto osób – mówił nam Jarek, jeden z pracowników, gdy rozmawialiśmy w piątek.

Inny pracownik dodaje: – Shopee wchodziło do Polski jako startup, więc z założeniem, że będzie stratne przez kilka lat. Ale przy tym, co dzieje się na całym świecie, już nie chcemy być startupem. Teraz jest czas domykania budżetów na przyszły rok, trzeba zrobić wszystko, żeby nie być na jakimś dużym minusie. Inaczej nie wiadomo, czy i nas nie zamkną.

Zapytaliśmy biuro prasowe Shopee Poland o plany na kolejny rok. W odpowiedzi dostaliśmy informacje o promocjach i dbaniu o relacje ze sprzedawcami i partnerami. O zamykaniu oddziału nie ma mowy. Jak pisze w serwisie Seeking Alpha inwestor Jun Hao, który przeanalizował raporty spółki, oszczędności to dobry kierunek. "Shopee szybko się dostosowało, agresywnie tnie koszty i ma większe od konkurentów szanse na osiągnięcie rentowności" – twierdzi analityk.

Jednak nawet jeśli jest to dobry kurs, to spółkę Sea czeka prawdopodobnie kolejne duże wyzwanie. Kłopoty na wielu rynkach doprowadziły do istnego biznesowego paradoksu. Jak podają azjatyckie media, w związku z tym chiński Tencent realizuje procedurę... wychodzenia ze spółki Sea. Obecnie ma on 18,7 proc. akcji Sea, co daje mu poniżej 10 proc. głosów na zgromadzeniach. Na początku września z zarządu Sea odszedł jednak Mark Ren, szef operacyjny Tencenta.

Tak oto chiński gigant, od którego między innymi zaczęło się trzepotanie motylim skrzydłem, teraz sam przed efektami trzepotu chce się ustrzec.

Fot. główne: Susilo Prambanan/Shutterstock
DATA PUBLIKACJI: 19.10.2022 r.