Polscy kamikadze i śmiercionośne roje. Od Górskiego Karabachu i Ukrainy wojny już nie będą takie same

Tureckie Bayraktary weszły już do ukraińskiej legendy w krzepiącej dusze naszych sąsiadów pieśni jako oręż, który pozwala słabszemu stanąć w pozycji silniejszego. Ale nie pierwszy raz drony są olbrzymim zagrożeniem – o czym przekonały się już armie wielu krajów. Największe wojska świata szukają sposobów na obronę przed nimi. W Polsce jesteśmy na dużo wcześniejszym etapie.

Bayraktar, FlyEye, Warmate i inne drony na wojnie

Jeden czołg zjeżdża z jezdni w przydrożny rów, orząc przy okazji ziemię. Potem próbuje zawrócić. Inne zostają przyblokowane, bo rakieta uderzyła właśnie w ten, który był na przodzie. Kolumna więc staje, próbuje cofać. Wybuchów jest coraz więcej. Ukraińscy operatorzy polują nie tylko na czołgi, ale i na pojedyncze pojazdy transportowe, działa artylerii, wyrzutnie rakiet. Czołgi kłębią się na drodze, ale znów nic nie widać, bo wszystko zasłania dym. I kolejny wybuch. I kolejny. W tle słychać rosyjskiego żołnierza z przechwyconej rozmowy: – Atakują! Artyleria, czołgi, samoloty bezzałogowe Bayraktar...

Finisz masakry rosyjskiej kolumny zmechanizowanej w miejscowości Browary pod Kijowem obejrzeli ludzie z całego świata. Widowiskowe rozbijanie rosyjskich czołgów, które znalazły się niemal w kotle, możliwe było dzięki artylerii oraz bombom szybującym zrzucanym z Bayraktarów TB2 kupowanych w Turcji. Bez względu na to, ile sztuk tych dronów i amunicji jest jeszcze w rękach Ukraińców, pierwszą rundę w wojnie latających robotów, toczonej także na polu propagandy, wygrali obrońcy.

To kolejna bitwa, w której wielką rolę odegrały tureckie Bayraktary. Są do tego stopnia doceniane, że we wtorek Mychajło Podolak, doradca prezydenta Zełenskiego i członek grupy negocjacyjnej w czasie wojny, osobiście dziękował twórcy tej broni – Halukowi Bayraktarowi. "Rosyjskie pojazdy pancerne płoną na naszych polach i będą płonąć nadal. Bayraktary doskonale rozwiązują każdy problem: niezauważalne, groźne, niszczycielskie. Zawsze będę wdzięczny autorowi i ojcu tej superbroni za to, że zwyciężymy" – napisał Podolak na Twitterze.

Rosja dopiero w czwartym tygodniu agresji zrewanżowała się obrazami z udanych akcji swoich bezzałogowców bojowych Forpost (budowane w Rosji izraelskie drony Searcher) nad Ukrainą, przyznając przy okazji, że tak zwana operacja specjalna jest zwyczajną wojną.

Latające roboty, znane z filmowania zabaw w ogrodzie, w dwóch pierwszych dekadach XXI wieku przeszły błyskawiczną ewolucję. Stały się nie tylko platformami obserwacji czy pomiarów, ale i coraz groźniejszą bronią w rękach zarówno regularnych armii, jak i partyzantów czy wszelakich pozornie skazanych na przegraną bojowników. To broń pozwalająca skutecznie rzucać wyzwanie silniejszemu i boleśnie go kąsać, o ile ten nie dysponuje skutecznymi środkami obrony. Dzisiejsze bsl (bezzałogowe statki latające) lub, jak kto woli, systemy dronowe UAS (Unmanned Aerial Systems) stworzyły nowy wymiar i nową taktykę działań w konfliktach konwencjonalnych, wymykając się swoimi rosnącymi możliwościami bojowymi wszelkim przewidywaniom.

Wystarczy kilkaset metrów pasa

Pierwsze głośniejsze wzmianki o atakach dronami miały miejsce już 20 lat temu. Luty 2002 – z amerykańskiego drona Predator lecą pociski Hellfire wycelowane w wóz mułły Omara, legendarnego, jednookiego wodza afgańskich talibów. Jak się potem okazuje, przywódcy nie ma jednak w wozie. Więcej szczęścia Amerykanie mają w listopadzie 2002, gdy ofiarą duetu Predator – Hellfire staje się Kaid Sain Sinan, jeden z liderów Al Kaidy. Spokojnie podróżuje przez jemeńską pustynię w towarzystwie swoich ochroniarzy, gdy dopada ich pocisk.

Obecnie Predatory zostały zastąpione Gray Eagle i Reapery – większe, szybsze, z lepszymi silnikami i przenoszące pod skrzydłami dwa razy więcej uzbrojenia. Działają podobnie jak tureckie Bayraktary. Mają autopilota, samodzielnie startują i patrolują wyznaczone obszary operacji. Za pomocą własnych czujników w dzień i w nocy mogą zlokalizować cele i podświetlają je wiązką pokładowego lasera, która odbita od wskazanego obiektu służy do naprowadzenia śmiercionośnych rakiet, bomb kierowanych i innej precyzyjnej amunicji.

W przypadku tureckich Bayraktarów są to bomby ważące po 22 kg o zasięgu do 8 km po zrzucie. Operator-pilot za pomocą kamery śledzi lot pocisków aż do trafienia, co potem możemy zobaczyć na zamieszczonych w sieci filmach. Oczywiście pod warunkiem, że nikt nie zakłóci łączności ze stacją bazową prowadzącą atakującego drona. Amerykańscy operatorzy pilotowali czasami nawet zza oceanu, korzystając z łącza satelitarnego.

Po ataku bojowym bsl, o ile nie został zniszczony przez obronę przeciwlotniczą (co jest trudne, bo trzeba go zawczasu dostrzec i zlokalizować), samodzielnie wraca do wskazanej bazy i ląduje. Oczywiście nadzorujący jego lot człowiek może w każdej chwili przejąć sterowanie i kontrolę nad zadaniem robota.

Bojowym bezzałogowcom przenoszącym bomby i rakiety wystarczy kilkusetmetrowe pole wzlotów, a nie wielkie, wymagające własnej obrony betonowe lotnisko z hangarami wystawione na kontruderzenie przeciwnika. Dlatego zdaniem analityków Ukraińcom bardziej potrzeba setek atakujących bezzałogowców niż kilkudziesięciu pilotowanych samolotów bojowych. To drony bojowe wymykają się konwencjonalnym środkom obrony przeciwlotniczej, którą Rosja szachuje ukraińskie pilotowane samoloty.

Polscy kamikadze w akcji

Nad frontem walk unosi się niekiedy nawet 100 różnych typów latających robotów na kilometr. Po stronie ukraińskiej przeważają doraźnie adaptowane zestawy komercyjne. Rosjanie zaś wykorzystują swe rozpoznawcze bsl i nawałami artyleryjsko-rakietowymi paraliżują kontrataki pancerne nieświadomych bycia obserwowanymi Ukraińców. Obezwładniają tak natarcie jednej z brygad zmechanizowanych, a potem spokojnie liczą zadane z góry straty.

Tak w skrócie brzmiał osiem lat temu jeden z przecieków z amerykańskiego wywiadu, który analizował walki w Donbasie. Na początku bezzałogowce wykorzystywano jedynie do obserwacji, potem do korygowania ognia artylerii, a później do atakowania pozycji przeciwnika pierwszymi ładunkami bojowymi improwizowanych dronów kamikadze. To wtedy świat dowiedział się, że nowy oręż zmienia obraz współczesnych konfliktów. I to właśnie kamikadze stały się wtedy jednym z nowych typów bsl. Dziś jednak precyzją ognia artylerii kierowanej – także typu kamikadze – zaskakują Ukraińcy.

W terminologii militarnej znane są jako amunicja krążąca. To jednorazowego użycia roboty wiszące godzinami nad zaprogramowanym obszarem działania (lub krócej, jeśli startują z bliska) i wypatrujące swymi sensorami godnych ataku obiektów przeciwnika. Po ich lokalizacji i zatwierdzeniu przez prowadzącego je człowieka przystępują do ostatniej, samobójczej fazy lotu aż do zniszczenia przenoszonym przez nie ładunkiem wybuchowym.

Różnego typu głowice bojowe przenoszone przez polskie drony kamikadze rodziny Warmate. Głowice do Warmate, takie jak te na zdjęciu, produkowane były w zakładach ukraińskich w Czernichowie. Fot. Wojciech Łuczak

Ukraińcy mają własne kamikadze: Punishery z napędem elektrycznym przenoszące trzykilogramową głowicę na odległość kilkudziesięciu kilometrów. Dysponują od dawna także polskim rozwiązaniem – amunicją krążącą rodziny Warmate, dziełem prywatnej ożarowskiej Grupy WB. Atakują kilogramowymi głowicami bojowymi, które produkowane były w ukraińskich zakładach spółki CzeZaRa w Czernichowie. Ukraińcy wywieźli zawczasu z zagrożonego Czernichowa cały zapas zbudowanych u siebie Warmate.

Drugim polskim bezzałogowcem wykorzystywanym w obronie Ukrainy od 2015 roku jest trudny do wykrycia, cichy, napędzany silnikiem elektrycznym motoszybowiec rozpoznawczy FlyEye.

Cały waży 12 kg i startuje z ręki człowieka, może poruszać się nad wyznaczonym rejonem przez ponad 2 godziny, operując na wysokości do 3,5 tys. m z prędkością od 60 do 120 km/h. Z odległości kilkudziesięciu kilometrów przekazuje obraz tego, co widzą jego kamery specjalnym, trudnym do zaburzenia impulsowym łączem, a włączony do systemu zarządzania ogniem artylerii potrafi automatycznie i na bieżąco korygować jej ogień. Niespodziewanie ogromna skuteczność ukraińskiej artylerii to także z pewnością zasługa systemu FlyEye. Według najnowszych informacji Rosjanom nie udało się zakłócić pracy FlyEye ani strącić choć jednego drona tego typu.

FlyEye – dron Grupy WB

– System amunicji krążącej Warmate znajduje się w posiadaniu sił zbrojnych Ukrainy. Nie mamy informacji o jego bojowym zastosowaniu. Mogę natomiast powiedzieć, że bezzałogowce systemu FlyEye są koniami roboczymi rozpoznania celów artylerii ukraińskiej. FlyEye są bardzo przydatne i potwierdzam informację, że znakomicie sprawdzają się w walce – mówi Piotr Wojciechowski, prezes Grupy WB.

Moskwa głucha na lekcję z 2020

Wiele wskazuje na to, że Rosja mimo szumnych zapowiedzi nie jest w stanie osłonić swoich rozciągniętych i wolno maszerujących kolumn odpowiednią liczbą urządzeń zakłócających czy systemów neutralizacji bezzałogowców. A powinna to zrobić po najnowszym epizodzie wojny w Górskim Karabachu. Bitwa azersko-armeńska, którą toczono od 27 października do 10 listopada 2020 r., przeszła do historii jako pierwsze wielkie starcie bojowych dronów, choć wcześniej dawały się one już we znaki nad Syrią czy Libią.

Na uwagę zasługuje to, że jesienią 2020 roku Azerowie – wykorzystując różnego typu bezzałogowce izraelskie, tureckie, ale i własne – pochwalili się publicznie zniszczeniem 89 czołgów T-72, 29 wozów opancerzonych, 131 stanowisk artylerii, 61 wyrzutni rakietowych, 9 radarów, licznych zakupionych przez Armenię w Rosji zestawów walki radioelektronicznej oraz 143 dalszych pojazdów wojskowych. Najbardziej istotne jest to, że zawiodły nabyte przez Ormian za ogromne pieniądze nowoczesne, ale dostosowane do dotychczasowych metod prowadzenia wojny konwencjonalnej rakietowe i lufowe systemy obrony przeciwlotniczej.

Zawiodły także tradycyjne metody zwalczania bezzałogowców, które latem 2020 roku Rosjanie mieli przekazać wojskom Armenii. Zwyciężyła zaś wypracowywana od dawna i przemyślana przez Azerów taktyka wykorzystania różnego typu dronów jednocześnie i we współpracy z lotnictwem oraz artylerią. W ostatniej turze starć o Górski Karabach zastosowali małe roje bojowych bsl. W tym przypadku logika jest prosta: nie ma mowy o zniszczeniu wszystkich drobnoustrojów licznego stada. A te, które pozostaną, mogą poczynić niewyobrażalne straty.

Tureckie drony na wojnie w Górskim Karabachu

Rosjanie mieli już problemy z atakującymi ich bazy w Syrii improwizowanymi dronami bojowymi powstańców. Próbowali je strącać lawiną ołowiu wystrzeliwaną w powietrze z działek przeciwlotniczych mobilnych zestawów Pancyr – z różnym skutkiem. Czasem ich pokładowe radary nie były w ogóle w stanie wykryć i zlokalizować tak małych obiektów. Do annałów przeszły natomiast zdjęcia obrazujące pogrom przekazanych Syryjczykom przez Rosjan Pancyrów dokonany przez tureckie Bayraktary w marcu 2020...

Każdy broni się jak może

W wojnie domowej w Jemenie coraz bardziej dotkliwe lanie od dronów zbierają Amerykanie oraz ich sojusznicy: Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Atakujący to szyiccy bojownicy Huti wspierani przez Iran.

Dwa miesiące temu wykorzystali drony do ataku na instalacje naftowe Abu Zabi i lotnisko międzynarodowe. Zginęły trzy osoby. Tydzień później użyli bezzałogowce i pociski do następnej akcji przeciwko ZEA. Zaatakowani próbowali odpowiedzieć amerykańską maszynerią obrony przeciwlotniczej.

Trzecie uderzenie Huti miało miejsce 31 stycznia podczas wizyty izraelskiego prezydenta Icchaka Herzoga w Emiratach. Wedle źródeł amerykańskich zostało ono odparte. Niewykluczone, że także przy udziale Izraelczyków. Są oni producentami i eksponentami licznych rozwiązań antydronowych, a zwalczenie obcych UAS uczynili już dawno jednym z priorytetów obronnych. Nic dziwnego, gdyby i w ZEA chronili w ten sposób swego prezydenta na wizytacji.

Ale ledwie 4 dni później doszło do następnego uderzenia bezzałogowców bojowych na Abu Zabi. Trzy bojowe bsl wedle komunikatu ministerstwa obrony ZEA zostały jednak w porę rozpoznane i zneutralizowane. Czym? Nie do końca wiadomo. Jest natomiast zupełnie jasne, że Zjednoczone Emiraty Arabskie – bogate i doskonale wyposażone w najnowsze amerykańskie systemy przeciwlotnicze i przeciwrakietowe – muszą dopiero wypracować metody wykrywania, lokalizacji i zwalczania bojowych bsl. Te bowiem wymykają się stosowanym obecnie nawet najbardziej wysublimowanym układom obserwacji i kontroli przestrzeni powietrznej, które skierowane są ku innym, większym i inaczej poruszającym się celom.

Dlatego w USA doskonale pamiętane jest ostrzeżenie, które 22 kwietnia 2021 r. gen. Kenneth J. McKenzie – dowódca US Central Command (CENTCOM) odpowiedzialnego za interesy USA na obszarze Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej – przekazał publicznie podczas wysłuchania przed Komisją Sił Zbrojnych Senatu. Oświadczył, że od chwili, kiedy jakoś w wojskach ekspedycyjnych USA uporano się z plagą improwizowanych ładunków wybuchowych (Improvised Explosive Devices – IED, znanych wśród naszych żołnierzy misji międzynarodowych jako tzw. ajdiki), największym, ciągle rosnącym zagrożeniem dla podległych mu ludzi są ataki dronów.

McKenzie zapowiedział, że do chwili wprowadzenia do linii skutecznych metod rozpoznawania akcji wrogich bezzałogowców, ich lokalizacji i neutralizacji, inicjatywa i przewaga będą zawsze po stronie posługującego się nimi napastnika. A jego personel bezustannie narażony jest na nagły atak z góry. – Te małe i średnie bezzałogowce, szeroko stosowane w podległym mi obecnie i przyszłym ewentualnym obszarze operacyjnym, tworzą nowe i skomplikowane zagrożenie dla naszych wojsk oraz sił naszych partnerów i sojuszników – podsumował generał.

Philip M. Breedlove, były dowódca sił NATO w Europie i amerykański generał lotnictwa, zwykł powtarzać w dyskusjach z polskimi rozmówcami, w tym i z autorem tego tekstu, pewną historię. – Ostatni amerykański żołnierz piechoty zginął w wyniku nalotu samolotów przeciwnika w latach 50. XX wieku podczas wojny koreańskiej – zaczynał Breedelove. Od tamtej pory Amerykanie w mundurach i ich dowódcy działali, zawsze dysponując przewagą w powietrzu, co wykluczało groźbę wrogich nalotów. Świat zachodni prowadził i prowadzi nadal swoje operacje, zawsze zapewniając sobie panowanie w powietrzu za pomocą lotnictwa. To niekwestionowana podstawa.

Tańszy, wypracowany w wyniku doświadczeń bliskowschodnich model rosyjski to panowanie w powietrzu z wykorzystaniem systemów naziemnej wielowarstwowej obrony przeciwlotniczej. Oba podejścia do zapewnienia sobie swobody działania na lądzie i to na polu każdego konfliktu są teraz poddawane gwałtownej rewizji, ponieważ nowy wymiar zagrożenia stworzyły coraz doskonalsze latające roboty.

Pierwsza prawda do lamusa

Już dziś wyposażane są one w elementy sztucznej inteligencji, co odsuwa w cień pierwszą zasadę robotyki, głoszącą, że mechanizm bojowy nie może sam zabić człowieka bez zgody innego człowieka. Wymagana bowiem obecnie skrajna minimalizacja czasu reakcji robota na zaskoczenie jest tym, co sprawi, że dron-samobójca będzie sam podejmował decyzję o jak najbardziej efektywnym wykorzystaniu samego siebie. Nie ma wątpliwości, że będzie to dominujący trend rozwoju tej nowej broni.

A na horyzoncie są jeszcze bardziej skuteczne rozwiązania dronowe w postaci rojów lub chmur małych atakujących bezzałogowców z własną inteligencją, komunikujących się ze sobą oraz prowadzącymi je ludźmi za pomocą laserowych układów optoelektronicznych. Wyeliminuje to obecną, podatną na zakłócenia łączność elektromagnetyczną, czyli porozumiewanie się za pomocą fal radiowych. Z całą pewnością doświadczenia na tym polu prowadzą amerykańscy giganci zbrojeniowi, ale także Chińczycy i Rosjanie.

Makieta rosyjskiego drona Grom z wachlarzem przenoszonego uzbrojenia precyzyjnego. Fot. Ministerstwo Obrony Rosji

W 2019 z inicjatywy wojsk lądowych US Army powołano do życia specjalne biuro Joint Counter-Small Unmanned Aircraft System Office do poszukiwania skutecznych metod zwalczania bezzałogowców. Trwają prace nad szeregiem rozwiązań przeznaczonych do osłony wojsk lądowych USA przed atakami dronowymi. W 2024 r. ma być gotowy wysokoenergetyczny system mikrofalowy do paraliżowania masowych ataków rojów bezzałogowców – Tactical High-Power Operational Responder. Zostanie umieszczony w 20-stopowym kontenerze z możliwością transportu drogą lotniczą do osłony baz. System jest rozwijany przez Air Force Research Laboratory. Ponadto do 2024 r. do amerykańskiej armii mają trafić bojowe lasery do zwalczania bsl.

Z kolei US Marine Corps ogłosił na początku 2022 r., że poszukuje nowych, skutecznych rozwiązań technicznych zabezpieczających przed atakami rojów bezzałogowców na swoje instalacje. W zaproszeniu do składania propozycji czytamy, że oczekuje rozwiązań paraliżujących roje sterowane przez człowieka, jak i tych działających autonomicznie, z wykorzystaniem sztucznej inteligencji. Kontrsystemy mają być zamontowane na pojazdach towarzyszących osłanianym w ten sposób oddziałom. Skala wyzwania więc rośnie.

DORSZ szuka ratunku dla Polski

Co zatem z Polską? Czy mamy czym i jak osłaniać nasze przyszłe, nieprawdopodobnie drogie, importowane systemy uzbrojenia przed nowym zmieniającym wizję pola walki zagrożeniem? Bo jeśli nie, nasz cenny oręż szybko stracimy...

Istnieje kilka polskich spółek oferujących rozwiązania do wykrywania i paraliżowania małych bezzałogowców. Współpracują z zagranicznymi dostawcami podsystemów i projektują udane kombinacje pomysłów. Kilku udało się wejść na rynki międzynarodowe i sprzedać swoje systemy do osłony lotnisk, portów czy ważnych obiektów infrastruktury. Jak jednak wynika z rozmów z ich przedstawicielami, w Polsce świadomość konieczności zabezpieczenia się przed atakami dronowymi jest zerowa.

Włodarze portów lotniczych nie widzą na przykład sensu wydatkowania dość sporych pieniędzy na układy do wykrywania obcych i potencjalnie niebezpiecznych bsl – zupełnie inaczej niż ich koledzy na Zachodzie. A obecnie każde spotkanie na szczycie liderów politycznych czy ważne zgromadzenie osób potencjalnie narażonych na zamachy powinny być osłaniane przez systemy przeciwdronowe. Kto tego nie robi, igra z losem. Specjalne maszynerie rozstawiano na przykład podczas spotkania Donald Trump – Kim Dzong Un w Singapurze w 2018 r. Dzieje się tak regularnie także podczas szczytów w Brukseli. Wiadomo, że nasz rząd kupił i ustawił w Warszawie co najmniej jeden lub kilka systemów do detekcji i zwalczania obcych bezzałogowców oraz do ochrony obiektów rządowych i centrali służb specjalnych państwa. – Wystarczy dobrze zawiesić oko na właściwych dachach i porównać to, co zauważymy z dostępnymi w sieci prospektami anten systemów – mówi jeden z polskich przedsiębiorców tej branży.

DORSZ, czyli Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, to instytucja, która od 2 lat pracuje nad rekomendacjami technicznymi dla systemów do zwalczania ataków dronowych, które mają być potem przedmiotem wielkich zamówień dla wojska i służb mundurowych. Podobnie jak Amerykanie, zaprasza spółki oferujące gotowe i funkcjonujące rozwiązania do testów poligonowych i podsumowuje je w formie analiz w imieniu wszystkich służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa.

FlyEye
Dron – motoszybowiec systemu FlyEye w barwach polskiej Straży Granicznej. Takie bezpilotowce służą do kierowania ogniem ukraińskiej artylerii. Fot. Wojciech Łuczak

Pierwsza edycja testów odbyła się w czerwcu 2020 r. na poligonie wojskowym Jagodne koło Łukowa na wschodzie Polski. Druga – trzy miesiące później w tym samym miejscu. Wojskowi przebadali możliwości 7 zgłoszonych systemów neutralizacji bsl, ale liczyli też na dwa ciekawe zagraniczne rozwiązania – izraelskie i tureckie, które nie dotarły jednak do Polski wraz ze swoimi zespołami ze względu na ograniczenia covidowe. Kolejne tury w kwietniu i wrześniu 2021 r. w Ustce/Wicku Morskim obejmowały również układy fizycznego niszczenia dronów w powietrzu, a w trakcie ćwiczeń można było użyć ostrej amunicji.

Pod koniec 2021 r. z kolei w Ustce/Wicku Morskim zademonstrowano prototyp naszego własnego wymiatacza dronów. Ma on postać optoelektronicznego układu wykrywania bezzałogowców (z kamerami do obserwacji w dzień i w nocy oraz laserowym pomiarem odległości) połączonego z wielkokalibrowym, wielolufowym, obrotowym kaemem. To efekt wspólnych prac specjalistów Wojskowej Akademii Technicznej i Zakładów Mechanicznych Tarnów S.A.

Najnowsza, tegoroczna seria prób poligonowych miała mieć miejsce na tym poligonie, ale jak się dowiedzieliśmy, przełożono ją na jesień 2022 r.

Zespół DORSZ nie został powołany do wyboru i konkretnych zakupów oferowanych systemów neutralizacji bsl, ale tylko dla przedstawienia technicznej oceny możliwości i zdolności operacyjnych prezentowanych rozwiązań. To przełożyć się może na rekomendacje przy ewentualnych zamówieniach publicznych.

Na razie nie znamy rezultatów prób polskiego wymiatacza dronów, ale ważne, że mamy coś swojego, obiecującego do walki z rosnącym zagrożeniem. Bo przecież biorąc pod uwagę lekcję Karabachu, nie należy oczekiwać, aby w realnych bojowych warunkach nasze najlepsze importowane czołgi czy rakiety przetrwały długo w konfrontacji z inteligentnymi chmurami czy rojami atakujących robotów. Te są już na horyzoncie. A przewidział ich budowę i opisał zastosowanie przed pół wiekiem Stanisław Lem.

Data: 1.04.2022

***
Wojciech Łuczak – dziennikarz, korespondent wojenny relacjonujący z Afganistanu i Bałkanów, analityk problemów bezpieczeństwa i obronności, komentator telewizyjny, społeczny doradca polityków, były redaktor naczelny magazynu RAPORT-wojsko, technika, obronność, były wydawca Skrzydlatej Polski.