Walizkę na kółkach wynaleziono później niż wysłano człowieka w kosmos. Powód? Bo to taka kobieca innowacja

Gospodarka jest kształtowana przez nasze myślenie o płci – przekonuje w swojej najnowszej książce Katrine Marcal i zabiera nas w fascynującą podróż po historii innowacji.

19.11.2021 06.54
Walizkę na kółkach wynaleziono później, niż wysłano człowieka w kosmos. Powód? Bo to taka kobieca innowacja

W „Matce wynalazku. Jak uprzedzenia hamują postęp” szwedzka dziennikarka ekonomiczna bierze pod lupę historię techniki i patrzy na nią z perspektywy naszych wyobrażeń narosłych wokół płci. To, co pojmujemy jako kobiece i męskie, nałożone zostaje na prawa rządzące ekonomią – zarówno tą w wersji mikro, jak i makro. 

Takie spojrzenie może się części polskich czytelników wydawać trudne do przyjęcia. W końcu nadal pokutuje u nas przekonanie, że ekonomia to domena czystej matematyki, w której emocje czy psychologia nie grają większej roli, a decyzje są podejmowane na podstawie obiektywnego rachunku zysków i strat.

To, co męskie, jest twarde i techniczne; to, co kobiece, miękkie i naturalne. Tak mniej więcej według autorki wygląda podział, który ma ogromny wpływ na to, jak patrzymy na wynalazki, pracę i gospodarkę. Na to, co cenimy bardziej, a co uznajemy za mało ważne. Marcal wychodzi od pokazania, że zamykając się w sztywnym podziale na męskie i kobiece, zamykaliśmy przez lata drogę kolejnym wynalazkom. Jednym z przykładów na poparcie tej tezy jest banalna – zdawać by się mogło – historia walizki na kółkach, która mogła osiągnąć sukces dopiero wtedy, kiedy kobietom pozwolono na mobilność, a męskość nie musiała już manifestować się skłonnością do dźwigania ciężarów.

W napisanej z dziennikarską swadą książce Marcal przywołuje korowód barwnych anegdot z historii techniki. Opowieści – takie jak ta o Bercie Benz, która w sierpniu 1888 roku wyruszyła z nastoletnimi synami w pierwszą wyprawę samochodową, po drodze przetykając zatkany przewód paliwowy szpilką od kapelusza i izolując nagi drut zapłonowy za pomocą podwiązki – sprawiają, że książkę czyta się z dużą przyjemnością. Opowieści nie tylko ożywiają narrację, ale też ilustrują problemy historyczne w sposób, który pozwala współczesnemu czytelnikowi lepiej je zrozumieć. Jednak oparta w tak dużej mierze na anegdotach i przykładach narracja ma też swoją słabszą stronę – pokazuje wąski wycinek bardzo skomplikowanych problemów, więc czytelnik może zastanawiać się, jak ważnym czynnikiem gospodarki jest w ogóle ten cały gender. W niektórych fragmentach argumentacja autorki wydaje się bardziej przekonująca – jak tam, gdzie pisze o kobietach-komputerach (angielskie computer znaczyło obliczeniowiec i było najpierw nazwą profesji, a dopiero później urządzenia). A gdzie indziej w mniejszym stopniu – jak wtedy, gdy snuje alternatywną wizję rozwoju rynku samochodowego, gdyby tylko elektryki u jego zarania nie były pojazdami postrzeganymi jako zbyt „kobiece” dla prawdziwego mężczyzny.

To genderowe spojrzenie na technikę, a przede wszystkim na ekonomię i rozpatrywanie jej z perspektywy płci, jest intrygujące, gdy dotyczy przeszłości i próby odpowiedzi na pytanie, dlaczego potoczyła się ona w ten, a nie inny sposób. Jeszcze ciekawiej robi się jednak w drugiej połowie książki, w której zbliżamy się coraz bardziej do czasów współczesnych, aż w końcu dochodzimy do przyszłości i wizji tego, jak ona będzie wyglądać. Tutaj już nie ma zabaw typu „mogłoby być zupełnie inaczej”. Tutaj mówimy o tym, jak należy skutecznie i sensownie poukładać świat, a raczej nasze myślenie o nim, żebyśmy nie popełnili tych samych błędów, które popełniali nasi przodkowie. Autorka tłumaczy z perspektywy feministycznej takie zagadnienia jak ewolucja związana z rozwojem sztucznej inteligencji, robotyzacja części miejsc pracy czy kryzys klimatyczny. 

Marcal nie pozostawia żadnych wątpliwości – nasza przyszłość w ogromnej mierze zależy od tego, jak będziemy myśleć dalej o płci i jakie nadawać w gospodarce znaczenie temu, co „kobiece” i „męskie”. Jak pisze: „próbując zrozumieć drugą epokę maszyn, musimy myśleć o płci. Nie da się dyskutować wpływu techniki na rynek pracy, nie biorąc pod uwagę faktu, że rynek pracy jest zorganizowany według płci”.

Katrine Marcal, „Matka wynalazku. Jak uprzedzenia hamują postęp”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021.
Książka dostępna w postaci papierowej.

– Jeśli spojrzysz na jakikolwiek rynek na świecie, jest podzielony według płci. To, co postrzegamy jako męskie, jest tym, co przynosi status i pieniądze. Zaś to, co jest postrzegane jako kobiece, zwykle cieszy się mniejszym statusem i daje mniej pieniędzy - mówi w rozmowie z SW+ Katrine Marcal i wspomina, że jej mama zresztą pochodząca z Polski jeszcze na początku lat 80. XX w. zaczęła studiować informatykę, bo programowanie ówczesnie było postrzegane jako kobiece zajęcie. Gdy tylko wybuchła cyfrowa rewolucja i pojawiły się duże pieniądze szybko się jednak zmaskulinizowała.

Twoja książka wypełniona jest fantastycznymi anegdotami z różnych okresów historii. Jedną z tych, które zaskoczyły mnie najbardziej, jest ta o Wielkiej Brytanii w latach 60. Rząd wdrożył wtedy program zachęcania mężczyzn do nauki kodowania. Dlaczego to zrobił?

Katrine Marcal*: Komputery stawały się coraz ważniejsze w społeczeństwie, a informatyka stawała się coraz bardziej wpływowa. Doszli zapewne do wniosku, że potrzebują odpowiedniego rodzaju mężczyzn po odpowiednich uczelniach, którzy będą mogli zająć menadżerskie pozycje w tej branży – wówczas bardzo sfeminizowanej.

Przez wiele lat dominowało przekonanie, że jeśli jesteś w stanie wykonywać proste polecenia, gotować na podstawie przepisu z książki, możesz być programistą. Moja mama, pochodząca swoją drogą z Polski, pracowała w Warszawie w galerii sztuki. Kiedy przybyła do Szwecji jako młoda kobieta, imała się różnych prac, między innymi w bibliotece w dziale katalogowania. Gdy jednak mnie urodziła, doszła do wniosku, że musi mieć stabilną karierę, więc poszła studiować informatykę. Wtedy, na początku lat 80., w Szwecji to nadal była branża zdominowana w dużym stopniu przez kobiety. Pamiętam, że niemal wszystkie jej przełożone były kobietami, pamiętam też, jak to się z czasem zmieniało. Kiedy przeszła na emeryturę, branża była już zdominowana przez mężczyzn, a ludzie zapomnieli o jej historii, mimo że działa się przecież za ich życia.

Czyli zmiana genderowa w branży informatycznej była przede wszystkim efektem nagłego uznania, że to jest branża ważna i przyszłościowa? A jako ta kluczowa stała się obiektem zainteresowania mężczyzn.

Jeśli chodzi o przypadek brytyjski, to myślę, że tam chodziło o pewien sposób myślenia rządzących, którzy doszli do wniosku, że to ważna branża przyszłości. Historia mojej matki pokazuje jednak, że ta zmiana powszechnie wydarzyła się później. W większości krajów przełomowym momentem były lata 80. i 90., kiedy informatyka została zdominowana przez mężczyzn. Nie jestem w stanie powiedzieć ci, dlaczego tak się stało. W książce tłumaczę, że jeśli kobiety coś robią, prawie nigdy nie określa się tego jako pracę technologiczną. Moja mama pochodziła z rodziny artystycznej, pracowała w galerii sztuki i nie postrzegała siebie jako osoby technologicznej, ale pójście na informatykę było dla niej dość naturalne. Wtedy nie mówiło się, że musisz mieć odpowiedni rodzaj osobowości do branży. Dziś mamy dużo przekonań, że potrzebny jest odpowiedni rodzaj osobowości, odpowiedni rodzaj mózgu – taki jaki mają mężczyźni, żeby być dobrym w tej pracy. A to po prostu nieprawda. Pierwszymi programistami były kobiety. To szokujące, jak trudno teraz zrekrutować kobiety na tego typu stanowiska.

Zabawię się w Jamesa Demorea – może kodowanie tak wyewoluowało, że teraz wymaga innych umiejętności? A mężczyźni są po prostu lepiej wyposażeni przez biologię, żeby sprostać stawianym przez nie wyzwaniom?

Wątpię. Mieliśmy dużą grupę kobiet, które wykonywały tę pracę przez wiele lat. Dlaczego miałoby się opłacać, żeby je wymienić na mężczyzn? Myślę, że to koszt, który trudno zracjonalizować. Tak, między kobietami i mężczyznami są biologiczne różnice. Możemy debatować nad nimi i raczej nie powinni zajmować się tym ekonomiści, ale te różnice nie są aż tak duże. Wiele rzeczy się jednak pokrywa. Można powiedzieć, że jeśli kodowanie wyewoluowało w jakimś kierunku, to raczej właśnie w bardziej „miękkim”. Żeby być dziś programistą, musisz umieć pracować z ludźmi i rozumieć ich zachowanie. To jest znacznie szersze pole niż było wcześniej. Ta zmiana zaszła zresztą za szybko, żeby wpływ biologii mógł być tu kluczowy. Podobnie szybko zmieniały się inne zawody, w których status i pieniądze raczej podążają za mężczyznami. 

Czyli nie jest po prostu tak, jak się czasem mówi, że kobiety po prostu wybierają gorzej płatne prace, a płace w branżach są wynikiem wyłącznie gry podaży i popytu na pracowników?

Owszem. Jeśli spojrzysz na jakikolwiek rynek na świecie, jest podzielony według płci. Masz mężczyzn w przeważającej mierze wykonujących pewien rodzaj pracy i kobiety wykonujące inny. Przy czym kobiety są też odpowiedzialne za większą część niepłatnej pracy w domu. Szwecja, która jest w opinii wielu tak bardzo feministyczna, ma jeden z najbardziej podzielonych rynków pracy na świecie. Myślę, że to w dużej mierze organizuje naszą gospodarkę. Próbuję podkreślić w książce, że to, co postrzegamy jako męskie, jest tym, co przynosi status i pieniądze. Zaś to, co jest postrzegane jako kobiece, zwykle cieszy się mniejszym statusem i daje mniej pieniędzy.

Oczywiście te branże czy rzeczy się zmieniają. Programowanie było kobiece, teraz jest męskie. Innych profesji też to dotyczy. Nie wiem, jak w Polsce, ale w Stanach wiele kobiet ostatnio zaczęło zajmować się biologią, więc nagle w branżach związanych z nią gorzej się zarabia. To samo z projektowaniem. Kiedyś byli to głównie palący cygara faceci w agencjach reklamowych myślący o sobie jako o artystach, a teraz branża jest zdominowana przez kobiety i zarobki w niej zmalały. Nie zawsze się tak dzieje, ale dzieje się na tyle często, że powinniśmy być zainteresowani tym, skąd takie zjawisko się bierze.

Dużo piszesz o tym, że postrzegamy pewne rzeczy jako męskie, a inne jako kobiece. Co to właściwie znaczy?

To zależy od kraju. Są kraje, w których większość elektryków to kobiety. Książka pokazuje, że te rzeczy są płynne – kiedyś nie do pomyślenia było dla mężczyzn, żeby mogli ciągnąć walizkę na kółkach, a potem stało się to w porządku. Podobnie elektryczne samochody były postrzegane jako kobiece, teraz są męskie. 

Jeśli jednak pytasz o większe trendy, to wiele kobiet na całym świecie nadal wykonuje większą część prac związanych z opieką nad dziećmi czy osobami starszymi. Kobiety, chyba w każdym systemie ekonomicznym, wykonują te prace częściej, a ponieważ nie są one wysoko cenione, to w dużej mierze odpowiada to za to, że zarabiają gorzej niż mężczyźni.

I dlaczego ten podział jest niekorzystny dla gospodarki? Dlaczego mężczyźni powinni się tym przejmować?

Z pewnością jest niekorzystny dla kobiet. Myślę, że jest także niedobry dla dzieci, których duża część dorasta, mając mały kontakt z ojcem. Ale jeśli pytasz o gospodarkę, wszystko zależy od tego, co rozumiesz przez „niedobre”. Dużo się teraz dyskutuje, jak powinno się oceniać gospodarkę i czy ta ewaluacja tylko przez perspektywę PKB ma sens. Do niedawna świętością było, że jeśli coś może być dobre dla wzrostu PKB, jest równocześnie jednoznacznie dobre dla gospodarki. Teraz wielu ekspertów kwestionuje takie myślenie i podkreśla konieczność brania pod uwagę wielu zmiennych. Taki jak poziom zadowolenia ludzi, standard życia większości, skutki ekologiczne danej gospodarki. Twoje pytanie jest tak naprawdę mocno zanurzone w polityce. Zaś feministyczna ekonomia argumentuje, że są pewne wartości, które wykluczyliśmy z gospodarki, bo uznaliśmy je za kobiece: opieka, związki międzyludzkie, naprawa, troska o środowisko. Przez to uważamy, że nie są tak ważne jak wartości, które uznaliśmy za męskie.

Dlatego piszesz w książce, że musimy odejść od gospodarki skupionej na tym, żeby rządzić, miażdżyć i zaorywać?

Dokładnie. Pytałaś, jak to wpływa negatywnie na gospodarkę. W moim odczuciu to, że te wartości nie są w centrum uwagi w gospodarce, szczególnie gdy mówimy o innowacji, wpływa na nią negatywnie. Ale ta odpowiedź płynie z mojego systemu wartości i moich przekonań.

Pandemia i kryzys klimatyczny były dla wielu firm i osób wstrząsem. Myślisz, że aż tak dużym, że może doprowadzić do zmiany systemu wartości w społeczeństwie?

Wydaje mi się, że przez wzgląd na sytuację klimatyczną musi dojść do przewartościowania. Jeśli tak się nie stanie, to skończymy na planecie, której duże połacie będą niezamieszkiwalne przez ludzi. Kryzys klimatyczny jest objawem gospodarki osadzonej na wartościach, które dzisiaj widzimy, że nie działają. Więc wymaga od nas zmiany postępowania w imię nowych priorytetów. Jeśli chodzi o pandemię, to jest ciężej na takie zdecydowane wnioski. Kiedy pisałam książkę w środku lockdownu, czułam, że pandemia zmieni to, jak cenimy niektóre zawody. Kiedy nie mogliśmy posłać naszych dzieci do szkoły i musieliśmy je uczyć w domu, zorientowaliśmy się, jak trudna i ważna jest praca nauczyciela, że stanowczo powinni mieć pensje wypłacane w milionach. Podobnie było z opieką nad osobami starszymi czy małymi dziećmi. Nagle te niepoważne wcześniej zawody okazały się być kluczowe. Ale mimo takich refleksji wciąż nie widzę, by to faktycznie zmieniło nasze wartości. Pewnie jestem niecierpliwa, takie zmiany trwają. Ale teraz po wielu miesiącach trwania tego stanu nie jestem już tak pewna, czy faktycznie pandemia na stałe przewartościuje nam gospodarkę i pracę.

Ale zmiana jest potrzebna, a jeśli tak, to jak ją można zainspirować? Czy da się ją narzucić z góry albo można ją obudzić ruchami społecznymi?

Obie opcje są możliwe. Mówię o tym w książce w kontekście innowacji. Innowacja jest wynikiem tego, że ludzie zmieniają swoje zachowanie i żądają nowych rzeczy, a za tą potrzebą idą inwestycje. Może być też inaczej i to rząd może czasami stymulować określonego rodzaju inwestycje. Innowacje są zwykle wynikiem wszystkich tych rzeczy idących ręka w rękę. 

Weźmy energię słoneczną i cenę paneli słonecznych, która bardzo zmalała. To połączenie działania przepisów oraz faktu, że ludzie zaczęli inwestować w panele, bo zmieniły nam się wartości. Do tego dochodzi sektor finansowy i firmy, które mocniej inwestują w tę branżę. Często trudno powiedzieć, co konkretnie miało wpływ na daną zmianę, bo te działania się przeplatają.

* Katrine Marcal – pochodząca ze Szwecji dziennikarka ekonomiczna i pisarka. Autorka głośnej, przetłumaczonej na ponad 20 języków książki „Jedyna płeć” i licznych artykułów z dziedziny ekonomii. W 2015 roku znalazła się na tworzonej przez BBC liście 100 Woman.