Stany chcą dać grosza Polsce. Za wykluczenie Huawei z 5G [NEWS SW+]

Wokół planu wykluczenia Huawei z polskiej sieci 5G trwa lobbingowa walka. Biznes przekonuje, że wyrzucenie chińskiej firmy będzie dla Polski stratą i może grozić chińskim odwetem. Amerykańska dyplomacja po cichu szykuje ofertę, która ma przekonać całą Europę Środkową do 5G bez chińskich urządzeń. I to przekonać za pomocą pieniędzy.

Budowa sieci 5G w Polsce. USA zapłacą za wykluczenie Huawei?

Transatlantic Telecommunication Security Act – tak nazywa się projekt prawa, który dwoje amerykańskich senatorów: demokratka Jeanne Shaheen i republikanin Rob Portman przedstawiło Senatowi USA pod koniec września. W Polsce o tej ustawie jest cicho. Choć wie o niej i konsultowała ją polska ambasada w Waszyngtonie. I choć odnosi się ona bezpośrednio do budzącego spore emocje nowego polskiego prawa, którego efektem może być wykluczenie z budowy sieci 5G chińskiego Huawei. Odnosi się do niego, bo amerykańska TTSA zakłada pomoc finansową dla państw Europy Środkowej, które zdecydują się na takie właśnie wykluczenie Huaweia.

Za to głośno podnoszone są argumenty, ile wykluczenie chińskiego dostawcy może nas kosztować. Mówi o tym nie tylko sam Huawei, ale także kolejne organizacje związane z rynkiem telekomunikacyjnym, organizacje przedsiębiorców, a nawet... rolnicy.

W kolejnych konsultacjach nowelizacji ustawy o Krajowym Systemie Cyberbezpieczeństwa (bo właśnie ta ustawa może doprowadzić do blokady Huawei w Polsce) do Kancelarii Premiera wpłynęło aż 81 stanowisk na łącznie ponad 450 stron tekstu. Właśnie trwa analiza tych wszystkich uwag. Ale Cyfryzacja KPRM zarzeka się, że ustawa jeszcze w tym roku trafi pod obrady Stałego Komitetu Rady Ministrów. Tyle że obiecuje tak od ponad roku.

Koszt Lex Huawei

Na końcówce konsultacji do kolejnej wersji nowelizacji KSC najgłośniej przebijają się argumenty o tym, że Polska za ewentualne wykluczenie Huawei zapłaci.

I to na dwóch polach. Po pierwsze – większymi wydatkami samych operatorów na sprzęt do budowy sieci 5G, bo odpadnie ważny dostawca, a więc konkurencja będzie znacznie mniejsza. 

fot. Daniel-j-macy / Shutterstock.com

– Te przepisy wprost ingerują w to, jak przedsiębiorcy mają prowadzić swoje biznesy. Mogą m.in. zmusić ich do wymiany używanego sprzętu oraz oprogramowania w wyniku decyzji podjętej przez grono decydentów na podstawie niejasnych przesłanek, prawdopodobnie motywowanych politycznie – twierdzi Andrzej Malinowski z Pracodawców RP. Krajowa Izba Komunikacji Ethernetowej (KIKE) zrzeszająca lokalnych operatorów telekomunikacyjnych oraz KIGEIT także ostrzegają przed wysokim kosztem wymiany sprzętu.

To jest też argument podnoszony mocno od roku przez samo Huawei. Takie wnioski wynikają z opublikowanego na początku tego roku raportu przygotowanego przez firmę konsultingową Audytel i kancelarię Dentons „Prawne i ekonomiczne skutki ograniczenia konkurencji wśród dostawców sprzętu sieciowego 5G w Polsce”. Raport ten wskazuje, że operatorzy sieci mobilnych, zarówno w kategoriach wzrostu kosztów, jak i spadku przychodów w okresie 10 lat, łącznie mają ponieść straty rzędu 14 mld zł. Dla sieci stacjonarnych i kablowych zaś koszt wymiany urządzeń wyniósłby 6,8 mld zł. Z kolei Huawei poniósłby straty w łącznej wysokości 9,4 mld zł w okresie 10 lat. Warto tylko zaznaczyć, że raport ten zamówiło samo Huawei.

Drugim kosztem, jaki według wielu analityków może ponieść Polska w przypadku zablokowania Huawei, jest w wielkim skrócie: zemsta Chin. – Chińczycy mogą nam poprzecinać kanały dostaw – twierdzi w rozmowie z Newserią Bogdan Góralczyk, profesor UW, wykładowca Centrum Europejskiego UW, politolog i ekspert ds. relacji z Chinami.

Nawet Sławomir Izdebski, były senator Samoobrony, a dziś prezes OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych grzmiał kilka dni temu na konferencji pod Ministerstwem Rolnictwa: – Docierają do nas sygnały mówiące, że Polska zamierza wyprzeć z rynku chińską sieć Huawei. Absolutnie jest to dla mnie niedopuszczalne. Absolutnie nie możemy dopuścić do konfliktu z Chinami. Polska jest jednym z większych eksporterów produktów rolno-spożywczych do Chin, a Chiny z kolei są największym rynkiem na świecie, bez którego Polska nie jest w stanie żyć. Musimy zrobić wszystko, by te zakusy zostały zniszczone w zarodku, byśmy mogli dalej prowadzić wymianę handlową.

Izdebski martwi się o to, że wykluczenie Huawei oznacza zablokowanie eksportu polskiej wieprzowiny do Chin.

W bardzo podobnym tonie interpelację napisał poseł Jakub Kulesza, przewodniczący koła poselskiego Konfederacja.

– Bardzo trudno jest przewidzieć działania ze strony Chin. Wiele zależy od tego, jak polskie decyzje będą przedstawiane i wdrażane. Ale co bardzo ważne, ewentualne wykluczenie Huawei nie będzie żadnym szokiem, przecież większość państw Europy w takiej czy innej formie swoje rozwiązania już wprowadziło lub wprowadza. W pewnym sensie Huawei dla Chin to już przegrana bitwa, taka historia z przeszłości – uważa Jakub Jakóbowski, ekspert z Ośrodka Studiów Wschodnich. I jako przykład wskazuje z jednej strony Szwecję, która dosyć ostro, i niemal wskazując palcem, zablokowała Huawei, co rzeczywiście spotkało się z ostrą reakcją Pekinu. Z drugiej strony jest Rumunia, która proceduje przepisy podobne do polskich, a odpowiedzią na nie był jedynie krytyczny list z chińskiej ambasady.

Jeszcze wyraźniejszym przykładem jest Litwę, która nie tylko wykluczyła Huawei z 5G, ale tamtejsze Ministerstwo Obrony Narodowej kilka tygodni temu wydało też zalecenie do instytucji publicznych, by „nie kupować nowych chińskich telefonów i jak najszybciej pozbyć się tych już zakupionych”. Powód? Sprzedawane w Europie smartfony Xiaomi mają mieć zaszytą funkcję wykrywania i blokowania takich terminów jak „wolny Tybet”, „niech żyje niepodległość Tajwanu” czy „ruch demokratyczny”.

Chiny zareagowały. – Jednak głównie ze względu na to, że Litwa jako pierwsza w Unii Europejskiej zgodziła się na otwarcie dyplomatycznego przedstawicielstwa, w którego nazwie jest słowo „Tajwan”. Bo dla Chin znacznie bardziej kluczowa jest właśnie kwestia uznawalności Tajwanu, także w kontekście walki o łańcuchy dostaw półprzewodników. Tajwan jest przecież jednym z ich największych producentów – podkreśla Jakóbowski.

Ile na swojej postawie Litwa może stracić, tłumaczył temu bałtyckiemu państwu rządowy dziennik „The Global Times”, nazywając Litwę „bufonem” i wypominając jej słowami Wang Yiweia, dyrektora instytutu spraw międzynarodowych na Renmin University of China w Pekinie, że „działa jako pionek w antychińskiej strategii USA, ryzykując utratę realnych korzyści handlowych”

Rzeczywiście zawieszone zostały przewozy towarowe na Litwę, wstrzymane negocjacje w sprawie nowych zezwoleń na eksport żywności, a chińska państwowa agencja ubezpieczeń kredytowych obniżyła limity kredytowe i podniosła ceny dla litewskich spółek – co oznacza, że rozliczanie się za towary z Chin stało się trudniejsze. Ale z drugiej strony nie ziścił się najpoważniejszy scenariusz wieszczący, że Chiny mogą wręcz zatrzymać pociągi kursujące jedną z nitek Jedwabnego Szlaku przez Litwę. 

Amerykańska ofensywa

Głosy o tych wszystkich potencjalnych kosztach uznania Huawei za dostawcę ryzykownego i tym samym nakazania operatorom wyczyszczenia swojej infrastruktury z jego sprzętu w ciągu pięciu lat (takie widełki czasowe są w nowelizacji KSC) przebijają się silnie i głośno. Nic dziwnego: robią wrażenie.

Z drugiej strony po cichu w Stanach Zjednoczonych trwa dyplomatyczna ofensywa, która ma nie tylko Polskę, ale i inne środkowoeuropejskie państwa skłonić do tego, by jednak zablokować Chiny w budowie 5G. Jeżeli amerykański projekt zostanie wdrożony, to może wybić sporą część argumentów przeciwników blokady.

Sednem Transatlantic Telecommunication Security Act (patronują mu obie partie) jest stworzenie i zaoferowanie pomocy państwom Europy Środkowej, które zdecydują się na wykluczenie chińskich firm z budowy sieci nowej generacji. I to nie tylko logistycznej czy dyplomatycznej, ale także finansowej.

W TTSA czytamy, że U.S. Development Finance Corporation (DFC) ma być upoważniona „do finansowania rozwoju infrastruktury telekomunikacyjnej 5G europejskim sojusznikom w celu zwalczania wpływów Chin”. Dokument mówi też o wydaniu zalecenia Sekretarzowi Stanu, by jego urząd „priorytetowo traktował dyplomację i wspierał europejskich sojuszników w rozwoju rynków 5G”.

Właśnie nowe prerogatywy – i zapewne też budżet – dla rządowej agencji DFC są tu kluczowe. DFC, czyli bank rozwojowy Stanów Zjednoczonych, powołano niecałe dwa lata temu, by inwestował w projekty rozwojowe głównie w krajach o niższych i średnich dochodach. DFC zastąpiła i połączyła kilka instytucji, biur i funduszy, które udzielały pożyczek, gwarancji kredytowych i ubezpieczały projekty rozwojowe w uboższych krajach. Powód powstania tej nowej agendy był oficjalnie związany z lepszym zarządzaniem funduszami. - Praktycznie chodzi o to, by pod jeden parasol wziąć wszelkie fundusze rozwojowe i kierować nimi tak, by stały się orężem w walce z ekspansją Chin na tych obszarach gdzie to Chiny póki co były bardziej aktywne czyli m.in w 5G – tłumaczy Jakóbowski.

fot. Willy Barton / Shutterstock.com

Dlatego właśnie to z DFC fundusze trafiły choćby na projekt Connect Africa, czyli rozbudowę infrastruktury informatycznej w Afryce Subsaharyjskiej (przeznaczono na to miliard dolarów) czy budowę tzw. „pokojowej autostrady” między Serbią a Kosowem (Nisz-Prisztina) w celu poprawy kontaktów między tymi państwami. Tak w Afryce, jak i w Zachodnich Bałkanach Chiny mają bardzo silną pozycję, a Stany postanowiły zacząć z nimi konkurować.

DFC, które teoretycznie powołane jest do pomocy krajom ubogim, sukcesywnie w ostatnich miesiącach otwiera furtki do rozszerzania inwestycji (a więc i amerykańskich wpływów) w naszym regionie. Pod koniec 2020 roku zarząd DFC zatwierdził 300 milionów dolarów wsparcia dla Funduszu Trójmorza. Środki te skierowano, by „pomóc krajom Europy Środkowej i Wschodniej wzmocnić ich bezpieczeństwo energetyczne”. Trójmorze jest inicjatywą polityczno-gospodarczą powołaną w 2015 r. z inicjatywy prezydentów Polski i Chorwacji, a sam Fundusz założyły polski Bank Gospodarstwa Krajowego i rumuński EximBank. 

Właśnie część z państw Trójmorza (Polska, Estonia, Łotwa, Litwa, Słowacja i Słowenia) plus jeszcze dodatkowo Kosowo i Macedonia Północna są wymienione jako państwa, których ambasady wsparły najnowszy projekt TTSA.

Potwierdziła nam to polska ambasada w Waszyngtonie: – Kraje Europy Środkowo-Wschodniej wyrażają poparcie polityczne dla TTSA, ponieważ jej głównym celem jest wsparcie tych krajów w rozwoju infrastruktury telekomunikacyjnej, w tym zwłaszcza w budowie sieci 5G. TTSA ma też służyć poprawie bezpieczeństwa ich systemów telekomunikacyjnych przed pojawiającymi się zagrożeniami ze strony Chin i Rosji – tłumaczy Nikodem Rachoń, kierownik Referatu Komunikacji w polskiej ambasadzie. Potwierdza, że ambasada nie tylko została poinformowana o skierowaniu TTSA do Kongresu, ale także pozytywnie odniosła się do tego zamiaru. Rachoń wymienia też, że oprócz wspomnianej DFC także inna rządowa agenda U.S. Trade and Development Agency ma zdobyć autoryzację „do finansowego wspierania tego typu projektów w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym w krajach Trójmorza”.

Co ciekawe, Cyfryzacja KPRM zapytana przez nas o swój stosunek do TTSA odpowiedziała, że Amerykanie nie konsultowali z nimi tego projektu.

Za to wśród kilku amerykańskich instytucji, które tę ustawę wspierają, jest Atlantic Council. To wpływowy działający od 60 lat think-thank skupiający prominentnych ekspertów i polityków, który analizuje relacje Stanów Zjednoczonych z państwami Europy, Rosją i Chinami, po czym wydaje na tej podstawie rekomendacje Białemu Domowi. Jednym z członków Rady jest Ian Brzezinski, były zastępca Sekretarza Stanu USA ds. Europejskich i NATO, prywatnie zaś brat kandydata na ambasadora USA w Warszawie, Marka Brzezinskiego. Na początku tego roku dołaczyła do niej także Georgette Mosbacher, czyli była ambasador USA w Polsce.

– Widać, że Stany przechodzą do ofensywy. Mimo znacznego ochłodzenia stosunków Polski ze Stanami, kolejnych dyplomatycznych wpadek, awantury wokół TVN, pokazują że jednak dla USA nasz region ma na tyle duże znaczenie, że są gotowi na takie działania. Choć oczywiście nie ma co się oszukiwać: jesteśmy ważni w kontekście prób zablokowania dalszej ekspansji Chin. USA są świadome, że Europa Środkowa i Polska są po prostu ważnym kanałem komunikacyjnym na drodze do Europy Zachodniej – mówi nam ekspert związany z telekomunikacją i cyfryzacją.

– Do tej pory Stany prowadziły raczej politykę „disconnectivity”, czyli prób wyłączania Chin i Rosji z interesujących je obszarów. Tym choćby był plan Clean Networks nawołujący do wyłączenia chińskich dostawców. Tu zaś mamy próbę „connectivity”, czyli włączenia się samych Stanów z konkurencyjną ofertą – tłumaczy Jakóbowski. I podkreśla, że absolutnie kluczowe jest, czy ta oferta faktycznie będzie konkurencyjna. – Owszem, jest sporym ukłonem, że ta ustawa traktuje Europę Środkową jako pewnego rodzaju wyjątek, bo przecież fundusze DFC raczej zaplanowano jako wsparcie dla Globalnego Południa, czyli państw rozwijających się. Ale też tam są inne potrzeby niż u nas – dodaje.

Rzeczywiście kluczowe jest, czy oferta Stanów jeżeli zostanie zatwierdzona będzie w ogóle dla naszego regionu i dla samej Polski interesująca. Szczególnie pod kątem wysokości ewentualnych funduszy. Bo przy całościowym globalnym budżecie DFC w wysokości 60 mld USD i pomyśle na rozdysponowanie ich części w Centralnej Europie te kwoty mogą nie być oszałamiające.

– Ciężko zakładać, że pojawią się pieniądze, które mogą faktycznie zasypać różnice wynikające ze zwiększenia kosztów po wykluczeniu Huawei. Raczej obstawiałbym dostęp do preferencyjnych kredytów oraz taki wizerunkowy sygnał, że skoro amerykański urząd jest partnerem działań skierowanych na wsparcie, to może to zachęcić kolejne fundusze globalne instytucje finansowe do włączenia się w projekt „klepnięty” przez USA – ocenia Jakóbowski. Jak dodaje, dla graczy telekomunikacyjnych z Polski nie tyle braki gotówki są kluczowe, co raczej niestabilne środowisko legislacyjne. – To, że nie są do końca pewni kolejnych działań rządowych, bo te są wplątane w globalną politykę. I tu faktycznie oparcie na tej nowej ofercie amerykańskiej mogło by być realną wartością.

Huawei czy nie Huawei? 

W Polsce kolejni urzędnicy z odpowiedzialnym za cyfryzację sekretarzem Januszem Cieszyńskim na czele raz za razem podkreślają, że w polskiej nowelizacji KSC nie ma wymienionej żadnej firmy z nazwy, a nawet konkretnego państwa, którego mogłyby dotyczyć ograniczenia. I rzeczywiście nie ma.

W nowelizacji KSC nie pojawia się nazwa żadnego dostawcy, ale już w jej uzasadnieniu wyraźnie podkreślone jest, że to sieć 5G jest brana pod uwagę jako kluczowa do chronienia. A mechanizmem, który ma do tego posłużyć, jest możliwość uznania dostawcy sprzętu lub oprogramowania za „dostawcę wysokiego ryzyka”.

Sprzęt firmy Huawei. Fot. Forge Productions / Shutterstock.com

Firmy, którym grozi trafienie na taką listę, muszą spełniać kilka warunków: znajdować się pod kontrolą państwa spoza terytorium Unii Europejskiej lub NATO. Co więcej, w państwie ich pochodzenia ocenie mają podlegać „przepisy prawa regulujące stosunki między dostawcą sprzętu lub oprogramowania a tym państwem”, jaka jest tam ochrona danych osobowych, jak wygląda struktura własnościowa dostawcy oraz jak duża jest „zdolność ingerencji tego państwa w swobodę działalności gospodarczej”.

Czyli choć przebija się tu wniosek o Chinach, a Huawei jest od dawna czarnym koniem tego rozdania, to faktycznie nikt w polskim prawie zdecydowanie nie wskazuje ich palcem.

Amerykańscy politycy jednak nie bawią się już w dyplomację. „Rosnące wpływy Chin to jedno z najpoważniejszych zagrożeń dla Zachodu, zarówno pod względem konkurencyjności gospodarczej, jak i stabilności naszych demokracji. Gdy nasze społeczności przechodzą na technologię 5G, Stany Zjednoczone i nasi sojusznicy muszą podjąć kroki, aby upewnić się, że nie jesteśmy uzależnieni od chińskiej infrastruktury” – tak oficjalnie na swojej stronie pisze senator Shaheen, uzasadniając projekt TTSA. Dodaje: „Nie możemy jedynie zachęcać naszych europejskich sojuszników do silnego przeciwstawiania się złośliwym wpływom Chin – musimy zapewnić im wsparcie finansowe na inwestycje w odporną infrastrukturę telekomunikacyjną. Dlatego tak ważna jest dwupartyjna ustawa zgłoszona razem z senatorem Portmanem o zwiększeniu środków na inwestycje w systemy telekomunikacyjne firm innych niż Huawei w Stanach Zjednoczonych i całej Europie”. 

W tym samym tonie oficjalnie wypowiadał się senator Portman: – Bardzo ważne jest, aby kraje Europy Środkowej i Wschodniej otrzymały wsparcie, którego potrzebują, aby chronić demokrację poprzez wolny i otwarty Internet. Pozwolenie komunistycznym Chinom na inwestowanie w europejskie sieci 5G i wdrażanie ich standardów podważyłoby instytucje demokratyczne i zagroziłoby bezpieczeństwu narodowemu wielu krajów. 

Tajemnicą poliszynela jest, że decyzja o anulowaniu aukcji na 5G w Polsce w maju 2020 roku zapadła właśnie dlatego, że rząd próbował jakoś ugryźć problem kontrowersyjnego, chińskiego Huawei. Od lat przed tą firmą – czy raczej jej powiązaniami z Komunistyczną Partią Chin – ostrzegają służby kolejnych zachodnich państw, na czele oczywiście ze Stanami Zjednoczonymi. Ale równolegle jest to firma oferująca najnowocześniejszy i bardzo konkurencyjny cenowo sprzęt do budowy sieci telekomunikacyjnych.

Jednak tuż po tym, jak rząd we wrześniu 2020 roku pokazał KSC i zapowiedział, że nowe prawo wejdzie w życie, w grudniu 2020 roku wybory prezydenckie w Stanach wygrał Joe Biden. Polsko-amerykańskie stosunki uległy drastycznemu ochłodzeniu, a Polska przestała się spieszyć z uchwalaniem prawa dotyczącego 5G. 

Kolejną wersję nowelizacji przedstawiono w styczniu. Po jej przedstawieniu do konsultacji (mimo że zarówno plan powołania narodowego operatora, jak i wspomniana czarna lista dostawców wywołały spore poruszenie i kontrowersje) znowu na kilka miesięcy wszelki duch wokół tego projektu zaginął. I to mimo że Ministerstwo Cyfryzacji, a potem Cyfryzacja KRPM zapewniały, że już jest tuż-tuż. I mimo że bez niej nie ma szans na ponowne ogłoszenie aukcji 5G.

W międzyczasie pod koniec września do Senatu USA trafił projekt ustawy TTSA. Co ciekawe, w tym samym czasie przyspieszone zostały prace nad odwlekaną od miesięcy nowelizacją KSC. 

– Wiele wskazuje na to, że rząd czeka na rozstrzygnięcia, co nam się bardziej opłaca: sojusz ze Stanami czy niepsucie kontaktów z Chinami. Wygląda na to, że to jest nawet ważniejsze niż szybkie ogłoszenie aukcji, byśmy wreszcie zaczęli budować 5G – mówi nam współpracujący z rządem ekspert.

Póki co jedno jest pewne: za chwilę miną dwa lata od ogłoszenia pierwszej aukcji 5G, a sieci jak nie było, tak nie ma.

Zdjęcie tytułowe: Sudtawee Thepsuponkul / Shutterstock.com