Tim Cook: „Zawsze mnie dziwiło, że ludzie fiksują się na tym, ile osób kupi iPhone'a”

Prezes Apple mówi w wywiadzie z Davidem Rubinsteinem, że dokonał coming outu dla wyższych celów. Taka też myśl - o wyższym celu przyświeca całej książce mającej tłumaczyć, jak się zostaje „liderem”. Ale to nie ona jest w niej najciekawsza.

30.04.2021 04.08
Tim Cook: „Zawsze mnie dziwiło, że ludzie fiksują się na tym, ile osób kupi iPhone'a”

„Liderzy. 30 inspirujących rozmów z największymi liderami naszych czasów” to książka, która w Stanach Zjednoczonych jest hitem. Stała się jedną z najważniejszych publikacji ostatnich kilkunastu miesięcy w kategorii non-fiction. Trafiła na listy bestsellerów „The New York Times” i „The Wall Street Journal”. Nie mogło zabraknąć tu rozmów z tuzami świata technologii: Jeffem Bezosem, Billem Gatesem, Timem Cookiem czy Erikiem Schmidtem.

Wszystkie są krótkie. Aż – szczególnie będąc dziennikarzem, który niestety ma nikłą szansę na to, by samodzielnie takie wywiady przeprowadzić – prosi się o ich pogłębienie, dopytanie, skontrowanie rozmówcy. Wyraźnie przebija to, że David Rubenstein – doświadczony „wywiadowca” telewizyjny i miliarder – już na tyle dobrze zna swoich rozmówców, że nie jest ich aż tak bardzo ciekawy. Oczywiście zadaje ważne pytania, pojawiają się w tych rozmowach wątki niezwykle ciekawe. Jak choćby wtedy, gdy wieloletni dyrektor operacyjny Google Erick Schmidt wspomina, że pewnego razu w jego gabinecie zaczął sobie pracować Amit, jeden z programistów, który szukał wolnej przestrzeni, a u Schmidta było jej aż nadto. Ale po każdej odpowiedzi chciałoby się zadać jeszcze drugie tyle pytań.

Szczególnie, że Rubenstein w tych wywiadach nie robi tego, czego dziś byśmy się spodziewali. Nie konfrontuje „największych liderów naszych czasów” z trudnymi tematami. Schmidta nie pyta o odpowiedzialność Big Techów. Bezosa nie dociska o traktowanie pracowników w Amazonie. Winfrey nie przepytuje z odpowiedzialności telewizji za społeczne zachowania. A przecież dziś w świecie przeoranym przez pandemię z coraz mniejszą estymą podchodzimy do „liderów”.

Z drugiej strony pewna familijność Rubensteina z ludźmi od Billa Clintona po Billa Gatesa pozwala na te postaci – w dużej mierze dosyć papierowe, będące elementem naszej zbiorowej wyobraźni – spojrzeć z większą czułością i zrozumieniem. Co więcej, pozwala też na wyciągnięcie tak fascynujących historii, jak ta opowiedziana przez Warrena Buffeta o Bobie Woodwardzie. Dziennikarz po wydaniu „Wszystkich ludzi prezydenta” stał się dosyć zamożny i właśnie Buffeta pytał o to, co powinien zrobić z pieniędzmi. Biznesmen odpowiedział mu prosto: „Inwestowanie to branie zlecenia na właściwe artykuły”.

We wstępie do książki jest analiza – a nawet, jak przyznaje Rubenstein, po części autoanaliza – cech, które trzeba mieć, by osiągnąć pozycję lidera. Cechy te nieszczególnie zaskakują: ciężka praca, szczęście, pokora, chęć uczenia się całe życie, reakcja na kryzysy. I o tych rzeczywiście cechach mówią kolejni rozmówcy. Ale to nie one są tak naprawdę największą wartością tej książki. Za jej rynkowym sukcesem w Stanach stoi przekonanie, że wysłuchanie ludzi, którzy w biznesie, sporcie, kulturze, rozrywce czy polityce odnieśli spektakularne sukcesy, może być rozwojowe i pomocne. Że na podstawie tych rozmów warto wyciągać wnioski z cudzych doświadczeń i uczyć się na błędach. Ale nie oszukujmy się: błędy Melindy Gates czy doświadczenia Condoleezzy Rice raczej są więcej niż odległe przeciętnemu czytelnikowi w Polsce.

Więc nie w celach czysto praktycznych warto wczytać się w te wywiady. Znacznie ciekawsza jest ich warstwa opowieściowa. To, jakie doświadczenia na swoich drogach mieli bohaterowie wywiadów, z jakimi zmianami się stykali, jakich ludzi poznali, jak sami zmieniali się na swoich drogach ku „liderstwu”, to po prostu fascynujące historie.

Jedną z nich, czyli z rozmowę z prezesem Apple Timem Cookiem, przedrukowujemy za zgodą wydawcy.

„Liderzy. 30 inspirujących rozmów z największymi liderami naszych czasów”, David M. Rubenstein, tłum. Alka Konieczka i Tomasz Macios. Wydawnictwo Znak literanova Kraków 2021.

Książka dostępna w postaci papierowej i jako e-book.

Tim Cook podczas prezentacji iPad6, 2018 r, fot. John Gress Media Inc / Shutterstock

DAVID RUBENSTEIN: Jesteś dyrektorem generalnym Apple od sierpnia 2011 roku. Zyski wzrosły o jakieś 80 procent. Czy kiedykolwiek sądziłeś, że możesz osiągnąć jeszcze lepszy wynik? Może powinieneś po prostu powiedzieć: „Wykonałem kawał świetnej roboty, a teraz zamierzam robić w życiu coś innego”?

Postrzegamy ceny akcji, dochody i zyski jako wynik prawidłowych działań w zakresie innowacji, kreatywności, skupienia się na właściwych produktach. Traktowania klientów jak cennych klejnotów i koncentrowania się na doświadczeniu użytkownika. Nie znam liczb, które zacytowałeś przed chwilą. Nawet mnie nie interesują, szczerze mówiąc. 

Gdy prezentujecie zyski kwartalne, analitycy zawsze mówią: „No cóż, nie sprzedali tyle tego produktu, ile sądziliśmy, że sprzedadzą”. Przeszkadza ci to? 

Do pewnego momentu przeszkadzało. Ale teraz już nie. Zarządzamy Apple, myśląc perspektywicznie. Zawsze mnie dziwiło, że ludzie fiksują się na tym, ile sztuk sprzeda się w okresie dziewięćdziesięciu dni, ponieważ podejmujemy decyzje na wiele lat. Staramy się bardzo jasno komunikować, że nie prowadzimy firmy dla osób, które chcą szybko zarobić. Zarządzamy nią w długiej perspektywie. 

Jednym z udziałowców, który – jak się ostatnio okazało – kupił 75 milionów dodatkowych udziałów, jest Warren Buffett. Cieszysz się, że jest waszym udziałowcem? 

Nie posiadam się z radości. Jestem podekscytowany. Ponieważ Warren skupia się na dłuższej perspektywie. Dlatego właśnie świetnie do siebie pasujemy. My w ten sposób zarządzamy firmą. On w ten sposób inwestuje. 

Myślałeś o tym? Warren nadal używa starej komórki z klapką.

Wiem. Nie ma smartfona. 

Myślałeś o tym, jak mogłaby wzrosnąć cena waszych akcji, gdyby Warren używał waszych produktów?

Pracuję nad nim. I powiedziałem mu, że osobiście przyjadę do Omahy, żeby zaoferować mu wsparcie techniczne [w 2020 roku jego wysiłki chyba przyniosły skutki, bo Warren Buffett poinformował, że używa teraz iPhone’a]. 

Pozwól, że zapytam cię, jak doszedłeś do tego miejsca. Dorastałeś w Alabamie. 

Tak, w bardzo, bardzo małym miasteczku między Pensacolą a Mobile przy Zatoce Meksykańskiej. 

Czy w liceum byłeś wyróżniającym się sportowcem? Uczniem? Nerdem? 

Nie jestem pewien, czy można powiedzieć, że wyróżniałem się w czymkolwiek. W szkole ciężko pracowałem. Miałem relatywnie dobre stopnie. W dzieciństwie byłem uprzywilejowany w tym sensie, że miałem rodzinę, w której wszyscy się kochali, a system szkolnictwa publicznego, do którego trafiłem, był dobry. To ogromny przywilej, który – szczerze mówiąc – nie jest dziś udziałem wielu, naprawdę wielu dzieci. 

Studiowałeś na Uniwersytecie Auburn. Jak sobie tam radziłeś? 

Całkiem dobrze. Bardzo zainteresowała mnie inżynieria i inżynieria przemysłowa. 

Później pracowałeś w IBM-ie. 

Tak. Zacząłem na stanowisku inżyniera produkcji, który projektował linie produkcyjne. W tamtym czasie dopiero wdrażano rozwiązania z zakresu robotyki, więc skupialiśmy się na automatyzacji. Nie powiedziałbym, że z sukcesem się na tym skupialiśmy. Ale dużo się nauczyłem w trakcie tego procesu. 

Pracowałeś tam przez niemal dwanaście lat, a później dołączyłeś do innej firmy, Compaq, która wówczas była jednym z największych producentów komputerów osobistych. 

Byli wtedy numerem jeden. 

Pracowałeś tam od pół roku, gdy zadzwonił do ciebie Steve Jobs albo ktoś, kto dla niego pracował, i zaproponował: „Czy możesz przyjechać i dołączyć do Apple?”. Apple był niewielką firmą w porównaniu z Compaq. Dlaczego pojechałeś na rozmowę rekrutacyjną i zacząłeś pracę dla Apple’a? 

Biografia Steva Jobsa, 2014 rok, fot. 360b/shutterstock.

To dobre pytanie. Steve wrócił do firmy i w zasadzie wymieniał całą kadrę zarządzającą, jaką tam zastał. Pomyślałem: „Wiesz, to okazja, by porozmawiać z gościem, który założył całą branżę”. Steve spotkał się ze mną w sobotę. Już po kilku minutach rozmowy z nim czułem: „Chcę to zrobić”. Sam byłem zszokowany. Ale w jego oczach była iskra, której nie widziałem wcześniej u żadnego dyrektora generalnego. I oto był cały on, w pewnym sensie szedł w lewo, gdy wszyscy inni szli w prawo. Przy każdym temacie, jaki poruszył, robił coś zupełnie innego niż nakazywała konwencjonalna mądrość. Wiele osób rezygnowało z rynku konsumenckiego, ponieważ przypominał on krwawą łaźnię. Steve robił dokładnie odwrotnie. W tamtym okresie w dwa razy bardziej niż inni skupiał się na klientach. Rozmawiał z nimi, a pytania, które zadawał, również były inne. Zanim się pożegnałem, dosłownie pomyślałem: „Mam nadzieję, że zaoferuje mi pracę, bo naprawdę jestem zainteresowany”. 

Czy przyjaciele mówili ci, że to nie był dobry pomysł? 

Myśleli, że oszalałem. Konwencjonalna mądrość podszeptywała: „Pracujesz dla największego producenta komputerów osobistych na świecie. Dlaczego miałbyś w ogóle odchodzić? Czeka cię wspaniała kariera”. To nie była decyzja z gatunku tych, że możesz usiąść i przeprowadzić racjonalną analizę: takie są plusy, a takie minusy. Ta analiza zawsze nakazywałaby: „Zostań na swoim miejscu”. W głowie słyszałem głos: „Na zachód, młody człowieku. Na zachód”. 

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, zakładam, że była to najlepsza decyzja, jaką podjąłeś w swoim życiu zawodowym. 

Być może była to najlepsza decyzja w moim życiu w ogóle. Nie jestem pewien, czy musisz dodawać tam słowo zawodowy.

Gdy byłeś w Apple i pracowałeś dla Steve’a, czy okazało się to lepsze, niż sądziłeś? Gorsze? Okazało się to większym wyzwaniem, niż zakładałeś? 

„Wyzwalające” byłoby słowem, którego użyłbym w opisie. Mogłeś porozmawiać ze Steve’em o czymś naprawdę wielkim i jeśli to do niego przemawiało, mówił po prostu „Okej” i mogłeś to zrobić. To, że da się w taki sposób prowadzić firmę, było dla mnie totalnym objawieniem. Byłem przyzwyczajony do wszystkich tych warstw biurokracji i badań – paraliż, na który często cierpią firmy. Apple było zupełnie inne. Uświadomiłem sobie, że jeśli nie byłem w stanie czegoś załatwić, mogłem po prostu podejść do najbliższego lustra, popatrzeć na nie i już widziałem powód. 

Stan zdrowia Steve’a nie pozwalał mu na dalsze pełnienie funkcji dyrektora generalnego. Powiedział o tym zarządowi i zostałeś przedstawiony jako dyrektor generalny w okolicy sierpnia 2011 roku. Gdy zostałeś dyrektorem generalnym, czy czułeś, że Steve powie: „Interesowało mnie zrobienie tego i tego, twoim zadaniem jest zrealizowanie moich planów”? Czy czułeś, że masz własną wizję tego, co należało zrobić? Jak udało ci się osiągnąć równowagę? Zastępowałeś legendę. 

Sytuacja nie była tak sekwencyjna. Mamy naprawdę otwartą firmę. Większość z nas potrafiłaby dokończyć wypowiedź innych osób, nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy. To nie była kwestia tego, że Steve miał jakiś sekretny folder czy coś podobnego. Zawsze dzielił się swoimi pomysłami. W tamtym czasie uważałem, że Steve zawsze będzie prezesem i z czasem wypracujemy sobie zmianę w relacjach. Niestety, sprawy potoczyły się inaczej. 

Macie produkt, który jest największym sukcesem w historii ludzkości, czyli iPhone’a. 

Mieliśmy poczucie, że to wyjątkowy produkt, który zmieni reguły gry. Jeśli wrócisz do prezentacji, na której Steve go przedstawił, poczujesz pasję w tym, jak o nim opowiada. Nadal pamiętam to, jakby to było wczoraj. 

Ile do tej pory sprzedano iPhone’ów? 

Premiera iPhina6 przez Apple Store w Nowym Jorku, fot. nyker/Shutterstock

Porozmawiajmy o wartościach, którym jesteście wierni. Jedną z nich jest prywatność. 

Postrzegamy prywatność jako fundamentalne prawo człowieka. Dla nas stoi w jednym rzędzie z innymi swobodami obywatelskimi, które sprawiają, że Amerykanie są tym, kim są. Definiuje nas jako Amerykanów. Widzimy, że ten temat staje się coraz większym problemem dla ludzi. Pobieramy od naszych klientów minimalną ilość danych – tylko tyle, ile potrzeba, by zapewnić świetne usługi. Później ciężko pracujemy, by chronić te dane za pomocą szyfrowania i tak dalej. 

Mówiłeś także o roli równości. Dlaczego jest ona dla ciebie tak ważna? 

Gdy przyglądam się światu, wiele jego problemów sprowadza się do braku równości. Chodzi o to, że dzieciak, który urodził się w określonym miejscu, nie będzie miał z tego powodu dostępu do dobrego wykształcenia. Ktoś zostaje zwolniony z pracy z powodu swojej przynależności do społeczności LGBTQ. Ktoś wyznaje inną religię niż większość i spotyka się z jakąś formą ostracyzmu. Najprościej rzecz ujmując, sądzę, że gdybyś mógł sprawić, że za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszyscy traktowaliby siebie nawzajem z godnością i szacunkiem, wiele problemów by zniknęło. 

Odsłoniłeś nieco swoje życie osobiste, rezygnując z części prywatności, do której – jak powiedziałeś – inni ludzie mają prawo. Dlaczego to zrobiłeś? 

Zrobiłem to dla wyższych celów. Stało się dla mnie jasne, że jest mnóstwo dzieci, które nie są dobrze traktowane, nawet we własnych rodzinach, i że te dzieciaki potrzebują, by ktoś powiedział: „Okej, ci ludzie dobrze sobie poradzili w życiu, a są homoseksualistami, więc nie jest tak, że homoseksualizm jest karą dożywocia”. Dostawaliśmy listy od dzieci, które jeszcze bardziej łamały mi serce. Doszło do tego, że pomyślałem: „Podjąłem złą decyzję, starając się robić tak, by mnie było wygodnie, czyli chroniąc swoją prywatność”, i stwierdziłem, że muszę coś zrobić w imię wyższych celów. 

Nie żałujesz? 

Nie żałuję. 

Czy twoi rodzice byli świadkami twojego sukcesu? 

Moja matka zmarła trzy lata temu. Ale mój ojciec żyje. 

Czyli twoja matka żyła, gdy zostałeś dyrektorem generalnym Apple’a. 

Tak. 

Czy powiedziała: „Zawsze wiedziałam, że odniesiesz w życiu sukces. I czy mógłbyś mi pomóc z iPhone’em”? 

No cóż, faktycznie kupiłem im obojgu iPady i w końcu przekonałem mojego ojca do korzystania z iPhone’a. Rodzice traktują mnie tak samo, jak traktowali mnie dwadzieścia, czterdzieści i sześćdziesiąt lat temu. 

Czy ojciec dzwoni do ciebie, żeby udzielić ci rad? Albo mówi ci, jak czegoś nie robić? 

Jeśli zrobię coś, co według niego nie jest dobre, powie mi. 

Jesteś oczywiście osobą dość publiczną. Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, żeby kandydować na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych? Bo przyglądałeś się z bliska prezydentowi. 

Nie mam takich ambicji politycznych. Uwielbiam skupiać się na ustawodawstwie. Gdy patrzę na dysfunkcje w działalności władzy ustawodawczej w Waszyngtonie i tak dalej, wydaje mi się, że mogę więcej zdziałać dla świata, robiąc to, co robię. 

Spośród wszystkich znanych mi dyrektorów generalnych wielkich firm ty masz najmniejsze ego, jesteś najskromniejszym człowiekiem, jakiego znam na takim stanowisku. Czy kiedykolwiek zauważyłeś, że różnisz się od pozostałych dyrektorów generalnych? W jaki sposób udaje ci się zachować taką skromność, zarządzając największą firmą na świecie? 

Od każdego, kto pracuje w Apple’u, oczekuje się, że będzie osiągał dobre wyniki i miał swój wkład w działalność firmy. Ponieważ poprzeczka jest ustawiona wysoko, nigdy nie udaje ci się jej przeskoczyć – ani dyrektorowi generalnemu, ani żadnemu innemu pracownikowi. Jeśli więc kiedykolwiek tak się poczułem, to uczucie szybko minęło.

Zdjęcie tytułowe Laura Hutton / Shutterstock.