Zanim rozwinął się przemysł k-popowy, a k-drama wyszła z azjatyckiej niszy, Korea Południowa była biednym krajem kojarzącym się z bratobójczą wojną koreańską. Zmiana zaczęła się w latach 90., gdy to azjatyckie państwo na dobre wyszło z wojennych traum. Państwo miało w świecie swoje wielkie korporacje zwane czebolami, w których mieszał się biznes i polityka, ale większość z nich nie miała nic ciekawego do zaoferowania dla coraz bardziej cyfryzującej się gospodarki. To o tyle zaskakujące, że tymi czebolami były przecież Samsung, Daewoo, LG czy Hyundai – dziś będące symbolami koreańskiej myśli technologicznej i biznesowej zwinności.
Tyle że kilkadziesiąt lat temu ich siła wynikała głównie z tego, że były mocno powiązane z politykami i opierały się na wsparciu władzy. Dopiero azjatycki kryzys końca lat 90. zmusił zarządzających nimi do restrukturyzacji i skoncentrowania się na mniejszych, konkretniejszych obszarach działania. Szczególnie, że według wizji prezydenta Kim Dae-junga technologie informacyjne i popkultura miały stać się dwiema kluczowymi siłami napędzającymi koreańską gospodarkę.