Wojna trumpowo-bigtechowa pod flagą światowej dominacji. Dlaczego USA nie zbanowało TikToka
Istna opera mydlana – tak można by podsumować zakusy Donalda Trumpa na TikToka. Od groźby blokady, poprzez dwóch kandydatów do ręki tego chińskiego serwisu, odrzucenie oferty Microsoftu i niespodziewany wjazd Oracle, po ponowną groźbę blokady. Ale niech nikogo nie zwiedzie wizja, że chodzi o prosty cios w stronę Chin. To także element skomplikowanych gier Trumpa z rodzimymi BigTechami.
Ponad 70-letni facet, siedzący nocami rozparty w fotelu albo na łóżku, w szlafroku przed telewizorem i konsumujący cheeseburgera, za towarzystwo mając swój ulubiony kanał Fox News i jego komentatorów. Po seansie kompulsywnie tweetuje o tym, co zobaczył. Lub, gdy nie ma weny do pisania, wydzwania do ludzi i naciąga ich na plotkarskie rozmowy o tym i tamtym z telewizji. Taki obraz Donalda Trumpa, 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych, który Michael Wolff rozpropagował w książce „Ogień i furia”, ma do dziś wiele osób. Szczególnie tych, którzy za prezydentem nie przepadają. Nie budzi zaufania, że rozwiąże najważniejsze problemy świata? No, nie budzi.