Polska mistrzem pandemicznych restrykcji. Jesteśmy w światowej czołówce

Pod względem liczby i dotkliwości nakazów i zakazów nałożonych na obywateli pod pretekstem walki z wirusem wyprzedzamy nawet Chiny. Podobnie jak tam nasz rząd zażądał od operatorów informacji o tym, gdzie przebywają chorzy. I nie dał szansy, by powiedzieć mu: nie.

Polska mistrzem pandemicznych restrykcji. Jesteśmy w światowej czołówce

San Marino, Słowenia, Azerbejdżan, Irlandia i Polska - tak wygląda czołówka listy państw, które najsurowiej zareagowały na zagrożenie epidemią Covid-19. Piąte miejsce Polski może szokować, jesteśmy na liście nawet przed Chinami! A przecież w Chinach inwigiluje się obywateli na niewyobrażalną dla nas skalę, używając do tego technologii. Za nami są też w zestawieniu Indie, w których policjanci biją ludzi pałkami za to, że wyszli z miejsca kwarantanny. Z kolei w Peru, które też zostawiliśmy w tyle, w poniedziałki, środy i piątki domy mogą opuszczać tylko mężczyźni, a w pozostałe dni - wyłącznie kobiety.

U nas tak nie jest. Polaków nie śledzą - póki co - na ulicach drony wyłapujące twarze bez masek, policja ogranicza środki przymusu do wystawiania mandatów, a z domów można wychodzić każdego dnia. Za to dostępu do informacji o tym, gdzie w danej chwili przebywają chorzy oraz objęci kwarantanną, rząd zażądał od telekomów. W trybie natychmiastowego polecenia.

Według Government Response Severity Index, czyli Indeksu Siły Rządowej Reakcji, skala oraz jakość wprowadzonych restrykcji stawia nas w czołówce państw o najbardziej surowych zasadach. - Prawdę mówiąc nie zaskakuje mnie to. Jesteśmy zarzucani kolejnymi mniej lub bardziej ingerującymi w codzienne życie zakazami i nakazami. Bez precyzowania, jak je realizować, po co konkretnie są, w jakim zakresie. Co więcej, rząd sam sobie nadaje kolejne uprawnienia pozwalające kierować właściwie całym państwem za pomocą administracyjnych poleceń. Równolegle zawiesza dostęp do informacji publicznej, więc tych poleceń nie można kontrolować – podsumowuje sytuację Szymon Osowski, prezes zarządu Sieci Obywatelskiej - Watchdog.

Miesiąc COVID

Przypomnijmy, jak rozwijała się sytuacja.

  • Pod koniec lutego w szpitalach zaczęto wprowadzać zakazy odwiedzin.
  • 2 marca - Sejm uchwalił specustawę antycovidową.
  • 4 marca - w Polsce potwierdzono pierwsze zakażenie.
  • 8 marca - Główny Inspektor Sanitarny zarekomendował odwołanie wszystkich imprez masowych powyżej 1000 osób w zamkniętych pomieszczeniach.
  • 11 marca - premier poinformował o zamknięciu przedszkoli, szkół i uczelni na dwa tygodnie.
  • 13 marca - rząd ogłosił, że od 15 marca zamknięte zostaną granice Polski. Wprowadzono kontrole paszportowe na wszystkich granicach lądowych, a do kraju pozwolono wjeżdżać tylko pracownikom i obywatelom Polski. Wprowadzono obowiązkową kwarantannę dla przyjeżdżających. Za jej złamanie groziło 5 tys. zł grzywny. Wprowadzono zakaz zgromadzeń publicznych powyżej 50 osób.
  • 20 marca - wprowadzono stan epidemii, kara za złamanie kwarantanny została podniesiona do 30 tys. zł
  • 19 marca - rząd ogłosił, że osoby w kwarantannie, by odciążyć policję, mogą używać dobrowolnej aplikacji telefonicznej.
  • 24 marca - wprowadzono zakaz przemieszczania się z wyjątkiem wykonywania czynności zawodowych, niezbędnych czynności życiowych, kultu religijnego i antyepidemiologicznego wolontariatu. Zakazane zostały zgromadzenia powyżej 2 osób, wprowadzono ograniczenia w transporcie zbiorowym. Na operatorów telekomunikacyjnych nałożono obowiązek przekazywania wojewodom i służbom epidemiologicznym informacji dotyczących lokalizacji osób poddanych kwarantannie i hospitalizacji.
  • 25 marca - przedłużono zamknięcie granic do 13 kwietnia.
  • 1 kwietnia - zakazano osobom poniżej 18. roku życia przebywania w przestrzeni publicznej bez dorosłego. Zamknięto parki, bulwary i plaże. Zawieszono działalność salonów tatuaży, fryzjerskich i kosmetycznych. Ograniczono limit klientów przebywających na raz w sklepach, wprowadzono specjalne godziny tylko dla osób starszych. Aplikacja Kwarantanna Domowa stała się obowiązkowa.
  • 3 kwietnia - zamknięto lasy. Liczba zakażonych sięgnęła 3149 osób.
  • 9 kwietnia - przedłużono zamknięcie granic do 3 maja.
  • 16 kwietnia - wprowadzono obowiązek noszenia maseczek w przestrzeni publicznej.
  • 20 kwietnia - w ramach luzowania restrykcji otwarto lasy, plaże i parki. Zmniejszono restrykcje w niektórych sklepach. Liczba zakażonych wyniosła 9435 osób.

Dlaczego ta chronologia jest ważna? Bo jest istotnym elementem Indeksu Siły Rządowej Reakcji. Index ten został opracowany po to, by zbadać, jak silne i głęboko ingerujące w życie obywateli są reakcje poszczególnych państw na epidemię, ogłoszone i wprowadzone w życie od 1 stycznia do 3 kwietnia. Za jego stworzeniem stoi grupa badaczy CoronaNet Research Project. Tak piszą o swoich pracach: - Aby zebrać dane, zrekrutowaliśmy ponad 190 asystentów badawczych z uczelni i uniwersytetów na całym świecie reprezentujących 18 z 24 stref czasowych.

Na czele projektu stanęli prof. Joan Barcelo i prof. Robert Kubinec, obaj z New York University – Abu Dhabi, dr Cindy Cheng, Luca Messerschmidt z Politechniki w Monachium i Allison Spencer Hartnett z Yale.

Uważamy, że ważne jest, aby zbadać reakcje rządów i ich wpływ na wskaźniki infekcji. Decydenci i społeczeństwo powinni mieć możliwość analizowania decyzji politycznych w czasie rzeczywistym i wybierania najlepszych praktyk - tłumaczy nam Luca Messerschmidt, doktorantka nauk politycznych z Politechniki w Monachium, odpowiedzialna za kontakty z prasą w CoronaNet Research Project. Dodaje, że dane są cały czas przetwarzane, tak by indeks był regularnie aktualizowany.

Jak porównać zakazy?

Zespół naukowców zaangażował do współpracy firmę Jataware zajmującą się uczeniem maszynowym. Dzięki niej udało się automatycznie zebrać ponad 200 tys. artykułów prasowych z całego świata na temat działań podjętych w związku z Covid-19. Następnie naukowcy opracowali ankietę z pytaniami na temat różnych aspektów działań rządów. Odpowiedzi na nią wyciągnięto na podstawie danych z tych artykułów oraz oficjalnych dokumentów rządowych.

Co ważne, celem ankiety nie jest ocena zasadności danego rozwiązania, tylko ustalenie faktów, że zostało ono wdrożone, kiedy, na jakim etapie epidemii i na jak długo. Jeżeli więc na przykład w Polsce zamknięto szkoły i uczelnie od 18 marca, to w ankiecie każdy dzień tego zakazu jest liczony i porównywany z ówczesnym poziomem zachorowań.

Wyszczególniono 17 ogólnych polityk, które następnie porównywano. Wśród nich: zamknięcie szkół, zamknięcie granic, wprowadzenie godziny policyjnej, ograniczenie zgromadzeń, ograniczenie w dostępie do usług, do urzędów, a także wprowadzenie społecznego dystansu. Na tej podstawie skonstruowany został indeks do śledzenia intensywności tych polityk.

W indeksie naukowcy nie dokonali prostego zsumowania kolejnych kroków podejmowanych przez państwa. Zamiast tego stworzyli specjalny model statystyczny, dzięki któremu indeks został oparty na średniej ważonej. Wagi (czyli elementy zliczane) są wyprowadzane z tego, w jakim stopniu dane zasady są egzekwowane. Nie wystarczy samo ich ogłoszenie, ale ważne jest także to, czy doszło do wprowadzenia ich w życie i w jak dużym zakresie. Naukowcy chcieli porównać rządowe pomysły w praktyce, a nie tylko na papierze.

Polska mistrzem w zakazach

Stąd wzięła się tak wysoka pozycja San Marino. To małe państwo zamknęło się już 14 marca. Ze względu na bliskość Włoch wprowadziło bardzo rygorystyczny lockdown. Zakazano handlu, otwarte pozostawiono tylko sklepy z żywnością, apteki, stacje paliw i kioski. Zablokowano budowlankę, przemysł stoczniowy, całą gastronomię, nawet tę świadczącą usługi na wynos, usługi osobiste z wyjątkiem pogrzebowych. Usług rzemieślniczych zakazano nawet w domach, wstrzymano również całkiem transport publiczny. Zamknięto parki, bo spacery rekreacyjne również zostały zakazane. Firmy poproszono o ograniczenie liczby pracowników w miejscu pracy o połowę.

Restrykcje w Polsce wydają się w porównaniu z tym lżejsze. Badacze to zauważają, tyle że - jak podkreślają - kolejna dziewiątka państw w indeksie (a należy do niej w kolejności Słowenia, Azerbejdżan, Irlandia, Polska, Kuba, Argentyna, Meksyk, Dania i Rumunia) nieznacznie różni się od siebie pod względem dotkliwości i intensywności nowych zasad życia. Czyli, nawet jeżeli u nas policja nie bije pałkami ludzi opuszczających kwarantannę, to i tak żyjemy w państwie, które ma jedne z najsurowszych obostrzeń pod względem walki z Covid-19 na świecie.

Mamy po prostu inną kulturę sprawowania kontroli nad obywatelami. Wystarczyło wprowadzenie naprawdę wysokich mandatów za łamanie kolejnych wytycznych, od których obecnie nie ma właściwie żadnej ścieżki odwoławczej, by osiągnąć większą siłę rażenia niż pałka w Indiach - zauważa Osowski.

Zakaz wchodzenia do lasów, skierowany do dzieci zakaz samodzielnego wychodzenia z domów, coraz większe uprawnienia nadawane służbom i sanepidowi, niejasne zasady nakładania i egzekwowania kwarantanny, praktycznie zakaz przemieszczania się, uruchomione metody inwigilacji obywateli – dla Krzysztofa Izdebskiego, członka zarządu i dyrektora programowego Fundacji ePaństwo, to przykłady bardzo poważnego ograniczenia praw obywatelskich w Polsce. Co więcej, wprowadzone w ekspresowym tempie i trudnym do skontrolowania zakresie.

Trzeba oczywiście wyraźnie podkreślić, że dzieje się tak nie tylko w Polsce. Właściwie już cały świat w walce z epidemią COVID-19 rygorystycznie ogranicza życie gospodarcze, społeczne, a nawet prywatne i rodzinne. Tyle że w Polsce sposób stosowania tego rygoru, w ocenie kolejnych ekspertów, zaczyna budzić uzasadnione obawy.

W trybie polecenia

Index nie wyszczególnia jako osobnej kategorii technologicznych środków inwigilacji i kontroli obywateli. Ale - jak tłumaczy nam Luca Messerschmidt - techniki te są uwzględniane w szczegółowych pytaniach o monitoring zdrowia obywateli i kampanie wzmacniające społeczną świadomość.

W Polsce właśnie te kwestie budzą kontrowersje. - Przymuszenie operatorów telekomunikacyjnych do tego, by właściwie bez żadnej podstawy prawnej zaczęli przekazywać informacje o tym, gdzie są ich klienci objęci nakazem kwarantanny czy izolacji, to sytuacja bezprecedensowa - ostrzega Osowski. Operatorom nie dano możliwości odmowy. W dokumentach, które telekomy pod koniec marca dostały od Prezesa Rady Ministrów, znalazł się zapis, że od tej „decyzji nie służy odwołanie”. Jedyne, co operatorzy mogą zrobić, to złożyć skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Tyle że od początku kwietnia zawieszone są wszystkie rozprawy sądowe, nawet jeśli ktoś skieruje skargę, to nie wiadomo, kiedy zostanie ona rozpatrzona.

Co więcej, o poleceniu tym opinia publiczna zapewne by się nie dowiedziała, gdyby nie to, że o ich treść wystąpiła do KPRM Sieć Obywatelska - Watchdog. Teraz by już nie dostała odpowiedzi. - Wkrótce po tym, jak wydano nam treść tego polecenia, zawieszono prawo dostępu do informacji publicznej. Obecnie więc w kwestii kontroli działań rządu i urzędników mamy związane ręce - podkreśla Osowski.

Ostro ocenia tę sytuację Izdebski: - Prezes Rady Ministrów przynajmniej w dwóch przypadkach nadużył swoich uprawnień. Pierwszym jest polecenie wydane operatorom, by ujawnili dane osobowe osób chorych, w kwarantannie lub w izolacji. Drugim polecenie druku kart wyborczych. Nad tymi poleceniami nie ma kontroli ani sądowej, ani parlamentarnej, a ze strony opinii publicznej jest ona coraz słabsza.

Wątpliwości budzi też działanie aplikacji Kwarantanna Domowa. W związku z jej wprowadzeniem pojawiły się pytania, na które resort cyfryzacji odpowiedzialny za jej wdrożenie nie odpowiada. - Owszem, podano koszt zakupu i utrzymania tej aplikacji, czyli 2,7 mln zł, co, jak na taką prostą usługę jest naprawdę wysoką sumą, ale nie wiemy, w jakim trybie został wybrany wykonawca, ani kto ma dostęp do danych zbieranych przez nią. A przecież te dane to zdjęcia robione sobie przez osoby w kwarantannie, które mają sporą wartość dla systemów biometrycznych - ostrzega Tomasz Zieliński autor bloga InformatykZakładowy.pl, który dogłębniej przyjrzał się aplikacji.

Choć początkowo MC zapewniało, że aplikacja będzie dobrowolnym sposobem na raportowanie przestrzegania kwarantanny, to po niecałych dwóch tygodniach zmieniło decyzję i ogłosiło nagle, że będzie jednak obowiązkowa. Zrobiło to, nie biorąc pod uwagę ani uwag co do tego, że jest wadliwa i nieskoordynowana z danymi z Sanepidu, bo wzywa do zrobienia zdjęcia także po zakończeniu kwarantanny, ani nawet do tego, że nie każda osoba może mieć możliwość korzystania z tego rozwiązania. Przecież nie ma obowiązku posiadania smartfona, nie wszyscy też mają kompetencje do obsługi aplikacji.

Fundacja Panoptykon zajmująca się kwestiami ochrony prywatności gorzko podsumowała ten pomysł: „Państwo od lat nie potrafi przenieść części swoich działań na platformy online. Wymaga jednak wysokich kompetencji cyfrowych od swoich obywateli i obywatelek. W uzasadnieniu ustawy nie znaleźliśmy wyjaśnienia, dlaczego zaostrzenie jednego z tych środków (czyli obligatoryjności aplikacji Kwarantanna Domowa - od red.) po kilku tygodniach doświadczeń okazało się konieczne. (…) Ograniczenie prywatności setek tysięcy obywateli – bo tym jest zmuszanie ich do regularnego przesyłania swoich zdjęć - uważamy za zwykłe pójście na skróty”.

A co, jeśli ktoś nie może zainstalować aplikacji, tak jak znajoma Izdebskiego, która niedawno wróciła z Wielkiej Brytanii do Polski? - Oczywiście od razu została skierowana do dwutygodniowej kwarantanny i nakazano jej zainstalować aplikację. Tyle że ona ma firmowy telefon, który ma nałożone blokady przez administratora i nie może takiej usługi pobrać. A więc siedzi w domu i martwi się, bo dostaje regularnie ponaglenia od sanepidu z groźbami nałożenia kary za nieprzestrzeganie kwarantanny. Taki paragraf 22 - opowiada Izdebski.

Las jak koza

Rzeczywiście można poczuć się jak Yossarian, bohater przywołanej powieści Josepha Hellera, ofiara pułapki, którą stały się dla niego przepisy. Kary za nieprzestrzeganie przepisów są wysokie, natomiast przepisy niejasne, a od kar nie można się odwołać. Z tego powodu, jak słyszymy w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, od półtora miesiąca ludzie proszą o pomoc właściwie tylko w kwestiach antyepidemiologicznych ograniczeń i zakazów.

Od 1 marca do BRPO trafiło ponad 1,4 tys. pism dotyczących epidemii, a pracownicy odbyli dodatkowo 2,6 tys. rozmów z ludźmi, którzy szukali pomocy i podpowiedzi na pytanie, co mają zrobić w konkretnych sytuacjach. Te pytania pokazują, jak bardzo nakładane przepisy przemeblowały nam życie: „Nie mogę zakrywać twarzy z uwagi na chorobę. Jak to udokumentować i wytłumaczyć się kontrolerowi, skoro kontakt z lekarzem (wystawienie zaświadczenia) jest niemożliwy?”, „Wróciłam z zagranicy wraz z synem. Dzień przed zakończeniem kwarantanny otrzymałam telefonicznie informację z sanepidu, że kwarantanna jest przedłużona o kolejny tydzień. Nie podano powodu przedłużenia”, „Policja ukarała córkę 500-złotowym mandatem za brak rękawiczek ochronnych na ulicy”.

Na nie niektóre pytania nawet w BRPO nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć. Na przykład: „mam zaplanowaną przeprowadzkę. Zawarłam już nową umowę najmu i chcę przewieźć wszystkie swoje rzeczy z Katowic do Piotrkowa Trybunalskiego. Czy mogę?” Urzędnicy odpowiadają: - Wydaje się, że tak – trzeba się jednak będzie przekonująco wytłumaczyć policji.

Powodzenie akcji zależy więc od tego, czy ewentualny patrol policji, niczym instancja sądowa, uzna czy nie, uzasadnienie przeprowadzki za dobre. Uznaniowość w działaniu policji stała się już tematem dowcipów. Powstał nowy zawód – policjant filozof, który rozważa, co jest niezbędnie potrzebne do życia.

Być może najbardziej kuriozalnym przykładem na to, jak rząd szafuje zakazami i nakazami, było zamknięcie lasów, by potem, niemal z pompą, je otworzyć, ogłaszając ten krok na konferencji prasowej jako postęp w wychodzeniu z pandemii. Historię leśnych zakazów podsumował w ironicznym wpisie na Facebooku Szczepan Twardoch. - Chciałem przedstawić parę pomysłów dla premiera i zmęczonego ministra: na przykład na kolejnej konferencji można ogłosić nakaz chodzenia tyłem i z zamkniętymi oczami w dni parzyste, w nieparzyste zaś skakania na lewej nodze. Będzie co potem uroczyście zdejmować, zmęczeni podskakiwaniem wyborcy na pewno będą wdzięczni – snuł propozycje pisarz. I podsumował, już serio: - Premier uroczyście zdjął absurdalne ograniczenia, wprowadzone wcześniej tylko po to, żeby było co zdejmować.

Zniecierpliwienie autora „Króla” i „Morfiny” nie jest wcale bezpodstawne. Od kilku tygodni nasze życie zostało postawione na głowie. Karnie przyjmujemy kolejne wytyczne, zakładając, że pomogą w walce z epidemią. Nieśmiałe pytania o sensowność aż tak daleko posuniętych obostrzeń spotykają się z argumentami w duchu: „Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy”.

Pytanie tylko, czy ratując las, nie poświęcamy przypadkiem nie tylko różanego ogródka, ale także sadu, warzywniaka i stawu z rybami.