REKLAMA
  1. bizblog
  2. Samorządy

Pandemia dopada budżetówkę. Rząd szykuje zwolnienia, co piąty urzędnik może stracić pracę

Nadchodzą zwolnienia w budżetówce. Jak donosi „Gazeta Wyborcza”, powakacyjna rekonstrukcja rządu ma być połączona z odchudzaniem administracji publicznej. Karuzela etatowa, która od miesięcy dotyka innych grup zawodowych, tym razem dotyczyć ma urzędników. I jak wieść niesie, ma się kręcić wyjątkowo szybko.

27.08.2020
12:03
Zwolnienia w budżetówce. Rząd szykuje cięcie zatrudnienia i płac
REKLAMA

To już kolejne doniesienia w krótkim czasie świadczące o tym, że nad administracją publiczną zbierają się jednak coraz ciemniejsze chmury. Najpierw, w zeszłym tygodniu, o planach cięć etatów wśród urzędników informował „Dziennik Gazeta Prawna”. Już wtedy mówiło się, że zwolnienia mogą dotyczyć nawet 20 proc., ale urzędników administracji rządowej. Teraz „Gazeta Wyborcza” z kolei donosi, że redukcje sięgną na poziomie 15-20 proc. wszystkich urzędników. Nie tylko tych z rządu. 

REKLAMA

„Rząd zobowiązał Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów do uzgodnienia z właściwymi członkami Rady Ministrów rozwiązań związanych ze zmniejszeniem zatrudnienia w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz urzędach obsługujących członków Rady Ministrów” - taki komunikat pojawił się po środowym posiedzeniu rządu.

Zwolnienia więc mają dotyczyć - oprócz samego rządu - także urzędów wojewódzkich, ZUS, KRUS, czy NFZ. Zgodnie z przepisami antykryzysowymi odbędzie się to na zasadzie rozporządzenia premiera o redukcji etatów lub zmniejszeniu pensji urzędnikom. Podobno w planach jest też zamrożenie podwyżek na 2021 r. Mniejsze odprawy wynikają z zapisów tarczy antykryzysowej 4.0. 

Zwolnienia z pracy - szybko i łatwo

Już wcześniej tak przygotowano prawnicze procedury by operacja odchudzania z etatów administracji publicznej przebiegła sprawnie, bez zbędnych zastojów, które mogłyby posłużyć do ogólnopolskiej dyskusji o poczynaniach rządu. Nie będzie więc w tym przypadku komplikacji znanych ze zwolnień grupowych. Pracodawca wytypuje urzędników do zwolnienia, poinformuje ich o tym i da znać związkom zawodowym. Te będą miały siedem dni na przedstawienie swojej opinii. I po sprawie. Taka uproszczona procedura zwalniania powodowana ma być przede wszystkim konieczność zaciskania pasa. 

Z tego też powodu zakładane cięcia nie ominą także odpraw. Zachowany ma być okres ich wypłaty: od 1 do 3 miesięcy. Jednak liczba tych, którym będą przysługiwać – znacznie zmaleje. Już nie dwa, a trzy lata będą bowiem potrzebne do otrzymanie jednomiesięcznej odprawy. W przypadku tej trzymiesięcznej okres stażu pracowniczego ma wydłużyć się z kolei z 8 do 10 lat.

Związkowcy: w czasie pandemii urzędnicy mają więcej pracy

Niezbyt przychylnie na takie plany rządu patrzą związkowcy. Ich zdaniem nie ma w tym bowiem krzty logiki. Przekonują, że przecież przez pandemię koronawirusa urzędnicy mają znacznie więcej pracy niż wcześniej. Ograniczanie rąk do pracy w takim momencie nie może wiec być dobrym pomysłem.

Zdaniem cytowanego przez „GW” Piotra Szumlewicza, przewodniczącego Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa, pracownicy sektora publicznego i samorządowego nie są uwzględniani w tarczach rządowych. Stąd apel o gwarancje zatrudnienia dla pracowników sfery budżetowej i samorządowej, podniesienie płac o co najmniej 10 proc. oraz dodatkowe premie i podwyżki w tych segmentach rynku pracy, gdzie pracownicy mają dodatkowe obowiązki związane z epidemią koronawirusa.

Mnóstwo urzędów przestało działać podczas epidemii, a w części do dziś nie wdrożono środków skutecznie chroniących pracowników i ich klientów przed koronawirusem

- zwracają uwagę związkowcy ze Związkowej Alternatywy.

Andrzej Radzikowski, przewodniczący OPZZ, przekonuje z kolei, że w tym przypadku mamy do czynienia z próbą przerzucania kosztów kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa na pracowników. Tak było też w przypadku planów zakładających, że pracownika można byłoby zwolnić mailem. Rząd z tych konkretnych planów się wycofał, ale z uelastycznienia rynku pracy do końca nie zrezygnował. Chce tego jedynie dokonać mniej kontrowersyjnymi metodami. 

Pracownicy pracują w nadgodzinach, często w weekendy, z naruszeniem przepisów dotyczących czasu pracy - otrzymali mnóstwo nowych zadań, ale nie poszły za tym nowe etaty czy dodatkowe środki pieniężne - zwraca uwagę Sebastian Koćwin, wiceprzewodniczący OPZZ.

Samorządowcy nie organizują nowych naborów pracowników

Oszczędzanie w pandemii na etatach staje się też coraz częstszą praktyką w samorządach, których finanse mocno ucierpiały przez koronawirusa. O nowych przyjęciach raczej nie ma mowy. Zwolnień z pracy jeszcze nie ma, ale nikt nie może dzisiaj zagwarantować, że prezydenci, burmistrzowie i wójtowie nie będą musieli sięgnąć po takie rozwiązania. 

Zwolnień nie planujemy na razie. Co do przyjęć do pracy, to mamy do czynienia z pojedynczymi przypadkami w sytuacji zastępowania osób odchodzących na emeryturę. Żadnych jednak oddzielnych naborów nie organizujemy

- usłyszeliśmy w biurze prasowym Urzędu Miasta w Katowicach.

Podobnie jest w Krakowie, Sosnowcu, czy Częstochowie. Samorządowi skarbnicy obecnie bowiem dwoją się i troją, żeby w przyszłym roku z budżetu wyściubiać jakąś kasę na potrzebne wkłady własne pod unijne inwestycje - w ramach nowej siedmiolatki. Przy spadających dochodach z tytułu podatku PIT, czy CIT - może to okazać się wyjątkowo trudnym zadaniem. Tworzenie więc teraz nowych etatów, ciągnących za sobą dodatkowe koszty - nie wchodzi raczej w grę. 

W tych porządkach przeszkodzić może polityka

REKLAMA

Mimo że podłoże legislacyjne jest przygotowane pod etatowe porządki w administracji publicznej, to wcale nie jest jeszcze przesądzone, że faktycznie na przełomie września i października do tego dojdzie. Podobnie rzecz się ma z rekonstrukcją rządu. Pierwotnie miała być głęboka, redukująca liczbę ministerstw. Dzisiaj już takich zdecydowanych głosów jest coraz mniej. Okazuje się, że rozmowy wewnątrz Zjednoczonej Prawicy o planowanych redukcjach i cięciach nie przebiegały jednak w miłej i zgodnej atmosferze. 

Rozpisany przez premiera Mateusza Morawieckiego drogowskaz najbardziej nie podoba się Solidarnej Polsce, której lider - Zbigniew Ziobro od tygodni pokazuje na różne sposoby żelaznemu elektoratowi PiS, że to on, a nie szef rządu najlepiej nadaje się na następcę Jarosława Kaczyńskiego. I ekipa Ministra Sprawiedliwości miała też mocniej uderzyć w stół, jak się okazało, że zakładana reorganizacja rządu zmniejszy liczbę ich tek. Ziobro może grać wysoko, bo ma w ręce mocne atuty: 18 szabel w Sejmie, bez których Zjednoczona Prawica musiałaby oddać władzę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA