REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka

Znowu namieszali ws. wiatraków. Konsekwencje będą opłakane dla wszystkich

Kiedy już wydawało się, że większość rządowa w Sejmie więcej nie będzie kombinować z zasadą 10H, bo liczą się w pierwszej kolejności pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, które mają dać Zjednoczonej Prawicy kolejne zwycięstwo w tegorocznych wyborach ,na ostatniej prostej przyjęto do rządowego projektu autopoprawkę. Zdaniem ekspertów w ten sposób zrobiono dwa kroki w tył i znowu lądowa energetyka wiatrowa w Polsce jest na krótkiej smyczy. Za parę lat będziemy tego bardzo żałować.

27.01.2023
9:10
energetyka-wiatrowa-ustawa-Sejm
REKLAMA

Zjednoczona Prawica musi mieć jakieś wewnętrzne badania wskazujące, że jej elektorat w większości bardzo boi się wiatraków dających energię. Tylko tak można wytłumaczyć harce, jakie większość sejmowa wyprawa z zasadą 10H. Najpierw przez lata nie można było jej w ogóle w żaden sposób zmodyfikować, bo chociaż co kilka miesięcy rząd zapowiadał taką nowelizację, to koledzy z Solidarnej Polski za każdym razem pukali się znacząco w głowę. W końcu w tę zabawę w kotka i myszkę - na czym w pierwszej kolejności traci polski miks energetyczny - wtrąciła się Bruksela. Uwolnienie wiatraków na lądzie spod jarzma zasady 10H okazało się być jednym z kamieni milowych, od realizacji których Komisja Europejska uzależnia wypłatę Polsce sporych pieniędzy. 

REKLAMA

I może jeszcze kilka miesięcy temu premier Mateusz Morawiecki - chcąc utrzymać antyeuropejskiego ducha wśród swoich wyborców - mówił wszem i wobec, że to drobne grosze, które nie są potrzebne naszej gospodarce, to wiadomo nie od dziś, że bez tej kasy z KPO o triumf wyborczy na jesieni będzie niezwykle trudno. Dlatego Bruksela nagle jest w porządku, a fundusze z KPO to nawet drugi plan Marshalla. Niestety, rząd kolejny raz pokazał przy okazji nowelizacji zasady 10H, że równie łatwo może coś naprawić, jak i popsuć. Na tej zasadzie przyjęto do rządowego projektu (tylko ten się liczy, wszystkie inne od opozycji przepadły w głosowaniu) autopoprawkę, która jedną ręką luzuje lądowej energetyce wiatrowej smycz, ale drugą zakłada jej kaganiec.

Zasada 10H z poprawioną minimalną odległością

Projekt nowelizacji zasady 10H jest już z rządową autopoprawką. Sejmowe komisje zgodziły się, żeby minimalna odległość od turbin nie wynosiła 500 metrów, jak to pierwotnie zapisano, a 700 m. Można przypuszczać, że taki warunek postawiła Solidarna Polska. A te dodatkowe 200 m będzie dobrym wytłumaczeniem dla jej wyborców. W ten sposób niestety pragmatyzm kolejny raz przegrał z polityką. I będą z tego bardzo konkretne konsekwencje dla naszego miksu energetycznego. Eksperci wyliczają, że te 200 m różnicy oznacza, że za 2-3 lata nie powstanie dodatkowych 5 GW z wiatru, a jedynie 1,5 GW. Taki deficyt możemy mieć akurat od 2025 r., kiedy z systemu może wypaść kilka węglowych źródeł, którym skończy się wsparcie z rynku mocy.

Bez 500 metrów ustawa wiatrakowa jest bublem – przez 10 lat nie powstanie żadna nowa farma wiatrowa. To de facto dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie. To niezrozumiałe w obliczu kryzysu energetycznego i dramatycznie wysokich cen energii - na ostatnich poczynaniach Sejmu suchej nitki nie zostawia m.in. Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Szef PSEW przypomina jednocześnie, że odległość 500 metrów od turbin była społecznie akceptowana. Pozwalało to na ponad 25-krotne zwiększenie dostępności terenów pod inwestycje wiatrowe, z obecnych 0,28 do 7,08 proc. powierzchni Polski.

Elektrownie wiatrowe bez negatywnego pływu na zdrowie

Na nic zdały się także wcześniejsze opinie naukowców. A przecież ubiegłoroczny raport Elektrownie wiatrowe w środowisku człowieka Komitetu Inżynierii Środowiska PAN nie pozostawia cienia wątpliwości. OKazuje się, że nie ma jednoznacznych dowodów na to, że wiatraki w odległości 500 m zbytnio hałasują, czy szkodą ludziom infradźwiękami.

Poziomy hałasu infradźwiękowego od turbin wiatrowych są niższe lub porównywalne z hałasem towarzyszącym typowym naturalnym źródłom infradźwięków (np. wiatr, fale, pioruny, ulewny deszcz), występujących powszechnie w przyrodzie oraz hałasem infradźwiekowym towarzyszącym człowiekowi w codziennych czynnościach bytowych (np. pojazdy, głośniki, silniki, urządzenia AGD, samoloty) - przekonują naukowcy z PAN w swoim raporcie.

Autorzy tego opracowania przyznają również, że odpowiednie tempo i forma transformacji energetycznej nie są możliwe bez znaczącego udziału OZE, a zwłaszcza energetyki wiatrowej na lądzie.

Referendum lokalne zastąpi zasadę 10H?

REKLAMA

Cały czas możliwe jest też wpisanie w nowelizację zasady 10H jeszcze jednej autopoprawki. Chodzi o obowiązek organizowania referendum w gminach, w których miałby powstać elektrownie wiatrowe. Zgoda większości mieszkańców byłaby obligatoryjna dla inwestora. Dla ekspertów to nic innego, jak strzał we własne kolano. Kolejny. A cel takiego zapisu byłby tylko jeden: dalsze blokowanie rozwoju lądowej energetyki wiatrowej w Polsce. Taka autopoprawka, zdaniem aktywistki klimatycznej Dominiki Lasoty z Inicjatywy Wschód, byłaby największym kłopotem dla najbiedniejszych gmin.

Niektórych nie będzie stać na zorganizowanie takiego referendum, co z góry miałoby przekreślać ewentualną inwestycję wiatrową - przestrzegała w Faktach po Faktach TVN24.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA