REKLAMA
  1. bizblog
  2. Pieniądze

Gigantyczne pieniądze wyparują z Europy. Zostaną dosłownie unicestwione

To stanie się już w środę. Ogromne pieniądze wyparują z Europy. I nie chodzi o to, że zostaną gdzieś przelane czy przekazane. Nie - one po prostu zostaną unicestwione przez Europejski Bank Centralny. Dlaczego?

21.12.2022
10:13
Gigantyczne pieniądze wyparują z Europy. Zostaną dosłownie unicestwione
REKLAMA

W tym tygodniu w Europie wydarzy się bardzo ciekawa rzecz, chociaż w praktyce nie będzie można jej zaobserwować. W środę zniknie i przestanie istnieć około pół biliona euro. Dokładniej rzecz ujmując chodzi o 447 miliardów euro. To równowartość ponad 2 bilionów złotych, czyli blisko 70 proc. PKB. To także kwota przekraczająca wyraźnie cały polski dług publiczny.

REKLAMA

Ujmując sprawę potocznie, pieniądze znikną, ponieważ zostaną „oddrukowane”. Pojawiły się one w 2020 roku w czasie pandemii, kiedy w ramach obrony sparaliżowanej wirusem gospodarki przed kompletną zapaścią, rządy pompowały w nią gotówkę, aby nie pojawiły się w niej zabójcze zatory płatnicze. Banki centralne osłaniały te operacje, obniżając stopy procentowe do zera i prowadząc nadzwyczajne operacje. W strefie euro Europejski Bank Centralny skupował z rynku obligacje, płacąc za nie bankom komercyjnym, ale jednocześnie uruchomił on też wtedy program długoterminowych pożyczek dla banków. Teraz banki spłacają te pożyczki. Jeśli więc wtedy szeroka publiczność cały ten proces nazywała „drukowaniem pieniędzy” (chociaż w rzeczywistości nie było to żadne drukowanie), to dziś odwrotność tamtego procesu można nazwać „oddrukowywaniem” (chociaż to też nie jest sformułowanie precyzyjne).

W związku z tym, że banki udzielając kredytów, nie pożyczają istniejących już pieniędzy, tworzą nowe pieniądze „z powietrza”, późniejsze spłacanie tych kredytów oznacza, że te utworzone w momencie uruchomienia kredytu środki po prostu przestają istnieć. Po stronie klienta banku znika zobowiązanie finansowe, a po stronie banku znika aktywo finansowe w postaci kredytu (bo kredyty to dla banku jego aktywa). Wracamy więc do sytuacji sprzed udzielenia kredytu. Dlatego efektem spłaty pożyczek z EBC nie będzie po prostu przelanie pieniędzy na konta EBC, tylko unicestwienie tych pieniędzy.

Tanie pożyczki

Łatwo jednak zauważyć tu pewną sprzeczność. Skoro banki nie potrzebują pożyczać pieniędzy, aby udzielać kredytów, bo kredyt to tworzenie nowych pieniędzy, a nie wypożyczanie dalej tych już istniejących, to po co w ogóle im były te pożyczki z EBC? Z zasad rachunkowości wynika, że prawa strona bilansu zawsze musi się równać lewej. Bank, gdy udziela kredytu „z powietrza”, automatycznie tworzy też depozyt na koncie tego, kto dostał ten kredyt. Nowy kredyt jest więc w bilansie banku po stronie aktywów, a nowy depozyt po stronie pasywów. Tu wszystko się zgadza. Istnieje jednak istotna różnica, która dla banku stanowi problem.

Kredyt zwykle jest na dłuższy czas, czasami nawet na 30 lat. Depozyt zaś można wycofać z banku w każdej chwili. Jeśli tak się stanie, pasywa przestają się zgadzać z aktywami i trzeba je jakoś uzupełniać, zazwyczaj pożyczając kasę od innych banków na rynku międzybankowym. Można też kusić ludność wysokim oprocentowaniem, aby przynosili swoją kasę do banku, zwiększając stan depozytów, ale to dość kosztowne. Bank może też zwiększyć swoje kapitały, emitując nowe akcje na giełdzie, ale to często jeszcze droższe niż walka o nowe depozyty, a do tego wygląda zbyt rozpaczliwie i cierpi na tym reputacja banku. I tu pojawiają się tanie pożyczki z EBC. Po pierwsze są tanie. Bardzo tanie, w pewnym momencie miały one nawet ujemne oprocentowanie. Po drugie są na kilka lat, nie ma więc ryzyka, że nagle znikną. Dzięki temu bank redukuje ryzyko swojej działalności i obniża koszty. Obydwa te efekty były w czasach recesji związanej z pandemią bardzo pożądane.

Pozostaje kwestia tego, co banki w takim razie robiły z tą kasą z EBC, skoro jej nie wypożyczały, bo nie tak działa kreacja kredytu. Jedyne co mogły z nią robić, to gdzieś ja ulokować. Do wyboru zasadniczo miały dwie opcje: albo włożyć ją na rachunek w banku centralnym (czyli trzymać ją na rynku międzybankowym), albo kupić za nią obligacje. Aby zanadto nie ryzykować, najlepiej obligacje rządowe. W pierwszym przypadku przybywało pieniędzy na rynku międzybankowym, co powodowało, że stopa procentowa na nim spadała, czyli sygnał w postaci obniżki oficjalnych stóp procentowych w banku centralnym ulegał wzmocnieniu. W drugim przypadku zwiększony popyt na obligacje podnosił ich cenę, a więc obniżał ich rentowność. Czyli spadała kolejna z rynkowych stóp procentowych i znowu pierwotny sygnał z banku centralnego ulegał wzmocnieniu. I o to w tym wszystkim chodziło.

Pieniędzy na rynku jest za dużo, muszą zniknąć

Czasy się jednak zmieniły, dziś mamy wysoką inflację, więc banki centralne, w tym EBC chcą podnosić stopy procentowe, aby z nią walczyć. Zaproponowano więc, że banki komercyjne, jeśli chcą, to mogą spłacić te pożyczki z pandemii przed terminem. Dzięki temu na rynku międzybankowym będzie mniej pieniędzy, tak więc ich oprocentowanie wzrośnie, ten sam efekt powinniśmy też zobaczyć na rynkach obligacji. Generalnie dość znacząco zmniejszy się płynność na rynkach finansowych. Możliwe więc, że ceny także innych instrumentów finansowych spadną, bo rynek to naczynia połączone. Zniknięcie 447 mld euro w jednym miejscu może wywołać reakcję nie tylko w tym konkretnym miejscu, ale też w wielu innych, nawet oddalonych miejscach na tym rynku.

Oczywiście to wszystko jest też zgodne ze starą zasadą ekonomii, która mówi, że jak jest więcej pieniędzy, to inflacja może rosnąć łatwiej, a jak jest mniej pieniędzy, to wtedy wzrostom inflacji to nie sprzyja, może nawet wręcz przeciwnie. I to nic, że te miliardy nie znikają z obiegu w realnej gospodarce, tylko z rynku międzybankowego. Wzrost rynkowych stóp procentowych wywołany w ten sposób jest wystarczająco dobrym efektem. A tak naprawdę to nawet nie chodzi o 447 mld euro, tylko o 795 mld euro, bo już 23 listopada dokładnie w tym samym trybie „oddrukowano” 296,3 mld euro. A kolejne 51,9 mld euro zniknie 21 grudnia w trybie zwykłym, czyli nie przedterminowo. Suma 447,5 mld 296,3 mld i 51,9 mld euro daje 795,7 mld euro.

A do ewentualnego „oddrukowania” w 2023 roku zostanie jeszcze 1,318 bln euro.

Ryzykowna sytuacja, ale to EBC rozdaje karty

Pozostaje pytanie, dlaczego banki odpowiadają na propozycję EBC i godzą się oddawać tę kasę przed terminem, skoro dzisiaj mogą na niej zarabiać tak naprawdę bez ryzyka? Pożyczyły ją przecież praktycznie za darmo, a dziś mogą ją lokować w banku centralnym na wyższy procent, bo EBC w między czasie podniósł przecież stopy procentowe. To sytuacja wysoce niefortunna z punktu widzenia EBC, ale bardzo wygodna z punktu widzenia banków komercyjnych. Jasnej odpowiedzi na to pytanie nie ma, ale podejrzewam, że banki komercyjne nie chcą chyba sobie po prostu psuć relacji z bankiem centralnym, który ma przecież w razie czego narzędzia, żeby zwykłemu, „niesfornemu” bankowi mocno utrudniać życie. Do tego zapewne nikt nie chce ryzykować sytuacji, w której wszyscy oprócz niego pospłacają te pożyczki i wtedy będzie to wyglądać tak, że ten bank, który ich nie spłacił, nie zrobił tego, bo nie mógł, a nie mógł, bo najwyraźniej ma problemy. Brak odzewu na wezwanie EBC mógłby się więc skończyć zupełnie niepotrzebną stygmatyzacją banku na rynku, co mogłoby potem prowadzić do problemów z poziomem zaufania do tego banku. Nikt tego nie potrzebuje, więc pomimo tego, że propozycja EBC jest niezobowiązująca, to jednak praktycznie wszyscy podchodzą do niej prawie jak do rozkazu.

Czy coś z tego wszystkiego wynika dla nas?

REKLAMA

Zapewne fakt, że EBC poważnie ograniczy płynność na rynku akurat w momencie, w którym strefa euro stoi na progu recesji, pomoże ją w tę recesję wepchnąć. To na pewno nie pomoże też polskiej gospodarce, która będzie przez to wolniej rosnąć, a to już możemy poczuć. Z drugiej strony taki ruch powinien pomagać skuteczniej walczyć z inflacją. Zresztą recesja w strefie euro sama w sobie też powinna pomagać nam walczyć z naszą własną inflacją.

Moim zdaniem to jednak przede wszystkim ciekawostka, pokazująca wyraźnie, że żyjemy w świecie, w którym zupełnie inaczej niż np. 100 lat temu pieniądze można nie tylko „drukować”, ale również „oddrukować” i dzieje się to tak samo łatwo i błyskawicznie. Ktoś wciska w paru bankach „enter” i gotowe – pół biliona euro znika bez śladu. Środa 21 grudnia, kiedy tak właśnie się stanie, będzie dobrym momentem do chwili zadumy na ten temat.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA