REKLAMA
  1. bizblog
  2. Biznes

W co zainwestować w 2022 roku? 7 kroków - przewodnik inwestycyjny Rafała Hirscha

Okres świąteczno-noworoczny to czas, gdy częściej niż zwykle stykamy się z dość niewygodnymi pytaniami. Jeśli chodzi o mnie, to mam już żonę i dzieci, więc omijają mnie pytania o to „kiedy żona i dzieci?”. W tej sytuacji jedynym naprawdę męczącym pytaniem pozostaje to, „w co zainwestować w tym roku?”

07.01.2022
14:58
W co zainwestować w 2022 roku? 7 kroków - przewodnik inwestycyjny Rafała Hirscha
REKLAMA

Szczerze go nie znoszę, bo nie jestem doradcą inwestycyjnym i nie chcę brać odpowiedzialności za cudze decyzje. Pytania jednak wciąż się zdarzają, więc postanowiłem spisać kilka uwag, które mam w głowie tak naprawdę dla samego siebie, żeby potem mieć gotową ściągę na wszelki wypadek.

REKLAMA

Po pierwsze warto zastanowić się, czy zawsze koniecznie trzeba oszczędzać, lokując pieniądze w jakieś instrumenty finansowe, albo aktywa innego rodzaju. Warto rozważyć „inwestowanie w siebie”, zwłaszcza w sytuacji, w której mamy ponad 8 proc. inflacji. Oszczędzanie na lokatach przynosi straty, a rosnące stopy procentowe powodują, że szybko znikają też zyski z inwestowania nieruchomości.

Inwestycje 2022: Nie tylko rynek finansowy

Nominalnie jest to forma konsumpcji, czyli przeciwieństwo oszczędzania – bo to wydatki na dodatkowe kursy, szkolenia, może nawet dodatkowe studia. Jeśli ktoś ma dzieci, może je przepisać do prywatnej szkoły, co powinno w ich dalszym życiu procentować. Jeśli ktoś naprawdę ma poważny problem z tym, jak zainwestować pieniądze, to może to jest korzystne rozwiązanie. Rynek finansowy nie jest jedynym miejscem, w którym można inwestować. 

Po drugie może warto też rozważyć, czy na pewno potrzebujemy nieustannie odraczać swoją konsumpcję, zwłaszcza tę zaklasyfikowaną jako ta wymarzona (bo oszczędzanie to odraczanie konsumpcji, do której kiedyś tam w końcu i tak przecież ma dojść). Skoro i tak zamierzamy kiedyś np. wybrać się w jakąś niesamowitą i nietanią podróż, to może warto zrealizować marzenie teraz, póki pozwala na to zdrowie i poziom dochodów. Kto wie, co będzie za parę lat, zwłaszcza jeśli boimy się, że wysoka inflacja zostanie z nami na dłużej. Warto rozważyć moim zdaniem, bo w końcu przecież YOLO. 

Po trzecie, jeśli oszczędzamy naprawdę długoterminowo, na przykład na emeryturę, w horyzoncie np. 30, czy 40 lat to nie ma sensu przesadzać ze strachem przed inflacją. Oczywiście w skali tego roku, czy nawet okresu 2020-2023 inflacja zje nam większość nominalnych zysków z lokat i innych firm bezpiecznego inwestowania, typu obligacje. Ale w skali 40 lat to nie musi oznaczać jakiegokolwiek problemu, bo w dłuższym terminie wszystko się uśredni, wyrówna, a po okresach wyższej inflacji będą okresy niższej inflacji itd., bo gospodarka porusza się w cyklach. Bieżący cykl jest dość dziwny i wybujały z powodu pandemii, ale to nie znaczy, że pandemia nam cykle zlikwidowała, one nadal będą obowiązywać, a 8 proc. czy nawet 10 proc. inflacji nie potrwa długo. A każda zmiana w naszym portfelu inwestycyjnym wiąże się po pierwsze z kosztami transakcyjnymi, a po drugie z dodatkowym ryzykiem. Może nie zawsze warto je ponosić. 

Po czwarte, jeśli jednak chcesz aktywnie chronić swoje pieniądze przed inflacją właśnie teraz, to warto pamiętać, że zdaniem sporej części analityków i ekonomistów czas podnoszenia stóp procentowych nie jest dobrym momentem na inwestowanie w nieruchomości. W dodatku w Polsce w ostatnich latach drożały one dość szybko, więc jak ktoś się załapał to świetnie, a jak nie, to teraz raczej nie jest na to dobry moment.

Inwestujesz? Uważaj na inflację

Po piąte nie ma sensu inwestować w popularne czteroletnie obligacje detaliczne, których oprocentowanie uzależnione jest od inflacji, ponieważ tak naprawdę ta zależność pojawia się dopiero od drugiego roku inwestycji, a w pierwszym ich oprocentowanie jest tak niskie, że realnych strat z tego roku raczej nie uda się odrobić w trzech kolejnych. Ale może się to udać w przypadku obligacji dziesięcioletnich, zwłaszcza jeśli w kolejnych latach inflacja będzie powoli maleć, na co jest szansa. Czyli jeśli chcemy ulokować pieniądze na tym rynku, to dziesięcioletnie są zdecydowanie lepsze od czteroletnich.

Po szóste warto zauważyć, że bitcoin z roku na rok drożeje coraz wolniej, w ubiegłym roku więcej zysku dały nawet akcje Apple, nie wspominając o LPP, czy Pekao SA. Zaletą rynku kryptowalut na pewno jest to, że niespecjalnie jest tam coś do czasochłonnego analizowania, to inwestowanie raczej oparte na wierze i obserwacji tego, czy szykuje się jakiś kolejny duży, najlepiej symboliczny akt (typu zgoda amerykańskiego nadzoru na fundusze inwestujące w bitcoina, itp.) świadczący o tym, że do bitcoina przytula się tak zwany mainstream. Jeśli tak, to zwykle bitcoin drożeje, a jak nie, to wtedy drożeje mniej, albo wcale. Minusem tego rynku jest oczywiście potężne ryzyko, związane nie tylko z ruchami cen, bo to cecha wszystkich rynków, ale także z tym, że to rynek nieuregulowany i poza państwowymi nadzorami, co oznacza, że może tak się zdarzyć, że ktoś nam bitcoiny ukradnie i wtedy raczej nic się nie da zrobić, albo, że nagle ktoś kryptowaluty zdelegalizuje, albo podda poważnym regulacyjnym ograniczeniom i też będzie z tego pewnie jakiś problem. Warto o tym pamiętać. 

Po siódme zwykłe, staroświeckie akcje przedsiębiorstw na zwykłych staroświeckich giełdach papierów wartościowych to bardzo miła forma inwestowania, mniej ryzykowna niż kryptowaluty, czy też kontrakty terminowe na surowce, albo waluty, chociaż bardziej ryzykowna niż obligacje. Akcjom sprzyja wzrost gospodarczy i raczej nie przeszkadza im inflacja, ponieważ zwykle i wzrost PKB i inflacja zwiększają zyski spółek. Ale też nie jest to rynek dla wszystkich. Bardzo przydaje się na nim dyscyplina i odpowiednie cechy psychologiczne.  

Musisz być twardy

Moim zdaniem kwestie swojej własnej psychiki i tego, jak reagujemy w sytuacji, w której nagle ponosimy duże straty, także jak reagujemy, gdy nagle mamy duże zyski, są absolutnie kluczowe. Nie da się tego zbadać, inwestując „na niby” tylko na papierze. Aby się przekonać, lepiej wrzucić na prawdziwy rynek jakąś kwotę, którą możemy stracić. Uznajmy, że to coś jakby koszt szkolenia. W trakcie takiego szkolenia skup się przede wszystkim na swoich własnych reakcjach – masz się dowiedzieć, czy dasz radę mentalnie i nerwowo, czy po stracie np. paru tysięcy złotych nadal potrafisz rozumować chłodno i podejmować racjonalne decyzje, czy zjadają cie emocje, co oznacza, że giełda jednak nie jest miejscem dla ciebie. Jeśli wyjdzie to drugie, zrezygnuj. Nie ma sensu niszczyć sobie zdrowia i do tego jeszcze (zapewne) tracić na inwestycjach.

Jeśli wyjdzie to pierwsze, to warto spróbować już bardziej serio, pamiętając o paru zasadach:

– na pewno warto dywersyfikować portfel, czyli mieć w nim jednocześnie kilka różnych akcji/instrumentów finansowych. 

– warto unikać pułapki, w którą można wpaść, gdy chcemy podejmować decyzje na podstawie analizy fundamentalnej, ale robimy ją zbyt powierzchownie. Jeśli już w to wchodzimy, to warto poświęcić czas, aby wiedzieć więcej niż np. „kupię Allegro, bo rośnie rynek e-commerce”, albo „nie kupię JSW, bo robi węgiel, a węgiel to branża schyłkowa”. Takie spostrzeżenia oczywiście są pożyteczne, ale nie wystarczające. Wycena spółek na rynku zależy od tego, jak może wyglądać model biznesowy i skuteczność w jego realizacji na przestrzeni kilku lat wprzód, a na to wpływ może mieć wiele czynników. 

– skoro chodzi o przyszłość, to na pewno nie ma sensu sugerować się popularnym wskaźnikami giełdowymi typu „cena do zysku”, jeśli chodzi w nich o zysk z roku ubiegłego. Przeszłość nikogo nie interesuje, więc wskaźniki oparte na danych z przeszłości są bez sensu. Jeśli koniecznie chcesz, spróbuj przewidzieć wskaźnik cena do zysku z zyskiem za 2024 r. 

– aby móc to ocenić, trzeba znać spółkę dobrze i długo, czytać jej sprawozdania finansowe, rozumieć, co jest w nich napisane, czytać rekomendacje profesjonalistów. Nie tylko po to, aby dowiedzieć się, co rekomendują i jaka jest ich zdaniem cena docelowa akcji, ale głównie po to, aby dowiedzieć się, co w danej spółce jest kluczowe i na co uważać. Trzeba koniecznie czytać listy prezesa do akcjonariuszy dołączane do raportów rocznych, w których czasami widać, jakim prezes jest człowiekiem i jak duży zakres władzy posiada w spółce – zakładam, że nie będzie możliwości poznać go osobiście, więc to jedyna taka okazja. Wywiady w mediach też są lekturą obowiązkową

...i cierpliwy

– można też olać fundamenty i podejmować decyzje na podstawie tak zwanej analizy technicznej, czyli wykresów. Tu też przydaje się cierpliwość i długi czas obserwacji, a także chociaż minimum zrozumienia, po co ta analiza w ogóle jest i jak działa. Że to też jest tylko gra prawdopodobieństw, odczytywania znaków i sygnałów, które nigdy nie dają pewności, a na rynkach o niskiej płynności potrafią być czysto przypadkowe. Że spora część najbardziej skomplikowanych, zaawansowanych wskaźników i metod w tej analizie jest raczej bezużyteczna, a skuteczność rośnie, jeśli posługujemy się tym, co jest jasne dla wszystkich – im więcej oczu patrzy na ten sam wykres i widzi na nim to samo, tym większe prawdopodobieństwo, że podejmie tę samą decyzję, którą łatwo przewidzieć i na nią odpowiednio zareagować. Zamiast więc zaawansowanych piętrowych oscylatorów itp. lepsze są proste linie trendu, czy też średnie, przez które cena czasami się przełamuje, a czasami się od nich odbija – bo to widzą wszyscy.  

– warto prowadzić dziennik swoich ruchów i decyzji na giełdzie, żeby wiedzieć dlaczego w ogóle dane akcje się kupiło, albo sprzedało – po jakimś czasie bez notatek zapomnimy o tym i nie będziemy mogli zweryfikować czy myśleliśmy prawidłowo, czy popełniliśmy błąd, a jeśli tak, to jaki. Jeśli go odkryjemy w przyszłości łatwiej będzie go unikać

– warto generalnie pamiętać, po co w ogóle to robimy, bo inaczej pojawi się ryzyko, że zaczniemy przesuwać się w stronę hazardu, zabawy – zwłaszcza jeśli dobrze nam idzie. A wtedy zapewne dość szybko stracimy pieniądze w kilku kolejnych niefrasobliwych, nie do końca przemyślanych transakcjach

– jeśli masz problem z trafieniem w dobry moment na zakończenie zyskownej inwestycji, obserwując rynek, zrób założenie na ten temat, zanim w ogóle kupisz jakieś akcje. Najlepiej złóż odpowiednie zlecenie sprzedaży na założonym poziomie cenowym zaraz po zrealizowaniu zlecenia kupna i po prostu poczekaj, aż kurs dojdzie tam, gdzie ma dojść. Potem nie zamartwiaj się tym, że akcje już sprzedane a na rynku drożeją dalej i można było zarobić jeszcze więcej. Tego typu analizy nie prowadzą do niczego konstruktywnego. 

– jeśli dopiero zaczynasz przygodę z giełdą, nie stawiaj żadnych stop lossów, czyli zleceń sprzedaży, dzięki którym wyskoczysz z akcji, które przynoszą ci straty. Jest prawie pewne, że na początku będziesz je ustawiać w złych miejscach, przez co będziesz tracić pieniądze nawet szybciej niż bez nich. Staraj się nauczyć odróżniać „prawdziwe” spadki od takich, które wyglądają strasznie, ale po których cena akcji szybko powraca do wzrostów.

Strat nie unikniesz

– nie staraj się zarobić codziennie, na każdej transakcji i załapać się na każdy ruch w górę, bo to niemożliwe. Nie bój się, że „pociąg odjedzie” i będzie za późno. Piękną cechą giełdy jest to, że tam nigdy nie jest za późno, a różne pociągi odjeżdżają co kilkanaście minut – jak na dworcu. Czasami warto przepuścić dziesięć pociągów, żeby naprawdę dobrze przygotować się do jedenastego. 

REKLAMA

– dużo czytaj, ale pamiętaj, że nikt nie ma recepty na sukces, która działa w każdych warunkach, nie ma więc sensu naśladować kogokolwiek w sposób ślepy. Lepiej na podstawie cudzych doświadczeń szukać własnego sposobu na zyski. 

To chyba wszystko. Do tego jedz zdrowo, wysypiaj się, dbaj o przyjaciół i bądź miły dla ludzi i zwierząt. Miłego dnia.  

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA