REKLAMA
  1. bizblog
  2. Pieniądze

Sejm klepnął ustawę o kredytach hipotecznych z gwarancjami państwa. NBP: to zagrożenie

Wkład własny gwarantowany przez państwo, gwarantowany kredyt na wykończenie mieszkania, a do tego spłata przez państwo nawet 60 tys. zł kredytu w przypadku powiększenia się rodziny. Taką ustawę w Sejmie przegłosowało rządzące ugrupowanie wraz z opozycją. Wszyscy szczęśliwi? No nie za bardzo, bo Narodowy Bank Polski ostrzega, że ta ustawa to zagrożenie dla stabilności systemu finansowego państwa i jeszcze bardziej podbije cenę metra mieszkania.

04.10.2021
9:34
Kredyty mieszkaniowe. Sejm klepnął gwarancje wkładu własnego, NBP ostrzega
REKLAMA

„Biorąc pod uwagę bieżącą sytuację na rynku nieruchomości, należy zauważyć, że wspieranie zakupów mieszkaniowych osób, które nie mają odpowiedniego wkładu własnego, wykreuje dodatkowy popyt” – napisał NBP w uwagach do projektu ustawy. „Rodzi to ryzyko dalszego zwiększenia presji cenowej na już bardzo dynamicznym rynku mieszkań” – podkreślono.

REKLAMA

Należy liczyć się z możliwością powstania niezamierzonych przez ustawodawcę konsekwencji w postaci osłabienia w dłuższym okresie stabilności systemu finansowego

– ostrzega NBP.

Przypomnijmy, o co chodzi w ustawie, którą z nieskrywanym entuzjazmem przegłosowali posłowie rządzącej formacji wraz z lwią częścią opozycji – „za” zagłosowało prawie 400 posłów! – która jednak wzbudza poważne obawy NBP i całego sektora bankowego. W największym skrócie – państwo będzie gwarantowało wkład własny osobom, które nie potrafiły uzbierać odpowiedniej sumy, by wziąć kredyt hipoteczny.

„Mieszkanie bez wkładu” to jedna ze standardowych ustaw Polskiego Ładu – państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego ma gwarantować do 20 proc. kredytu mieszkaniowego do maksymalnej kwoty 100 tys. zł. Gwarancja ma być udzielana na 15 lat. Swoją cegiełkę do ustawy dołożyła opozycja, która zaproponowała wprowadzenie gwarantowanego kredytu także na wykończenie mieszkania.

Dobrodziejstwa ustawy na tym oczywiście się nie kończą, bo pomysłodawcy zaszyli w niej kolejny finansowy argument dla małżeństw, by decydowały się na powiększenie rodziny. Programy typu 500+ czy 300+ nie działają prodemograficznie, ale rząd liczy na to, że zadziała częściowa spłata kredytu mieszkaniowego.

Realizowana przez BGK spłata rodzinna wyniesie 20 tys. zł w przypadku powiększenia gospodarstwa domowego o drugie dziecko. Jeśli u kredytobiorców pojawi się trzecie lub kolejne dziecko, państwo spłaci już 60 tys. zł.

Zwiększmy podaż, a nie popyt

Wróćmy do opinii do projektu, którą dosłownie w ostatniej chwili zgłosił NBP. Instytucja kierowana przez Adama Glapińskiego uważa, że państwo nieodpowiedzialnie chce pozwalać na branie kredytów mieszkaniowych przez osoby bez z odpowiednich możliwości finansowych. Według NBP spowoduje to zwiększenie – i tak ogromnego, przewyższającego podaż – popytu na mieszkania i jeszcze mocniejsze nadmuchanie bańki cenowej na rynku nieruchomości.

NBP uważa, że państwo powinno zadziałać dokładnie w odwrotnym kierunku – zamiast dodatkowo podkręcać popyt, postarać się o zwiększenie podaży. „Z punktu widzenia rozwiązywania problemów z dostępnością mieszkań wskazane wydają się zatem działania ukierunkowane na zwiększenie podaży mieszkań, zwłaszcza na wynajem – pisze NBP.

REKLAMA

Zdecydowanie przeciwny takim zachętom do brania kredytów jest też Związek Banków Polskich – organizacja reprezentująca banki komercyjne działające na naszym rynku. Przewodniczący Komitetu Finansowania Nieruchomości ZBP Jacek Furga uważa, że ustawa to bardziej niedźwiedzia przysługa dla kredytobiorców niż rzeczywista recepta na problemy mieszkaniowe w Polsce. „Czy na pewno chcemy wpychać w zadłużenie na wiele lat osoby, które nie mają do tego predyspozycji?” – pyta przedstawiciel ZBP.

Dlaczego „niedźwiedzia przysługa”? ZBP uważa, że dopuszczenie do opiewających na setki tysięcy złotych kredytów mieszkaniowych ludzi, którzy nie byli w stanie uzbierać gotówki na wymagany innymi przepisami wkład własny, może spowodować, że dostaną one dużo wyższą marżę od banku. Chodzi o to, że taki kredytobiorca bez udokumentowanej zdolności kredytowej będzie dla banku klientem podwyższonego ryzyka, co bank będzie musiał sobie zrekompensować w inny sposób.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA