REKLAMA
  1. bizblog
  2. Gospodarka

Stany Zjednoczone zarabiają krocie na wojnach. Prawda czy fałsz?

Ropa i inne surowce, nowe rynki zbytu, sprzedaż broni, dostęp do taniej siły roboczej, rozwój technologii, stymulowanie gospodarki. Gdy wsłuchać się w obiegowe opinie o powodach, dla których Stany Zjednoczone angażują się w wojny na całym świecie, taka lista nie miałaby końca. Problem jest taki, że prawie nikt nie zderza tezy o opłacalności wojen dla USA z twardymi danymi gospodarczymi.

19.09.2020
8:54
Gospodarka USA. Stany Zjednoczone zarabiają na swoich wojnach. Prawda czy fałsz?
REKLAMA

Fot. The U.S. Army/Flickr (CC BY 2.0)

REKLAMA

3 września 1939 roku prezydent Franklin Delano Roosevelt wygłosił przemówienie do narodu, w którym zadeklarował, że USA pozostaną krajem neutralnym, a „każdy wysiłek” rządu będzie nakierowany na to, by jego kraj nie został wciągnięty w wojnę, którą rozpoczął atak Niemiec na Polskę. Roosevelt nie był izolacjonistą, ale musiał uszanować panujące wówczas nastroje społeczne i polityczne wpływy przeciwników wypowiedzenia Niemcom wojny.

Choć aż do ataku Japonii na Pearl Harbor Stany Zjednoczone formalnie pozostały neutralne, Waszyngton coraz aktywniej wpierał kraje walczące z Państwami Osi, czego głównym przejawem był program Lend-Lease z marca 1941 roku.

Co było potem, wiemy doskonale. Żaden uczciwy i zdrowy na umyśle historyk nie zaprzeczy, że to dzięki interwencji USA w Europie klęska Niemiec została przypieczętowana, a sowiecka zaraza nie rozlała się na cały kontynent. Tylko od lądowania w Normandii w czerwcu 1944 roku do kapitulacji Niemiec w maju 1945 roku w Europie zginęło prawie 105 tys. amerykańskich żołnierzy. W całej wojnie ponad 405 tys.

Wzrost PKB to za mało

Takie olbrzymie straty ludzkie to jednak żaden argument dla osób, które uważają, że amerykańscy żołnierze zostali cynicznie poświęceni na ołtarzu walki o zyski amerykańskich korporacji i umocnienie potęgi gospodarczej Stanów Zjednoczonych. Zwolennicy tej teorii są przekonani, że USA wyszły z drugiej wojny światowej tak umocnione ekonomicznie, że zachęciło to władze tego kraju do angażowania się w kolejne wojny rozgrywane na odległych kontynentach – zawsze z pozytywnym skutkiem gospodarczym.

Czy USA naprawdę zarabiają na wojnach? Jeśli spojrzeć wyłącznie na wycinkowy wskaźnik wzrostu PKB, teza o wybitnie korzystnym wpływie konfliktu zbrojnego na gospodarkę tego kraju w wielu przypadkach mogłaby się obronić. Trzeba jednak pamiętać, że pompowanie PKB poprzez gigantyczne wydatki państwa na zbrojenia nigdy nie odbywa się kosztem innych, nie mniej istotnych parametrów gospodarczych.

Institute for Economics & Peace — międzynarodowy think tank założony przez australijskiego przedsiębiorcę Steve'a Killelea — przeanalizował koszty najważniejszych wojen, jakie USA toczyły od 1941 roku. Eksperci IE&P skupili się na gołych parametrach ekonomicznych: zadłużeniu, bezrobociu, inflacji, dynamice inwestycji, poziomie opodatkowania czy konsumpcji prywatnej.

Udział USA w drugiej wojnie światowej został sfinansowany dzięki drastycznemu zwiększeniu zadłużenia publicznego i podwyższeniu podatków. Zadłużenie kraju wzrosło pięciokrotnie, a realne opodatkowanie aż sześciokrotnie. Udział wydatków publicznych w produkcie krajowym brutto USA już w 1941 roku wyniósł 30 proc., a potem dalej rósł w błyskawicznym tempie. W 1945 roku wydatki publiczne stanowiły kolosalne 79 proc. PKB kraju. Dla porównania konsumpcja prywatna spadła w tym okresie z 67 do 46 proc., a inwestycje z 11 do zaledwie 3 proc. Rząd musiał wprowadzić maksymalne ceny urzędowe na wiele towarów, by powstrzymać wzrost inflacji.

Stany Zjednoczone wyszły z wojny z bagażem zadłużenia na poziomie 120 proc. PKB oraz z 20-procentowym udziałem wpływów podatkowych w produkcie krajowym brutto. Po skokowym wzroście (nawet +17 proc.) w czasie największych działań militarnych wzrost PKB niemal natychmiast powrócił na ścieżkę wzrostu z lat poprzedzających wybuch wojny, podobnie jak konsumpcja czy inwestycje. Wzrost eksportu w odniesieniu do importu był z kolei niewielki i tymczasowy.

Druga wojna światowa nie okazała się więc żadnym dopalaczem, który miałby wywindować gospodarkę USA na nowy poziom. Zgodnie z wyliczeniami ośrodka analitycznego 24/7 Wall Stree wojna kosztowała Stany Zjednoczone 4,69 bln dol. (według obecnej wartości dolara).

Wojna koreańska i znów limity cen i wynagrodzeń

Niemal równo pięć lat po zakończeniu drugiej wojny światowej USA zostały wciągnięte w wojnę koreańską, która wybuchła po inwazji na terytorium Korei Południowej wojsk północnokoreańskich wspieranych przez ZSRR i Chiny. Zarówno koszty ludzkie (35,5 tys. zabitych żołnierzy), jak i ekonomiczne (prawie 400 mld dzisiejszych dolarów) były nieporównanie niższe, ale efekty gospodarcze — zachowując proporcje — bardzo podobne do tych z drugiej wojny światowej.

Rząd ponownie musiał podnieść podatki, ale postanowił nie zwiększać zadłużenia kosztem obcięcia wydatków na cele inne niż wojskowe. Ponownie trzeba było jednak wprowadzić limity cen i wynagrodzeń. W czasie wojny koreańskiej także nastąpił krótkotrwały, gwałtowny wzrost PKB, ale konsumpcja i inwestycje siadły. Wskaźniki ekonomiczne szybko powróciły do normalności po zakończeniu wojny, ale ani inwestycje, ani wzrost PKB nie weszły na ścieżkę wzrostu z okresu 1945-50.

Wojna w Wietnamie. I znów zapłacili podatnicy

Kolejna duża wojna, w której na wielką skalę wzięła udział U.S. Army, wybuchła w 1965 roku w Wietnamie. Według 24/7 Wall Street koszt tej wojny zamknął się kwotą 843 mld dol., a liczba poległych amerykańskich żołnierzy przekroczyła 58 tysięcy. W przeciwieństwie do poprzednich konfliktów zbrojnych zaangażowanie militarne Waszyngtonu było zwiększane stopniowo, więc nie nastąpił gwałtowny wzrost wydatków wojennych. Tym razem jednak wojna trwała długie dziesięć lat, więc — jeśli teorie o zbawiennych efektach wojen mają mieć sens — jej pozytywne skutki dla gospodarki USA powinny być ewidentne.

Wojna w Wietnamie ponownie została sfinansowana głównie przez wzrost podatków. Bardzo istotnym czynnikiem była jednak polityka monetarna rządu, która doprowadziła do znacznego wzrostu inflacji. Na krótką metę pozwoliło to zmniejszyć finansowe obciążenie działań wojennych, ale wysoka inflacja w połączeniu ze stagnacją gospodarczą na początku lat 70. okazała się kłopotliwym bagażem u progu kryzysu paliwowego z 1973 roku. Wzrost PKB do końca lat 70. utrzymywał się znacznie poniżej przedwojennego trendu, a odbicie gospodarcze nastąpiło dopiero w kolejnej dekadzie.

Wojny w Zatoce Perskiej i Afganistanie

Następna wojna Stanów Zjednoczonych, czyli operacja Pustynna Burza w Iraku w 1991 roku była tak krótkotrwała i okazała się tak łatwym militarnym sukcesem, że jej wpływ na gospodarkę USA był na tle pozostałych znikomy. Co innego w przypadku powrotu do Iraku w 2003 roku oraz niekończącej się interwencji w Afganistanie rozpoczętej w 2001 roku, po ataku na wieże WTC w Nowym Jorku.

Koszty finansowe tych wojen to według 24/7 Wall Street łącznie około 2 biliony dolarów, choć są też dużo bardziej pesymistyczne szacunki. Według noblisty Josepha Stiglitza koszt wojny w Iraku w szerszym ujęciu przekracza 5 bilionów dolarów. Na szczęście bilans ludzki obu wojen jest relatywnie łagodny — mniej niż 7 tys. poległych żołnierzy.

Jeśli efekt ekonomiczny wcześniejszych konfliktów zbrojnych USA nie był wystarczająco niekorzystny, wojny w Afganistanie i Iraku to już naprawdę solidny argument za tym, że toczenie — szczególnie długotrwałych — wojen jest dla Waszyngtonu gospodarczo nieopłacalne. Oczywiście zawsze jest kwestia odroczonych korzyści wynikających z (zakładanego) poszerzenia obszaru wolnej wymiany ekonomicznej na świecie, ale nie na tym opierają się tezy o „zarabianiu na wojnach”.

Po raz pierwszy rząd USA nie zdecydował się na podwyższenie podatków dla sfinansowania działań wojennych, a nawet przeprowadził cięcia podatkowe, przez co wpływy budżetowe spadły. W ten sposób zadłużenie Stanów Zjednoczonych wzrosło skokowo do nienotowanego wcześniej poziomu. Władze — w tym bank centralny — starały się pobudzać pogrążoną w stagnacji gospodarkę poprzez poluźnienie polityki monetarnej, utrzymywanie niskich stóp procentowych, a także poluźnienie reguł kredytowych. W dużym stopniu przyczyniło się to do wybuchu kryzysu finansowego w 2008 roku.

Wojna o ropę? Nic bardziej mylnego

Bardzo często można spotkać się z tezą, że Stany rozpoczęły wojnę w Iraku dla ropy. Nie trzeba szczególnie głęboko zgłębiać tematu, by stwierdzić, że to absurdalna teza.

W 2002 roku wydobycie ropy w Iraku wyniosło średnio nieco ponad 2 mln baryłek dziennie. Światowa produkcja wynosiła wówczas ponad 67 mln baryłek dziennie, czyli Irak miał udział w globalnym rynku na poziomie 3 proc. Przejmowanie rafinerii za pomocą konfliktu zbrojnego ze wszelkimi związanymi z tym kosztami (w tym podpalaniem szybów naftowych przez obrońców) to wyjątkowo kiepski interes.

Mało tego, według przywołanego wcześniej Stiglitza wojna w Iraku była głównym powodem wzrostu ceny ropy naftowej z 23 dol. za baryłkę u jej progu do 140 dol. w szczytowym momencie. Dla kraju, który ma wielki deficyt w handlu zagranicznym ropą (jakim wówczas były Stany Zjednoczone) to prawdziwy strzał w stopę.

Mniejsze nierówności społeczne? Bilans i tak jest na minus

Musimy zadać sobie pytanie: co by się stało, gdyby do tych wojen nie doszło? Zapewne podatki, inflacja i deficyt budżetowy byłyby niższe, a konsumpcja, inwestycje i konsumpcja — wyższe

– oceniają analitycy Institute for Economics & Peace.

Eksperci think tanku przyznają, że niektóre efekty ekonomiczne niektórych wojen są pozytywne, ale ogólny bilans jest zdecydowanie negatywny. Przykładem dobrej strony konfliktów jest zmniejszenie nierówności ekonomicznych w amerykańskim społeczeństwie z powodu progresywnych podatków czy spadek bezrobocia dzięki rozkręceniu przemysłu wojennego, ale to o wiele za mało, by mówić o korzystnych efektach wojny.

REKLAMA

Czasem wojnę trzeba toczyć, bo negatywne skutki niepodjęcia walki z wrogiem byłyby o wiele gorsze, ale jeśli tylko istnieje możliwość uniknięcia konfliktu, trzeba wykorzystać wszystkie dostępne opcje (...) Gdy wojna wybucha, jej wynik, czas trwania oraz skutki ekonomiczne są niemożliwe do przewidzenia

– brzmi konkluzja raportu IE&P.
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA