REKLAMA
  1. bizblog
  2. Biznes

Ursus chce robić elektryki z potężną koreańską firmą. Wpisaliśmy jej adres w Google…

Ursus poinformował inwestorów, że udało się znaleźć chętnego do współpracy przy projekcie zeroemisyjnego pojazdu dostawczego. Giełda oszalała, w ciągu jednego dnia kurs spółki poszedł w górę o ponad 40 proc. Problem w tym, że koreańska firma albo nie jest takim potentatem, jakim chciałby widzieć go zarząd Ursusa, albo ma... potężne kłopoty z autoprezentacją.

18.02.2021
10:18
Ursus chce robić elektryki z potężną koreańską firmą. Wpisaliśmy jej adres w Google…
REKLAMA

Polski producent robił już kilka podchodów pod produkcję pojazdów elektrycznych. Kilka lat temu z wielką pompą prezentował prototyp elektrycznego samochodu dostawczego ELVI. Seryjna produkcja miała zacząć się w 2018 r., foteczki w jego wnętrzu strzelał sobie Andrzej Duda, a gotowe egzemplarze miały lada chwila trafić do Poczty Polskiej.

REKLAMA

I nagle zapadła cisza. Poczta zamówiła sobie elektryki od Renault, Volkswagena i Mercedesa.

Ursus? Potrzebujemy pojazdów z homologacją

– tłumaczyła rzeczniczka operatora.

Niedługo później okazało się, że ELVI dołączył do zaszczytnego grona niespełnionych marzeń polskiej motoryzacji. Lubelska spółka straciła dofinansowanie od NCBR. Prace zatrzymały się na prezentacji nowoczesnej karoserii.

Busczarowanie

Duże nadzieje Ursus wiązał też z segmentem autobusów elektrycznych. Producent wpompował dziesiątki milionów złotych w swoją spółkę-córkę Ursus Bus, licząc, że załapie się na trwający w Europie boom na elektryfikację transportu publicznego.

Ten plan mógł się nawet powieść. Ursus miał dostać od NCBR 3 mld zł na zaprojektowanie i wyprodukowanie tysiąca bezemisyjnych autobusów do końca 2023 r. Rosnące problemy finansowe sprawiły jednak, że spółka zaczęła mieć trudności z realizacją nawet niewielkich umów, a NCBR wykluczył go z, wydawałoby się, już wygranego przetargu.

W tak zwanym międzyczasie w siedzibie firmy pojawił się komornik, a spółka weszła w fazę restrukturyzacji. Pod młotek poszły fabryki, podejście do sprzedaży Ursus Bus zakończyło się niepowodzeniem. Producent balansował na krawędzi przetrwania. Mimo cięcia kosztów przez dziewięć miesięcy 2020 r. stracił 31 mln zł.

Trudna współpraca z Azjatami

Nagle zasłużonemu producentowi traktorów z nieba spadł kontrakt z chińskim China Dongfeng Motor Industry. Podpisano tzw. Memorandum of Understanding. Pierwsze dzieci tej współpracy, tj. elektryki i pojazdy wodorowe, miały pojawić się w połowie 2021 r.

Polska firma była w raju przez dokładnie 3 dni. Inwestorzy zostali zgaszeni lakonicznym komunikatem:

Zarząd URSUS S.A. w restrukturyzacji informuje, iż w dniu 7 lutego 2021 r. Emitent otrzymał od China Dongfeng Motor Industry Imp. & Exp. Co., Ltd pismo wypowiadające podpisane Memorandum of Understanding, list intencyjny i umowę o zachowaniu poufności

– poinformował Ursus

Nie minęły nawet trzy tygodnie, a spółka wraca z kolejną współpracą. Tym razem z koreańskim BLF Corporation. Cel? Dokładnie ten sam, co poprzednio. W komunikacie giełdowym Ursus przedstawia swojego nowego kolegę niemalże jak rynkowego potentata.

Czytamy w nim, że BLF „zajmuje się wsparciem inżynierskim oraz realizacją projektów motoryzacyjnych w wielu krajach świata, w tym również w Azji Centralnej oraz Afryce".

 class="wp-image-1362439"

Giełda oszalała. W ciągu jednego dnia wycena Ursusa poszła w górę o 42 proc. W czwartek od rana kurs szedł w górę o kolejne 26 proc. Część komentujących zaczęła jednak powątpiewać w wiarygodność nowego partnera Ursusa.

Pojawiły się nawiązania do Vanna Ly, słynnego kambodżańskiego milionera i niedoszłego właściciela Wisły Kraków. Biznesmen pojawił się w Polsce w zimę w przeciwsłonecznych okularach (podobno miał światłowstręt), naobiecywał gruszek na wierzbie, a potem... przestał odbierać telefony.

Ładny słoń, ale co z samochodami?

Porównywanie BLF do Vanna Ly na tym etapie byłoby oczywiście mocno nieuczciwe, ale fakt faktem, że internetowa wizytówka Koreańczyków, delikatnie mówiąc, nie robi najlepszego wrażenia.

Wpisaliśmy nazwę firmy do wyszukiwarki. Na pierwszych stronach pojawia się tylko jedna strona internetowa należąca do BLF Corporation pochodzącego z Korei Południowej. Okiem laików możemy powiedzieć, że jest bardzo oszczędna w formie. Plus za słonie.

 class="wp-image-1362367"

Na dole witryny uwagę zwraca adres mailowy, w domenie gmail.com.

 class="wp-image-1362370"

Obok znajdują się ikonki kierujące do mediów społecznościowych. Na Facebooku, Instagramie i YouTube nie ma absolutnie żadnych treści. Na tym pierwszym profil BLF obserwują cztery osoby.

Z ciekawości wpisaliśmy także w Google Maps adres siedziby. I oto, co wyskoczyło nam na ekranie:

REKLAMA
 class="wp-image-1362394"

Napisaliśmy z pytaniem do biura prasowego Ursusa, czy BLF Corporation, które najlepiej wyeksponowało się w Google, rzeczywiście jest tym BLF Corporation, z którym podpisano umowę. Odpowiedź zamieścimy, gdy tylko otrzymamy wiadomość zwrotną.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA