REKLAMA
  1. bizblog
  2. Nieruchomości

No i mamy Dziki Zachód! Masz umowę z deweloperem? To nie znaczy, że kupiłeś mieszkanie po ustalonej cenie

Rynek nieruchomości tak się zagrzał, że deweloperzy juz sami nie wiedzą, po jakiej cenie sprzedawać mieszkania. No bo może warto nie sprzedawać dziś, za miesiąc przecież będzie jeszcze drożej. Poza tym rosną im koszty materiałów budowlanych i rąk do pracy. No i zaczęło się - część wypowiada klientom umowy przedwstępne, bo rok temu nie doszacowali ceny. A klient może się co najwyżej pożalić mamie.

11.06.2021
11:30
wynajem mieszkań
REKLAMA

Ptaszki ćwierkają, że znów się zaczęło: niby wydaje ci się, że kupiłeś mieszkanie, podpisałeś umowę z deweloperem, czekasz, aż Twoje M2 się wybuduje, a tu bum! Deweloper mówi, że jednak nie sprzeda ci mieszkania, chyba że dopłacisz, bo ceny dzisiaj już wyższe niż wtedy, kiedy niby się dogadaliście.

REKLAMA

Może rzeczywiście nie doszacował kosztów budowy, a ceny materiałów budowlanych i siły roboczej wzrosły. A może po prostu chce więcej zarobić, korzystając na rosnących z miesiąca na miesiąc cenach. Nieważne. 

Że niby skandal? Że tak nie można? Przecież masz umowę. Pójdziesz do sądu! I co z tego? Prawdopodobnie nic nie wskórasz.

Umową rezerwacyjną może sobie wytrzeć nos, jak dostaniesz kataru

Takie sytuacje w latach 2005-2008 były nierzadkie w trakcie poprzedniego boomu budowlanego. Pierwsze przypadki pojawiły się i teraz.

Już w 2019 r. Robyg wypowiedział klientom umowy rezerwacyjne na zakup mieszkań na warszawskim osiedlu Young City 2 na Bemowie. Sytuacja była o tyle niełatwa, że deweloper po prostu nie dostał pozwolenia na budowę części zaplanowanych budynków. Klienci byli przekonani, że kupili już mieszkania, a tu klops, deweloper zwrócił im opłaty rezerwacyjne, a o oni zostali na lodzie, bo w międzyczasie ceny nieruchomości poszły w górę i za ustaloną cenę nie mogli już kupić podobnych mieszkań.

Poszli więc do sądu, żądając od dewelopera różnicy między ceną za metr kwadratowy z daty zawarcia umów rezerwacyjnych a daty ich wypowiedzeń. Mowa o kwotach od 100 do 250 tys. zł.

Jakie mają szanse? 

Nie sądzę, by klienci cokolwiek wywalczyli. By dostać odszkodowanie, musi dojść do szkody. A jaka powstała? Żadna

- mówił wówczas adwokat Maciej Góski z Instytut Badań nad Prawem do Nieruchomości w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.

Chyba pierwszym takim przypadkiem pozbycia się „starych” klientów był w 2006 r. włoski deweloper Pirelli Pekao Real Estate. Nie przedłużył on klientom umów rezerwacyjnych w dwóch warszawskich inwestycjach: przy ul. Okopowej i Banderii i postawił warunek: albo zaakceptują nową, wyższą cenę albo umowa zostanie rozwiązana.

Do akcji wkroczył wówczas nawet UOKiK, ale nic nie zdziałał, bo to, co podpisali klienci w ramach umowy rezerwacyjnej to "jednostronne oświadczenie nabywcy o zainteresowaniu nabyciem określonej nieruchomości", które do niczego dewelopera nie zobowiązuje. Zwrócił klientom po 5 tys. zł opłaty rezerwacyjnej i mógł robić, co chciał.

2007 rok. Sanix-Tur ze Szczecina mówi klientom: co z tego, że macie jakieś tam umowy, albo dopłacicie jeszcze po 400 zł za każdy metr kwadratowy, albo oddajemy wam pieniądze i nawet zapłacimy przewidzianą w umowie karę umowną w wysokości 5 proc. wartości lokalu. W międzyczasie ceny nieruchomości tak wystrzeliły, że te 5 proc. kary to nic w porównaniu z zyskiem, jaki firma osiągnęłaby, wystawiając mieszkanie znów na sprzedaż po nowej cenie.

Umowy rezerwacyjne po prostu nie są dla klientów żadnym zabezpieczeniem. Nawet nowa ustawa deweloperska, którą Sejm przyjął zaledwie w maju, nie ochroni klientów przed takimi sytuacjami, bo zakłada, że jeśli deweloper mimo zawartej już umowy rezerwacyjnej zawrze kolejną taką z inną osobą dotyczącą zarezerwowanego już lokalu, będzie musiał zwrócić pierwszemu rezerwującemu wpłaconą przez niego opłatę rezerwacyjną w podwójnej wysokości.

I co z tego, skoro opłata rezerwacyjna wynosi maksymalnie 1 proc. ceny nieruchomości, więc 5 tys. zł w przypadku mieszkania wartego pół miliona złotych. Zerwanie takiej umowy rezerwacyjnej z nawiązką pokryje nowa wyższa cena, a mieszkanie i tak zejdzie na pniu.

Notariusz cię nie uratuje. Nie zawsze

Eksperci od lat radzą, żeby jak najszybciej podpisywać umowę przedwstępną i to w formie aktu notarialnego. Podczas poprzedniego boomu na rynku nieruchomości nie było to jeszcze tak oczywiste. Ale też niewiele mogło pomóc.

REKLAMA

2007 rok. TBS-Budostal-3 z Krakowa żąda od klientów, z którymi ma podpisane już nawet umowy przedwstępne, dopłaty po 800 zł do każdego kupionego metra kwadratowego. W 2006 roku sprzedawał je po 3 tys. zł za metr, więc nagle podniósł cenę o 27 proc. I co? Zupełnie nic. Można było się nie zgodzić, wziąć to, co się wpłaciło dotąd, nawet zgarnąć karę umowną i kupić sobie za to, co najwyżej dobrej jakości namiot, bo budowa ciągnęła się już ponad rok i była ciągle daleko w lesie, a w tym czasie ceny mieszkań oszalały.

Część klientów TBS-Budostal-3 miała nawet podpisane umowy właśnie w formie aktu notarialnego. Poszli do sądu i nic nie wskórali.

Jeśli rzeczywiście właśnie zaczyna nam się powtórka z rozrywki, trzymajcie się mocno, bo kupno mieszkania to będzie jazda bez trzymanki.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA