REKLAMA
  1. bizblog
  2. Biznes /
  3. Felieton

Mam nadzieję, że to koniec mediów społecznościowych, jakie znamy. Nareszcie

Ponad 12 proc. traciły na wartości akcje Twittera na giełdzie na początku poniedziałkowej sesji, tylko dlatego, że serwis należący do tej spółki postanowił wyrzucić z niego na stałe Donalda Trumpa, który wciąż jeszcze jest prezydentem Stanów Zjednoczonych.

15.01.2021
16:36
Mam nadzieję, że to koniec mediów społecznościowych, jakie znamy. Nareszcie
REKLAMA

Potem kurs Twittera nieco się podniósł, ale kolejnego dnia znowu spadał. Jednocześnie pojawiła się w mediach społecznościowych nasilona krytyka tej firmy, która odcinając Trumpa od serwisu, miałby rzekomo łamać zasady wolności słowa. Twitter jest na pierwszej linii strzału, dla wszystkich, który tak uważają, ale podobnie postąpiły też inne serwisy z Facebookiem i YouTube na czele. Wygląda więc na to, że to ważny moment w historii mediów społecznościowych.

REKLAMA
 class="wp-image-1338970"
Twitter na NYSE. Źródło: Investing.com

Tak właściwie możliwe, że to nawet ich koniec. Możliwe, że od teraz będą już zdecydowanie mniej „społecznościowe”, niż nam się dotąd wydawało. Trzymam za to kciuki, bo moim zdaniem byłaby to zmiana zdecydowanie na lepsze.

W mediach społecznościowych najgorsze jest to, że są społecznościowe

Główna różnica pomiędzy mediami zwykłymi, tradycyjnymi a tymi społecznościowymi polegała do tej pory na tym, jak je postrzegamy. Te tradycyjne muszą brać odpowiedzialność za treści, które publikują, nawet jeśli treści te pochodzą z innego źródła. Jeśli na przykład do programu telewizyjnego zadzwoni widz i na antenie powie coś strasznego, to ta stacja telewizyjna może być za to ukarana. Musi więc pilnować tego kogo i po co wpuszcza na antenę.

Z tego samego powodu serwisy internetowe tworzą regulaminy, które trzeba akceptować, aby móc z nich korzystać. Są w nich zapisy o tym, czego użytkownik nie może publikować, by kiedy jednak to zrobi, dzięki takim zapisom serwis był chroniony, bo to nie jego wina. Generalnie, nie wchodząc w szczegóły, media tradycyjne, także w internecie przejmują się treściami, do których publikacji się przyczyniają. Także dlatego, że zmusza je do tego państwo. Media społecznościowe mają podobne regulaminy, od których przestrzegania się zobowiązujemy, zakładając sobie na nich konto. Ich zapisy przewidują możliwość usunięcia użytkownika, jeśli będzie on zachowywać się w nieodpowiedni sposób, również opisany w tego typu regulaminach.

Może to kwestia tego, że dokument stworzony przez prywatną spółkę ma mniejszą moc odstraszania niż państwowa ustawa, a może to dotychczasowa pobłażliwość tych serwisów powodują, że użytkownicy wobec mediów społecznościowych mają inne oczekiwania niż wobec tradycyjnych mediów. Rozumieją oni, że jak się dodzwonią do radia czy telewizji i są na antenie na żywo, to nie powinni bluzgać i przeklinać, natomiast nie dostrzegają tego typu ograniczeń na Facebooku czy Twitterze. Istnieje tam domniemana totalna wolność publikowania czegokolwiek. Domniemana, bo to nieprawda, serwisy te od czasu do czasu kogoś tam zablokują.

Twitter naruszył wolność słowa? To by znaczyło, że przed powstaniem Twittera wolności słowa nie było

Wyrzucając z grona użytkowników prezydenta USA, Twitter oczywiście nie naruszył wolności słowa, ponieważ nie ma mocy jej odbierania czy też przydzielania. Twitter jest spółką prawa handlowego, która nie zajmuje się wolnością słowa. Gdyby blokowanie dostępu do Twittera było tożsame z naruszaniem wolności słowa, wtedy należałoby uznać, że przed powstaniem tego serwisu w ogóle tej wolności nie było. Co więcej, akcjonariusze spółki Twitter mogą w każdej chwili na walnym zgromadzeniu przegłosować, że kończą działalność i likwidują spółkę. I co wtedy? Wolność słowa zaniknie zupełnie?

Twitter to tylko jeden z wielu różnych kanałów dystrybucji treści. A że akurat Donald Trump był od niego uzależniony, to pewnie stanowi to dla niego problem. Ale na pewno nie oznacza, że nie może dalej publicznie opowiadać o tym, o czym opowiada od dwóch miesięcy i przez co został z mediów społecznościowych wyrzucony, czyli o tym, że wybory w USA zostały sfałszowane i że w związku z tym ludzie powinni, delikatnie mówiąc, coś z tym zrobić. W związku z tym, że teza o sfałszowaniu wyborów jest całkowicie nieprawdziwa i nie udało jej się udowodnić w jakimkolwiek z wielu sądów w wielu stanach, w których sztaby Trumpa wniosły pozwy, wzywanie do działania na podstawie tej kłamliwej tezy można kwalifikować jako próby podżegania do zamachu stanu. Obywatele amerykańscy będący właścicielami Twittera mogli więc usunąć konto Trumpa chociażby z pobudek patriotycznych, całkowicie pozabiznesowych, chcąc chronić legalne władze w swoim własnym kraju. Zapewne wielu na ich miejscu zrobiłoby podobnie.

Po wykopaniu Trumpa Twitter powinien tylko zyskać. Nie wiem, dlaczego traci

Możliwe jednak, że przy okazji, nie wiem czy celowo, czy nie, zmieniają charakter produktu. Nawet jeśli akurat teraz nic nie zmienia się w obowiązujących od dawna regulaminach korzystania z serwisu, to tak spektakularny ruch, jak usunięcie urzędującego prezydenta, może zmienić powszechne postrzeganie tego serwisu w oczach użytkowników.

Twitter może stracić główną cechę charakterystyczną mediów społecznościowych. Może przestać być postrzegany jako miejsce prawie nieograniczonej bezkarności, gdzie można wypisywać najgorsze i najokropniejsze bzdury na dowolny temat o dowolnej grupie ludzi, lub pojedynczych osobach. Twitter w końcu pokazał, że jednak przejmuje się tym, co publikują jego użytkownicy. W tym kontekście przestał być „społecznościowy” i został medium zupełnie „tradycyjnym”, w którym o tym, co się publikuje, a co nie, decyduje jakieś grono osób zorganizowane najczęściej w ramach jakiejś redakcji.

Jeśli tylko ten nowy, ostrzejszy kurs będzie stosowany nie tylko wobec politycznych celebrytów takich jak Trump, ale wobec wszystkich, to dzięki temu Twitter w przyszłości może być miejscem lepszym i bardziej atrakcyjnym dla użytkowników, a to z kolei może być korzystne dla strony biznesowej tego przedsięwzięcia. Dlatego nie do końca rozumiem, dlaczego reakcją rynku na wyrzucenie Trumpa z Twittera był spadek notowań, a nie ich wzrost. Być może inwestorzy obawiają się, że tak śmiały ruch sprowokuje polityków (wszystko jedno z której partii) do ustawowego uregulowania serwisów „społecznościowych”, co stanowiłoby potencjalnie spore ryzyko dla firmy, bo nikt dziś nie wie, jak te regulacje miałyby wyglądać w szczegółach.

Natomiast pozostawiając ryzyko związane z ewentualnymi reakcjami legislatorów na boku, sam serwis moim zdaniem może być dzięki temu lepszy.

Mam wrażenie, że na początku jego pomysłodawcom chodziło o stworzenie kolejnego w sieci zupełnie bezpretensjonalnego, lekkiego, rozrywkowego serwisu dla młodzieży, która mogłaby sobie na nim prowadzić quasi-pamiętniki w stylu „wczoraj zrobiłam tamto i dzisiaj robię coś innego”. Do dziś, gdy otworzymy okno z nowym tweetem, widzimy w nim zachęcające nas do napisania czegoś proste pytanie, „co się dzieje?”.

Czas pozbyć się z Twittera innych polityków ziejących nienawiścią i nawołujących do przemocy

W kolejnych latach Twitter został jednak skolonizowany przez tysiące polityków i hordy ich oddanych psychofanów, prowadzących ze sobą nieustanne kłótnie i walki. Jako wieloletni użytkownik Twittera, który korzysta z niego dziś już tylko z powodów zawodowych, muszę przyznać, że jest to miejsce absolutnie obrzydliwe. Gdyby nie to, że można na nim tworzyć sobie własne listy użytkowników, których się śledzi i nie trzeba korzystać z jednego ogólnego feedu, byłoby zupełnie nie do wytrzymania, tyle jest tam głupot i nienawiści. Jest to miejsce wyczerpujące emocjonalnie. Ktoś, kto tam funkcjonuje od wielu lat, z pewnością nauczył się już tak dobierać źródła tweetów i konstruować listy obserwowanych użytkowników, aby unikać tego, na co patrzeć nie chce. Ale ci, którzy dopiero wchodzą na ten serwis, mogą z łatwością na samym początku nadziać się na tak przerażające ilości bezinteresownej głupoty i taki stek bzdur, że ich reakcją, jeśli są wystarczająco rozumni, może być po prostu ucieczka. Niewiele jest bowiem osób, które tego potrzebują w życiu. Może właśnie dlatego Twitter jako serwis od lat rośnie wolniej niż na przykład Facebook, na którym też jest sporo hejtu, ale jest on postrzegany bardziej jako narzędzie do kontaktu z prywatnymi przyjaciółmi i rodziną. Twitter jest od kontaktu ze sferą publiczną, a nie prywatną.

Może gdyby Twitter zaraz po zablokowaniu Trumpa zająłby się blokowaniem kolejnych adoratorów przemocy, nienawiści i bezsensownych teorii spiskowych, po jakimś czasie znów zrobiłby się z niego zupełnie sympatyczny serwis, przyciągający więcej użytkowników. A więcej użytkowników i mniej antagonizujących politycznie treści to kombinacja, którą reklamodawcy powinni polubić, bo pamiętamy przecież, że Twitter działa tak samo jak większość zwykłych serwisów informacyjnych w sieci: zarabia na reklamach.

REKLAMA

Może więc w dłuższym terminie pozbycie się Trumpa, pomimo początkowego spadku jej wartości na giełdzie, spowoduje wzrost wartości tej firmy. Wzrost wynikający z tego, że media społecznościowe w końcu przestaną być społecznościowe, bo akurat ta cecha ma i od strony społecznej, a także od strony biznesowej, więcej wad niż zalet.

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA