REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka

Rachunki za prąd to wina Brukseli? Rząd sprytnie steruje niezadowoleniem związkowców

Rząd starał się jak mógł i w końcu zrobił energetyczny szpagat. Górników uspokoił umową społeczną, z kolei energetyków i ciepłowników udało się przekonać, że to Bruksela każe nam szybko wyganiać węgiel. I to administracja UE powinna być adresatem wszelkich o polską transformację energetyczną, a nie premier Morawiecki i jego ekipa.

12.06.2021
9:49
zwiazki-zawodowe-prawo
REKLAMA

O zaplanowanej na 9 czerwca w Warszawie demonstracji organizowanej przez Ogólnopolski Komitet Protestacyjno-Strajkowy Spółek Energetyczno-Górniczych, Okołoenergetycznych i Ciepłowniczych mówiło się od paru tygodni. Związkowcy, z którymi o tym rozmawiałem, przekonywali, że w ten sposób chcą przypomnieć rządowi, że energetyka to nie tylko górnicy. I żeby w końcu premier Mateusz Morawiecki inaczej spojrzał na polską transformację energetyczną.

REKLAMA

Jednak niejako w rozkroku stoi „Solidarność” Piotra Dudy, któremu nie do końca pasuje wieszanie psów na obecnej władzy. Dlatego dość umiejętnie kieruje gniew związkowców w stronę Brukseli.

Bo Bruksela chce zabrać polskie miejsca pracy

Związkowcy przekonują, że tak rozpisana transformacja energetyczna skazuje nas na import energii. Ich zdaniem bardzo dobrze to ukazała ostatnia awaria w Elektrowni Bełchatów, która – jak twierdzą organizatorzy manifestacji w Warszawie - „doprowadziła do pięciokrotnego wzrostu cen zakupu energii”. Uważają jednocześnie, że bez „stabilnego systemu energetycznego i ciepłowniczego, opartego na krajowych zasobach uzależnieni będziemy od dostaw węgla i gazu z krajów sąsiednich”.

„Będziemy za to płacić w comiesięcznych rachunkach za prąd i ciepło – gdzie dowolność regulacji ceny będzie dniem powszednim dla obcego kapitału” - ostrzegają związkowcy.

A wszystkiemu podobno jest winna Bruksela. Dlatego trzeba UE powiedzieć głośne „nie” i należy wskazać unijnym urzędnikom, że „energetyka w Polsce winna być oparta na krajowych rozwiązaniach”. Rewolucja energetyczna na innych zasadach - jak twierdzą związkowcy - będzie oznaczać likwidację wielu miejsc pracy. Nie ma też zgody na wzrost „parapodatku za emisję” w systemie ETS, ponieważ „miliony Polaków na własnych barkach odczuwają rygorystyczna politykę Unii Europejskiej”.

Transformacja energetyczna: Turów już pokazał taktykę rządu

Związkowcom w żadnym stopniu nie przeszkadza, że tak po prawdzie Bruksela nic im nie obiecywała. O neutralności klimatycznej na głos na unijnych korytarzach zaczęto mówić wszak już w 2018 r. Potem Komisja Europejska przedstawiła główne założenia Zielonego Ładu, a Parlament Europejski zgodził się na nowy cel klimatyczny: redukcja emisji CO2 o 55 proc. do 2030 r. W tym roku zaś cenowe harce zaczął wyprawiać unijny system handlu emisjami ETS. Cena wyemitowania jednej tony dwutlenku węgla w ciągu raptem paru miesięcy najpierw przebiła granicę, 30, potem 40 i 50 euro.

REKLAMA

To wszystko było już wiadome we wrześniu 2020 r., kiedy rząd podpisał z górnikami harmonogram zamykania poszczególnych kopalni, rozpisany do 2049 r. Zresztą w tym dokumencie, a póżniej w samej umowie społecznej zapisano, że te wszystkie spisane postulaty wejdą w życie, o ile zgodzi się na nie Komisja Europejska. Od początku widziałem w tym zagrożenie, że rząd nie obroni swoich ustaleń z górnikami w Brukseli i cała złość za źle rozpisaną transformację energetyczną spadnie na Komisję Europejską, a nie na rząd. 

I tego właśnie teraz jesteśmy świadkami. Zresztą podobną taktykę polski rząd zastosował, jeżeli chodzi o Turów. Przecież Czesi od miesięcy chcieli na ten temat rozmawiać. Wysyłali przedstawicieli swojego rządu do Warszawy. Ale władza w Polsce nie miała do tego akurat głowy. I teraz zamiast bić się za to w pierś woli rozpętać awanturę z Czechami (być może zaraz też z Niemcami) na całą Europę. Winny temu ma być TSUE. Polski rząd znowu umywa ręce.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA