REKLAMA
  1. bizblog
  2. Felieton
  3. Społeczeństwo

Myślicie, że chodzi tylko o aborcję? Bzdura! Walka toczy się o władzę, wpływy i pieniądze

Tak, wszystko zaczęło się od wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Ale to była tylko iskra. W istocie chodzi o to, że kobiety wiąż nie są pełnoprawnymi podmiotami w społeczeństwie, wciąż chcą za nie decydować mężczyźni, wciąż one mają prawo mieć mniej do powiedzenia niż oni. I doskonale pokazuje to ich rola w gospodarce.

16.12.2020
8:33
Strajk kobiet. Aborcja to tylko iskra
REKLAMA

Ostatni odczyt gender pay gap, a więc różnicy pomiędzy wynagrodzeniem kobiet i mężczyzn, wynosi w Polsce prawie 20 proc. - wynika z danych GUS.

REKLAMA

To skandaliczne. Ale prawda jest taka, że to też często wykorzystywany argument do manipulacji w walce o równość płac, bowiem do słów „kobiety zarabiają o 20 proc. mniej niż mężczyźni” z rozpędu niektórzy dodają „wykonując te samą pracę”. A to już nie jest prawda.

Z analiz firmy doradczej Hay Group wynika, że jeśli porównamy płace kobiet i mężczyzn na tych samych stanowiskach, różnica w zarobkach spada już tylko do 4 proc. Na korzyści mężczyzn oczywiście.

A więc tak duże różnice w zarobkach między płciami wynikają właśnie z tego, że wykonujemy różne prace i to właśnie struktura zatrudnienia jest winna tym dysproporcjom.

Ile kobiet zarządza, a ile analizuje

Kilka dni temu dyskusję na ten temat rozpoczęli na Twitterze dwaj znani ekonomiści - obaj pracujący w sektorze bankowym. Dane Hay Group pokazują, że w bankowości gender pay gap wynosi 5 proc., a więc kobiety zarabiają o 5 proc. mniej niż mężczyźni na tych samych stanowiskach. Tylko czy jest ich tam tam samo dużo co mężczyzn, szczególnie na stanowiskach kierowniczych czy analitycznych?

Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP wylicza:

Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole do tego zestawienia dorzucił statystki kobiet w zarządach wybranych banków:

A ja dorzucę kobiety w zarządach spółek giełdowych. Według InvESGo udział kobiet w zarządach i radach nadzorczych spółek notowanych na GPW to zaledwie 13 proc. Na 1455 członków zarządów i rad nadzorczych 189 to kobiety. A im mniejsza spółka, tym mniejszy udział kobiet. W poszczególnych indeksach warszawskiej giełdy udział kobiet wygląda tak:

  • WIG20 –18,5 proc.
  • mWIG40 – 13,0 proc.
  • sWIG80 –10,9 proc.

Kobiety pracują na niższych stanowiskach niż mężczyźni

Ze wspomnianego już raportu Hay Group wynika, że  na stanowiskach najniższych liczba zatrudnionych kobiet jest prawie dwukrotnie wyższa niż mężczyzn. Kobiety zajmują częściej stanowiska operacyjne, niewykwalifikowane, biurowe lub specjalistyczne.

Natomiast na najwyższych stanowiskach zatrudnionych jest o prawie 70 proc. mniej kobiet niż mężczyzn. To mężczyźni się kierownikami i dyrektorami i tendencję tę widać niezależnie od sektora gospodarki.

I nic w tym zaskakującego (niestety), dopóki nie przypomnimy sobie, że z kolei struktura wykształcenia jest po stronie kobiet, to odsetek kobiet jest większy, jeśli chodzi o posiadane wykształcenie wyższe i średnie.

Słabsi na rynku pracy obrywają mocniej

Efekt jest taki, że to kobiety obrywają mocniej podczas kryzysu gospodarczego wywołanego pandemią, ponieważ częściej wykonują proste prace wymagające kontaktu z drugim człowiekiem, które podczas lockdownu są redukowane w pierwszej kolejności.

Doskonale pokazuje to struktura bezrobocia w szczycie pierwszej fali pandemii w USA. Jak pisał wiosną „The Wall Street Journal”, kiedy w kwietniu w USA bezrobocie wzrosło do 14,7 proc. wśród kobiet wynosiło 16,2 proc., a wśród mężczyzn 13,5 proc. A jeszcze w lutym, zanim wybuchła pandemia, bezrobocie obu płci był na podobnym poziomie ok. 3,5 proc.

W Polsce zszokowały mnie niedawno dane Fundacji Sukces Pisany Szminką przygotowane na zlecenie miasta Warszawy. Wynika z nich, że 24 proc. badanych kobiet w Warszawie straciło pracę w ostatnich kilku miesięcy, a kolejnych 28 proc. zarabia mniej niż wcześniej. To tylko dane ankietowe przeprowadzone na próbie 524 kobiet mieszkających w stolicy, posiadających dzieci i aktywnych zawodowo, więc oczywiście nie ma mowy o tym, że o tyle zwiększyło się bezrobocie w stolicy.

A jednak można uzmysłowić sobie, że kobiety mogą czuć się zagrożone, niepewne, sfrustrowane, często też dyskryminowane. I na to wszystko ktoś wychodzi i mówi im, jak mają żyć w najbardziej intymnej sferze tak bardzo zespolonej z kodeksem etycznym i wyznawanymi wartościami.

Coś wybuchło. Ale narastało od lat, ba, od dekad. Za tą złością kobiet stoi frustracja, że ciągle są gorszym sortem. Podobny efekt widać było podczas protestów Black Lives Matter - ogromnej rzeczy protestujących chodziło nie tyle o dyskryminacje rasowe, ile wylewała się z nich frustracja wynikająca z kryzysu gospodarczego, utraty pracy, doznawania nierówności.

Nie ma wyjścia, potrzebujemy parytetów

W wielu krajach na różnych frontach równość płci próbuje się wymuszać. Wracając do tematów giełdowych, na początku tego roku Goldman Sachs ogłosił, że od połowy roku nie będzie wprowadzał na giełdę spółek bez kobiet we władzach. Albo bez przedstawiciela mniejszości. Ciekawe, że te grupy zostały postawione w jednym rzędzie.

Takie „wymuszenia” dzieją się też na poziomie władz, nie tylko firm komercyjnych. W 2018 roku Kalifornia wprowadziła prawo nakazujące do końca 2019 r. obowiązkowy udział przynajmniej jednej kobiety w radzie dyrektorów spółek giełdowych. Do końca 2021 r. minimalna liczba kobiet ma wzrosnąć do dwóch, jeśli rada składa się z pięciu osób oraz do trzech, jeśli rada składa się z sześciu lub więcej osób. Kara za naruszenie tego przepisu? Min. 100 tys. dol., a za notoryczne jego łamanie - 300 tys. dol.

Europa nie jest gorsza. Francja, Norwegia, Islandia i Norwegia wymagają, by we władzach spółek publicznych kobiety stanowiły min. 40 proc.

Kilka lat temu miałam mieszane uczucia co do takiego przymusowego wprowadzania parytetów w biznesie czy administracji publicznej. To krzywdzące i piętnujące. Była w tym jakaś złość, że przecież wcale nie potrzebujemy pomocy, jesteśmy silne, to tylko kwestia czasu, aż parytety staną się naturalne bez narzucania sztucznych limitów.

REKLAMA

A jednak nie. Dziś myślę, że nie staną się naturalne, albo wcześniej po prostu wyginiemy z powodu globalnego ocieplenia. Czasem trzeba coś wymusić, żeby stało się normą i doprowadziło do naturalnej równowagi. I choć feministką się nie czuję, jestem wdzięczna nawet tym radykalnym działaczkom, bo to jak w negocjacjach - trzeba wyjść od wysokiej stawki, żeby skończyć na rozsądnym kompromisie.

I jeśli tego kompromisu szybko nie ustalimy, to kobiety na ulicach będą coraz częściej. Tym razem z powodu aborcji, innym razem znajdzie się coś innego. Ale zawsze w gruncie rzeczy będzie chodziło o władze i pieniądze. I nic w tym złego, bo mamy do nich takie samo prawo jak mężczyźni.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA