REKLAMA
  1. bizblog
  2. Gospodarka

Zero kasy, dwucyfrowa inflacja i bezrobocie. Rząd ostrzega Polaków przed gospodarczym koszmarem

No i stało się. Rząd dał głośno wyraz obawom, że w nadchodzących kwartałach polską gospodarkę dopadnie stagflacja. O scenariuszu, w którym galopującej inflacji towarzyszy spowolnienie, opowiadała we wtorek w państwowej telewizji wiceminister rozwoju i technologii Olga Semeniuk.

12.04.2022
21:14
Zero kasy, dwucyfrowa inflacja i bezrobocie. Rząd ostrzega Polaków przed gospodarczym koszmarem
REKLAMA

Stagflacja w Polsce – jak widać – przestała być zjawiskiem, którym ekscytują się już tylko ekonomiści i dziennikarze. Zaczynają się jej bać również politycy.

REKLAMA

Przyglądając się sytuacji na świecie wydaje się, że musimy brać pod uwagę stagflację związaną z obniżeniem inwestycji w kraju, jak również z wyhamowaniem ekonomicznym

– zapowiedziała Olga Semeniuk w TVP 1.

Stagflacja to zjawisko ekstremalne, ale też rzadkie w gospodarkach rozwiniętych. Najbardziej znany przykład, czym może się skończyć niekontrolowany wzrost cen energii, to sytuacja, do jakiej doszło w latach 70. XX wieku.

Zaczęło się od embarga wprowadzonego przez OPEC na import ropy do USA po wybuchu wojny izraelsko-arabskiej w październiku 1973 roku. Jej ceny w ciągu dwóch lat wzrosły o ponad sto procent. To mocno podbiło ceny towarów i usług. Inflacja przekroczyła 10 proc., po raz pierwszy od zakończenia drugiej wojny światowej.

Rosnące ceny i słabnący dolar doprowadziły do załamania przemysłu i usług, PKB gwałtownie spadł, a jednocześnie stopa bezrobocia w ciągu dwóch lat podwoiła się, osiągając poziom 9 proc. Nagle się okazało, że bogatym Amerykanom zaczyna brakować środków do życia, trzeba było wprowadzić radykalne oszczędności, włącznie z reglamentacją paliw…

Wiceszefowa rozwoju Olga Semeniuk na koniec swojego wystąpienia w TVP dodała, że stagflacja to rzecz naturalna, jaka „dzieje się przy tego typu kryzysach gospodarczych”. Takie słowa w ustach członka rządu brzmią już jak ostrzeżenie.

Stagflacja to mocno wkurzony Kowalski

Trudno się dziwić. Duże wzrosty cen przy mikrym wzroście gospodarczym to mieszanka piorunująca, której niekorzystne działanie trudno zniwelować standardowymi sposobami. Tu trzeba precyzji neurochirurga.

Bo jak się do tego zabrać? Podwyższanie stóp procentowych oznacza utrudniony dostęp do finansowania. Pobudzanie konsumpcji i inwestycji, które mają napędzać wzrost gospodarczy, jest w takich warunkach o wiele trudniejsze. I odwrotnie, jeśli obniżymy stopy, może uda się pobudzić gospodarkę, niemal na pewno za to przyspieszymy wzrost cen. Jak się kończą takie eksperymenty, przekonują się na własnej skórze Turcy.

Dla polityków, zwłaszcza z ciągotkami populistycznymi, stagflacja może stać się pułapką. Gdy gospodarka się kręci, a ceny rosną, w górę idą też wynagrodzenia, więc nikt się nie burzy. Ale jeśli inflacja zasuwa w dwucyfrowym tempie, pensje stoją w miejscu i pojawia się bezrobocie, bo gospodarka wygląda jak autor po przebiegnięciu maratonu, w ludziach zaczyna wzbierać złość. Takiego wyborcy nie da się ugłaskać, wypłacając mu co miesiąc nawet i 1500 plus.

Ceny energii mogą podciąć skrzydła gospodarce

Drożyznę już mamy odpowiednio rozpędzoną. 1 kwietnia Główny Urząd Statystyczny podał, że w marcu inflacja wyniosła rok do roku 10,9 proc., a miesiąc do miesiąca 3,2 proc. W najbliższy piątek poznamy więcej szczegółów na temat wzrostu cen. Niewykluczone, że wstępny wynik zostanie zrewidowany. Nie zdziwiłbym się, jeśli wzrost cen ogłoszony w Wielki Piątek okazałby się wyższy niż ten z prima aprilis.

 class="wp-image-1764493"
Źródło: GUS

Na razie żaden ekonomista nie odważył się jeszcze obniżyć prognozy wzrostu PKB Polski do zera. W najnowszej z 11 kwietnia Bank Światowy zjechał o 0,8 p.p. do 3,9 proc. Sęk w tym, że musimy brać pod uwagę również pesymistyczne scenariusze.

Ceny surowców energetycznych, paliw i energii elektrycznej, w związku z wojną w Ukrainie i sankcjami nakładanymi przez Zachód na Rosję cały czas rosną, a to oznacza, że łatwo mogą zdusić aktywność produkcyjną w wielu branżach. Jakby tego mało, wciąż zmagamy się z odziedziczonymi po koronawirusie przerwami w dostawach wielu produktów, co oznacza kolejne przestoje w fabrykach. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się w motoryzacji.

Rafał Hirsch niedawno w Bizblog.pl napisał, że przed dalszym wzrostem inflacji uratować nas mogą tylko pesymizm i strach:

Pesymistyczny konsument, najlepiej taki wystraszony i przekonany o tym, że będzie coraz gorzej, to konsument, który nie szasta kasą i raczej wstrzymuje się z decyzjami o większych wydatkach (…). A takie zachowanie jest przecież wyraźnie antyinflacyjne – skonstatował.

REKLAMA

Oby miał rację. Z badania GUS wynika, że przyszłość widzimy raczej w czarnych barwach, ale rząd nie ustaje w dosypywaniu kasy Polakom, ostatnio choćby przez zapowiedź obniżenia podatków (wiadomo w przyszłym roku wybory do Sejmu). Może teraz zacznie studzić nastroje, byśmy nie wpadli z tego powodu w zbyt dobry nastrój.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA