REKLAMA
  1. bizblog
  2. Zakupy

Masz dzieci? Uważaj, do Biedronki wrócił słynny pluszakowy gang

To ten dzień. 26 sierpnia do sklepów Biedronki w całej Polsce wkracza trzecia odsłona Świeżaków, od ubiegłego roku przemianowanych na Słodziaki. Na razie akcja okazuje się dla Biedronki żyłą złota, sieć zyskuje miliony złotych na darmowej reklamie i klientach, którzy zostawiają w kasie więcej, niż mieli zamiar. Czy Jeronimo Martins ma w ręku Świętego Graala marketingu?

26.08.2019
14:35
Słodziaki w Biedronce. Rusza nowa odsłona słynnej promocji
REKLAMA

fot; YouTube/SklepyBiedronka

REKLAMA

Kiedy Świeżaki po raz pierwszy pojawiły się w sklepach wydawało się, że będzie to kolejna zwykła akcja lojalnościowa. Zostawiasz u nas, drogi kliencie, pieniążki, a w zamian dostajesz naklejki. Naklejki wymieniasz na pluszowe zabawki. Nic nadzwyczajnego.

Słodziakowy amok

Ale stało się inaczej. Polaków, po wejściu poprzednich edycji, ogarniało coś w rodzaju zbiorowej psychozy. Spokojni na co dzień klienci, zaczynali się awanturować, bo dostali o naklejkę za mało. Fora internetowe zapełniły się błagalnymi prośbami o zabawki, padały propozycje o charakterze seksualnym.

Część osób postanowiła się zresztą nie rozdrabniać i po prostu kradła naklejki prosto z kasy. Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze wydała nawet w tej sprawie specjalny komunikat. Było to tuż po tym, jak jedna z klientek zawinęła 2 tys. naklejek za 1350 zł. Groziło jej za to nawet do osiem lat więzienia.

Nic dziwnego, bo choć zabawki wymienia się za naklejki za darmo, nie jest to tania zabawa. Dziennikarze szybko policzyli, że do zdobycia wszystkich pluszaków potrzebne są zakupy na kwotę nawet 11,8 tys. zł. A czasu mało, bo akcja Gang Słodziaków trwa nieco ponad 3 miesiące i kończy się równo 1 grudnia.

Popularność maskotek

Skąd wziął się fenomen pluszakowego gangu? Socjolodzy tłumaczą, że dzięki ograniczeniu dostępności Słodziaków, stały się one dobrem, które nie jest powszechnie dostępne i którego posiadanie podbija nasze poczucie prestiżu. To oczywiście dość subiektywna ocena, biorąc pod uwagę, że Biedronka rozdała już miliony tych maskotek.

Biedronka dała nam maskotkę, którą można było zdobyć praktycznie bez wysiłku. A skoro dają za darmo, to dlaczego nie wziąć? Polakom włączył się też instynkt zbieracza – analizuje w rozmowie z bizblog.pl Wojciech Walczak z agencji Melting Pot.

Ekspert dodaje, że dużą rolę odegrał też sposób zdobywania punktów. Jedna naklejka była wydawana za zostawienie w kasie 40 zł. Sieć miała jednak mnóstwo bonusów. Dodatkowy punkt można było zdobyć za kupno warzywa lub owocu, produktu ze specjalnej listy, albo użycie karty Moja Biedronka. Łącznie za owe 40 zł można było więc dostać nawet 4 naklejki.

Kupuje owoce, czyli robię coś dobrego. Ten mechanizm zakłada, że nie tylko zbieram maskotki, ale i dbam o swoje dzieci. W dodatku same maskotki były estetycznie wykonane, a kilkuletnie dzieci, do których są kierowane, są już w stanie pociągnąć rodziców do kasy. To miks mikrodziałań, który wygenerował popyt - komentuje Walczak.

To, co zadziałało przy okazji pierwszej i drugiej edycji, nie musi się jednak powtórzyć w trzeciej. Trzeba jednak pamiętać, że akcja, tak jak poprzednie, rusza w okolicach początku września. O ile jednak wcześniej pluszaki okazały się samograjem, tym razem ich rola może ograniczyć się do innego celu.

Sieć chce ściągnąć ludzi do siebie, by przy okazji kupili wyprawkę szkolną. Ten ruch wydaje mi się przemyślany pod tym kątem – zastanawia się ekspert.

I w ten sposób rozważania na temat sukcesu trzeciej odsłony akcji schodza na dalszy plan. Sam szum wywołany jej startem może skłonić rodziców do zostawienia pieniędzy na przybory szkolne akurat w Biedronce. Według Deloitte przeciętna polska rodzina wyda na ten cel 1718 zł (1388 zł w przypadku rodzin z jednym dzieckiem). Zdecydowanie jest się po co schylać, nawet jeżeli entuzjazm Polaków do kolekcjonowania nowego gangu miałby się ograniczyć tylko do pierwszego miesiąca promocji.

Byle do świąt

REKLAMA

Inna sprawa, że w ten sposób Jeronimo Martins marketingowo zagospodarowuje sobie okres, który zakończy się dopiero przed świętami Bożego Narodzenia. Czyli kolejnym zakupowym samograjem.

To szansa na przypomnienie się klientom. U mnie akcja wywołuje lekkie znużenie, dla dzieci też nie ma w tym elementu świeżości. Choć w tak zwanym międzyczasie na rynek weszło nowe pokolenie, które nie miało jeszcze z nią styczności. Myślę, że akcja zakończy się sukcesem, ale nie będzie to szał porównywany z ubiegłymi latami – podsumowuje Walczak.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA