REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka

Prezydent USA naopowiadał Europie bajek. Biden nie ma gazu, który nam obiecał

USA wcale nie musi uratować nas przed gazowym kryzysem, choć w obietnice Joe Bidena, kiedy był z wizytą w Europie, wszyscy chcieli uwierzyć. Tylko jest jeden problem: Biden nie powiedział, skąd ma zamiar wziąć gaz, który nam obiecał. To „bufonada” i „magiczne myślenie”.

05.04.2022
5:11
Prezydent USA naopowiadał Europie bajek. Biden nie ma gazu, który nam obiecał
REKLAMA

Zbrodnie wojenne w Buczy, które w niedzielę poruszyły cały świat, skłoniły europejskich polityków do kolejnego kroku. W poniedziałek „Financial Times” poinformował, że prezydent Francji Emmanuel Macron chce wprowadzenia embarga na rosyjski węgiel i ropę. O gazie z Rosji milczy.

REKLAMA

Nie milczy na ten temat Austria. Ustami ministra spraw zagranicznych Alexandra Schallenberga mówi wprost: nie dla embarga na rosyjski gaz i Bucza tego nie zmieni. Bo sankcje powinny uderzać w tych, w których są wycelowane. Bo Austria bowiem jest bardzo mocno uzależniona od dostaw rosyjskiego gazu: 80 proc. austriackiego importu tego surowca pochodzi właśnie z Rosji.

Jak odciąć Putina od pieniędzy?

Nie tylko zresztą Austria jest uzależniona. W 2021 r. 45 proc. unijnego importu gazu pochodziło z Rosji – to 155 mld metrów sześciennych, które kupowaliśmy od Putina. Jak z tym skończyć?

Na początku marca Międzynarodowa Agencja Energii przedstawiła 10-punktowy plan, a w nim m.in. niepodpisywanie nowych kontraktów gazowych z Rosją, przyspieszenie rozwoju energetyki słonecznej i wiatrowej, maksymalne wykorzystanie istniejących źródeł energii jak energia jądrowa oraz maksymalizacja dostaw gazu z innych źródeł.

Dzięki temu planowi według MAE da się zmniejszyć import rosyjskiego gazu do UE o ponad 50 mld metrów sześciennych w ciągu zaledwie roku, a to już 1/3 wszystkiego, co kupujemy od Rosji.

I tu wjeżdża Joe Biden cały na biało, który podczas wizyty w Europie ogłosił, że jeszcze w tym roku USA zapewnią Europie dodatkowe 15 mld metrów sześciennych amerykańskiego gazu LNG, a komentatorzy się ucieszyli, że to konkret, który padł z ust amerykańskiego prezydenta, a wcale nie musiał. Ale to ciągle 15 mld m sześc. wobec 155 mld, jakie kupujemy z Rosji. A i to okazuje się niepewne, bo Biden mógł nam naobiecywać na wyrost.

Biden zapomniał powiedzieć, jak, skąd i kiedy ma zamiar zdobyć dodatkowe 15 mld m sześc. gazu. Bo na pewno nie od krajowych producentów – komentował kilka dni temu Alex Mills, były prezes Texas Alliance of Energy Producers.

Ten komentarz zaczął się rozchodzić po branżowych amerykańskich serwisach, aż zaczęto zupełnie głośno mówić o tym, że Biden trochę nazmyślał i nawet „The Wall Street Journal” napisał, że obietnice Bidena to myślenie magiczne.

Dlaczego?

„World Oil” napisał:

Bufonada energetycznej polityki prezydenta nie zna granic. […] W ogniu konfliktu zbrojnego na Ukrainie, z przetaczającymi się przez Europę obawami o stabilność dostaw, przy wysokiej cenie ropy i wściekłej inflacji w ojczyźnie, prezydent Biden kontynuuje niewiarygodnie ignorancką politykę, którą kształtuje ideologia, a nie praktyczne podejście.

Jak to? Amerykańscy gazownicy narzekają, zamiast się cieszyć, że prezydent otworzył im drzwi do nowego rynku? Nie bardzo, bo najwyraźniej są większymi realistami, którzy w dodatku mają na pieńku z Białym Domem.

Joe Bidenowi nie ufają jego rodzimi gazownicy

Amerykańscy urzędnicy zarzucają branży manipulowanie cenami, branża urzędnikom proekologiczne zmiany w polityce energetycznej USA oraz rzucanie kłód pod nogi w postaci kolejnych i kolejnych wymogów i barier i hamujących inwestycje i rozwój sektora.

„The Wall Street Journal” wyjaśnia, o co w tym wszystkim chodzi. Otóż skoro Biden i gazownicy mają kosę, nie ufają sobie wzajemnie, to nie będą sobie ufać i w tym przypadku. Przekształcanie gazu w płynną postać wymaga długoterminowego inwestowania. A co jak wojna w Europie minie, Europejscy politycy wrócą do business as usual i cofną sankcje na Rosję? Wtedy amerykański gaz nie będzie potrzebny, a branża zostanie z miliardami utopionymi w inwestycje na rozwój eksportu i w dodatku z prezydentem, który będzie ją chciał „zadusić”, skoro przyczyny polityczne, dla których teraz się do niej uśmiecha, minęły.

Po drugie, nie da się zwiększyć wydobycia z dnia na dzień i nie da się zwiększyć przepustowości terminali LNG z dnia na dzień. Budowa 13 nowych terminali LNG w USA, o przepustowości 258 mld m sześc. gazu rocznie była już nawet zaplanowana, ale się nie rozpoczęła. A takie inwestycje nie trwają miesiąc.

Po trzecie, niemożliwe jest zwiększenie mocy produkcyjnych z dnia na dzień. Branża twierdzi, że aby znaleźć te dodatkowe 15 mld do końca bieżącego roku, trzeba by anulować albo renegocjować kontrakty z innymi klientami pozaeuropejskimi.

Po czwarte nie ma wystarczająco dużo statków przystosowanych do przewodu LNG. „Financial Times” pisał niedawno, że europejscy kupcy desperacko szukają na ryku takich statków. Mogą nie znaleźć.

Po piąte Europa może nie mieć infrastruktury do odbioru tej ilości gazu. Nie mają jej na pewno Niemcy, którzy o takim gazoporcie jak ten nasz w Świnoujściu tylko marzą. A jakby chcieli w końcu go sobie zbudować, potrwa to pięć lat.

REKLAMA

Czy to znaczy, że od Putina nie da się odciąć? Da się. Ale raczej nie z dnia na dzień i nie bez pomocy konsumentów. Jak szacuje Międzynarodowa Agencja Energetyczna obniżenie temperatury w ogrzewanych pomieszczeniach zaledwie o 1 stopień to oszczędność 10 mld m sześc. gazu rocznie w skali całej Unii – dwie trzecie tego, co obiecał nam amerykański prezydent i trudno będzie mu to dowieźć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA