Widmo groźnej patologii krąży po Polsce. Pracownicy ZUS ujawniają Bizblog.pl kulisy kontroli L4
Wychodzi na to, że kontrolowane matki na działalności gospodarczej dostają rykoszetem. ZUS od paru lat wszystkim Polakom przykręcił śrubę, biorąc pod lupę ogół świadczeń chorobowych. Zawsze to prościej niż poprawiać dziurawe jak durszlak prawo, przez które wyciekają miliony z państwowej kasy. Efekt jest taki, że z jednej patologii, jaką jest masowe wyłudzanie zasiłków, powoli popadamy w kolejną, groźniejszą, bo urzędową.
O kontrolowanych przez ZUS matkach na działalności gospodarczej piszę od pewnego czasu. Rozmawiam z kobietami, dopytuję o szczegóły sam Zakład. I do tej pory byłem przekonany, że to odgórna akcja i szukając kasy na realizację polityki socjalnej (np. trzynastą emeryturę), ZUS swoje sauronowe oko zwrócił ku kobietom prowadzącym własny biznes.
Na to, co dzieje się w Zakładzie, oczy otworzyły mi rozmowy z byłymi pracownikami ubezpieczyciela. Przepracowali w ZUS-ie od kilku do 30 lat. I wszyscy jak jeden mąż mówią: to nie kobiety są celem, ale beneficjenci wszystkich świadczeń Zakładu.
O młodych matkach jest ciut głośniej, bo temat jest nośny medialnie i drażliwy społecznie, ale panie naprawdę dostają rykoszetem.
- Kontrole ZUS nie mogą wyglądać jak złośliwe nękanie. Kto pomoże młodym matkom?
- 5000 zł zasiłku to skandal. ZUS samowolnie wymierza sprawiedliwość
- Rewolucja w L4. Zmiany, które wejdą w 2020 roku, to ziszczenie koszmaru tysięcy Polaków
Centrala ZUS wprowadza standard: 2 proc. do kontroli
Wszystko zaczęło się dawniej, niż wszyscy się spodziewają, bo w 2011 r. Wtedy warszawska centrala ZUS przekazała do regionalnych i lokalnych oddziałów nowe standardy oceny. „Po to, żeby klasyfikacja oddziałów mogła przebiegać w bardziej sprawny sposób”. Placówki ZUS rywalizują pod względem liczby przeprowadzonych kontroli i cofniętych świadczeń. Jak policjanci w liczbie wypisanych mandatów.
Taki oddziałowy wyścig szczurów
– słyszę od byłych pracowników ZUS.
Ale żeby reguły gry były jasne i takie same dla wszystkich, wprowadzono standard: w każdym kwartale każdy oddział ZUS ma skontrolować co najmniej 2 proc. z ogólnej liczby zasiłków chorobowych. Te informacje znajdują potwierdzenie w statystykach, które oficjalnie udostępnia ZUS.
Od stycznia do września 2019 r. Zakład przeprowadził 468 tys. kontroli – o 30 proc. więcej niż rok wcześniej, wstrzymując i cofając wypłaty na 155 mln zł – o 9 mln więcej niż przed rokiem.
Wprowadzenie odgórne takich zasad potwierdza mi były pracownik, który był związany z ZUS-em przez 26 lat, ostatnie osiem przepracował w wydziale kontroli zasiłków w oddziale ZUS Legnica.
Proszę mi wierzyć, że owe 2 proc. to potężną liczba dokumentów do przejrzenia. Wprowadzenie takich standardów siłą rzeczy musiało odbić się na samych kontrolach. Te zaś nie były wynikowe tylko ilościowe. Jak praca na akord. Centrala ZUS zainteresowana była tylko ilością. Jakość ich nie obchodziła
– przekonuje jeden z moich rozmówców.
A jak sprawa trafi do sądu? „Zobaczymy, co będzie”
Trzeba to raz na zawsze wyraźnie powiedzieć: w naszym kraju mamy spory, legislacyjny problem z możliwością płacenia przez przedsiębiorcę wyższych składek tylko po to, żeby później z tego tytułu czerpać większe świadczenia. I faktycznie co roku ZUS ma styczność z fikcyjnymi firmami zakładanymi tylko i wyłącznie w tym celu.
Sygnalizowałem problem moim przełożonym i mówiłem im, że kłopotem są przepisy prawa, które trzeba zmienić
– wspomina były pracownik ZUS-u z Legnicy.
Ale zamiast pochylić się nad tym. centrala ZUS postanowiła zmienić front.
Nakazano pracownikom wydawanie decyzji, nawet jeśli była ona z góry skazana na porażkę w sądzie. Nieraz słyszeliśmy, że jak taka osoba chce, to może się bronić przed sądem i zobaczymy, jak sobie poradzi
– przekonują mnie pracownicy ZUS-u.
Czym powodowana jest taka taktyka? Celowaniem w odzyskanie jak największych pieniędzy, Przecież nie jest tajemnicą, że na 100 osób, które dostały decyzję o wstrzymaniu wypłaty jakiegoś świadczenia przez ZUS i zwrotu wcześniej wypłaconych z tego tytułu pieniędzy – odwołuje się raptem 30, w porywach 40 osób. Reszta spełnia żądania i przekazuje Zakładowi konkretne pieniądze. Czysty zysk.
A do tego specjalny filtr w aplikacji
Zdaniem moich rozmówców wzmożenie kontroli ZUS zasiłków chorobowych trwa od ok. 3 lat.
Ponieważ gra toczy się o to, żeby w kasie państwa było jak najwięcej gotówki do ponownego rozdysponowania, trzeba łapać się każdego rozwiązania gwarantującego szczelność systemu. Podobnym tropem rozumowania musieli pójść w ZUS-ie i zdecydowali się na założenie specjalnego filtra. Dzięki niemu Zakład wie, że płatnik poszedł na chorobowe w pracy, gdzie ma etat, ale czynności związane z umową zleceniem w tym samym czasie też wykonywał na rzecz innego zleceniodawcy. Można więc do niego zapukać i zażądać zwrotu pobranego zasiłku chorobowego. Skoro wypełniał inne obowiązki, musiał być zdrowy i brał pieniądze z ZUS-u niesłusznie.
Problem w przepisach, ale ustawodawca się nie przejmuje
Moi rozmówcy doskonale zdają sobie sprawę ze skali wyłudzeń. Tu nikt nikogo o koloryzowanie nie oskarża.
Tak naprawdę każdy chorujący oficjalnie przedsiębiorca dalej pracuje, tylko nie każdy daje się złapać. Ale ustawodawca od lat ma to w nosie
– słyszę od byłych pracowników ZUS.
Ustawa o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa pamięta jeszcze czasy ubiegłego stulecia. Jest z 25 czerwca 1999 r. Owszem, z licznymi zmianami, ostatnia z września 2019 r. została wprowadzona w związku z wdrażaniem rozwiązań w obszarze e-zdrowia.
Dzisiaj słyszymy, że przepisy prawa skutecznie uniemożliwiają sytuację, w której rejestruje się działalność gospodarczą tak naprawdę na trzy dni, wyższe składki opłaca się przez jeden dzień i potem wyciąga się rękę po wyższe z tego tytułu świadczenie. Ale to nie jest prawda. Owszem, trudniej to zrobić niż dawniej, ale dalej jest to możliwe
– przekonuje były pracownik legnickiego oddziału ZUS.
ZUS lubi, jak prawo działa wstecz
Pracownicy Zakładu zwracają uwagę jeszcze na jeden, ważny ich zdaniem aspekt. Otóż nie trzeba wcale dodatkowych przepisów, żeby ZUS wreszcie przestał udowadniać wszem i wobec, że prawo może działać wstecz. Nie brakuje przykładów kontrolowanych osób, które kilka lat temu przekładały już temu samemu ZUS-owi komplet dokumentów. Ten, na ich podstawie, stwierdzał, że wszystko jest w porządku. Teraz do sprawy wraca, zmieniając wcześniejszą decyzję i nakazując zwrot pobranych świadczeń, oczywiście wraz z odsetkami.
Wielokrotnym i powtarzanym kontrolom sprzeciwiają się kobiety skupione wokół facebookowej grupy „Ruch Społeczny Kobiety na DG kontra ZUS”, które mają propozycje zmian dla Zakładu. Według nich w tym celu konieczne jest m.in. wprowadzenie przez ZUS konkretnych zasad przestrzeganych przez inspektorów.
Wysłaliśmy w tej sprawie pytania do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej oraz do ZUS. Na razie cisza. Jak tylko otrzymamy odpowiedzi – opublikujemy je.
Najnowsze w Bizblog.pl
- Myślicie, że bunt przedsiębiorców zaskoczył rząd? Błąd, premier Morawiecki ma w zanadrzu bazookę
- Górnicy pokazali swoją wersję umowy społecznej. Rządową wyrzucili do kosza
- Boeing 737 MAX znowu będzie latał po Europie. Już w przyszłym tygodniu dostanie zielone światło
- Alibaba szykuje w Polsce sieć automatów paczkowych. Te plany mogą zepsuć giełdowy debiut InPostu
- Duże zmiany w Allegro. Miesięczna opłata za pakiet Smart! idzie w górę
Obywatele powinni obecne „nasze” Państwo „podać” do dymisji… Za nasze pieniądze robią nam we wszystkim pod górę – coś tu jest bardzo nie po kolei.
[…] więcej 17 grudnia 2019 admin Zakład Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) ← Absurd: drukarnia uznana za pocztę […]
ZUS woli kasę przeznaczyć na premie i zakup nowego systemu informatycznego niż dla osób, które faktycznie są chorzy i świadczenie im się należy. ZUS jednak wszystkich traktuje jak potencjalnych „wyłudzaczy publicznych pieniędzy” i kontroluje, aby znaleźć jakikolwiek haczyk, aby przypadkiem pieniędzy nie wypłacić. W ZUS to standard.
Czy wie ktoś, jak wygląda w praktyce sprawa w sądzie z ZUSem? Ja miałem nieprzyjemność założyć taką sprawę zusowi.
W wyznaczonym dniu, stawiam się pod salą rozpraw. Na drzwiach same sprawy ZUS przeciwko …, a na końcu moja przeciwko ZUS. Opóźnienie ok. godziny, czekam ja i jakiś adwokat. W pewnym momencie drzwi się otwierają i adwokat wchodzi. Kilkanaście minut później jestem ja wezwany. Po początkowych formalnościach, sprawdzeniu dowodu itd., sędzina mi wyjścia, że łaskawie daje mi szansę na wycofanie pozwu, żeby nie musiała mnie obciążać wysokimi kosztami rozprawy i tego adwokata, reprezentującego ZUS. Na moje protesty, że czemu ja miałbym być obciążony kosztami, przecież płaci ten, co przegrywa, zostaję wspólnymi siłami sędziny i adwokata ZUS wyśmiany, a mój pozew uznany za niepoważny, bo decyzje, jakie wskazałem jako nieprawidłowe, „dyrektor ZUS ma prawo …” itd. A wszystko z lekceważeniem i śmiechem wspólnym sędziny i adwokata ZUS.
Ile osób w tym momencie widząc, że to klika, którą sobie wzajemnie rączki myje, zdecyduje się brnąć dalej? Przecież już jest jasne, że sprawa przegrana i konieczna dalsza strata czasu i pieniędzy na odwołanie się do wyższej instancji. A tam będzie inaczej?
Na to właśnie liczy ZUS, bo wie, jak ma dogadane w lokalnych sądach – znaczna część poszkodowanych nie będzie walczyć z nimi w kolejnych poziomach sądów pomimo, że zostanie skrzywdzona. I to jest właśnie patologia.
Moim zdaniem, kierujący ZUSem po udowodnieniu, że celowo działa na szkodę obywateli, powinni ponieść odpowiedzialność karną. Urzędnik, który wydał nieprawidłową decyzję, powinien ewentualne odszkodowania płacić ze swojego prywatnego majątku. Nie byłoby patologii, gdyby każdy z nich 10x przemyślał swoją decyzję wiedząc, że nie jest bezkarny. Patologia wynika właśnie z poczucia bezkarności.
Nas trzeba kontrolować, bo cwaniactwo to nasza cecha narodowa. Jakość przepisów nie ma tu nic do rzeczy. Choćby w życie wchodził idealny, prosty paragraf, pierwszą myślą Polaka jest „jak mogę to ominąć?” Te 2% to jest i tak śmiesznie mało w porównaniu ze skalą cwaniactwa w naszym kraju.
Nas trzeba kontrolować, bo cwaniactwo to nasza cecha narodowa. Jakość przepisów nie ma tu nic do rzeczy. Choćby w życie wchodził idealny, prosty paragraf, pierwszą myślą Polaka jest „jak mogę to ominąć?” Te 2% to jest i tak śmiesznie mało w porównaniu ze skalą cwaniactwa w naszym kraju.