REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka

Możemy całkowicie zbanować rosyjską energię. O ile w końcu przestaniemy hamować rozwój OZE

Ekolodzy i eksperci przyklaskują derusyfikacji polskiej gospodarki, Ale zwracają uwagę, że bez szybszego rozwoju odnawialnych źródeł energii ta sztuka może się nie udać. Tymczasem do istniejących regulacji, które w zgodnej opinii hamują polskie OZE, mają dołączyć kolejne. Po energetyce z wiatru w kość tym razem ma dostać ta ze słońca.

31.03.2022
9:58
OZE-w-Polsce-farma-Kleczew
REKLAMA

Potrzebujemy natychmiastowego odblokowania inwestycji w odnawialne źródła energii. Tymczasem to właśnie rząd premiera Morawieckiego odpowiada za trwałą i niestety niezwykle skuteczną blokadę rozwoju OZE – uważa Przemysław Słowik, wiceprzewodniczący Zielonych. Wtóruje mu Joanna Flisowska, szefowa działu Klimat i Energia w Greenpeace Polska, która zwraca uwagę, że co roku wysyłamy zagranicę dziesiątki miliardów złotych na import ropy, gazu i węgla.

REKLAMA

A przecież te pieniądze mogłyby zostać w Polsce, gdyby rząd postawił na mądre inwestycje w krajowe OZE, w oszczędzanie energii i transport publiczny - przekonuje Flisowska.

Eksperci wskazują, że w Polsce największym kłopotem OZE wcale nie jest brak funduszy, tylko fatalne przepisy prawa. Najnowszy raport Eclareon nie pozostawia złudzeń: nasz kraj zajmuje 8. miejsce wśród członków UE pod względem barier legislacyjnych wycelowanych w zieloną energię. Niechlubne podium zajmują Węgrzy, Włosi i Irlandczycy. Z kolei najmniej prawo przeszkadza OZE w Luksemburgu, Niderlandach i w Finlandii.

Fotowoltaika ma mieć swoją zasadę 10H

Niepokojące jest zwłaszcza to, że nie dość, że rząd specjalnie nie kwapi się z usuwaniem już obecnych barier w polskim prawie, to dodatkowo pracuje nad kolejnymi. Chodzi o nowelizację przepisów o planowaniu przestrzennym. Inicjatorzy zmian w tym zakresie proponują, żeby farmy fotowoltaiczne mogły powstawać nie na podstawie warunków zabudowy a miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Zdaniem ekspertów to wydłuży całą procedurę z paru miesięcy do nawet kilku lat, co z kolei skutecznie wyhamuje rozwój polskiej fotowoltaiki. 

Ministerstwo Rozwoju i Technologii chyba uznało, że każde warunki zabudowy równają się wybudowaniu farmy słonecznej, a że warunków zabudowy dla farm PV wydano tysiące, może stwierdzono, że trzeba ten proces jakoś uporządkować – zastanawia się w rozmowie z Portalem Samorządowym Paweł Konieczny, wiceprezes zarządu Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Słonecznej (PSES).

Konieczny tłumaczy, że w praktyce liczba wydanych warunków zabudowy dla farm fotowoltaicznych tylko w nieznacznym procencie przekłada się na budowę instalacji słonecznych. Bo bywa niekiedy tak, że pozwolenie na budowę jest, ale nie ma możliwości przyłączenia do sieci.

W scenariuszu, gdy lokalizacja farm PV byłaby możliwa tylko na podstawie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, czas oczekiwania na to, żeby sprawdzić, czy farmę można przyłączyć do sieci, czy nie, byłby tak długi, że utrzymywanie przez firmy zespołów projektowych przestałoby mieć sens – mówi wiceszef PSES.

OZE w Polsce, czyli nowelizacja, której nikt nie widział

Eksperci boją się, że po przyjęciu tych przepisów prawa, które powstawanie nowych farm fotowoltaicznych dodatkowo jeszcze skomplikują – będziemy mieli do czynienia z podobną sytuacją, jak w energetyce wiatrowej. A tutaj już od 2016 r. obowiązuje zasada 10H, wedle której nowe turbiny na lądzie muszą być oddalone od zabudowań mieszkalnych o dystans odpowiadający co najmniej 10-krotnej wysokości wiatraka wraz z łopatami. Think-tank Emberzwraca uwagę, że takie hamowanie energetyki wiatrowej koniec końców może uniemożliwić Polsce realizację unijnych celów klimatycznych do 2030 r.

Polskie prawo dotyczące lądowej energetyki wiatrowej musi zostać natychmiast zmienione – uważa Paweł Czyżak, starszy analityk danych energetycznych i klimatycznych w Ember.

Gotowa jest już nowelizacja tych regulacji. Utrzymuje podstawową minimalną odległość wiatraków od zabudowań, ale samorządy terytorialne zyskują w tym zakresie większą autonomię. Jeśli będzie taka możliwość, w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego będą mogli brać pod uwagę mniejszą odległość wiatraków od zabudowań mieszkalnych, przy czym nie może być to mniej niż 500 metrów.

Przedstawiciele rządu średnio dwa razy w miesiącu obiecują zmianę prawa w tym zakresie. Ostatnio wiceminister klimatu i środowiska Ireneusz Zyska, w odpowiedzi na poselską interpelację, zasugerował, że nowelizacja zasady 10H mogłaby trafić do Sejmu w I kwartale 2022 r., co już, jak wiadomo, nie będzie miało miejsca. Najnowszy termin podobno dotyczy drugiego kwartału.

Jesteśmy przekonani, że uelastycznienie tych przepisów jest potrzebne – stwierdziła niedawno minister klimatu i środowiska Anna Moskwa, ale żadnego harmonogramu czasowego przy tej okazji nie przedstawiła. 

Tymczasem Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, ostrzega, że bez złagodzenia zasady 10H w tym roku, Polska, konsumenci i gospodarka będą mieli ogromne problemy.

Górny limit mocy, za którą można wypłacić pieniądze

Nie wszyscy też dobrze oceniają zmiany, które wchodzą w życie już za chwilę, bo 1 kwietnia 2022 r. Od tego dnia prosumenci swoją nadwyżkę energetyczną będą sprzedawali z powrotem do sieci po cenach hurtowych, a kupowali już po detalicznych. Po okresie przejściowym od 1 lipca już wszystkich będzie obowiązywał system net billing. 

Nowy prosument będzie mógł nawet zarobić na sprzedaży prądu ze swojego systemu – zakłada Jacek Grelewicz, prezes Copernicus Sun, który w tym celu porównuje cenę rynkową i cenę regulowaną energii. 

Bartłomiej Jaworski, senior product manager w Eaton, zwraca jednak uwagę, że w rozliczeniu miesięcznym lub godzinowym ceny energii nie zawsze będą korzystne dla prosumenta. 

Trzeba pamiętać, że moc produkują nie tylko instalacje przydomowe, ale też duże farmy. Jeśli w danym momencie do sieci trafi dużo energii z fotowoltaiki, cena sprzedaży będzie spadała. Jej właściciele za oddane nadwyżki dostaną więc mniej – tłumaczy Jaworski.

REKLAMA

Zmiana prawa w tym zakresie ma w pierwszej kolejności promować energetyczną autokonsumpcję. Pieniądze ze sprzedaży nadwyżek energii przez rok będą w „depozycie”. Konsumenci będą mogli płacić tymi środkami za moc pobieraną z sieci, a niewykorzystane kwoty będą wypłacane.

Z nadprodukcji prosumenci dostaną maksymalnie 20 proc. wartości mocy wprowadzonej do sieci w danym miesiącu. Nie będzie się więc opłacało przewymiarowywanie instalacji i montowanie paneli o większej mocy niż na własne potrzeby – uważa ekspert Eaton.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA