REKLAMA
  1. bizblog
  2. Pieniądze

Politycy wciskają bogaczom hojne prezenty. Najpierw wakacje kredytowe, a teraz krociowe zyski i zero ryzyka

Rozkręciła się na dobre dyskusja o tym, by NBP w ramach walki z inflacją zaoferował Polakom obligacje, na których solidnie zarobią, a wtedy przestaną tyle wydawać w sklepach. Ostatnio pisałam, że według części ekonomistów te obligacje powinny być oprocentowane przynajmniej na poziomie inflacji, i to od zaraz. Ale nie wszyscy są zdania, że takie obligacje dostępne dla każdego to dobry pomysł. Dlaczego pozwalamy lepiej sytuowanym obywatelom na bezodsetkowe odsuwanie rat (wakacje kredytowe) i jeszcze chcemy im dać pełną ochronę oszczędności? – pyta Mateusz Urban, ekonomista Oxford Economics. 

03.09.2022
7:58
Politycy wciskają bogaczom hojne prezenty. Najpierw wakacje kredytowe, a teraz krociowe zyski i zero ryzyka
REKLAMA

Dlaczego niby tylko lepiej sytuowanym? Bo to ci mają oszczędności, biedni ich nie mają. I to również ci mają zdolność kredytową – kredyty hipoteczne ma ta najlepiej zarabiająca część społeczeństwa. Na to właśnie zwrócił uwagę Mateusz Urban, ekonomista Oxford Economics, kiedy pytałam go, czy w ogóle warto się bawić w nowe obligacje, które miałby wypuścić NBP.

REKLAMA

Jacek ostatnio zresztą pisał w Bizblog.pl, że z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że z wakacji kredytowych skorzystali głównie właśnie bogaci. Przyznam, że ten argument etyczny Mateusza Urbana zupełnie zbił mnie z nóg. Ale faktycznie, Urban ma rację.

Dla tzw. przeciętnego Kowalskiego – jak i dla perspektywy walki z inflacją – o wiele lepiej byłoby, gdyby banki podwyższyły oprocentowanie depozytów bieżących i lokat, bo ich dostępność i zrozumienie jest znacznie większe.

Zwykły Kowalski obligacji po prostu i tak mógłby się bać i z nich nie skorzystać, a lokaty nie boi się nikt.

Ale to nie jedyny, ani nie najważniejszy argument za tym, że nowe obligacje antyinflacyjne to zły pomysł.

Kredytobiorcy na skraju katastrofy

Po pierwsze ekonomista wskazuje, że Ludwik Kotecki niepotrzebnie obawia się, że dalsze podwyżki stóp mogą spowodować katastrofę u kredytobiorców i instytucji.

Do pewnego stopnia rozumiem obawę o negatywne konsekwencje dalszego podnoszenia stóp procentowych, ale należy pamiętać, że wakacje kredytowe znacznie złagodziły ich negatywny wpływ na sytuację gospodarstw domowych, pomagając też tym, które takiego wsparcia nie potrzebowały

-– zauważa Mateusz Urban.

Obstaje więc przy tym, że kolejne umiarkowane podwyżki nie powinny wywołać „katastrofy” u kredytobiorców. 

Obligacje inflacyjne podbiłyby koszty obsługi długu

Po drugie, ekonomista nie widzi potrzeby wprowadzania kolejnego narzędzia do oszczędzania, takiego jak obligacje NBP, ani nie jest przekonany, że byłoby ono skuteczne w walce z inflacją. 

Z jednej strony to byłby z założenia podobny instrument do już istniejących obligacji detalicznych Skarbu Państwa, który różniłby się emitentem i – jak domniemywa – oprocentowaniem. Przy czym oprocentowanie można przecież jeszcze nieco podnieść dla oferty obligacji rządowych detalicznych, co zresztą ostatnio już się i tak do pewnego stopnia stało.

Z drugiej strony zbyt wysokie oprocentowanie obligacji (np. zrównanie ich z inflacją) stanowiłoby ryzyko arbitrażu. Mówiąc wprost, większość oszczędzających przerzuciłaby się na korzystniejsze obligacje NBP z obligacji rządowych, a to wymusiłoby znaczny wzrost oprocentowania tych drugich i w konsekwencji wzrost kosztów obsługi polskiego długu. Znowu źle.

Obligacje inflacyjne są to zbyt egzotyczny instrument

Po trzecie, ileż to roboty?

Nie jestem też do końca pewny, w jakim czasie NBP jest operacyjnie w stanie przygotować takie narzędzie do oszczędzania i, co jeszcze istotniejsze, sprawić, że będzie one łatwe w obsłudze i znane obywatelom. Pamiętajmy, że nawet obligacje detaliczne są dość mało popularną formą oszczędzania pieniędzy

– zastrzega Urban.

I podkreśla, że w lipcu sprzedaż detalicznych obligacji rządowych sięgnęła 10,33 mld zł, ale to i tak przecież niewiele wobec 60 mld zł, jakie wpłynęło na bankowe lokaty. A więc znowu „nie” dla pomysłu nowych obligacji.

Inflację trzeba zbić, ale inaczej

REKLAMA

Ekonomista, choć podkreśla, że nie ma gotowej recepty na wzrost cen, to wskazuje jednak na szereg koniecznych działań:

  • powinna zadziałać polityka komunikacyjna NBP (jasne zobowiązanie do „ściągnięcia” inflacji do celu)
  • polityka międzynarodowa oznaczająca osiągnięcie kompromisu w sprawie KPO, co przełożyłoby się na silniejszego złotego
  • polityka regulacyjna – ograniczenie podwyżek cen energii regulowanej, ale w sposób targetowany, czyli bardziej dla biedniejszych gospodarstw domowych, a nie równo dla wszystkich
  • polityka podatkowa, co oznacza podwyżki podatków i tzw. windfall tax dla sektorów zarabiających na zwyżce cen energii.
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA