REKLAMA
  1. bizblog
  2. Felieton /
  3. Pieniądze

Nowy pomysł na ugody frankowe. Szaleństwo, prawnicy kredytobiorców postanowili upokorzyć banki?

Prawnicy mają nowy pomysł na ugody frankowe. Ma to być kompromis pomiędzy unieważnieniem umowy w sądzie a ugodami proponowanymi przez KNF. Tylko komuś coś się tu najwyraźniej pomyliło, bo banki nadal mają w nosie propozycję KNF, nie mówiąc o tym, żeby pójść na ustępstwa jeszcze o krok dalej. Efekt? Liczba pozwów rośnie w niektórych miastach nawet o 800 proc.

10.08.2021
6:13
Nowy pomysł na ugody frankowe. Istne szaleństwo, prawnicy kredytobiorców chcą upokorzyć banki?
REKLAMA

Konflikt dotyczący kredytów frankowych narasta, mimo że pozornie chwilowo w przestrzeni jest cisza. Ta cisza to wyczekiwanie na posiedzenie Izby Cywilnej Sądu Najwyższego zaplanowane na 2 września. 

REKLAMA

Ale od czasu do czasu coś ten pozorny spokój przerywa. Tym razem przerwali ją prawnicy frankowiczów, którzy mają nowy pomysł na rozwiązanie problemu. Tylko że ten pomysł nie ma najmniejszych szans, żeby posunąć nas choćby o centymetr do przodu. To raczej mieszanie herbaty w nadziei, że zrobi się od słodsza. Właściwie to mieszanie w dosłownym sensie, bo nowy pomysł na spór frankowy to nic jak tylko pokrzykiwanie.

Bo KNF daje za mało

Ustalmy najpierw, jaka jest stawka. Z jednej strony frankowicze walczący o wszystko mają do wygrania w sądzie unieważnienie umowy. Jeśli sąd tak zdecyduje, kredyt jest za darmo, a do wygrania z bankiem są wielkie pieniądze.

Z drugiej strony w grudniu 2020 r. KNF położył na stół ugody, polegające na tym, że kredyt zostaje potraktowany, jakby od początku był kredytem złotowym. To oznacza, że następuje przewalutowanie po kursie z dnia zaciągnięcia, ale jednocześnie kredyt zostaje przeliczony, tak jakby od początku obowiązywało oprocentowanie oparte na stawce WIBOR, a nie LIBOR, a więc wyższej. Zamiana LIBOR-u na WIBOR sprawia, że zyski frankowicza trochę się kurczą, ale nadal to on jest w tej sytuacji wygranym, a bank traci i to sporo.

To według mnie sensowna propozycja. I logiczna. I uczciwa wobec zadłużonych w złotówkach. I jeszcze pięć lat temu frankowicze daliby się pokroić za takie warunki przewalutowania, ale ani sektor finansowy, ani politycy nie chcieli o tym słyszeć. Dziś już jednak apetyty frankowiczów urosły i coraz więcej z nich chce walczyć w sądzie o najwyższą stawkę - unieważnienie umowy i kredyt zupełnie za darmo.

I niby nie mamy danych, ilu frankowiczom taka ugoda na warunkach KNF by nie odpowiadała, bo chcą ugrać więcej. Wiemy za to, że to bankom takie ugody nie odpowiadają, bo po miesiącach prac na koncepcją KNF spośród banków z największym portfelem kredytów we frankach tylko PKO BP chce dogadać się w ten sposób z frankowiczami. A i ten bank coś kręci, bo ugody miał masowo oferować w czerwcu, teraz zapowiada rozpoczęcie całego procesu na jesień, a czy jeszcze się z tego nie wycofa, to się okaże.

Tymczasem prawnicy frankowiczów zachowują się, jakby banki pchały się do nich drzwiami i oknami, chcąc zawierać, ugody, ale to frankowicze nie są zainteresowani takim rozwiązaniem. Według nich, propozycja KNF dalej za mało. No i właśnie wymyślili nową koncepcję, którą przedstawili na łamach serwisu prawo.pl.

Zyski bierzemy my, a stratami musimy się podzielić

Nowy pomysł to modyfikacja propozycji KNF. Polega ona na tym, że owszem, przewalutujmy kredyt po kursie z dnia zaciągnięcia, więc wszystkie „zyski walutowe” bierzemy my, ale stratą wynikającą ze zmiany LIBOR-u na WIBOR musimy podzielić się z bankiem.

Prawnicy proponują, żeby stawka WIBOR w przewalutowanym kredycie obowiązywała, ale dopiero od momentu przewalutowania, natomiast za okres do tego momentu, by liczyć klientom nadal niższą stawkę LIBOR. 

Moim zdaniem rozsądną propozycją kompromisową, którą przedstawiłem już na debacie u Rzecznika Finansowego, będzie potraktowanie kredytu jako złotowego z oprocentowaniem opartym na WIBOR, ale dopiero od dnia zawarcia ugody, a wcześniej jako kredytu złotowego bez powiązania z kursem waluty obcej, ale opartego na stawce oprocentowania jak w umowie kredytowej, czyli LIBOR

– mówi prawo.pl adwokat dr Jacek Czabański.

W praktyce tym, co stoi zwykle na przeszkodzie zawieraniu ugód, jest właśnie zwiększone wstecznie oprocentowanie, które czyni tego typu propozycje ugodowe mało atrakcyjnymi, kasując za ostatnie kilkanaście lat całą nadpłatę

– podkreśla z kolei Tomasz Konieczny, partner w Kancelarii Prawnej Konieczny, Polak, Partnerzy.

Po pierwsze, to nieprawda, że podwyższone oprocentowanie kasuje całą nadpłatę, a jeśli nawet tak się dzieje, to w nielicznych wyjątkowych przypadkach. A po drugie, wydawało mi się, że tym, co stoi na przeszkodzie zawieraniu ugód nie jest to, że kredytobiorcy ich nie chcą (bo prawie nikt im jeszcze tego nawet nie zaproponował), ale to, że to banki ich nie chcą!

Tymczasem prawnicy, twierdząc że szukają kompromisu, by spotkać się w połowie drogi, przesuwają ten punkt spotkania jeszcze dalej poza granicę, która już dziś jest przez banki nieakceptowalna. Przecież to szaleństwo.

Chociaż może i nie. To taktyka negocjacyjna. Nie możemy dostać tego, o co gramy, więc udawajmy, że gramy o więcej, żeby dostać mniej, czyli w sam raz.

Ale zabawne jest to, jak prawnicy przy okazji sprytnie manipulują.

Taka konstrukcja będzie też zachęcać banki do szybkiej ugody, gdyż zawarcie jej będzie oznaczać podwyższenie oprocentowania

– mówi prawo.pl Jacek Czabański.

Że niby taka ugoda oparta na nowym pomyśle oznacza wzrost oprocentowania po zmianie stawki z LIBOR na WIBOR? Wolne żarty! Ktoś tu zapomniał, że na stole jest propozycja podwyższenia oprocentowania od momentu zaciągnięcia kredytu, a nie od momentu przewalutowania. Nowy pomysł oznacza zatem jeszcze większe straty dla banków. Z pewnością nie będą przebierać nogami, żeby doprowadzić do takich ugód.

Lawina pozwów wzbiera

Banki raczej ciągle stosują strategię „wait and see”. Czekają głównie na orzeczenie Sądu Najwyższego, najpierw czekali całą wiosnę, ale w maju Sąd Najwyższy przeciągnął sprawę. Teraz czekają na 2 września.

Tylko że klienci już nie chcą czekać. Niedawno MondayNews pisał na podstawie danych uzyskanych ze wszystkich sądów okręgowych w Polsce, że w pierwszej połowie 2020 r. wpłynęło łącznie 11,6 tys. pozwów frankowych, a w samym styczniu 2021 r. – 23,3 tys., co oznacza skok o 100 proc.

Są jednak miejsca, gdzie frankowa fala pozwów wezbrała jeszcze mocniej. Rekordowy wzrost liczby spraw sądowych odnotowano w Gliwicach – ponad 821 proc., w Elblągu – 394 proc., Radomiu wyniósł 387 proc. i Koninie – 361 proc.

REKLAMA

Banki ewidentnie nie mają pojęcia, co z tym zrobić. No, chyba, że pomoże im Sąd Najwyższy.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA