REKLAMA
  1. bizblog
  2. Felieton

Koszmar nie luksusowy lot. Sikali na siebie, bili, próbowali wyważać drzwi 10 km nad ziemią

Podróżowanie samolotami dawno przestało kojarzyć się z luksusem i prestiżem. Coraz częściej jest wręcz odwrotnie. Pokłady pełne są mniej lub bardziej wstawionych pasażerów. Samo w sobie nie byłoby to pewnie problemem, gdyby nie to, że między pijanymi podróżnymi regularnie dochodzi scysji. A na wysokości 10 tys. metrów nie jest to zbyt bezpieczne.

04.06.2022
7:04
Samoloty zamieniają się w speluny. Linie lotnicze powinny wprowadzić zakaz picia
REKLAMA

Nie ma tygodnia, by media nie pisały o pijackich awanturach na pokładach samolotów. Niektóre to prawdziwy hard core. Niespełna miesiąc temu dwaj bracia pobili się na gołe pięści w trakcie lotu linii Jet2 z Londynu na Kretę. Jeden z nich był zalany w sztok. Nie mając sił dojść do toalety, oddał mocz na swojego brata. Służby znalazły pod siedzeniem 1,5-litrową butelkę Ciroc Vodka.

REKLAMA

Zabawa kosztowała obu panów 50 tys. funtów, a ich współpasażerów – prawie 4-godzinne opóźnienie. Nieco wcześniej podobna mało przyjemna historia spotkała Polaków lecących z Warszawy na Wyspy Zielonego Przylądka. Samolot musiał po drodze wylądować na Wyspach Kanaryjskich, by pozbyć się pijanego mężczyzny, który w trakcie lotu słownie i fizycznie atakował innych pasażerów.

Ryanair przesadza. Głównie z pobłażliwością

Tego typu historie trafiają do mediów z zadziwiająco dużą regularnością. Przeglądając doniesienia o incydentach na pokładach samolotów z ostatnich tygodni, trafiłem też m.in. na gościa, który będąc pod wpływem próbował otworzyć drzwi samolotu w trakcie podróży. Podejrzewam jednak, że te opisy pijackich bijatyk to jedynie wierzchołek góry lodowej.

Raptem kilka miesięcy temu pisałem, że Federalna Administracja Lotnictwa w USA notuje rocznie kilkaset incydentów z pijanymi pasażerami, a Ryanair na niektórych trasach z Wielkiej Brytanii do Hiszpanii zaczął zaglądać do bagażu podręcznego. Lowcost uniemożliwia w ten sposób wnoszenie na pokład alkoholu zakupionego w strefie bezcłowej. Szczerze? Myślę, że irlandzki przewoźnik jest zbyt pobłażliwy.

Spożywanie i sprzedaż alkoholu na pokładzie powinna zostać przez regulatorów lotniczych odgórnie zabroniona. Pracownicy linii lotniczych powinni zostać uzbrojeni w alkomaty, które przy odprawie stałyby się tak naturalnym narzędziem jak koszyki, do których wkłada się torby podróżne, by sprawdzić ich rozmiary. Tylko w ten sposób branża lotnicza ma szansę wyplenić pijaństwo w samolotach.

REKLAMA

Dodajmy zresztą, że w po wprowadzeniu takiej regulacji pilnowanie zakazy spożycia leżałoby w żywotnym interesie przewoźników. Linie nie nabijałyby już kabzy sprzedażą procentów na pokładzie. Pijany pasażer stałby się wyłącznie uciążliwością. Pozostali klienci nie musieliby drżeć o swoje bezpieczeństwo lecąc 10 tys. metrów nad ziemią, loty nie byłyby opóźnione o długie godziny z powodu szarpanin ze stewardami i interwencji służb lotniskowych. Czysty profit.

A minusy? Być może ceny biletów skoczyłyby nieznacznie w górę, bo przewoźnicy w jakiś sposób musieliby przecież zrekompensować sobie utracone dochody. Niewielki koszt, biorąc pod uwagę, że ryzyko iż jakiś napruty jak szpadel jegomość storpeduje nasze służbowe lub wakacyjne plany spadnie niemal do zera.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA